Immanuel Kant należał do ulubionych filozofów Tadeusza Szczurkiewicza. W ciągu swego życia wielokrotnie powracał on do ksiąg napisanych przez głównego ojca założyciela nowoczesnej filozofii i kultury myślenia teoretyczno-metodologicznego. Wygłosił o mędrcu z Królewca wiele wykładów. Pracował nad obszerną monografią filozoficzno-socjologiczną, której przedmiotem miała być myśl Kantowska. Nie udało się, jak dotąd, odnaleźć tej monografii wśród tekstów T. Szczurkiewicza, które nie zostały opublikowane za jego życia. 

 

O rozumie socjologicznym i jego krytyce

 

Kant nazwał Krytyką czystego rozumu swoje dzieło o fundamentalnych kwe­stiach filozofii i nauki. Czytamy w nim, iż istnieją dwa pnie ludzkiego poznania: rozum i zmysły. Dzięki zmysłowości przedmioty są nam dane w doświadczeniu. Natomiast rozum pozwala nam myśleć o przedmiotach. W myśleniu o świecie możemy nawet tworzyć idee, które wykraczają poza granice ludzkiego rozumu i dostępnej człowiekowi władzy poznania. Notorycznie owe granice były prze­kraczane przez tradycyjną filozofię i metafizykę. Kant podkreśla, że krytyka czystego rozumu oczyszcza nasz rozum i uwalnia go od błędów. Zajmuje się ona nie przedmiotami, lecz sposobami ich poznawania. Nie rozszerza poznania, ale je poprawia. Pozwala wykreślić wyraźne linie demarkacyjne między wiedzą wartościową a bezwartościową (Kant, 1957: 85-90).

T. Szczurkiewicz nie był oczywiście ani kantystą, ani neokantystą w filozofii. Nie budował swoich poglądów socjologicznych na podstawie żadnej filozofii. [13] Zgadzał się z Florianem Znanieckim, że jedyną podstawę socjologii powinno stanowić doświadczenie. Nawet najwyższej próby filozofia może wystąpić jedy­nie w charakterze narzędzi poznawczych, czyli środków i hipotez heurystycznych (Znaniecki, 1988: 5-7). T. Szczurkiewicz nie przekształcał też zasadniczych teorematów filozofii Karnowskiej w heurystyczne hipotezy socjologii. Mimo to zawarta w jego rozprawach analiza problemów socjologii teoretycznej zasługuje na miano krytyki rozumu socjologicznego.

Siedzibą rozumu socjologicznego jest przede wszystkim epistemologia i ontologia życia społecznego ludzi. Na przedmiot epistemologii społecznej składają się problemy typu: co to jest nauka, w jakim stosunku pozostaje wiedza naukowa do wiedzy pozanaukowej, takiej jak filozofia, myślenie zdroworozsądkowe i pra­ktyczne. Epistemologia zawiera też pytania: co to jest teoria, fakt, przyczynowość, wreszcie, co to jest socjologia, w jakim stosunku pozostaje ona do innych nauk społecznych. Przedmiot zainteresowań i analiz epistemologicznych można krót­ko określić jako teorię nauk o społeczeństwie oraz teorię wartościowych i po­zbawionych wartości sposobów myślenia o życiu społecznym ludzi. Epistemolo­gia współwarunkuje poglądy, które dotyczą natury bytu społecznego, czyli ontologię życia społecznego. Ontologia jest obecna w każdej świadomie lub milcząco przyjmowanej odpowiedzi na pytania: co to jest społeczeństwo, z jakich zasadni­czych składników jest ono zbudowane, co to jest państwo, gospodarka, religia, rodzina, w jakich pozostają one wzajemnie stosunkach. Dlaczego trwają, zmie­niają się, powstają i giną określone społeczeństwa ludzkie? Na przedmiot ontologii życia społecznego składają się więc, lepsze lub gorsze, ogólne teorie budo­wy, funkcjonowania i zmiany społeczeństw ludzkich.

T. Szczurkiewicz — w odróżnieniu od swego mistrza Floriana Znanieckiego — nie pozostawił nam systematycznej teorii poznania socjologicznego i ontologii tej części życia społecznego, którą bada socjologia. W jego analizach dominuje nie teoria rozumu socjologicznego, lecz krytyka tego rozumu: oczyszczanie i uwalnianie go od typowych błędów. Oczywiście zakłada ona milcząco zarys teorii. Szczurkiewiczowska krytyka ma charakter pozytywny. Jej właściwym przedmiotem nie są poszczególne osoby, lecz względnie uniwersalne style myśli teoretyczno-metodologicznej. Krytyk nie wykonuje jedynie pracy destrukcyjnej. Kreśli drogi pozytywnego ujęcia fundamentalnych problemów socjologicznych. Często przebywa duże kawałki tych dróg.

Zasadnicze znamiona Szczurkiewicza krytyki rozumu socjologicznego przed­stawił Jan Szczepański w artykule pt. Poglądy teoretyczno-metodologiczne Ta­deusza Szczurkiewicza (Szczepański, 1976: 1-8). Artykuł ten został też opubliko­wany [14] w zredagowanej przez Andrzeja Kwileckiego pracy zbiorowej; 60 lat socjologii poznańskiej (Kwilecki: 1981: 145-153). O właściwym Szczurkiewiczowi sposobie ujmowania problemów socjologii teoretycznej pisałem w tatach 1969 i 1976 (Kozyr-Kowalski, 1969:137-148; 1976:9-18). W 1975 roku ukazał się mój artykuł sprzed sześciu lat w języku angielskim (Kozyr-Kowalski, 1975 169-179).

 

 

Rozum kryptometafizyczny

 

Warunkiem koniecznym ukonstytuowania się socjologii jako nauki empiry­cznej było określenie jej pozycji wobec filozofii. Wybiegające śmiało poza granice doświadczenia systemy filozoficzne obciążała wieloznaczność i przed­wczesne uogólnienia. Panowała w nich metoda pozornej dedukcji, która ukrywała sofizmaty i paralogię. Taka dedukcja prowadziła do pustosłowia, mniej lub bardziej wyrafinowanego intelektualnie. Opierała się ona na arbitralnie obiera­nych założeniach. Tradycyjne systemy filozoficzne reprezentowały ten typ wie­dzy pozanaukowej, którą Znaniecki nazywał metafizyką. Socjologia nie mogła wystąpić jako nauka empiryczna bez wyzwolenia się od trzech głównych typów metafizyki: materialistycznej, idealistycznej i przeróżnych doktryn istoty czło­wieka lub natury ludzkiej (Znaniecki, 1971:112-197).

Rozprawy T. Szczurkiewicza przestrzegają nas, że nie przekształci się socjo­logii w wiedzę empiryczną poprzez rezygnację z lektury dzieł dawnych i współ­czesnych filozofów. Takiego rezultatu nie uzyska się też, eliminując wiedzę filozoficzną z programu studiów socjologicznych i z dziedziny zainteresowań socjologów. Byłyby to najprostsze drogi do zniewolenia teorii społeczeństwa i praktyki badań empirycznych przez najbardziej ujemne właściwości myśli meta­fizycznej. Nie może być dobrej socjologii, powiada słusznie Peter L. Berger, bez znajomości historii i filozofii. I dodaje, że odrobina wykształcenia w tych dwóch dziedzinach „pozwoliłaby na uniknięcie głupoty poniektórych prac socjologicz­nych” (Berger, 1995: 157). Jeśli wiedza filozoficzna nie jest składnikiem zawo­dowych kwalifikacji badaczy współżycia społecznego ludzi, to łatwo ulegają oni wpływom filozofii tradycyjnych oraz najbliższych myśleniu zdroworozsądkowe­mu. Taka lub inna filozofia przenika wówczas nieświadomie i do teorii socjologi­cznych, i do praktyki badań empirycznych. Przybiera tam formę struktury ukrytej lub —jak powiada T. Szczurkiewicz —zakapturzonej. Przekształca się w kryptofilozofię czyli w mimowolne, a nawet bezmyślne, stanowcze i arbitralne rozstrzyganie [15] fundamentalnych problemów filozoficznych w procesie analizy zagad­nień konkretnych, mniej lub bardziej szczegółowych, a także w czasie przygoto­wywania i prowadzenia badań empirycznych oraz opracowywania uzyskanych wyników.

Tadeusz Szczurkiewicz przedstawia w swoich Studiach socjologicznych (Szczurkiewicz, 1969) argumenty na rzecz tezy, że wszystkie analizowane i kry­tykowane przez niego wielkie kierunki i systemy socjologiczne — determinizmy naturalistyczne i psychologizm — występują w nowoczesnej socjologii w postaci kryptoteorii. Wraz z tymi systemami egzystują też, jako składniki socjologiczne­go rozumu, wyróżnione przez Znanieckiego typy metafizyki materialistycznej, idealistycznej i antropologicznej. Nowoczesna socjologia nadała im jedynie nowy status werbalny. Stały się one w niej kryptometafizyką. Samo dostrzeżenie kryptometafizyki, która ukrywa się za refleksją teoretyczną i praktyką badań empirycznych, wymaga znacznej wiedzy i kultury filozoficznej. Ale krytyka kryptometafizyki nie może polegać tylko na identyfikacji jakiegoś rozumowania lub analizy w kategoriach ogólnoteoretycznych lub filozoficznych. Doprowadzi to bowiem do przekształcenia takich pojęć jak determinizm geograficzny, determinizm demograficzny, antropologizm rasowy, psychologizm, ewolucjonizm, a tym bardziej nominalizm, realizm, materializm, idealizm, metafizyka w środki piętnowania i stygmatyzacji określonych stylów myślenia. Wówczas zatrzymamy się u progu nawet krytyki czysto filozoficznej i teoretycznej jakiegoś stanowiska lub poglądu występującego w socjologii. Upodobnimy teoretyczne i filozoficzne narzędzia krytyki naukowej do „stempelków na łeb", o których mówi Ballada o głupcach Bułata Okudżawy. Nawet zakapturzone rodzaje filozofii, które są obecne w socjologii, nie są krytykowane przez T. Szczurkiewicza w języku wyłącznie filozoficznym i teoretycznym. Zawsze konfrontuje on mimowolnie przyjmowane tezy filozoficzne z faktami i tezami ustalonymi przez nauki o spo­łeczeństwie i nauki przyrodnicze. Krytyka filozofii i kryptofilozofii socjologów za pomocą argumentów naukowych i merytorycznych to probierz powagi, z jaką traktuje się tezę, że socjologia stanowi dyscyplinę empiryczną. Jeśli ktoś zaczyna i kończy krytykę poglądów socjologicznych na przeciwstawieniu tez jednej filozofii tezom jakiejś innej filozofii, to dostarcza w ten sposób praktycznego dowodu, że nie bierze na serio deklaracji, iż socjologia uzyskała już status naukowy. Stają się wówczas pustymi słowami zapewnienia, że socjologia dyspo­nuje takimi metodami postępowania empirycznego, które pozwalają skutecznie odróżniać prawdę od fałszu, twierdzenie uzasadnione od nieuzasadnionego, teorię od hipotezy, wartościową pracę badawczą od badań pozbawionych wartości. [16]

Rozum ideologiczny i empirycystyczny

 

Znaniecki krytykuje często metafizykę idealistyczną za pomocą racji w zasa­dzie filozoficznych. Niejako zewnętrznych wobec myślenia socjologicznego Natomiast Szczurkiewicz odsłania kryptometafizykę idealistyczną w takich sposobach myślenia, które ojcowie założyciele socjologii: Marks, Tönnies, Durkheim, Weber, Pareto, Scheler nazywali ideologią (por. Kozyr-Kowalski, 1982). Ideo­logia od wieków towarzyszyła myśli ludzkiej i przez wieki zwalczano ją jako przeciwieństwo rzetelnego i materialnie prawdziwego myślenia. Nie nazywano jej jednak ideologią. Nie posługiwano się tym terminem do oznaczenia fałszywe­go ujęcia miejsca i roli idei w świecie ludzkim i przyrodniczym oraz w procesach poznawania rzeczywistości pozamyślowej. Ideologię identyfikowano za pomocą takich pojęć jak sofistyka, werbalizm, rezonowanie (Hegel), dialektyka erystyczna, erystyka (Schopenhauer: 1976,1994), retoryka, scholastyka pojęciowa (por. Kozyr-Kowalski, 1984: 11-37).

Obejmująca te wszystkie określenia ideologia jest nadal składnikiem rozumu socjologicznego. I będzie nim chyba zawsze. Podobnie jak wykroczenia socjolo­gów przeciw logice poprawnego formalnie myślenia. Poznanie teorii typowych błędów logicznych lub gramatycznych nie wyzwala automatycznie nikogo od grzechów wobec logiki formalnej i gramatyki. Ułatwia natomiast powstrzymy­wanie się od tych grzechów. Wiedza o właściwej sofistyce, paralogii, erystyce i retoryce sztuce przedstawiania fałszu jako prawdy, a prawdy jako fałszu, pra­wdopodobieństwa jako pewności, a pewności jako prawdopodobieństwa nie stanowi od dawna składnika wykształcenia i zawodowych kwalifikacji socjolo­gów. Nie znając teorii ideologicznego myślenia, które występuje w naukach społecznych oraz w praktyce życia publicznego i codziennego, popełniają oni znacznie więcej wykroczeń przeciw logice materialnej niż przeciw logice formal­nej i gramatyce. Rozróżnienie „logika formalna — logika materialna", do którego się tutaj odwołujemy, występuje już w pracy doktorskiej T. Szczurkiewicza (Szczurkiewicz, 1931: 51).

Rozprawy T. Szczurkiewicza mają bardzo mocną tonację antyideologiczną. Nie przepuszcza on żadnej okazji, aby oczyszczać rozum socjologiczny z wyra­finowanych często postaci pustosłowia, sofistyki, paralogii i aprioryzmu. Wska­zuje, że badacze dosyć często ujmują grupy społeczne w kategoriach radykalnego realizmu. Ten realizm polega m. in. na traktowaniu państwa, narodu, instytucji jako jakichś bytów lub osób pozaludzkich czy ponadludzkich. Kryje się za nim właściwa ideologii tendencja do reifikacji i personifikacji pojęć i kategorii. [17] Nie chroni nas przed kryptometafizyką idealistyczną ucieczka w nominalizm lub fikcjonizm, albowiem konstruuje się wówczas fałszywe wizerunki natury współ­życia społecznego ludzi. Szczurkiewicz ostro zwalcza werbalizm, tę odwieczną skłonność ideologów do zastępowania myśli przez słowa, mniej lub bardziej piękne, namaszczone i udające uczoność. Nie okazuje też wyrozumiałości myśli wyniesionej ponad rzeczywistość empiryczną, ponad fakty i stosunki między faktami realnego świata. Podkreśla mocno, że pojęcia i tezy są precyzyjnie określone i tracą mętność tylko wtedy, gdy pozwalają nam odnaleźć w realnej rzeczywistości te zjawiska i procesy, których istnienie zakładają, oraz odróżnić je od siebie. Nie można więc wypowiadać np. tezy o dominacji w jakiejś dziedzinie życia ludzkiego zjawisk politycznych nad gospodarczymi lub religij­nymi wtedy, gdy nie potrafi się względnie dokładnie odróżnić w empirycznej rzeczywistości tych trzech rodzajów zjawisk, zwłaszcza tam, gdzie przeplatają się one wzajemnie i wchodzą w dynamiczne i krótkotrwałe związki przyczynowo-skutkowe. Szczurkiewiczowskie pojmowanie precyzji zakłada budowę tego, co później nazwałem teorią identyfikacji i dyferencjacji struktur społecznych (Kozyr-Kowalski, 1988: 7-25). Szczurkiewicz zauważa, że socjologowie zbyt często kierują się w analizach teoretycznych i badaniach empirycznych zasadą, która pozwala im zupełnie arbitralnie ustalać sens określonych pojęć i terminów, a zwłaszcza przekształcać takie kategorie, jak: grupa społeczna, tłum, sugestia społeczna, opinia publiczna, stosunek społeczny, przemoc, stereotyp we „wszech­ogarniające formuły egzegetyczne".

Bardzo często rozum socjologiczny pragnie uniknąć ideologicznego aprioryzmu poprzez ucieczkę w faktolatrię i zdroworozsądkowy empiryzm. Płaci za to, wg Szczurkiewicza, nie tylko uzależnieniem się od potocznych banałów, lecz także pomieszaniem tez ogólnych z ogólnikowymi oraz swoistym oślepieniem. Badacz nie mający dobrej teorii socjologicznej nie może w ogóle dostrzec licznych faktów, a przede wszystkim różnorodnych relacji między faktami. Wiele z tych relacji ma charakter bardzo dynamiczny lub pojawia się w warunkach quasi-eksperymentu społecznego. I właśnie im przysługuje często duża donio­słość sprawcza. Sprowadzanie teorii socjologicznej do poziomu zdroworozsądko­wego empiryzmu powoduje, że socjologowie posługujący się kwestionariuszem ankietowym lub metodą wywiadu wykazują pośrednio, że rozum socjologiczny nie dorównuje mądrością rozumowi osób badanych. Nie jest on nawet w stanie dotrzeć i usystematyzować tej wiedzy o społeczeństwie, którą dysponują obiekty badań socjologicznych. Wiele lat przed C. Wright Millsem (Mills, 1959) i P. Sorokinem (Sorokin, 1958), R. Boudonem, A. Gouldnerem i R. K. Mertonem (por. Markiewicz-Lagneau, 1982: 218-219) Szczurkiewicz wykazywał, że obiegowy [18]  empiryzm lub, lepiej, empirycyzm jest nosicielem aprioryzmu i metafizyki filozoficznej. Ten gatunek wiary w niezawodność poznania zmysłowego, który gardzi refleksją teoretyczną ma skłonność do produkowania iluzji. Przez iluzje rozumie autor Studiów socjologicznych każde postrzeżenie, w którym wyobrażenia odtwórcze i wytwórcze tak warunkują wyobrażenia spostrzegawcza, że uzyskujemy zdeformowany, a więc w dużym stopniu nieprawdziwy wizerunek obiektywnych właściwości przedmiotu (Szczurkiewicz, 1969: 291). Obiegowy empirycyzm, któremu ulega wciąż niejeden socjolog, łączy mniej lub bardziej udolnie to, co Hegel nazywał zmysłowym gapieniem się i apriorycznym rezonerstwem (Hegel, 1994: 96). Inna postać metafizyki ideologicznej, która uniezależ­nia teorię socjologiczną i aparaturę pojęciową od rzeczywistości empirycznej, wyrasta wg Szczurkiewicza z pomieszania domysłu badawczego z hipotezą roboczą. Domysł badawczy może być jedynie potwierdzony lub zaprzeczony w procesie badań. Tego rodzaju afirmacja lub negacja nie wywiera jednak naj­mniejszego wpływu na wyjściowe założenia teoretyczno-metodologiczne. Tylko domysłem badawczym będzie teza, że większość rolników polskich odda w wy­borach parlamentarnych swoje głosy na stronnictwa ludowe wtedy, gdy jej prawdziwość albo fałszywość nie wprowadzi najmniejszej zmiany do sensu kategorii „rolnicy” i innych kategorii oznaczających tzw. grupy społeczno-zawo­dowe. Główna funkcja hipotezy roboczej polega na odkrywaniu nowych proble­mów teoretycznych i empirycznych oraz na sprawdzaniu, poprawianiu i rozwija­niu przyjętych na początku badań przesłanek teoretyczno-metodologicznych. Jeśli ktoś nie odróżnia domysłu badawczego od hipotezy roboczej, to będzie skłonny do przekształcania, przyjętej świadomie łub mimowolnie, teorii socjo­logicznej w aprioryczny, a więc i w ideologiczny składnik wszystkich etapów empirycznego poznawania rzeczywistości. Teoria współokreśla przecież cele badawcze, wybór technik postępowania empirycznego, dostrzeganie lub zapo­znawanie pewnych faktów i zależności strukturalnych między faktami. Wywiera też ona wpływ na zbieranie, opracowanie, analizę i syntezę danych empirycznych.

Szczurkiewicza krytyka rozumu socjologicznego obejmuje nieumiejętność dotarcia do rzeczywistych zachowań i działań ludzkich, do rzeczywistej świado­mości ludzi, a więc do takich rodzajów świadomości, które nie są jedynie deklarowane i wyznawane, lecz są praktykowane w dniu codziennym i w sytu­acjach niezwyczajnych. Do zawodowych kwalifikacji socjologów i innych bada­czy społeczeństwa zalicza Szczurkiewicz znajomość historii własnej dyscypliny i tworzących tę historię klasycznych dzieł. Ale znajomość la powinna się łączyć z umiejętnością wytwarzania z surowca pozostawionego przez dawnych myśli­cieli własnych, i lepszych niż te, którymi oni się posługiwali, środków produkcji [19] nowych dóbr naukowych i kulturowych. Wobec ojców założycieli socjologu nie zaleca Szczurkiewicz postawy kultu przodków. Rozum socjologiczny powinien wystrzegać się epigoństwa. Jeszcze bardziej niebezpieczne jest dla niego nieuc­two, ujawniane w stosunku do klasyków socjologii. Prowadzi ono do odkrywania dawno odkrytych Ameryk, prymitywizmu myślowego, uległości wobec mody i ducha czasu oraz „stadnego myślenia". Podobne do Szczurkiewiczowskich myśli wypowie później Merton (Merton, 1982:25-60). Hegel słusznie krytykował tych, którzy zajmują się historią filozofii tylko po to, aby znaleźć w niej dowody na rzecz tezy, iż wszystkie systemy starych mędrców to nic innego jak zbiory arbitralnych mniemań oraz wyrazy błądzenia umysłu ludzkiego po bezdrożach. Odrzucał też traktowanie dziejów myśli filozoficznej jako dowodu nicości samej dyscypliny. Uważał, że badanie dawnej myśli powinno być niezbędnym składni­kiem samej filozofii, środkiem formułowania i rozwijania własnych poglądów filozoficznych (Hegel, 1994: 31-47). Podobnie odnosił się do mistrzów myśli socjologicznej Szczurkiewicz. W przedwojennych wykładach dzielił on socjolo­gię na dwa wielkie i wzajemnie zakładające się działy: socjologię systematyczną i historię socjologii. Mógł to czynić, gdyż — jak pisał J. Szczepański — należał do nielicznego grona socjologów polskich, którzy stworzyli odrębny styl upra­wiania swojej dyscypliny badawczej (Szczepański, 1976: 1).

Warunkiem koniecznym oczyszczenia rozumu socjologicznego z tendencji ideologicznych były dla Szczurkiewicza kompetencje w dziedzinie tych nauk empirycznych, które zajmują się badanym przez socjologa wycinkiem rzeczywi­stości: biologii, ekonomii politycznej, antropologii fizycznej, etnografii, geogra­fii, historii. Rozum socjologiczny powinien, zdaniem Szczurkiewicza, rozstać się ostatecznie z uproszczonymi koncepcjami przyczynowości w życiu społecznym, zarówno z wszelkimi monokausalizmami, jak i z werbalnymi polikausalizmami. Szczurkiewicz podkreślał, że nie będzie dobrym socjologiem ten, kto nie potrafi ujmować rzeczywistości społecznej ze współczynnikiem historycznym i kulturo­wym oraz ze współczynnikiem zróżnicowania społecznego. Badaczom życia społecznego zagraża zwłaszcza skłonność do przedstawiania tego, co „inteligenc­kie” jako tego, co powszechnie klasowe, a nawet ogólnoludzkie. Elementarną a zarazem fundamentalną cechą teorii socjologicznej jest dla Szczurkiewicza jej trans aktualność: możliwie duża niezależność od „aktualnych zainteresowań szer­szej publiczności oraz aktualnie dominujących prądów społeczno-politycznych” (Szczurkiewicz, 1969:18). Rozum socjologiczny nigdy nie uwolni się całkowicie od presji otaczającego go świata. Ale można tylko współczuć badaczom, którzy podporządkowują myśl teoretyczną maksymie: omnia pro tempore, nihil pro veritate wszystko dla czasu, nic dla prawdy. [20]

Samodzielność i zależność rozumu socjologicznego

 

Wiele nowego światła na prowadzoną przez T. Szczurkiewicza krytykę rozu­mu socjologicznego rzucają te jego rozprawy, które publikujemy tu po raz pierwszy oraz jego recenzje z lat 1925-1937. Nie były dotąd drukowane fragmenty tezy doktorskiej poświęconej sugestii społecznej oraz rozdział pochodzący pra­wdopodobnie ze skryptu pt. Historia socjologii, cz. 1, który miał być opubliko­wany w 1932 roku w Poznaniu. W rozdziale tym są omówione poglądy Saint-Simona i Comte'a. Całego skryptu nie udało się, jak dotąd, odnaleźć.

Rozprawę doktorską Szczurkiewicza pt. Sugestia społeczna uważano dotąd za zaginioną w czasie wojny. Tak też sądził do końca życia jej autor. Dopiero po jego śmierci Maciej Wojtaszek odkrył w zbiorach Uniwersytetu im. A. Mickie­wicza maszynopis Sugestii społecznej. Omówił jej niektóre tezy w swojej pracy magisterskiej, której promotorem był Andrzej Kwilecki (Wojtaszek, 1987: 58-69). Sugestia społeczna wskazuje, że ważną rolę w kształtowaniu się poglądów teoretycznych Szczurkiewicza odegrała socjologia fenomenologiczna Maxa Schelera, a zwłaszcza Alfreda Vierkandta. Vierkandtowskie pojęcie Unterordnung, podporządkowanie, czyni Szczurkiewicz punktem wyjścia swojej analizy uległości. Właściwe metodzie fenomenologicznej podejście do zastanych w na­uce i języku potocznym terminów dostrzega się wyraźnie w tych partiach Sugestii społecznej, które zostały poświęcone stosunkowi społecznemu. Szczurkiewiczowskie rozważania o stosunku społecznym mają za podstawę studium Wilhelma Stocka pt. Das Wesen der sozialen Beziehung. Wskazują one, że większość socjologów współczesnych nie zdaje sobie sprawy z bogactwa problemów teore­tycznych i empirycznych, które łączą się z tak często używanym i nadużywanym przez nich pojęciem. Można przypuszczać, że fenomenologia współwarunkowała właściwą Szczurkiewiczowi tendencję do odsłaniania za pozornie prostymi kate­goriami i tezami psychologii ogólnej wielowarstwowej problematyki socjologi­cznej. Wycisnęła ona także swoje piętno na prowadzonej przez autora Studiów socjologicznych krytyce psychologizmu oraz na całym jego stylu myślenia. So­cjologia fenomenologiczna stanowi po dziś dzień ważny, a nawet modny, kieru­nek teoretyczno-metodologiczny. Interesujące wyniki mogłoby więc przynieść porównanie socjologii Szczurkiewicza ze szkołami współczesnej socjologii feno­menologicznej.

Fragment wydanego przed wojną skryptu opatrzyłem tytułem Saint-Simon i Comte. Ten tekst Szczurkiewicza nie jest dopracowany literacko. Przypomina raczej konspekt i zbiór notatek do wykładu. Świadczy jednak o powadze, z jaką traktował jego autor swoje powinności akademickie. Wykłady Szczurkiewicza [21] poświęcone Saint-Simonowi i Comte'owi wymagały o wiele więcej pracy i prze­myśleń niż niejedna drukowana dzisiaj rozprawa naukowa. Dostępne są już w języku polskim tłumaczenia pism Comte'a (Comte, 1961, 1973). Mamy też wartościowe prezentacje jego poglądów filozoficznych i socjologicznych, które wyszły spod pióra L. Kołakowskiego (Kołakowski, 1966), B. Skargi (Skarga, 1966, 1973) i J. Szackiego (Szacki, 1981). Mimo to powinien zapoznać się z analizą myśli Comte'a, której dokonał Szczurkiewicz, każdy, kogo interesuje krytyka ideologii oraz fikcji obecnych w myśleniu obiegowym i socjologicznym, a zwłaszcza ci, którzy nie bardzo wiedzą, co mówią wtedy, gdy rozprawiają o statyce i dynamice społecznej, o strukturach i podejściu strukturalnym, o teo­riach konfliktu i zgody. Szczurkiewicz powstrzymuje się celowo we fragmencie skryptu z lat trzydziestych od krytyki słabych stron socjologii Comte'owskiej, ale jego własny dorobek badawczy zawiera dowody, że socjologia Comte'a nie składa się wyłącznie z błędów i wypaczeń. Występują w niej wartości trwałe i nie przemijające. Nie można uporać się z nimi za pomocą etykietki „pozytywizm".

Czas, który dzieli nas od epoki międzywojennej, nie tylko nie pomniejszył, lecz poważnie zwiększył wartość recenzji Szczurkiewicza z lat 1925-1937. Z wy­jątkiem jednej, zostały one opublikowane w poznańskim „Ruchu Prawniczym, Ekonomicznym i Socjologicznym". Niesłusznie zapomniano o nich. W Krytyce rozumu socjologicznego czytelnik znajdzie prawie 50 recenzji Szczurkiewicza. Opatrzyłem je tytułami, które podkreślają ich znaczenie dla socjologii współczes­nej oraz ujawniają ich transaktualny sens teoretyczno-metodologiczny. Recenzje T. Szczurkiewicza nie są ani prezentacją treści przeczytanych książek, ani zbio­rem mniej lub bardziej arbitralnych, belferskich ocen o charakterze pozytywnym łub negatywnym. Stanowią zawsze tylko pretekst do samodzielnego postawienia jakiegoś problemu socjologii teoretycznej lub stosowanej. Szczurkiewicz traktuje lekturę cudzych książek jako proces wypracowywania własnego stanowiska poznawczego, sprawdzania walorów uzyskanych dotąd przez siebie wyników teoretyczno-metodologicznych i przekształcania własnych kategorii, tez i pomy­słów w składniki eksperymentów myślowych. Jego krótkie recenzje są często zapisem dosyć długich eksperymentów myślowych. Przypominają taki sposób pisania o tym, co się przeczytało, który był właściwy S. Brzozowskiemu, M. Hei­deggerowi, A. Gramsciemu i H. Arendt. Brzozowski pisał o Marksie nie po to, aby mniej lub bardziej trafnie przedstawić poglądy autora Kapitału na temat pracy ludzkiej. Korzystał on jedynie z inspiracji i pomocy Marksa przy tworzeniu własnej teorii pracy i określaniu roli takiej teorii w epistemologii nowoczesnej. B. Croce był tylko inspiratorem i współpracownikiem Gramsciego w procesie tworzenia oryginalnej koncepcji marksizmu. Nie filozofia Kanta, lecz problem [22] nowej, egzystencjalistycznej koncepcji metafizyki stanowi główny przedmiot rozważań M. Heideggera w studium pt Kant a problem metafizyki (Heidegger 1989). W podobnym stosunku pozostaje teoria totalitaryzmu Arendt do jej lektur pism Marksa, które dotyczą biurokracji, alienacji, państwa, ideologii waz klas społecznych (Arendt, 1993).

Przekształcanie dorobku innych badaczy w składnik własnych poglądów teoretycznych nie wyklucza, lecz zakłada oddanie im pełnej sprawiedliwości, albowiem wymaga ono wzbogacania, nie zaś zubażania i deformowania myśli swoich inspiratorów i pomocników. Stanowi radykalne przeciwieństwo postawy polegającej na czytaniu prac badaczy współczesnych i dawnych przede wszy­stkim po to, aby uzyskane przez nich wyniki teoretyczne i empiryczne przedsta­wiać jako własne odkrycia i przemyślenia. Taką postawę ostro krytykuje Szczur­kiewicz w recenzjach sprzed wojny. W swoich pracach powołuje się nawet na wykłady Znanieckiego i Bystronia oraz na zaczerpnięte z nich inspiracje. 

 

Rozum zbiurokratyzowany i urynkowiony

 

Recenzje Szczurkiewicza przenika problematyka, którą Janusz Ziółkowski (Ziółkowski, 1976: 143-154) i Janina Markiewicz-Lagneau (Markiewicz-Lagneau. 1982: 214-221) nazywają socjologią socjologii. Przedmiot tej dyscypliny socjologicznej, która nie jest wciąż uprawiana systematycznie, obejmuje m.in. wpływ pozycji zajmowanej przez uczonych w społecznym podziale pracy i instytucjach akademickich na właściwy im sposób myślenia i uprawiania nauki. M. Weber słusznie podkreślał, że uniwersytety i uczelnie wyższe, a wraz z nimi nauka, ulegają procesom biurokratyzacji (Weber, 1968: 582-613, 1989: 40-61). Proce­som tym towarzyszy urynkowienie wiedzy naukowej, sprzedawanie jej tak, jak straganiarka sprzedaje kapustę na targowisku (Weber, 1989:55). Wyrazem biu­rokratyzacji i urynkowienia pracy naukowej jest pojawienie się w naukach spo­łecznych takich sposobów postępowania badawczego i stylów myślenia, które przekształcają naukę i prawdę z celów samych w sobie w środki kariery akade­mickiej i społeczno-politycznej, a nawet sukcesu ekonomicznego. Nazwałem je w 1967 roku technikami awansu biurokratycznego. Próbowałem też wówczas dokonać wstępnej klasyfikacji zarówno prostych, jak i dosyć wyrafinowanych technik awansu biurokratycznego (Kozyr-Kowalski, 1967:39-50). Ważne uwagi o ujemnych stronach biurokratyzacji i urynkowienia socjologii zawiera Zaprosze­nie do socjologu Bergera, które ukazało się w języku angielskim już w 1963 roku (Berger, 1995). [23]

Recenzje Szczurkiewicza pozwalają postawić pytania ujawniające ujemne strony biurokratyzacji i urynkowienia rozumu socjologicznego. Czy tylko popu­laryzatorom i publicystom może być przydatne mistrzowskie opanowanie metod banalizacji socjologii? Czy w warunkach gospodarki rynkowej i wolnej konku­rencji warto tracić bezcenny czas i dodatkowe dochody na uważną lekturę współczesnych i dawnych socjologów? Czyż nie lepiej zastąpić to cytowaniem nie czytanych nigdy książek i autorów? Po co przejmować się maksymą, która głosi, że nauka to nie wyniki, lecz drogi prowadzące do wyników? Przecież przyniosłoby to wymierną pieniężnie szkodę efektywności pracy naukowej i dy­daktycznej. Czyż nie zwiększa takiej efektywności wypowiadanie formuł i defi­nicji pozbawionych myśli lub tez oderwanych od argumentów i dowodów? Czyż nie zagraża wolności słowa i demokracji w nauce zakaz zastępowania merytory­cznych argumentów osobistymi opiniami, mniemaniami, wyznaniami, powoływaniami się na autorytety oraz mniemania i opinie innych socjologów, zwłaszcza reprezentujących podobny paradygmat myślowy i bliski nam krąg towarzyski? Kto będzie brać na serio archaiczne twierdzenia Szczurkiewicza, iż zwięzłość nie zawsze jest cnotą, gdyż zmusza często do mówienia nieprawdy, że socjologia nie jest nauką krótką, lecz długą? Przecież żadne czasopismo socjologiczne nie opublikuje nam tekstu dłuższego niż jeden arkusz autorski. I po co pisać jedną grubą książkę, jeśli można z niej zrobić pięć cienkich książek? Gdy uznamy pojęcie opinii publicznej za fikcję werbalną, to co się stanie z naszymi instytutami badania opinii publicznej? Jak osłabimy nasze pozycje na rynkach konkurencji naukowej i politycznej, jeśli zrezygnujemy z tego, co Szczurkiewicz nazywa wszechogarniającymi formułami egzegetycznymi? Pozwalają one przecież na szybką i masową produkcję socjologicznych wizerunków otaczającego nas świata bez potrzeby dokładnego poznania tego świata i pracochłonnej nad nim refleksji teoretycznej.

Proces urynkowienia i biurokratyzacji rozumu socjologicznego dosadnie charakteryzuje P. L. Berger. Pisze on, że walka konkurencyjna na uniwersytecie by­wa bardziej okrutna niż walka między bankierami. Za skuteczne środki zwy­cięstwa w tej walce autor uważa m.in. pisanie tego, co ma szanse publikacji we właściwych miejscach, kontakty osobiste z ludźmi zbliżonymi do źródeł aka­demickiego poparcia, polityczną prawomyślność, obdarzanie skrytą nienawiścią kolegów i studentów (Berger, 1995: 160). M. Weber zwracał wcześniej uwagę, że rezultatem konkurencji w nauce nie musi być zwycięstwo najlepszych. Może ona prowadzić do przewagi przeciętności, uniżoności i pozbawionej skrupułów przebiegłości nad siłą dokonań duchowych i nad oryginalnością myśli (Weber, 1956: 20). [24]

T. Szczurkiewicz posługuje się w swoich recenzjach językiem barwnym i dosadnym. Dzisiejszy rozum socjologiczny często czyni atrybutem naukowości styl kancelaryjny i urzędowy, ociężały i dostojny. Wielu badaczy nie potrafi odróżnić eufemizmu biurokratycznego od naukowej obiektywności. Myli im się urzędnicze i badawcze przestrzeganie starej zasady sine ira et studio, bez gniewu i przychylności. Nosiciele eufemizmu biurokratycznego czysto werbalnie elimi­nują z rzeczywistości społecznej wszystkie ostre barwy, wszelką ira i wszelkie studium. Uwalniają świat od kontrastu czerni i bieli, od sprzeczności i konflik­tów. Sprowadzają wszystko do szarości, umiaru i kompromisu.

Nie spotkamy nawet grama gniewu w haśle ,,Polish Sociology", które widnieje w trzecim tomie Encyclopedia of Sociology (Borgotta, 1992:1471-1477). Auto­rem tego hasła jest Jacek Szmatka, niezły polski socjolog młodszej generacji. Jego spokojny styl wyraża jednak zbyt słabo poskromioną stronniczość i subiekty­wizm. W tekście mającym prezentować światu socjologię polską jest wprawdzie nieobecna ira, ale nie brakuje w nim studium. To ostatnie słowo oznaczało w łacinie nie tylko przychylność, lecz także sprzyjanie, osobiste upodobanie, predylekcje, stronniczość. Autor bardzo nierównomiernie obdarza swoim stu­dium socjologów polskich. Największą przychylność objawia wobec badaczy młodszych, piszących po stanie wojennym, pracujących w Krakowie, zajmują­cych ważne pozycje w akademickim życiu instytucjonalnym, znanych sobie osobiście i sympatycznych. Taka zasada dystrybucji przychylności nie pozwoliła mu wprowadzić do hasła encyklopedycznego ani nazwiska, ani najmniejszej wzmianki o Tadeuszu Szczurkiewiczu. I nie tylko o nim. Za największe dokona­nie naukowe ponad 100-letnich dziejów socjologii polskiej uznaje chyba autor pracę zbiorową pt. Crisis and Tradition: Polish Society in the 1980s (Korałewicz, Białecki, Watson, 1987). W References (wykorzystanej w haśle i zalecanej do studiowania literaturze) znalazło się ogółem 35 pozycji: aż 6 z nich (16,66%) to teksty pochodzące z ww. pracy zbiorowej; 6 dalszych pozycji przypada na autorów 1 artykułu, który został opublikowany po angielsku za granicą lub w Polsce. Ponad 33,33% References zajmują więc pozycje, które nie są wpraw­dzie pozbawione określonych walorów naukowych, lecz nie dorównują pod żadnym względem ani innym pracom uprzywilejowanych autorów, ani rozpra­wom, z którymi sąsiadują. A ich sąsiadami są m.in. książki J. Szczepańskiego. S. Nowaka , J. Szackiego, A. Kłoskowskiej, P. Sztompki, J. Staniszkis. E. Mo­krzyckiego, W. Wesołowskiego i J. J. Wiatra. Literatura zalecana przez autora odsyła wyłącznie do publikacji z lat osiemdziesiątych. A przecież w haśle o so­cjologii polskiej miały prawo znaleźć się obcojęzyczne, a przynajmniej anglo­języczne, wydania książek i artykułów Stanisława i Marii Ossowskich czy Józefa [25] Chałasińskiego. A może niektórych czytelników Encyclopedia zainteresowałaby opublikowana w 1934 roku, po angielsku, praca L. Krzywickiego pt. Primitwe Society and its Vital Statistics? Bardzo ją cenił Znaniecki.

Autor hasła o socjologii polskiej stwarza sugestię, że wszystkie pozycje ulokowane w References ukazały się w języku angielskim. Podaje bowiem tylko po angielsku tytuły 6 książek, które są, jak dotąd, dostępne jedynie w języku polskim. Dotyczy to też pracy J. Szmatki pt. Małe struktury społeczne.

Przychylność J. Szmatki dla epoki, w której wystąpił on w charakterze teoretyka małych struktur, jest tak wielka, że poświęcił jej więcej miejsca (dwie i pół strony) niż pozostałym dziejom socjologii polskiej, (ok. dwóch stron). Te pozostałe dzieje obejmują okres od początków socjologii polskiej w XIX w. aż po rok 1981. Autor uznał swoją książkę za próbę (chyba wreszcie udaną?) „osiągnięcia tych samych celów, które jego wspomniani wyżej poprzednicy próbowali osiągnąć". Wspomniani wyżej poprzednicy to Paweł Rybicki i Andrzej Malewski. Do socjologów teoretyków Największej Epoki socjologii polskiej zaliczył nie tylko siebie, lecz także Piotra Sztompkę i Jadwigę Staniszkis. Dobrze, że nie pominął Antoniny Kłoskowskiej i jej książki pt. Socjologia kultury. Ze zrozumiałych względów o książkach Sztompki i Staniszkis musi autor hasła Polish Sociology mówić krótko. Podkreśla, że socjologowie ci napisali „ważne teoretycznie książki". Informuje socjologów świata, że Sztompka jest wielce abstrakcyjny, natomiast Staniszkis — mniej abstrakcyjna, i że oboje pozostają wewnątrz tradycji Marksowskiej. Nie wiadomo jednak, czy nie chcą czy też nie mogą tej tradycji opuścić i przekroczyć? Czy nawiązują jakoś do myśli samego Marksa czy też do nienajlepszej często tradycji stworzonej przez uczniów autora Kapitału, których Róża Luksemburg określiła dosadnym mianem epigonów. Nie wiadomo, czy Sztompka i Staniszkis osiągnęli czy też nie osiągnęli swego wspólnego celu. Tym celem jest produkcja pojęć teoretycznych, które mogłyby tłumaczyć „napięcia, problemy i procesy polskiego społeczeństwa". Wśród osiąg­nięć socjologii polskiej lat osiemdziesiątych autor słusznie umieszcza prace Jerzego Szackiego, Stefana Nowaka, Antoniny Kłoskowskiej, Edmunda Mo­krzyckiego i Marka Ziółkowskiego. Potrafi też krótko scharakteryzować walory tych prac. Eliminuje jednak z pola swoich zainteresowań dorobek uczonych polskich, którzy w tym czasie pracowali za granicą. Wydaje mi się, że np. książki Marii Hirszowicz (Hirszowicz, 1980, 1986) o realnym socjalizmie nie są gorsze, a może są trochę lepsze, od wielu prac promowanych przez autora. J. Szmatka wykreśla samowolnie z dziejów naszej socjologii lat osiemdziesiątych Jana Strzeleckiego i jego znakomitą książkę o lirycznym modelu socjalizmu. Zabrakło autorowi miejsca nawet na kilka słów charakteryzujących badania empiryczne, [26] których przedmiotem był Sierpień 1980, walka polskiej klasy robotniczej przeciw socjalizmowi poststalinowskiemu oraz powstanie Solidarności.

Wymogi marketingu i promocji prac tych badaczy, których J. Szmatka darzy przychylnością, zmusiły go nie tylko do uznania lat, które rozpoczął stan wojenny, za Największą Epokę socjologii polskiej, lecz także do poświęcenia socjologii powojennej mniej niż pół strony. Doprowadziło to wszystko do radykalnego przewartościowania wszystkich wartości, a nawet do zrewidowania daty zakoń­czenia II wojny światowej. Sądziliśmy dotąd, że dzieje powojennej socjologii polskiej należy zaczynać od roku 1945. J. Szmatka obala ten przestarzały sąd. Wprowadza do swego hasła śródtytuł: Postwar Years to Martial Law, 1949-1981, który może zasugerować młodszym czytelnikom encyklopedii, że II wojna świa­towa zakończyła się na świecie lub w Polsce dopiero w 1949 roku. Jeśli za miarę wielkości uczonego uznamy liczbę poświęconych mu zdań, to pod wpływem tekstu J. Szmatki może pojawić się za granicą opinia, że Piotr Sztompka uważany jest w Polsce za czterokrotnie większego socjologa niż Józef Chałasiński i Stani­sław Ossowski lub dwukrotnie większego niż Chałasiński i Ossowski razem wzięci. Krakowskośrodowiskowy punkt widzenia, który dominuje w haśle Polish Sociology, może kreować wyobrażenie, że to nie Leszek Kołakowski, lecz An­drzej Flis jest autorem najpoważniejszej w Polsce próby krytyki Marksa, i najle­pszym znawcą myśli autora Kapitału. Nie można wykluczyć hipotezy, że wśród czytelników zredagowanej przez Borgottów Encyclopedia of Sociology znajdą się tacy, którzy uznają książki Marii Ossowskiej o moralności mieszczańskiej i soc­jologii moralności — jeśli się z nimi spotkają — za dzieła napisane przez uczoną czeską lub bułgarską, a Studia socjologiczne Tadeusza Szczurkiewicza i rozprawy Kazimierza Dobrowolskiego umieszczą wśród prac należących do socjologii serbskiej, chorwackiej lub słowackiej. Zabrakło bowiem dla tych nazwisk i dzieł miejsca w informacji o socjologii polskiej. W artykule encyklopedycznym nie ma słowa o socjologach związanych z katolickimi instytucjami naukowymi, o księ­żach F. Mirku — uczniu Znanieckiego — J. Mariańskim, W. Piwowarskim. Przesłania ich wszystkich i reprezentuje dyskretnie Elżbieta Hałas, którą redakto­rzy encyklopedii ukryli pod pseudonimem Chałas (angielska wymowa: „szałas”). Tylko w stosunku do badaczy swojego środowiska i generacji oraz B. Malino­wskiego przekracza autor instytucjonalno-akademickie granice między socjolo­gią a innymi dyscyplinami. Nie wspomina Oskara Langego. A przecież Langego interpretacja materializmu historycznego wywierała poważny wpływ, i to do ostatnich lat istnienia realnego socjalizmu w Polsce, na myśl socjologów marksi­stowskich i na pozamarksistowskie interpretacje Marksa. Gdyby autora intereso­wała promocja w świecie socjologii polskiej, nie zaś przede wszystkim artykułów [27] i książek napisanych przez jego znajomych, to — zgodnie z elementarnymi zasadami sztuki marketingu — powinien był przytoczyć opinię o Krzywickim znanego na świecie ekonomisty i teoretyka nauk społecznych. Lange uważał, że jako badacz społeczeństwa Krzywicki dorównuje Kautskiemu, Plechanowowi, Mehringowi, Cunowowi i Labrioli (Lange, 1961: 71). Rangę socjologii polskiej podniosłoby też ujawnienie faktu, że Znaniecki był współautorem księgi zbioro­wej poświęconej Krzywickiemu (por. Kowalik, 1965).

Prezentacja na dwóch stronach druku dziejów socjologii polskiej, które obej­mują okres: połowa XIX w. - stan wojenny 1981, wymaga od tego, kto podejmuje się tak trudnego zadania, wyjątkowo dużej wiedzy i kwalifikacji teoretyczno-metodologicznych. Odnosi się wrażenie, że autor Polish Sociology nie najlepiej zna zarówno polską socjologię, jak i klasyczną oraz współczesną socjologię światową. Musi więc selekcjonować badaczy sprzed Największej Epoki w historii socjologii polskiej wg kryterium: piszę tylko o tych, których czytałem lub o któ­rych słyszałem. Jego kryterium selekcji jest poza tym uwarunkowane konieczno­ścią łączenia sztuki informacji i analizy krytycznej ze sztuką marketingu. Wydaje mi się, że w tekście J. Szmatki występuje mniemanie, iż najbardziej będzie służyć podniesieniu prestiżu socjologii lat osiemdziesiątych obniżenie rangi socjologii uprawianej wcześniej. Autor utrzymuje, że najbardziej charakterystyczną cechę naszej socjologii dziewiętnastowiecznej i przedwojennej stanowiła recepcja do­minujących tendencji myśli europejskiej. Materiał empiryczny buntuje się prze­ciwko takiemu punktowi widzenia. Można z tym sobie jednak poradzić przez sprowadzanie samodzielnej myśli dawnych autorów do ogólników. J. Supiński zostaje przedstawiony jako spencerysta. Jego samodzielność ma natomiast pole­gać na postawieniu, rzekomo po raz pierwszy w Polsce, problemu stosunków wzajemnych między państwem a narodem. L. Gumplowicz to dla J. Szmatki klasyczny przedstawiciel „tradycji konfliktu” oraz ten, który głosił przed Durkheimem socjologizm. Autor być może słusznie, a może niesłusznie — z promo­cyjnego punktu widzenia — przemilcza, że należał on do grona badaczy, którzy wprowadzali Marksa do nauki akademickiej. Bardzo słusznie natomiast postę­puje, nie wspominając, iż Gumplowicz stworzył jedną z najbardziej uproszczo­nych wersji materializmu historycznego. L. Petrażycki dokonał, wg autora hasła, odkrycia, iż obserwacja stanowi podstawową metodę badania, chociaż ulegał, podobnie jak E. Abramowski, wpływom psychologizmu G. Tarde'a i G. Le Bona. Za główną tezę socjologiczną Abramowskiego zostaje uznany ogólnik do setnej potęgi: rozwój społeczny jest oparty na stałej interakcji między zjawiskami obiektywnymi i świadomością. Narusza się elementarne zasady marketingu przy prezentacji myśli Krzywickiego. Uczony ten, w ujęciu J. Szmatki, przynosił ra­czej [28] wstyd niż chwałę socjologii polskiej, ponieważ mieszał materializm history­czny z pozytywizmem, darwinizmem i comteizmem oraz wierzył w „żelazne prawa historii". K. Kelles-Krauz zostaje sprowadzony do wyjątkowego ogólnika, do „prawa retrospekcji rewolucyjnej", które głosi, że ideały służące przebu­dowie społeczeństwa są zawsze podobne do norm z dalszej lub bliższej przeszło­ści. Groźnym konkurentem dla obdarzonych przez autora łaską przychylności młodszych socjologów współczesnych mógłby być Stanisław Brzozowski. Prze­cież to nie tylko poprzednik Lukacsa i Gramsciego, lecz także nie gorszy od nich i od niektórych symbolicznych interakcjonistów teoretyk świata ludzkiego. Wy­kreślamy go więc z dziejów socjologii polskiej. Nie wypada tak postąpić ze Stefanem Czarnowskim. Załatwiamy się z nim za pomocą pojęcia kontynuatora idei Durkheima i zacytowania niezbyt ciekawej definicji kultury. Aby Irlandczy­kom nie wpadła do głowy myśl przetłumaczenia na angielski Czarnowskiego pracy o św. Patryku dodajemy jeszcze, że jego koncepcje, podobnie jak koncepcje wszystkich wymienionych przed nim badaczy, charakteryzują się otwartym wpły­wem „aktualnych społeczno-politycznych warunków na treść teorii społecznej". Nie warto też tracić wiele czasu na promowanie myśli Znanieckiego i Malino­wskiego. Czyż sami nie wypromowali się już wystarczająco? Czytelnik Encyclo­pedia. of Sociology może dojść do wniosku, że marksizm był dominującym nur­tem w socjologii polskiej XIX w. A przecież socjologią zajmowało się wówczas trochę więcej niż trzech niemarksistów. Do szeroko pojmowanej socjologii moż­na chyba zaliczyć historyków krakowskiej szkoły konserwatywnej, J. Szujskiego i M. Bobrzyńskiego, którzy niezależnie od A. Tocqueville'a i Marksa sformuło­wali bardzo wiele bliskich obu tym myślicielom koncepcji dotyczących społe­czeństwa. Zupełnie znikają marksiści z życia socjologicznego Polski lat 1918-1939. Prawdopodobnie przepędził ich na cztery strony świata marszałek Piłsud­ski, mimo iż chylił czoło przed Marksem jako wielkim uczonym w swojej polemice z M. Tuchaczewskim. Dopiero po wojnie, po 1949 czy 1956 roku (w tym punkcie hasła J. Szmatka jest wyjątkowo wieloznaczny) pojawia się silna grupa (strong group) pod wezwaniem Marksa, czyli silna grupa socjologów marksistowskich. W jej skład wchodzą m.in. Z. Bauman, J. Hochfeld, W. Mar­kiewicz i J. J. Wiatr. Autor ma jednak za mało miejsca i czasu, aby coś powiedzieć o ich dorobku naukowym. Podąża szybko do Największej Epoki socjologii polskiej. Ale i nad Największą Epoką unosi się charakterystyczny dla dziejów naszej socjologii duch zależności twórczej. Ma on jednak wreszcie przeciwnika w osobie ducha nowości.

„W dziedzinie teorii — pisze J. Szmatka — najbardziej charaktery styczną cechą obecnej socjologii polskiej jest raczej wielka liczba prac, które są w pew­nym [29] sensie wtórnymi, jakkolwiek nowymi, interpretacjami współczesnych teorii socjologicznych”.

Po tych słowach pojawia się dosyć długa lista nazwisk i książek reprezentu­jących „wtórno-nowe” interpretacje funkcjonalizmu i symbolicznego interakcjonizmu oraz „dobre, innowacyjne” prace z dziedziny teorii konfliktu, wymiany społecznej i tożsamości jednostki. Wydaje mi się, że w co trzeciej z tych książek cała nowość sprowadza się do zdeformowanej w stosunku do oryginału prezen­tacji cudzych poglądów.

Tadeusz Szczurkiewicz mógł się mylić, gdy powtarzał, iż często nie można mówić prawdy, gdy musi się mówić krótko. Mniejsze ryzyko pomyłki pojawi się wtedy, gdy powiemy: często nie można pisać jednoznacznie i dowodzić swoich tez, gdy musi się pisać krótko. 

 

Rozum detektywistyczny i współczynnik humanistyczny

 

Przedwojenne recenzje Szczurkiewicza ułatwiają zrozumienie jego postawy wobec powojennej rzeczywistości. Postawą tą zajmuje się Włodzimierz Wincławski w artykule poświęconym łódzkiej konferencji socjologów, która odbyła się w kwietniu 1949 roku (Wincławski, 1994). Tekst W. Wincławskiego ma liczne zalety. Przekazuje nam sporo wiedzy o Polsce i socjologii polskiej lat 1945-1949. Opisuje metody administracyjnego i politycznego wprowadzania stalinowskiego marksizmu do nauki oraz zapewniania mu za pomocą tych metod „hegemonii” akademickiej. Ujawnia prymitywizm ówczesnej biurokracji zarządzającej nauką. Artykuł W. Wincławskiego dobrze świadczy o uzdolnieniach pisarskich, praco­witości i pomysłowości autora, ale zasługuje też na uwagi krytyczne.

Z tekstem W. Wincławskiego powinni się zapoznać ci poloniści, którzy chyba niesłusznie doszli do wniosku, że nie ma sensu spór o to, kto był największym poetą polskim XIX stulecia: Mickiewicz, Słowacki czy Norwid. W socjologii spory podobnego typu rozstrzyga się niezwykle łatwo. W. Wincławski za pier­wszego socjologa Polski lat 1945-1949 uważa Józefa Chałasińskiego. Stanisła­wowi Ossowskiemu przyznaje miejsce drugie. Obu uczonych nazywa liderami socjologii powojennej. Pojęcie leader, czyli przywódca, wódz, zakłada pojęcie mas. T. Szczurkiewicz powinien więc być zaliczony przez autora do socjologicz­nych mas większych i mniejszych miast. Nie ulega wątpliwości, że Chałasiński może być uznany za pierwszego socjologa powojennej Polski wtedy, gdy bierze się pod uwagę liczbę wydanych książek oraz liczbę przeprowadzonych badań empirycznych i zajmowanych pozycji w instytucjach naukowych. Ale czy zasto­sowanie [30] takich kryteriów, jak samodzielność teoretyczno-metodologicza i wkład do rozwoju teorii socjologicznych nie spowoduje, ze Ossowski zostanie Zeusem „socjologicznego Olimpu", a Szczurkiewicz opuści szeregi mas socjologicznych? A co się stanie z nominacjami profesora Wincławskiego Wtedy, gdy za miernik rangi naukowej przyjmiemy siłę analizy i krytyki rozumu socjologicznego? To ostatnie pytanie nie ma jednak znaczenia dla naszego autora, ponieważ odkrył on w archiwum uniwersyteckim dokumenty, które sprawiły, że profesor Szczurkiewicz zjawił mu się „jako osobowość neurotyczna", która pracuje równocześnie na trzech etatach i nie spełnia pokładanych w niej przez władzę akademicką nadziei. Nie tylko nie przejawia „większego zaangażowania na rzecz rozwoju socjologii w Toruniu", lecz nie zdobywa się nawet, i to nie pierwszy raz, na „pełną identyfikację z tą Uczelnią” (Wincławski, 1990: 168). Pragnie podjąć pracę w Uniwersytecie Wrocławskim. Z dokumentów ma również wynikać, że T. Szczurkiewicz miał wówczas słuszne i nieskazitelne, a dziś niesłuszne i podej­rzane, zapatrywania ideologiczne i filozoficzne. Takie oceny formułuje autor, który zupełnie słusznie piętnuje komunistów stalinowskich za dyskryminację i pozbawianie pracy uczonych z powodu ich przedwojennych poglądów polity­cznych i ideowych: sanacyjnych, endeckich, chadeckich, ludowych, socjalistycz­nych. Artykuł W. Wincławskiego, opublikowany w „Kulturze i Społeczeństwie", świadczy o jego niepospolitym talencie detektywistycznym. To temu talentowi zawdzięczamy wiedzę, że „pierwsza osoba” w socjologii polskiej była najpierw na „ty” z osobą, która zajmowała „drugie miejsce na socjologicznym Olimpie”. Potem przyjacielskie stosunki między liderem nr 1 a liderem nr 2 socjologii polskiej „stały się kategorią historyczną". Stały się zaś kategorią historyczną m.in. dlatego, że osoba druga miała udane małżeństwo z wyboru, z Marią Niedźwiecką. Natomiast zawarte „z myślą o zabezpieczeniu socjalnym” małżeństwo osoby pierwszej z córką kupca łódzkiego, Esterą Lewinson, okazało się zupełnie nie­udane. Powodem przekształcenia się przyjaźni liderów w kategorię historyczną było też to, że osoba pierwsza skarżyła się ministerstwu, iż osoba druga zaniedbuje swoje obowiązki, gdyż uwielbia „przyjemnościowe podróże” zagraniczne. Dzięki talentowi detektywistycznemu socjologa z UMK zostanie chyba wyjaśniona ostatecznie sprawa pędzli do golenia, którą podniósł w swoim czasie T. Szczur­kiewicz w piśmie do władz tej uczelni. Artykuł W. Wincławskiego wzbogaca nas także o wiedzę, że naczelnik Ministerstwa Szkolnictwa, Janina Żurawicka, nie tylko należała z dyr. Żanną Kormanową do grona ludzi, których nazywano „wściekłymi", lecz nosiła w okresie panieństwa nazwisko Fischer. A może miała też inne imię? Wydaje mi się, chociaż dopuszczam możliwość głębokiej pomyłki, że zastosowana przez profesora Wincławskiego metoda analizy socjologii polskiej [31] w dramatycznym okresie dziejów narodowych pozostaje w niepokojąco bliskim pokrewieństwie z takim stylem myślenia, który — pod wpływem inspiracji Hegla, Goethego i Marksa — nazwałem w 1972 roku — kamerdynerskim pojmowa­niem społeczeństwa i historii (por. Kozyr-Kowalski, Ładosz, 1972: 124-127).

W. Wincławski kończy swoją enumerację liderów socjologii polskiej na liczbie 2. Zalicza więc T. Szczurkiewicza do mas socjologicznych. Poświęca mu jednak wiele miejsca w swoim artykule. Pisze, że T. Szczurkiewicz „uczestnicząc w życiu środowiska socjologicznego, podjął realizację zadań temu środowisku obcych i wrogich, co prowadziło do naruszenia jego integracji”. Autor arty­kułu stwierdza też, że opisywana przez niego konferencja odsłoniła wewnętrzne rozbicie środowiska, które okazało się zupełnie nie przygotowane „do oporu wobec etatystycznych zakusów władzy polityczno-państwowej”. Ta polityczno-państwowa władza miała pozyskać dla swoich etatystycznych zakusów „fun­kcjonariusza w osobie profesora Szczurkiewicza” (Wincławski: 1994: 79, 91, podkreślenie — S.K.K).

Z treści całego artykułu wynika, że Tadeusz Szczurkiewicz był funkcjonariu­szem nie byle jakiej władzy, lecz władzy totalitarnej, reżimowej, komunistycznej i narzuconej narodowi, że nie był to jakiś zwykły profesor nadzwyczajny, lecz partyjny profesor nadzwyczajny. Taka dosadna charakterystyka postawy polity­cznej T. Szczurkiewicza w latach powojennych, a zwłaszcza obecne w niej słowo „funkcjonariusz", nasuwają domysł badawczy, że profesor Wincławski miał w swoim domu, przed napisaniem artykułu dla „Kultury i Społeczeństwa", dwóch gości. Pierwszy gość to duch epoki, o której pisze. Drugi gość to duch Marca 1968 r. Dobrze się jednak stało, że wizyta obu tych gości trwała krótko.

Szkoda, że żaden marcowy „funkcjonariusz władzy” nie znał przedwojennych recenzji autora Rasy, środowiska, rodziny i nie miał tak dobrego pióra, jakie ma profesor Wincławski. Kultura narodowa nie straciłaby wówczas szansy wzboga­cenia swojego dorobku o rozprawę, dzięki której zostalibyśmy poinformowani, że T. Szczurkiewicz już w latach 1925-1937 naruszał siłę, zwartość i gotowość nie tylko środowiska socjologicznego, lecz także narodu. Przyczyniał się pośred­nio do tego, że we wrześniu 1939 roku nie mogliśmy być ani silni, ani zwarci, ani gotowi w obliczu wroga. Marcowy lub jeszcze starszy styl myślenia pozwoliłby też stwierdzić, że już przed wojną T. Szczurkiewicz był funkcjonariuszem władzy. Wprawdzie nie polityczno-państwowej, lecz kościelno-duchownej, albowiem pracował w Wyższym Katolickim Studium Społecznym w Poznaniu. Studium to założył kardynał August Hlond, by przygotowywać kadry dla Akcji Katolickiej i katolickich instytucji społecznych (patrz s. 586). Można by było tę informację wykorzystać i napisać, że ta władza pozyskała dla swoich reakcyjno-klerykalnych [32] i watykańsko-antypolskich zakusów „funkcjonariusza w osobie profesora Szczurkiewicza”. Po wojnie zastąpił on jedynie służbę jednej władzy przez służbę innej władzy.

Kamerdynerskie pojmowanie dziejów może przybrać postać niezwykle aktu­alną i pozwolić na to, aby socjologia polska została wreszcie oddana nie w służbę władzy, lecz w służbę społeczeństwa, a przynajmniej tej jego części, która znaj­duje się na szczytach hierarchii bogactwa, władzy i prestiżu. Kamerdynerskie i detektywistyczne myślenie dopuszcza możliwość uznania przedwojennych re­cenzji i całego dorobku naukowo-dydaktycznego T. Szczurkiewicza za dowód peł­nienia przez niego roli tajnego funkcjonariusza, jeśli nie III, to na pewno II Mię­dzynarodówki. Spójrzmy tylko na obecny w ówczesnych tekstach Szczurkiewicza stosunek do marksizmu, dogmatów marksistowskich oraz katolicyzmu i narodu.

Szczurkiewicz odrzuca wprawdzie materializm historyczny, nawet w wersji poprawionej przez Ludwika Krzywickiego. Nazywa jednak Krzywickiego umy­słem samodzielnym, krytycznym i twórczym. Chwali go za krytykę socjologii tłumu. Wypowiada się o nim z pietyzmem i szacunkiem. A kim był właściwie ten Krzywicki? Współpracownikiem „Walki klas", człowiekiem związanym z niepatriotycznymi organizacjami „robotniczymi” i tłumaczem Kapitału (por. Kowalik, 1965; Kozyr-Kowalski, Ładosz, 1972: 32-33); Kapitału, czyli tej Biblii socjal­demokratów, socjalistów, komunistów, marksizujących myślicieli chrześcijań­skich, przeróżnych teologów rewolucji i wyzwolenia oraz wszelkiej hołoty lewi­cowej całego świata. Słowa hołota użył po wojnie S. Grabski w wypowiedzi prywatnej. W. Wincławski podniósł je prawie do rangi kategorii analitycznej.

Marksizmem zarażony był także Edward Abramowski, a przecież Szczurkie­wicz podkreśla znaczenie socjologiczne jego pism. Dlaczego tak wiele miejsca zajmują wśród recenzji Szczurkiewicza książki Roberta Michelsa? Przecież ten socjolog był nie tylko socjalistą, ale nawet rewolucyjnym socjalistą wtedy, gdy formułował spiżowe prawo oligarchii działające w systemach demokratycznych. Występuje ono w towarzystwie tez, które przypominają, i to bardzo, opinie Lenina i bolszewików (Michels, 1911, 1968). Tenże Michels został zresztą później zwolennikiem Mussoliniego i totalitaryzmu faszystowskiego. Jakże ostro kryty­kuje Szczurkiewicz R. Mauniera Wprowadzenie do socjologii, a z jaką wyrozu­miałością odnosi się do Stefana Czarnowskiego, który nie tylko ulegał wpływowi Marksa i materializmu historycznego, lecz miał nawet komunistę wśród swoich doktorantów. Napisał też rozprawę o jakiejś tam kulturze robotniczej, ale istnieje przecież jedna i tylko jedna kultura narodowa. Robole i prole (Orwell) nie są zdolni do tworzenia żadnej własnej kultury. Już przed wojną Szczurkiewicz ulegał, podobnie jak jego starsi koledzy: Tocqueville, Comte i Spencer, marksistowskiemu [33] i komunistycznemu dogmatowi, który głosi, że istnieją klasy i że ich istnienie wywiera wpływ na myśl socjologiczną. Dobrze, że nie przejął od tych swoich starszych kolegów marksistowsko-leninowskiej teorii walki klas i nie powtarzał za jakimś Spencerem, iż źródłem poważnych błędów w socjologii bywają najczęściej następujące rodzaje stronniczości (bias): educational bias, bias of patriotism, class-bias, political bias, theological bias (Spencer, 1896: 161-286). Ale Szczurkiewicz zwracał jednak uwagę, że u młodzieży chłopskiej proces dojrzewania przebiega inaczej niż u młodzieży inteligenckiej. Powołując się na badania niejakiego P. Bode twierdził, że występujące w podręcznikach psychologii prawa dojrzewania młodzieży nie zasługują na tę nazwę, albowiem przekształca się w nich to, co tylko inteligenckie, w to, co powszechnie klasowe i ogólnoludzkie. Szczurkiewicz zgodnie z marksistowskim dogmatem o podziale klasowym zarzucał środowisku naukowemu, że utożsamia często dzieje obycza­jów szlacheckich z dziejami obyczajów dawnej Polski. Czyż można uznać za dzieło czystego przypadku, że w recenzjach przedwojennych pisze on o tzw. bezrobotnych, tzw. robotnicach fabrycznych i ich mądrości, a nawet o „młodzieży proletariackiej” oraz o występujących wśród niej „postawach burżuazyjnych” w najgorszym sensie tego słowa.

Jak profesor wyższej uczelni katolickiej mógł sądzić, że kościół protestancki, a także katolicki, stają się obcy tzw. młodzieży proletariackiej, gdyż czynią z religii ideologię drobnomieszczańską! I jak mogła ówczesna władza duchowna tolerować takie opinie!

Nie jest to jeszcze pełna lista absurdów, do których może doprowadzić detektywistyczne myślenie o społeczeństwie oraz opisywanie dramatycznych dziejów socjologii polskiej w okresie stalinizmu za pomocą pojęć, które zostały zaczerpnięte ze skrajnych ideologii antykomunistycznych lat dziewięćdziesią­tych. Już w latach siedemdziesiątych byłem przeciwnikiem usuwania z tłumaczo­nych na język polski dzieł socjologów zachodnich sformułowań i wartościowań antykomunistycznych i antyradzieckich. Próbowałem skłonić PWN, aby pozosta­wiono w książce R. Bendixa o Weberze rozdział, który zawierał pewną wersję teorii totalitaryzmu, niezbyt zresztą wyrafinowaną (por. Kozyr-Kowalski, 1975: 511). Profesor Ładosz napisał w tym czasie cały artykuł, który był wymierzony przeciw eliminowaniu z prac antykomunistycznie usposobionych socjologów i filozofów śladów właściwej im postawy ideowej. Cenzura nie dopuściła do jego publikacji. Artykuł ten ukazał się w „Studiach Socjologicznych” dopiero po Polskim Sierpniu. Wiele zawdzięczam antykomunizmowi takich badaczy i pisa­rzy, jak M. Weber, F. Tonnies, W. Sombart, R. Aron, K.R. Popper, H. Marcuse, S. Andreski, L. Kołakowski, marksiści zachodnioeuropejscy, M. Wańkowicz, [34] S. Cat Mackiewicz, Cz. Miłosz, G. Herling-Grudziński, A. Sołżenkyn, S. Kisie­lewski. Ale różne są antykomunizmy.

W. Wincławski powołuje się w swoim artykule wielokrotnie na Znanieckiego. Nie wie jednak, co to jest współczynnik humanistyczny jako metoda obiektywi­zmu naukowego i poznania obiektywnej rzeczywistości humanistycznej. Ta metoda wymaga m.in. ujmowania rzeczywistości z punktu widzenia wszystkich tych podmiotów, którzy ową rzeczywistość doświadczali i którzy w niej działali, a nie tylko z punktu widzenia tych, którzy z różnych względów są bliscy warto­ściom naszej ideologii i wiary politycznej (Znaniecki, 1973: 27-43). Trzeba przyznać, że W. Wincławski stara się częściowo uwzględnić współczynnik huma­nistyczny przy interpretacji zachowań S. Ossowskiego i J. Chałasińskiego w okre­sie poprzedzającym II konferencję socjologów polskich. Traktuje jednak związa­ne ze Znanieckiego koncepcją obiektywizmu naukowego rygory jako łaskę, której niegodni są dostąpić T. Szczurkiewicz i ludzie PPR. Wypierająca obiektywność badawczą łaska profesora Wincławskiego jest zupełnie arbitralna i kapryśna. Wystarczy wzbogacić jego dyskurs, zgodnie z duchem tego dyskursu, o pojęcie „bezpartyjny kolaborant z narzuconą przez Moskwę władzą PPR” i odpowiednio spreparować odpowiednie cytaty, aby na liście czarnych charakterów powojennej socjologii polskiej znaleźli się obaj wielcy uczeni: S. Ossowski i J. Chałasiński. Po dalszych manipulacjach pojęciowych czarnym charakterem okaże się każdy, kto w 1945 roku nie poszedł z karabinem do lasu.

Artykuł W. Wincławskiego odznacza się niewystarczającą znajomością cza­sów, o których pisze. Przesądza sprawy, które nie były w latach bezpośrednio powojennych jednoznacznie przesądzone. Nawet przez samego Stalina. Zakłada, że T. Szczurkiewicz walcząc o obecność S. Ossowskiego na konferencji likwidu­jącej socjologię polską realizował zalecenia władz partyjnych. A może tym władzom, które tak sprawnie i w wygodnym dla siebie czasie potrafiły już zorganizować Zjazd Literatów w Szczecinie (20-23 stycznia 1949 roku), Zjazd Plastyków w Nieborowie (12-13 lutego) i Posiedzenie Rady Głównej do Spraw Nauki i Szkolnictwa Wyższego (14-15 lutego) zależało specjalnie na tym, aby konferencja inicjująca stalinizm w socjologii polskiej odbyła się bez udziału tak surowego krytyka stalinowskiego marksizmu, jakim był Stanisław Ossowski? 

 

Realne istnienie socjologii, która nie istniała formalnie

 

Zamieszczone w Krytyce rozumu socjologicznego rozprawy i wspomnienia pozwalają stworzyć bliższy prawdzie i sprawiedliwości niż to ma miejsce w artykule [35] W. Wincławskiego obraz postawy T. Szczurkiewicza wobec stalinizmu i marksizmu stalinowskiego. Przeprowadzony w czasie wojny przez Tadeusza Trzcińskiego wywiad z ówczesnym profesorem tajnego uniwersytetu w Warsza­wie wskazuje, że Szczurkiewicz odrzucał wówczas zarówno komunizm, jak i bolszewizm. Ale równie obca była mu postawa apologetyczna wobec kapitali­zmu. Sądził on, że kapitalizm znalazł się w stadium zwyrodnienia (patrz s. 617). Można zasadnie przypuszczać, że Szczurkiewicz opowiedziałby się po wojnie za jakąś postacią socjalizmu demokratycznego i wielopartyjnego. Tego rodzaju socjalizm był do zaakceptowania także dla Ossowskiego i Chałasińskiego, a na­wet dla Znanieckiego, jak świadczy o tym jeden z jego powojennych listów do Chałasińskiego. Żaden z trójcy naszych wybitnych socjologów nie pragnął nato­miast powrotu porządków społeczno-gospodarczych i politycznych, które pano­wały w przedwrześniowej Polsce. Nie był to jakiś pogląd odosobniony. Podzielał go rząd polski w Londynie oraz Stanisław Mikołajczyk i jego PSL. Cała powo­jenna Europa była wówczas dosyć czerwona. Nawet angielscy konserwatyści urzeczywistniali hasło: nie będzie powrotu do kapitalizmu międzywojennego! Laburzyści mówili zaś otwarcie o zamiarze tworzenia socjalistycznej Wielkiej Brytanii. W pierwszych latach powojennych występowała na całym świecie nadzieja, że sojusz ZSRR z mocarstwami zachodnimi będzie trwałym fenomenem i że pociągnie to za sobą stopniową ewolucję systemu radzieckiego w kierunku demokratycznym. Także PPR, której członkiem został T. Szczurkiewicz, nie była ani formalnie, ani realnie partią komunistyczną. Komuniści typu stalinowskiego odgrywali w niej rolę kierowniczą. Ale mówili oni, bezpośrednio po wojnie, o polskiej drodze do socjalizmu, o gospodarce mieszanej, o prawie do istnienia różnych partii robotniczych i wielu partii demokratycznych. Podkreślali, że demokracja ludowa nie jest dyktaturą proletariatu w ogóle, a dyktaturą proleta­riatu typu radzieckiego w szczególności. Odrzucali kołchozy jako perspektywę rozwojową wsi polskiej. Demonstrowali swoje przywiązanie do tradycji narodo­wych. Czerwone sztandary PPR i PPS uświetniały nabożeństwa niedzielne. Było w tym wszystkim wiele wyrachowania taktycznego i obłudy, lecz nie można do tego sprowadzić postawy nie tylko wszystkich członków wielotysięcznej PPR, ale nawet postawy komunistycznego kierownictwa tej partii. Wierzyło ono bar­dziej w towarzysza Stalina niż w komunizm. Gdyby Stalin kazał im przekształcić PPR w partię chrześcijańsko-demokratyczną i budować kapitalizm z ludzką twarzą, wg wskazań encyklik papieskich, to gorliwie i z głębokim przekonaniem wewnętrznym uczyniliby to natychmiast. Podjęliby też natychmiast walkę z marksistowsko-lewicowymi wrogami z PPS.

T. Szczurkiewicz, będąc członkiem PPR i do końca życia członkiem PZPR, [36] nigdy nie stał się marksistą, ani w pejoratywnym, ant w pozytywnym sensie tego słowa. Przez cały okres socjalizmu stalinowskiego i poststalinowskiego Szczurkiewicz pozostał wierny poglądom socjologicznym, które wypracował już przed wojną. Zasadnicze treści teoretyczno-metodologiczne Studiów socjologicznych. wydanych w latach 1969 i 1970, pokrywają się z treściami Rasy. środowiska, rodziny opublikowanej w 1938 roku (Szczurkiewicz, 1938). Zawarta w Studiach rozprawa pt. Wpływ Lenina na socjologię zachodnią jest pracą o marksizmie, nic zaś rozprawą marksistowską. Prezentuje się w niej raczej opinie socjologów zachodnioniemieckich o Leninie niż myśl autora Państwa a rewolucji. Więcej poświęca się w niej uwagi poglądom G. Sorela i V. Pareta niż Lenina (por. Szczurkiewicz, 1969: 208-235).

Dla zrozumienia losów socjologii polskiej w okresie socjalizmu stalinowskie­go i poststalinowskiego oraz postaw uczonych tej epoki o wiele większą wartość ma stosowane w Zniewolonym umyśle przez Czesława Miłosza pojecie Ketmana niż upraszczające bezlitośnie rzeczywistość schematy dzisiejszej propagandy i ideologii (por. Miłosz, b.d.w,: 36-50). Dla Szczurkiewicza marksizm stalinowski i poststalinowski był niczym więcej jak Ketmanem pracy zawodowej i środkiem obrony samodzielnie i rzetelnie wypracowanych idei socjologicznych przed — jak pisał Gobineau — zaślepieniem, szaleństwem i złośliwością tych, których Bóg wprowadził w błąd (Miłosz, b.d.w.: 37). Ci, którzy pretendują dziś do roli prokuratorów oskarżających ludzi dramatycznej epoki, powinni przynajmniej pamiętać, że wypowiedzi pochodzących z takiej epoki nie powinno się interpre­tować z „tępą dosłownością” (Gombrowicz, 1985:26).

W okresie stalinowskim nie utożsamiano bynajmniej socjologii z socjologią marksistowską i nie dokonywano pozytywnej krytyki zastanej socjologii z pozycji materializmu historycznego, z zachowaniem prawa do istnienia i rozwoju innych kierunków teoretycznych, co postulował i zakładał jako rzecz oczywistą (być może naiwnie) Szczurkiewicz na łódzkiej konferencji, i co tak gorszy Wincła­wskiego. Wyeliminowano natomiast wszelką socjologię z programu studiów aka­demickich. Nazywanie materializmu historycznego socjologią, jak to czynił Szczur­kiewicz w Łodzi, mogło nawet pociągnąć za sobą oskarżenie o bucharinizm.

„Za zbędną lub wręcz szkodliwą — zauważa Jerzy Szacki — uznano socjo­logię jako taką, czego dodatkowym świadectwem jest to, że przedmiotem ideo­logicznego ataku stała się również socjologia marksistowska, mająca w Polsce świetną tradycję” (patrz s. 462).

Stalinizm obawiał się wszelkich badań empirycznych, albowiem właściwa mu ideologia zaludniała pozamyślowy świat idolami, tworami czystej myśli i fantazji. Zanim stalinizm przystąpił do krytyki prac empirycznych, prowadzonych w Pol­sce [37] za pomocą przesłanek teoretyczno-metodologicznych wypracowanych przez Znanieckiego i jego uczniów, rozprawił się w ZSRR — i to za pomocą tak prostych środków jak kula i Gułag — ze wszelkimi próbami badań terenowych, które były inspirowane przez marksizm i materializm historyczny. Umieścił też wśród ksiąg wyklętych dzieła tych marksistów radzieckich, którzy usiłowali w pierwszym porewolucyjnym dziesięcioleciu nadać materializmowi historycz­nemu charakter mniej lub bardziej naukowy oraz konfrontować teorię Marksa z rzeczywistością empiryczną. Ale nawet w latach stalinizmu istniały w Polsce pewne sposoby zapewniania realnego istnienia socjologii, która została urzędowo zniesiona i potępiona. Stosował je Tadeusz Szczurkiewicz w swojej działalności naukowo-dydaktycznej. Świadczą o tym zarówno opublikowane w Krytyce wspo­mnienia jego studentów, jak i dokumentacja opracowana przez Ewę Kiełczewską i Aurelię Szafran (Kiełczewską, Szafran, 1981: 285-329). Jeden ze sposobów zapewniania realnego istnienia nie istniejącej formalnie socjologii polegał na prowadzeniu badań empirycznych i przygotowywaniu studentów do prowadzenia takich badań. Z ww. dokumentacji dowiadujemy się, że Szczurkiewicz nie za­przestał w okresie stalinizmu promowania prac opartych na badaniach empirycz­nych. W 1950 roku powstały pod jego kierunkiem dwie prace doktorskie. Obie miały charakter teoretyczno-empiryczny. Józef Kwiatek poświęcił swoją tezę doktorską klasowemu charakterowi procesów integracyjnych i dezintegracyjnych wśród ludności wiejskiej Ziem Odzyskanych. Autorem drugiej pracy doktorskiej był Janusz Ziółkowski. Miała ona tytuł: Rozwój demograficzny Katowic i Sosnow­ca na tle warunków gospodarczych i społecznych. Pierwszą rozprawę doktorską uważał promotor do końca swego życia za słabą. Stalinowska teoria klas, po­dobnie jak jej późniejsze modyfikacje, które przetrwały w naszej socjologii i ekonomii politycznej do ostatnich dni realnego socjalizmu, nadawała się raczej do fałszowania niż poznawania rzeczywistości społecznej. O drugiej pracy do­ktorskiej Szczurkiewicz wypowiadał się zawsze z uznaniem. Wcześniej, w 1947 roku doktorem Szczurkiewicza został Józef Burszta. Tytuł jego pracy brzmiał: Ruchliwość społeczna na wsi małopolskiej. Studium wsi Grodzisko w powiecie łańcuckim. W latach stalinizmu uczyli się w Uniwersytecie Poznańskim dobrego rzemiosła badań empirycznych liczni studenci. W 1949 roku pod kierunkiem Szczurkiewicza prace magisterskie napisało 8 osób; aż 7 prac było opartych na badaniach empirycznych. W 1950 roku 7 spośród 16 prac przypadało na prace empiryczne. W 1951 roku za prace empiryczne uzyskało magisterium 13 spośród 29 studentów. W 1952 roku, a więc w szczytowej fazie stalinizmu, prof. Szczur­kiewicz wypromował aż 49 magistrów, z tego 12 na podstawie prac empirycz­nych. [38]

Analiza tematów prac magisterskich, pisanych u Szczurkiewicza w lalach stalinizmu, wskazuje na inne formy realnego istnienia socjologii w Uniwersytecie Poznańskim w epoce formalnoprawnej likwidacji studiów socjologicznych w Polsce. Studenci Szczurkiewicza nie zostali wówczas pozbawieni możliwości poznania klasycznych dokonań socjologii nowoczesnej. Pisali prace magisterskie o socjologii Pareta i Vierkandta, o teorii przyezynowości MacIvera. o socjologii Spencera. W 1950 roku Andrzej Malewski obronił u prof. Szczurkiewicza prace magisterską pt. Socjologia wiedzy K. Mannheima a problemy socjologicznych badań nad nauką. Prowadzone były seminaria poświecone socjologii wiedzy i B. Malinowskiemu. Nie wszędzie jednak udało się ocalić tak znaczny jak w Poznaniu zakres swobody wyboru problematyki i zainteresowań badawczych. Nikt nie wymierzy tego, pisze Antonina Kłoskowska, co niektórzy młodzi bada­cze zyskali, a co stracili „zajmując się w ciągu sześciu lat najlepszych dla intelektualnego rozwoju zagadnieniami, do których nie byli najlepiej przygoto­wani (historia Odrodzenia, historia czasopiśmiennictwa XIX w.). Ale w końcu po 1956 roku do socjologii wrócili” (Kłoskowska, 1994:96).

Nie tylko Szczurkiewicz, lecz także Jan Szczepański zapewniał w okresie stalinizmu realne istnienia nieistniejącej formalnoprawnie socjologii. Świadczy o tym jego Socjologia. Została ona opublikowana w 1961 roku, ale oparta była na wykładach z lat 1947-1956. I nadal zasługuje ta książka na to, aby poznawać z niej fundamentalne tezy mistrzów myśli socjologicznej (Szczepański, 1961).

Przez cały okres stalinowski Szczurkiewicz zachowuje ukształtowane jeszcze przed wojną, krytyczne, ale i nie pozbawione życzliwości, zainteresowanie ory­ginalnym i twórczym marksizmem polskim. Przekazuje je studentom. Powstają więc pod jego kierunkiem prace magisterskie o L. Krzywickim i E. Abramowskim, o K. Kelles-Krauzie i S. Brzozowskim.

Kres totalitaryzmowi stalinowskiemu kładzie w ZSRR czas rządów Chruszczowa i Breżniewa. Dowodzi tego błyskotliwie Andrzej Walicki (Walicki, 1993: 344-399,1993a: 1-5). Radziecki system przechodzi do fazy, którą Arendt nazwała detotalitaryzacją (Arendt, 1993: 342-345), Z. Brzeziński zaś — autokratyzmem. (Brzeziński, 1989:252-258). Październik 1956 roku łamie w Polsce kręgosłup nie ukształtowanego jeszcze w pełni systemu totalitarnego. Stalinowski, katechizmo­wy marksizm nie tylko traci administracyjno-polityczną hegemonię w nauce, lecz staje się przedmiotem kpin. W naukach społecznych uzyskują stopniowo domi­nację szkoły i kierunki niemarksistowskie. Podlegają one oczywiście kontroli urzędowej doktryny partyjno-państwowej. Doktryna ta współokreśla proporcje między analizą obiektywną, krytyką oraz apologetyką socjalną i polityczną. Wyklucza jawny antykomunizm, antysowietyzm, antymarksizm i antysocjalizm. [39] Wykazuje jednak znaczną tolerancję, a nawet życzliwość, zwłaszcza po Marcu 1968, wobec prób przekształcenia obiegowych kierunków zachodniej socjologii akademickiej zarówno w główne narzędzie badań empirycznych, jak i w środek apologetyki socjalnej i politycznej. Istnieją wprawdzie w programach studiów akademickich obowiązkowe „przedmioty ideologiczne". Zalicza się do nich m.in, filozofię i socjologię. Jednak sposób ich wykładania zależy w rzeczywistości od przekonań teoretyczno-metodologicznych i ideowych samych wykładowców oraz ich bezpośrednich zwierzchników akademickich. Gdy moim przełożonym był w Toruniu T. Szczurkiewicz, mogłem całkowicie ignorować w czasie wykła­dów urzędowe wówczas podręczniki marksistowskiej filozofii i socjologii, a na­wet je krytykować. Po przejściu Szczurkiewicza na emeryturę, musiałem się tłumaczyć, dlaczego zastąpiłem na polonistyce wykład o podstawowych prob­lemach filozofii marksistowskiej analizą estetyki Oświecenia, Kanta, Hegla, Lukacsa, Ossowskiego (Ossowski, 1966) i modnego wówczas francuskiego strukturalizmu. Zarzucano mi też, że nie prowadzę wykładów wg zatwierdzonych przez ministerstwo podręczników.

Po Polskim Październiku Tadeusz Szczurkiewicz dystansuje się od wszelkich sporów, które przebiegały między marksistami i niemarksistami oraz wśród różnych kategorii marksistów. Nie odpowiadało mu polityczne i ideologiczne uwikłanie owych sporów. Pod różnymi szyldami, w tym także pod szyldem marksizmu, prezentuje na wykładach swoje własne, wypracowane jeszcze przed wojną i w czasie wojny, poglądy socjologiczne i filozoficzne. W wielu punktach są one bliskie, podobnie jak socjologia Znanieckiego (por. Kozyr-Kowalski, 1981:107-135), myśli Marksa i materializmowi historycznemu. Nie przepuściłem żadnej okazji, aby podkreślać to w swoich publikacjach. Szczurkiewicz odnosi się krytycznie do dominującego u nas po roku 1956 sposobu pojmowania i upra­wiania socjologii. Świadczą o tym jego rozprawy o ankietach i problemach socjologii ogólnej (Szczurkiewicz, 1969: 41-54, 327-447). Nie przepada jednak za marksizmem Polski popaździernikowej. Wie jednak, po doświadczeniach epoki stalinowskiej, że otwarta krytyka tego marksizmu nie będzie mogła być prowadzona w kategoriach czysto naukowych i teoretycznych. Doprowadzi do uwikłania się w sprawy doraźnie ideologiczne. Trzeba będzie się też liczyć z interwencją czynników partyjnych oraz z możliwością zastosowania sankcji politycznych i administracyjnych. Wkrótce własne doświadczenia przekonały mnie o trafności tych opinii. Poświęcę teraz trochę uwagi poznanym osobiście obyczajom epoki jakościowo odmiennej i stosunkowo łagodnej w stosunku do epoki, w której przyszło Tadeuszowi Szczurkiewiczowi wypowiadać różne sądy o marksizmie i o kwestiach ideologiczno-politycznych, m.in. po to, aby nie [40] pojmować niczyich słów pochodzących z czasów stalinowskich w sposób, który Gombrowicz nazwał tępą dosłownością. 

 

Obyczaje epoki i przygody dialektyki

 

Marzec 1968 i Grudzień 1970 spowodowały zamieszanie na froncie ideologicz­nym. Wykorzystałem to, by napisać podręcznik materializmu historycznego. Opatrzyłem go tytułem: Dialektyka a społeczeństwo. Los nie pozwolił mi ukoń­czyć tego podręcznika. Nie ukazałby się on zapewne w ogóle w druku bez pomocy i współautorstwa profesora Jarosława Ladosza. Napisane przeze mnie części Dialektyki zostały zaaprobowane przez współautora. Stanowiły one próbę zasad­niczej, aczkolwiek pozytywnej i pośredniej krytyki dominujących w okresie poststalinizmu w Polsce i ZSRR sposobów pojmowania marksizmu i natury „realnego socjalizmu". Zakwestionowane zostały w Dialektyce m.in. idee, które głosiły, że socjalizm polski i radziecki znajdują się u progu bezklasowej wspól­noty, że pozbawione są one sprzeczności, że panuje w nich zasada jedności moralno-politycznej narodu, że klasa robotnicza Polski i ZSRR zapewniły sobie już dawno nie tylko godziwe i należne im miejsce w gospodarce i całym życiu społecznym, lecz nawet hegemonię społeczno-polityczną, że zmęczeni rolą „kla­sy panującej i dyktatorskiej” robotnicy podzielili się władzą z chłopami i inteli­gencją pracującą, tworząc państwo ogólnonarodowe, że kapitalizm nie ma już w Polsce żadnych zwolenników. Dialektyka była próbą zerwania teoretycznych i politycznych więzi, które ustanowił stalinizm, a wcześniej także Lenin, Trocki i Bucharin, między takimi pojęciami Marksa jak klasy, walka klas, dyktatura proletariatu, polityczni i literaccy przedstawiciele klas a terrorem, bezprawiem, ograniczaniem demokracji, praw obywatelskich, wolności robotników i innych klas ludowych, swobody wypowiedzi i badań naukowych, stosowaniem przemo­cy policyjnej, administracyjnej i ekonomicznej wobec nieprawomyślnych. Zosta­ła w tej książce przypomniana i rozwinięta Marksowska koncepcja humanistycz­nych i racjonalnych mediów wałki klasowej. Tak pojęta walka klasowa nie jest wymierzona przeciw ludziom, lecz jest walką o ludzi, i nie ma nic wspólnego nie tylko z policyjno-administracyjnym, lecz także z obiegowym pojęciem walki. Odniosłem do wszystkich ludzi sztuki i nauki rubaszne i zaprawione zbyt ciężkim dowcipem, lecz humanistyczne i wolnościowe w treści słowa Marksa, że poetów, nawet najlepszych, trzeba pieścić, aby mogli śpiewać. Wiele lat później stwier­dziłem z satysfakcją, że już V. Pareto krytykował utożsamianie walki klas z jej najbardziej barbarzyńskimi i zakładającymi przemoc przejawami. Socjolog ten [41] starał się też wykazać, że wałka klas nie musi wcale zakładać naruszania wolności i wartości prawnych, moralnych, humanistycznych i religijnych (por. Kozyr-Ko­walski, 1990: 197-214). Właściwe gilotyniarzom (guillotineurs) pojmowanie walki klasowej i dyktatury proletariatu ostro zwalczał przyjaciel Pareta, Georges Sorel (Sorel, 1921: 435). Po Marksowsku i Sorelowsku rozumiał walkę klas A. Waligórski, gdy wprowadził do swojego tekstu piosenki pt. Sierpień 80 słowa: „[…] gdy przestała nagle być sloganem dyktatura proletariatu, są w ojczyźnie rachunki krzywd, lecz nie obca dłoń je przekreśli [...]”.

Dialektyka została ukończona po grudniowym wystąpieniu polskiej klasy robotniczej przeciw socjalizmowi poststalinowskiemu. Miała charakter wyzywa­jąco prorobotniczy i propracowniczy, ale i antykapitalistyczny. Nie była jednak pozbawiona wiedzy teoretycznej i empirycznej o nowoczesnym kapitalizmie. Zawierała aluzyjną i bezpośrednią krytykę urzędowego nacjonalizmu i pałkarskiego „patriotyzmu", które rozpanoszyły się w ideologii i propagandzie czasów Gomułki oraz w okresie największych wpływów generała Moczara. Krytyka i pozytywne przezwyciężanie poststalinowskiego marksizmu i znacznej części urzędowej doktryny społecznej nie mogły łączyć się z szaleństwem politycznym. Musiały być okupione i osłaniane przed marksistami z urzędu i obowiązku służbowego zbyt częstym cytowaniem klasyków i powoływaniem się na polskie i radzieckie autorytety polityczne. To cytowanie klasyków prowadziło jednak do nieświadomego urzeczywistniania i wyposażania w humanistyczny sens hasła: The best Marxist is the dead Marxist. Każdy inteligentny czytelnik książki wiedział, że słowa, iż PZPR skupia politycznych i literackich przedstawicieli klasy robotniczej nie oznaczają, że tak jest rzeczywiście, lecz że tak być powinno. Przywołanie opinii Leonida Breżniewa i Edwarda Gierka, że w ZSRR i w Polsce istnieją klasy i różnice klasowe, stanowiło w Dialektyce jedynie punkt wyjścia analizy, która wykazywała prymitywizm urzędowej, przejętej od Stalina, konce­pcji zróżnicowania klasowego w społeczeństwach socjalistycznych. W koncepcji tej sprowadzano bogatą strukturę klasowo-warstwową Polski i ZSRR do jednej klasy robotniczej, jednej klasy chłopskiej i jednej warstwy inteligencji. Po sło­wach Gierka o „zaciekłej walce klasowej” w sferze nauki i ideologii pojawiały się rozważania podkreślające, że właśnie w nauce i kulturze walka klasowa nie może mieć nic wspólnego ani z zaciekłością, ani z walką w sensie policyjno-administracyjnym, a nawet potocznym (por. Kozyr-Kowalski, J. Ładosz, 1972: 250-256,272). Nie ukrywam, że w dniach grudniowych 1970 roku darzyłem szacun­kiem i sympatią Gierka i Breżniewa. Pierwszego za odsunięcie od władzy ekipy Gomułki, która przelała krew robotniczą „w imię reformy gospodarczej, dobra państwa i narodu". Drugiego za odmowę —jak powszechnie wówczas mówiono [42] — użycia Armii Radzieckiej w obronie Gomułki oraz odrzucenie Gomułkowskiej opinii, że strajki i manifestacje polskiej klasy robotniczej mają charakter kontr­rewolucyjny i są w swojej istocie dziełem wrogów socjalizmu, porządku społe­cznego, państwa i narodu. Jeśli ujmiemy sprawę w kategoriach czysto merytory­cznych, to pogląd Breżniewa i Gierka, iż w ZSRR i w Polsce istniały w tatach siedemdziesiątych klasy i różnice klasowe, był bliższy prawdzie niż sofizmaty gorliwych apologetów partyjnych i bezpartyjnych, z których miało wynikać nieistnienie w realnym socjalizmie stosunków i konfliktów klasowych.

Powoływanie się na wysokie autorytety polityczne nie przeszkodziło genera­łowi Szlachcicowi, w czasie, gdy pełnił nieoficjalnie funkcję li sekretarza KC PZPR, zaatakować Dialektyki jako książki zawierającej błędne i szkodliwe poli­tycznie idee, które rozbijają jedność moralno-polityczną narodu, osłabiają pań­stwo i szerzą lewactwo. Szlachcic uczynił to w przemówieniu wygłoszonym na zorganizowanej w KC naradzie pracowników nauki — członków PZPR. Zawiódł on jednak nadzieje grupy najbardziej zaufanych socjologów i filozofów warsza­wskich, która przygotowywała mu przemówienie. Liczyła ona na znacznie suro­wszą krytykę, wycofanie książki z obiegu wydawniczego oraz przykładne ukara­nie wydawców. Potem mówiono mi, że Szlachcic oskarżał jeszcze Dialektykę, na jakiejś wojewódzkiej naradzie partyjnej, o maoizm. Przedmiotem publicznej krytyki sekretarza KC była w tym samym czasie książka J. J. Wiatra, poświęcona marksistowskiej teorii rozwoju społecznego. Dla zachowania równowagi politycz­nej obciążono ją zarzutem odchylenia rewizjonistycznego i „prawicowo-burżuazyjnego".

Dzisiaj myślę, że to jakiś dobry duch podsunął mi wówczas pomysł powoły­wania się w Dialektyce na radzieckich badaczy i polityków. Po grudniu 1970 filozof z Uniwersytetu Warszawskiego, który miał w swoim czasie monopol na oficjalne, podręcznikowe ujęcie problemów marksistowskiej filozofii, a po Pol­skim Sierpniu lub nawet później stał się działaczem opozycji solidarnościowej, zarzucał mi na łamach bydgoskich „Faktów i Myśli", iż w książce o Weberze i Marksie cenię tych marksistów, których nie cenią towarzysze radzieccy, a nie cenię tych, których ceni się w ZSRR. Wytknął mi nawet jedno dobre zdanie poświęcone pracom francuskiego historyka filozofii, L. Goldmanna. Dowiedział się bowiem od bułgarskiego filozofa, iż Goldmann reprezentuje marksizm dosyć podejrzanej próby; równie podejrzanej, jak marksizm Gramsciego, Lukacsa i Brzozowskiego. Powiedziano mi wkrótce, że artykuł krytyka mojej książki został napisany dla „Nowych Dróg", co miało dodać powagi i mocy politycznej argumentom w nim zawartym. Nie został tam jednak opublikowany. Artykuł nie został też przyjęty do druku przez „Studia Filozoficzne". Ukazał się w bydgoskim [43] piśmie m.in. dzięki mojemu poparciu i prośbie. Nie ukrywam, że autor tego artykułu otrzymał w tymże piśmie taką odprawę polemiczną, na jaką sobie zasłużył.

Dialektyka zainteresowała Jana Strzeleckiego, o którym profesor Kłoskowska pisze w uwagach krytycznych o artykule Wincławskiego, że jest to jedyny znany jej socjolog-członek partii, który wychylał się „poza wszystkie linie wszystkich okresów” (Kłoskowska, 1994: 96). Muszę tu wtrącić uwagę, że miałem więcej szczęścia niż profesor Kłoskowska. Spotkałem kilka osób, członków i aktywistów PZPR, które bardziej reprezentowały interesy nauki i socjologii w partii niż interesy aparatu partyjnego w nauce i socjologii. Późniejszy autor książki pt. Socjalizmu model liryczny (Strzelecki, 1989) ocenił pozytywnie zawarte w Dia-lektyce ogólne określenie sprzeczności życia społecznego. Zgodził się z moją opinią, że zapewnienie współwłasności i współzarządzania robotnikom i pracow­nikom, bez utraty ogólnonarodowego charakteru własności środków produkcji, stanowi fundamentalny problem teoretyczny i praktyczny socjalistycznego spo­sobu produkcji. Zaaprobował tezę Dialektyki, że sprzeczność między mandatariuszami własności ogólnonarodowej a robotnikami i pracownikami jest typową dla socjalizmu sprzecznością. J. Strzeleckiego nie zadowoliła w pełni moja analiza pięciu sposobów przejawiania się tej sprzeczności, mimo że uznawał jej wartość empiryczną. Sądził on, że ukazuję rolę sprzeczności nie tyle w procesie rozwoju, ile regresu socjalizmu. Proponował, aby nadać problematyce sprzecz­ności w socjalizmie nową postać, zgodną z ogólnym, obecnym w Dialektyce, określeniem pojęcia sprzeczności w życiu gospodarczym i społecznym.

„Stanisław Kozyr-Kowalski —pisał w zakończeniu swojej recenzji Strzelecki —jest niewątpliwie jednym z najlepszych specjalistów z socjologicznego grona zdolnym do podejmowania tej problematyki. Dlatego mój niecierpliwy komen­tarz zwraca się, z krytyczną prośbą, właśnie do niego” (Strzelecki, 1973).

Wkrótce dostrzegłem w napisanych przeze mnie rozdziałach Dialektyki wiele wad, dotyczących nie tylko sposobu ujęcia socjalizmu, lecz także fundamental­nych kwestii teoretycznych. Przystąpiłem do pracy nad nowym podręcznikiem. Bieżące obowiązki sprawiły, że skończyło się wszystko na napisaniu dwóch rozdziałów. Dialektyka a społeczeństwo stanowiła jedynie krótki etap na drodze tworzenia własnego modelu materializmu historycznego i socjologii teoretycznej. Dosyć wcześnie przestałem z niej korzystać, przygotowując wykłady z socjologii teoretycznej oraz zalecać ją studentom jako lekturę do egzaminu.

W łatach 1972-1979 Dialektyka miała jednak cztery wydania. Musiało w niej być coś atrakcyjnego dla części wykładowców przedmiotu, który nosił urzędową nazwę: Filozofia i socjologia marksistowska. Nie byli to wykładowcy najgłupsi, [44] ani najbardziej konformistyczni wobec otaczającej rzeczywistości, ani tacy, którzy zdejmowali czapkę wtedy, gdy przechodzili nie tylko obok KC i KW, lecz także obok biura komitetu zakładowego PZPR. Dialektyka nie miała ani urzędo­wego, ani rzeczywistego monopolu na materializm historyczny, a tym bardziej na socjologię teoretyczną i prawdę. Wykładowcy socjologii marksistowskiej mieli do wyboru wiele innych podręczników. Mogli korzystać i korzystali z Filozofii marksistowskiej pióra dziesięciu autorów, z Głównych pojęć materializmu his­torycznego Z. Cackowskiego, z Marksistowskiej teorii rozwoju społecznego J.J. Wiatra, z Filozofii marksizmu-leninizmu A. Szeptulina lub Zarysu filozofii marksistowskiej A. G. Spirkina. We wszystkich prawie uczelniach funkcje pod­ręcznika filozofii i socjologii marksistowskiej pełniły też Elementarne pojęcia socjologii i Socjologia J. Szczepańskiego, prace L. Nowaka i J. Kmity, Współ­czesne społeczeństwo polskie. Wstęp do socjologii R. Dyoniziaka, J. Mikułowskiego-Pomorskiego i Z. Pucek, Ekonomia polityczna O. Langego, Społeczno-filozoficzne idee marksizmu L. Gilejki, R. Rudzińskiego i T. Stępnia, a także Studia socjologiczne T. Szczurkiewicza. W latach 1970-1980 funkcjonowało ponad dwadzieścia lokalnych podręczników i skryptów do przedmiotu: Filozofia i socjologia marksistowska (por. Czamota, Zybertowicz, 1984). Opracowywane one były na podstawie koncepcji bardzo różnych socjologów marksistowskich i niemarksistowskich, nie wyłączając koncepcji obecnych w wyklętych oficjalnie książkach Z. Baumana. Jego idee przejmowano bez powoływania się na nazwi­sko. Dialektyka uchodziła wśród części wykładowców za nosiciela tendencji „lewicowo-dogmatycznych", ale można było prowadzić i prowadzono wykłady i ćwiczenia na podstawie książki profesora Wiatra, której zarzucano odchylenie „prawicowo-burżuazyjne". Jeśli ktoś pragnął korzystać z podręcznika, który był pozbawiony wszelkich odchyleń teoretycznych, ideologicznych i politycznych, to miał do dyspozycji Filozofię marksistowską napisaną przez kolektyw dziesięciu autorów oraz książki autorów radzieckich.

Wbrew temu, co głoszą dzisiaj obiegowe ideologie, marksizmowi w Polsce popaździernikowej nie przysługiwała ani realnie, ani formalnie hegemonia aka­demicka. Nawet tam, gdzie usiłowano ją urzędowo ustanowić, wprowadzając obowiązkowe „przedmioty ideologiczne", marksizm, i to w przeróżnych swoich odmianach, był tylko jednym z wielu kierunków w polskich naukach społecznych. Nie uzyskał nigdy w naszym życiu akademickim takiej pozycji, jaka mu przysłu­giwała w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych na Zachodzie.

Jako współautor Dialektyki mogłem korzystać na wykładach z większej wol­ności niż inni badacze. Wiele lat przed Sierpniem 1980 wprowadziłem pojecie quasi-sposobów produkcji i posługiwałem się nim w przedstawianiu hitlero­wskich [45] i stalinowskich obozów pracy przymusowej. Po Polskim Sierpniu w ana­lizie systemu produkcji występującego w hitlerowskich i stalinowskich obozach koncentracyjnych powoływałem się systematycznie na Archipelag Gułag A. Soł­żenicyna. Książka Sołżenicyna była też empiryczną podstawą prezentacji klas obecnych w obozach pracy zniewolonej. Dopiero gdy urządziłem otwarte semi­narium poświęcone dyskusji nad Archipelagiem Gułag, a na tablicy ogłoszeń Instytutu Socjologii UAM ukazało się zaproszenie do udziału w tej dyskusji, sprawą zainteresowały się władze uczelni i służby specjalne. Padły zarzuty o            prowadzenie działalności antyradzieckiej i prowokację antyradziecką, gdyż termin seminarium zbiegł się przypadkowo z terminem otwarcia kolejnego zjazdu KPZR. Ale sekretarzem generalnym tej partii był już Michaił Gorbaczow, a wła­dze pozauniwersyteckie i uniwersyteckie nie składały się z gorliwych głupców. Mogłem więc bez żadnych trudności poświęcić problemom podjętym przez Sołżenicyna kilka wykładów. Nie były one bezkrytyczne wobec autora Archipe­lagu. Zaczynały się jednak od wielkiej pochwały jego książki i jego zasług w walce o to, aby ludobójstwo stalinizmu nigdy nie mogło się już powtórzyć.

Zainteresowań Marksem nie zawdzięczam T. Szczurkiewiczowi. Nie był on też inspiratorem moich prób pozytywnego przezwyciężania postmarksowskiego marksizmu, zwłaszcza ery poststalinowskiej, i prób tworzenia własnego modelu materializmu historycznego i socjologii teoretycznej. Szczurkiewicz ukazał mi jednak wielkość klasycznej socjologii niemieckiej. Wprowadził do bogatego świata myśli M. Webera i G. Simmla, F. Tönniesa i W. Sombarta, E. Troeltscha i K. Mannheima. To ci krytycy materializmu historycznego ujawnili mi siłę, niebezpieczeństwa i słabości teorii Marksa. Pomogli także dostrzec istnienie jakościowej różnicy między Marksem a późniejszym marksizmem i antymarksizmem z zawodu i powołania. Dopiero niedawno uświadomiłem sobie w pełni, że starałem się w swoich publikacjach urzeczywistniać, lepiej lub gorzej, taki typ podejścia do myśli Marksa, który zalecał Ossowski w zbiorze artykułów opubli­kowanych w Biblioteczce „Po prostu” pt. Marksizm a twórczość naukowa w spo­łeczeństwie socjalistycznym (Ossowski, 1957). Będąc jeszcze studentem Uniwer­sytetu Warszawskiego, napisałem o Ossowskiego pojmowaniu marksizmu ob­szerny i entuzjastyczny esej, który w ostatniej chwili został zdjęty przez cenzurę ze szpalt tygodnika studenckiego. Tygodnikiem tym było chyba „ITD"; jego redaktorem naczelnym był wtedy K. Dąbrowa. Nie znaczy to oczywiście, że uzyskiwałem takie same jak Ossowski wyniki dotyczące pojmowania myśli Marksa, a zwłaszcza jej znaczenia dla współczesnej socjologii. Swoje rozumienie materializmu historycznego i teorii Marksa określałem często pojęciem marksi­zmu „ortodoksyjnego". Traktowałem to pojęcie jako wyzwanie zarówno wobec [46] dogmatyzmu marksistowskiego i antymarksistowskiego, jak i wobec zależnej wciąż myślowo od dogmatycznych i epigońskich formuł heterodoksji marksistowskiej, a także jako wyzwanie wobec „wulgarnych", niesamodzielnych i apologetycznych wobec realnego socjalizmu i kapitalizmu tendencji myślowych, które występowały w polskiej i zachodniej socjologii niemarksistowskiej. W czasie wieloletniej współpracy i przyjaźni z Tadeuszem Szczurkiewiczem łączyło nas przekonanie, że przed epigonami i uproszczeniami należy bronić nie tylko Mar­ksa, lecz także każdego wielkiego myśliciela przeszłości i współczesności: Pla­tona i Arystotelesa, św. Augustyna i św. Tomasza, Kanta i Hegla, Comte’a i Spencera, Rickerta i Webera, Tönniesa i Sombarta, Parsonsa, Warnera i szkołę frankfurcką. 

 

Rozum marksizmu stalinowskiego

 

Jedynym publicznym zaangażowaniem się, w okresie popaździernikowym, Szczurkiewicza w sprawy o bezpośrednim znaczeniu politycznym był jego arty­kuł pt. W związku z referatem prof. J. Chałasińskiego na międzynarodowym kongresie socjologicznym. Tekst Szczurkiewicza został wydrukowany w „No­wych Drogach", w listopadzie 1959 roku. Publikujemy go w całości, aby utrudnić manipulacje jego treścią. Nadałem mu nowy tytuł: Socjologia polska a stalinizm.

Artykuł Szczurkiewicza powstał w niefortunnych okolicznościach. Opubliko­wano go kilka miesięcy po międzynarodowym kongresie socjologów w Stresie. Profesor Józef Chałasiński wygłosił tam referat pt. Sociology and Social Mythology in Post-war Poland. Treść tego referatu wywołała histeryczną reakcję tej części aparatu partyjnego, który zajmował się naukami społecznymi. Doprowa­dzono do podjęcia uchwały PAN, która pozbawiała Chałasińskiego pełnionych w tej instytucji funkcji. Odebrano mu chyba w tym czasie także stanowisko redaktora naczelnego „Kultury i Społeczeństwa". Większość moich kolegów — studentów Wydziału Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego — przyjęła zacho­wanie się władz jako dowód odwrotu od Polskiego Października i wyraz ograni­czenia wolności nauki. Nie przypadł nam też do gustu konformizm części środo­wiska naukowego ujawniony w obliczu decyzji kierowników frontu ideolo­gicznego.

Artykuł Szczurkiewicza nie wywarł żadnego wpływu na „sprawę Chałasiń­skiego", albowiem został napisany i opublikowany po wszczęciu i zakończeniu awantury o referat w Stresie. Nie inicjował też nowej nagonki na Chałasińskiego. Artykuł ten nie odznacza się specjalnymi walorami naukowymi. Nie jest on [47] w rzeczywistości merytoryczną krytyką tez zawartych w referacie Chałasińskie­go. Ma przecie wszystkim wartość dramatycznego dokumentu dramatycznej epoki. Wstępną jego część wypełnia typowo polityczne mumbo-jumbo. Odnoszę wrażenie, że słowa typu: paszkwil na przemiany społeczne w kraju, jakiemu celowi służył referat, dotyczący spraw rozstrzygniętych już przez partię — nie pochodzą od Szczurkiewicza, lecz zostały dopisane przez redakcję „Nowych Dróg". Takie bywały wówczas i później obyczaje. Szczurkiewiczowskie jest natomiast potępienie gorliwości w manifestowaniu stanowiska marksistowsko-leninowskiego, w wyklinaniu socjologii Znanieckiego. Znaczenie artykułu Szczurkiewicza z „Nowych Dróg” nie powinno być redukowane do roli faktu, który podważa stereotyp opisujący „realny socjalizm” w kategoriach podziału uczonych na partyjnych belzebubów i bezpartyjnych archaniołów. Artykuł ten jest przede wszystkim świadectwem przerażającej nędzy ówczesnej myśli mar­ksistowskiej oraz całkowitego podporządkowania abecadła materializmu histo­rycznego doraźnej propagandzie i walce politycznej. Rzuca on interesujące świa­tło na naturę marksizmu stalinowskiego. Wymagał ów marksizm narzucenia Chałasińskiemu, wybitnemu badaczowi losu klas chłopskich w przedwojennej Polsce i krytykowi ówczesnego systemu kapitalistycznego, opinii, że jego badania socjologiczne nie miały nic wspólnego z reprezentowaniem punktu widzenia poniżanych i znieważanych (Dostojewski), z występowaniem w roli teoretyczne­go przedstawiciela najbliższych proletariatowi klas społecznych. Wmawia mu się, że prawie cały jego dotychczasowy dorobek naukowy stracił w nowej rzeczywi­stości wszelką wartość. Nie tylko nie wznawia się Młodego pokolenia chłopów, lecz uważa się za wielki sukces marksistowskiego frontu ideologicznego to, iż autor tej książki wypisuje o niej „samokrytyczne” nonsensy. Nazywa ją dziełem antyrewolucyjnym, burżuazyjnym i idealistycznym. Artykuł Szczurkiewicza po­kazuje nam, że wybitni uczeni lękają się pojęcia „idealizm” jak diabeł święconej wody. Zgodnie dopatrują się w idealistycznym rodowodzie i charakterze socjo­logii F. Znanieckiego źródła nie jej siły, lecz tylko słabości. Miałem szczęście należeć do generacji, dla której zarzucanie idealizmu jakimś myślicielom, np. Deborinowi, Gramsciemu, Brzozowskiemu, nie mówiąc już o Platonie, Fichtem czy Heglu, stanowiło najlepszą zachętę do poznania ich pism. Bardzo podobały się nam słowa Lenina z Zeszytów Filozoficznych, że mądry idealizm jest o wiele bliższy marksizmowi niż głupi materializm. Sam Znaniecki podkreślał, że warun­kiem powstania empirycznych nauk o kulturze było uwolnienie się od wpływu metafizyki idealistycznej, odrzucenie „naukowo bezpłodnego stanowiska ideali­stycznego” (Znaniecki, 1988:31). Miał też prawo do budowania swojej socjologii dialektycznej (por. Kozyr-Kowalski, 1986), posługując się filozofią idealistyczną [48] jako heurystycznym narzędziem. I nie tylko jemu, lecz także Marksowi, nie mówiąc już o Marksowskich uczniach, zdarzały się idealistyczne poślizgi myślo­we. I zawsze będą się zdarzać każdemu teoretykowi społeczeństwa. Ale uwzględ­nijmy współczynnik historyczny. W latach stalinizmu nie była możliwa obie­ktywna i przychylna ocena Znanieckiego, tego w jednej osobie Gramsciego i Lukacsa, polskiej socjologii akademickiej, albowiem zarówno Lukacs. jak i Gramsci, a nawet Platon, Kant, Fichte i Hegel zostali umieszczeni na liście imion wyklętych. Nie jest chyba rzeczą czystego przypadku, że w tym samym roku, i tak późno, ukazuje się zarówno pierwsze wydanie w języku polskim Geschichte und Klassenbewusstsein (Lukacs, 1988), jak i wznowienie Wstępu do socjologii (Znaniecki, 1988). Na nie okrojone wydanie słynnych zeszytów więziennych Gramsciego musieliśmy czekać aż do upadku „realnego socjalizmu” (Gramsci. 1991). 

 

O Szczurkiewiczu i nie tylko o Szczurkiewiczu

 

Trwałe miejsce w dziejach socjologii polskiej zapewniła Szczurkiewiczowi wydana w 1938 roku książka pt. Rasa, środowisko, rodzina. Współczesnych socjologów zainteresują zapewne recenzje z tej książki, napisane przez Floriana Znanieckiego i Aleksandra Hertza. Włączyliśmy je do tej pracy zbiorowej. Dokumentem do badań nad socjologią polską lat powojennych są dwa listy Stanisława Ossowskiego do Szczurkiewicza, które dotyczą planów wydawania biblioteki socjologicznej.

Krytyka rozumu socjologicznego ukazuje się z okazji 100-lecia urodzin Ta­deusza Szczurkiewicza, które przypadło 20 listopada 1995 roku Nie jest ona jednak zwykłą księgą pamiątkową poświęconą zasługom osoby zmarłej. Stanowi próbę wykazania, iż myśl Szczurkiewicza pozostaje wciąż żywa i nadal może inspirować socjologię współczesną. Wielkie obszary tej myśli pozostawały dotąd nie znane większości naszych badaczy współżycia społecznego ludzi. Dlatego autorem części pierwszej Krytyki rozumu socjologicznego jest w zasadzie sam Szczurkiewicz. Część druga zawiera natomiast rozprawy, które ukazują aktual­ność określonych aspektów dorobku naukowego Szczurkiewicza lub korzystają z bezpośredniej i pośredniej inspiracji jego stylu myślenia. Janusz Ziółkowski podejmuje problematykę społecznych i instytucjonalnych impulsów i barier rozwoju socjologii. Władysław Markiewicz i Jerzy J. Wiatr podkreślają zbieżno­ści, które występują między Szczurkiewiczowską krytyką kierunku rasowo-antro­pologicznego a właściwym współczesnej nauce podejściem do kwestii roli czynnika [49] rasowego i biologicznego w życiu społecznym. Franciszek Krzykała próbuje włączyć myśl teoretyczną autora Studiów socjologicznych do proponowanego przez siebie modelu socjologii gospodarczej. Mirosław Nowaczyk przerzuca pomost miedzy dorobkiem Szczurkiewicza a etnocentryzmem krytycznym jako kierunkiem dzisiejszej teorii kultury. Krzysztof Kostyrko pokazuje znaczenie Szczurkiewiczowskiego pojęcia grupy społecznej dla badań nad sztuką. Konfron­tacji pewnych aspektów dorobku Szczurkiewicza z nauką współczesną dokonuje Jan Włodarek. Problemy bliskie zainteresowaniom Szczurkiewicza i jego stylowi myślenia podejmują w swoich rozprawach Jan Danecki i Janusz Goćkowski. Jerzy Szacki w artykule przedstawionym na konferencji poświęconej pytaniu: W służ­bie społeczeństwa czy władzy? — która odbyła się 9-10 listopada 1995 roku w UMK w Toruniu — analizuje z niepospolitym obiektywizmem losy socjologii polskiej w latach 1944-1989. Piszący te słowa stara się systematycznie sformuło­wać zasady socjologicznej analizy własności oraz ujawnić destrukcyjny wpływ fikcji prawniczych na myślenie socjologiczne. Paweł Ruszkowski przedstawia swoją drogę do odkrycia właściwego sensu dokonanej przez Szczurkiewicza krytyki badań ankietowych. Artykuł Jacka Tittenbruna poświęcony jest modzie na sondaże. Przedmiot rozważań Andrzeja Przestalskiego stanowi obyczaj jako kategoria teoretyczna socjologii Tönniesa. Socjologię tę Szczurkiewicz dobrze znał i cenił. Jerzy Heymann dokonuje charakterystyki własnościowego paradyg­matu zróżnicowania społecznego.

Krytyka rozumu socjologicznego zawiera rozprawy uczonych polskich zwią­zanych z uczelniami zagranicznymi. Po raz pierwszy publikujemy w tłumaczeniu polskim fragment książki Janiny Markiewicz-Lagneau pt. La formation d'une pensée sociologique. Autorka, przedwcześnie zmarła profesor Uniwersytetu Pa­ryskiego, opatrzyła swoje rozważania poświęcone Tadeuszowi Szczurkiewiczo­wi śródtytułem: Socjologia socjologii. Córka Floriana Znanieckiego i profesor uniwersytetu, Helena Znaniecka Łopata zajmuje się w swoim studium m.in. ideologicznie i klasowo zdeformowanymi wyobrażeniami, które dotyczą kobiet, ich roli społecznej i zajęć zarobkowych. Takie wyobrażenia wytwarzają w Ame­ryce zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy współczesnego ruchu feministyczne­go. Stanisław L. Andreski, profesor uniwersytetu w Reading oraz autor Social Sciences as Sorcery, książki, w której krytykuje się rozum socjologii zachodniej w stylu przypominającym styl Szczurkiewicza (Andreski, 1972), dokonuje tym razem analizy nowych dogmatów, które pojawiły się w świadomości społecznej i w nauce po upadku „realnego socjalizmu". Feliks Gross z City University of New York, autor głośnej przed wojną i wznowionej w 1986 roku książki o kulturze proletariatu (Gross, 1986), zastanawia się w swoim studium nad pytaniem: Gdzie [50] i kiedy zatrzymała się rewolucja rosyjska? oraz nad pytaniem ogólniejszym: Gdzie i kiedy zatrzymują się rewolucje?

Na trzecią część tej książki składają się wspomnienia współpracowników, uczniów i w swoim czasie studentów Tadeusza Szczurkiewicza. Zawierają one wiele ważnych informacji nie tylko o życiu i osobowości intelektualnej wybitnego polskiego socjologa, lecz także o czasach, w których uprawiał on socjologię. Teksty pióra Tadeusza Alka-Kowalskiego, Przemysława Bystrzyckiego, Zyg­munta Dulczewskiego, Stefana Słonińskiego, Teodora Śmiełowskiego, Janusza Tomaszewskiego, Tadeusza Trzcińskiego i Aleksandra Wesołowskiego dostar­czają nowych racji, które przemawiają na rzecz decyzji, aby tę pracę zbiorową opatrzyć tytułem: Krytyka rozumu socjologicznego.

Krytyka rozumu socjologicznego nie znalazłaby się w rękach czytelników bez współpracy i życzliwości wielu osób. Przynajmniej niektórym spośród nich chciałbym w tym miejscu serdecznie podziękować. Prof. dr hab. Stanisław Kowalik z Uniwersytetu im. A. Mickiewicza napisał recenzję wydawniczą, w której sformułował wnikliwe uwagi i propozycje. Dr Tadeusz Zysk, wychowa­nek Instytutu Socjologii UAM, udzielał nam życzliwej i skutecznej pomocy w przezwyciężeniu licznych trudności łączących się z przebyciem przez książkę drogi od idei do materializacji wydawniczej idei. Niemało zawdzięcza ta książka pracy edytorskiej pani redaktor Zofii Domańskiej i pani redaktor Anny Kowal­skiej . Także staranna korekta, wykonana przez panią Halinę Golkę i panią Renatę Stachowiak, przyczyniła się do nadania książce jej ostatecznej postaci.

 

Poznań, luty 1996

 

Bibliografia

 

Andreski Stanisław (1972), Social Sciences as Sorcery, London.

Arendt Hannah (1993), Korzenie totalitaryzmu, t. 1-2, przeł. M. Szawiel, D. Grinberg, Warszawa:

Niezależna Oficyna Wydawnicza. Berger Peter L. (1995), Zaproszenie do socjologii, przeł. J. Stawiński, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.

Borgotta E. F., Borgotta M. L. (1992), Encyclopedia of Sociology, New York.

Brzeziński Zbigniew (1989), The Grand Failure: The Birth and Death of Communism in the Twentieth Century, New York: Charles Scribner's Sons. Comte Auguste (1961), Metoda pozytywna w szesnastu wykładach, przeł. W. Wojciechowska, Warszawa: PWN.

Comte Auguste (1973), Rozprawa o duchu filozofii pozytywnej. Rozpraw, o całokształcie pozytywi­zmu, przeł. B. Skarga, W. Wojciechowska, Warszawa: PWN.

Czarnota Andrzej, Zybertowicz Andrzej (1984), Marksizm polski w świetlepodręczników. „Warsztat". nr 5.

Gombrowicz Witold (1985), Dziennik 1953-1956, w: Dzieła, t. 7, Kraków: Wydawnictwo Literackie,

Gramsci Antonio (1991 ), Zeszyty filozoficzne, Warszawa: PWN.

Gross Feliks (1986), Proletariat i kultura. Warunki społeczne i gospodarcze kultury proletariatu, Warszawa: LSW.

Hegel Georg Wilhelm Friedrich (1994), Wykłady z historii filozofii, t. 1, Warszawa: PWN.

Heidegger Martin (1989), Kanta problem metafizyki, przeł. B. Baran, Warszawa: PWN.

Hirszowtcz Maria (1980), The Bureaucratie Leviathan: A Study in the Sociology of Communism, Oxford: Martin Robertson and St. Martin's Press.

Hirszowicz Maria (1986), Coercion and Control in Communist Society: The Visible Hand of Bure­aucracy, Brighton: Wheatsheaf Press.

Kant Immanuel (1957), Krytyka czystego rozumu, 1.1, Warszawa: PWN.

Kiełczewska Ewa, Szafran Aurelia, (1981), Działalność naukowa i dydaktyczna Katedry Socjologii i Instytutu Socjologii UP — UAM, w: A. Kwilecki (red.), 60 lat socjologii poznańskiej, Poznań: UAM.

Kołakowski Leszek (1966), Filozofia pozytywistyczna (Od Hume'a do Koła Wiedeńskiego), Warsza­wa: PWN.

Koralewicz Jadwiga, Białecki I., Watson (red.), (1987), Crisis and Transition: Polish Society in the 1980s, Oxford: Berg.

Kowalik Tadeusz (1965), Krzywicki, Warszawa: Wiedza Powszechna.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1967), Max Weber a Karol Marks. Socjologia Maxa Webera jako „pozytywna krytyka materializmu historycznego", Warszawa: KiW.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1969), Tadeusza Szczurkiewicza krytyka rozumu socjologicznego, „Studia Filozoficzne", nr 5.

Kozyr-Kowalski Stanisław, Ładosz Jarosław (1972), Dialektyka a społeczeństwo. Wstęp do materia­lizmu historycznego, Warszawa: PWN.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1975), Tadeusz Szczurkiewicz's Critique of Sociological Reason, „Dia-lectics and Humanism", No. 1.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1975a), „Gesellschaft ohne Wirtschaft": formy recepcji Maxa Webera w socjologii amerykańskiej, w: R. Bendix, Max Weber. Portret uczonego. Warszawa: PWN.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1976), Socjologia a filozofia w rozprawach Tadeusza Szczurkewicza, „Ruch Prawniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny", nr 1.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1981), Socjologia Floriana Znanieckiego a materializm historyczny, w: A. Kwilecki (red.), 60 lat socjologii poznańskiej, Poznań: UAM.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1982), O ideologii, Poznań: KAW.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1984), Marksizm a scholastyka pojęciowa, „Studia Socjologiczne", nr 1.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1986), The Dialectical Sociology of Florian Znaniecki and Historical Materialism, “Dialectics and Humanism", No. 1.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1988), Struktura gospodarcza i formacja społeczeństwa, Warszawa: KiW.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1990), Pareto jako krytyk Marksa i ideologicznego pojmowania społe­czeństwa, „Ruch Prawniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny", nr 3-4.

Kwilecki Andrzej (red.), (1981 ), 60 lat socjologii poznańskiej, Poznań: UAM.

Lange Oskar (1961 ), Pisma ekonomiczne i społeczne 1930- i960, Warszawa: PWE.

Lukâcs György (1988), Historia i świadomość klasowa. Studia o marksistowskiej dialektyce, przeł. M. J. Siemek, Warszawa: PWN.

Markiewicz-Lagneau Janina (1982), La formation d'une pensée sociologique. La société polonaise de l'entre-deux- guerres, Paris: Edition de la Maison des Sciences de l'Homme.

Michels Robert (1911), Zur Soziologie des Parteiwesens in der modernen Demokratie. Untersuchun­gen [52] Uber die oligarchischen Tendenzen des Gruppenlebens, Leipzig: Verlag von Dr Wer?«, Klinkhardt.

Michels Robert (1968), Political Parties: A Sociological Study of the Oligarchial) Ttneemäet of Modern Democracy, New York, London: The Free Press, Collier-MacmiHan.

Merton Robert K. (1982), Teoria socjologiczno i struktura społeczno, przeł. E. Morawska, Wertenstein-Żuławski, Warszawa: PWN.

Mills C. Wright (1959), The Sociological Imagination. New York: Oxford University Press.

Miłosz Czesław (b.d.w), Zniewolony umysł, wydanie powielaczowe.

Ossowski Stanisław (1957), Marksizm i twórczość naukowa w społeczeństwu socjalistycznym. (Arty­kuły z lat 1947-1956), Biblioteczka „Po Prostu", Warszawa: KiW.

Ossowski Stanisław (1966), U podstaw estetyki. Dzieła, 1.1, Warszawa: PWN.

Schopenhauer Arthur (1976), Erystyka czyli sztuka prowadzenia sporów, Kraków: Wydawnictwo Literackie.

Schopenhauer Arthur (1994), Świat jako wola i przedstawienie, 1.1, przeł. Jan Garewicz, Warszawa: PWN.

Skarga Barbara (1966), Comte, Warszawa: Wiedza Powszechna.

Skarga Barbara (1973), Wstęp, w: A. Comte, Rozprawa o duchu filozofii pozytywnej. Rozprawa o całokształcie pozytywizmu. Warszawa: PWN.

Sorel Georges (1921), Réflexion sur ła violence, Paris: Marcel Rivière.

Sorokin Pitirim A. (1956), Fads and Foibles in Modem Sociology and Related Sciences, Chicago: Regnery.

Spencer Herbert (1896), The Study of Sociology, New York: D. Appleton and Company.

Szacki Jerzy (1981 ), Historia myśli socjologicznej, cz. 1, Warszawa: PWN.

Strzelecki Jan (1973), Nienasycenie, „Literatura", nr 5.

Strzelecki Jan (1989), Socjalizmu model liryczny. Założenia o rzeczywistości w mowie publicznej. Polska i 975- J 979, Warszawa: Czytelnik.

Szczepański Jan (1961 ), Socjologia. Rozwój problematyki i metod. Warszawa: PWN.

Szczepański Jan (1976), Poglądy teoretyczno-metodologiczne Tadeusza Szczurkiewicza, „Ruch Pra­wniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny", nr 1.

Szczurkiewicz Tadeusz (1931), Sugestia społeczna, Poznań: maszynopis pracy doktorskiej.

Szczurkiewicz Tadeusz (1938), Rasa, środowisko, rodzina. Szkice socjologiczne. Warszawa, Poznań: Polski Instytut Socjologiczny.

Szczurkiewicz Tadeusz (1969), Studia socjologiczne. Warszawa: PWN.

Walicki Andrzej (1993), Zniewolony umysł po latach. Warszawa: Czytelnik.

Walicki Andrzej (1993a), Zrozumieć przeszłość, „Nowe Książki", nr 10.

Weber Max (1956), Wirtschaft und Gesellschaft. Grundriss der verstehenden Soziologie. Tübingen J.C.B. Mohr (Paul Siebeck).

Weber Max (1968), Gesammelte Aufsätze zur Wissenschaftslehre, Tübingen: J.C.B. Mohr (Paul Siebeck).

Weber Max (1989), Polityka jako zawód i powołanie, przeł. P. Egel. M. Wander. Warszawa: Niezależna Oficyna Wydawnicza.

Wincławski Włodzimierz (1990), Socjologia w Toruniu (Rozwój instytucjonalny), cz. 1, „Acta Universitatis Nicolai Copemici: Socjologia Wychowania” IX, Toruń: UMK.

Wincławski Włodzimierz (1994), Druga konferencja socjologów (w Łodzi 3-4 kwietnia 1949 roku). Przyczynek do sytuacji nauki polskiej w okresie stalinowskim, „Kultura i Społeczeństwo", nr 1, s. 73-93.

Wojtaszek Maciej (1987), Życie i działalność Tadeusza Szczurkiewicza Proca magisterska [53] napisana pod kierunkiem prof., dr hab. Andrzeja Kwileckiego, Poznań: Instytut Socjologii maszynopis.

Ziółkowski Janusz (1976), Socjologia socjologii, „Ruch Prawniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny nr 1.

Znaniecki Florian (197 i ), Nauki o kulturze. Narodziny i rozwój, przeł. Jerzy Szacki, Warszawa: PwN

Znaniecki Florian (1973), Socjologia wychowania, t. 2, Warszawa: PWN.

Znaniecki Florian (1988), Wstęp do socjologii, Warszawa: PWN.

[54]

0
0
0
s2sdefault

1993, The Polish People and Their New Elites in the Parliamentary Elections,

"The Centennial Review",From Real Socialism (1), s.147-149.

 

Czytaj online [dostęp płatny w bazie JSTOR]


1991, Ferdinand Tönnies über den historischen Materialismus,

w: Clausen Lars, Schlüter Carsten (red.), 1991, Hundert Jahre 'Gemeinschaft und Gesellschaft'. Ferdinand Tönnies in der internationalen Diskussion, Opladen, Leske+Budrich., s.321-335.

 

Czytaj online [dostęp płatny w bazie Springer]


1973, Idealism and Dialectics in the Young Lukacs’ Philosophy of History

"Dialectics and Humanism", (autumn), s.67-76.

Czytaj online [dostęp płatny w bazie Philosophy Documentation Center]

1975, Tadeusz Szczurkiewicz’s Critique of Sociological Reason,

"Dialectics and Humanism", (1), s.169-179.

Czytaj online [dostęp płatny w bazie Philosophy Documentation Center]

1975, Review of a book by MirosławNowaczyk Filozofia I historiareligii we Włoszech 1873-1973,

"Dialectics and Humanism", (4), s.169-172.

Czytaj online [dostęp płatny w bazie Philosophy Documentation Center]

1979, Historical materialism as a methodology of the Humanities

"Dialectics and Humanism", (3), s.121-131

Czytaj online [dostęp płatny w bazie Philosophy Documentation Center]

1980, The Way of Life as a Category of Historical Materialism

"Dialectics and Humanism", (3), s.83-94.

Czytaj online [dostęp płatny w bazie Philosophy Documentation Center]

 


 

0
0
0
s2sdefault

W rozprawie pt. Znaczenie teorii dla praktyki Tadeusz Szczurkiewicz zwraca uwagę, że od dawna już każdy rozsądny człowiek nie ma wątpliwości, że potoczny obraz przyrody jest o wiele mniej prawdziwy niż jej wizerunek stworzony przez fizykę teoretyczną. Nie zawsze zdaje się natomiast sprawę z tego, że potoczne wyobrażenia o rzeczywistości społecznej są o wiele bardziej iluzoryczne, zniekształcone, przesłonięte przez fikcje, mity i schematy niż zdroworozsądkowe ujęcie świata fizycznego. (Szczurkiewicz, 1969: 9). Warto przypomnieć te słowa nie tylko ludziom praktyki, lecz także uczonym: socjologom-empirykom i socjologom-teoretykom. Nieraz wytwarzają oni fałszywy obraz otaczającego ich świata dlatego, że przyjmują bezkrytyczne, a nawet nieświadomie, takie pojęcie własności, które ma charakter zdroworozsądkowy lub wywodzi się z doktryn praktycznych. Najczęściej z prawa i uproszczonych idei prawniczych. Nie uniknął tego rodzaju pomyłki nawet klasyk polskiej socjologii, Stanisław Ossowski. Jego rozróżnienie ojczyzny prywatnej i ojczyzny ideologicznej, a zwłaszcza pojęcie ojczyzny ideologicznej ma za podstawę dosyć proste rozumienie własności. S. Ossowski określa własność jako uprawnienie do władania przedmiotem, włącznie z prawem jego sprzedaży lub zamiany. Tego rodzaju własność nazywa on posiadaniem prawnym w ramach jakiegoś systemu ustaw. Mówi też o posiadaniu faktycznym, które wyraża się przez faktyczne rozporządzanie przedmiotem. Przyjęta przez S. Ossowskiego koncepcja własności skłania go do zbyt szybkiej rezygnacji z analizy pojęcia ojczyzny w kategoriach rzeczywistego, ekonomiczno- społecznego dziedziczenia po dawnych pokoleniach ziemi oraz innych dóbr materialnych i duchowych. A do takiej analizy zachęcał przypomniany przez S. Ossowskiego słownik Lindego, w którym słowo ojczyzna oznacza jeszcze ziemię i inne mienie przejęte po ojcu i rodzicach. (Ossowski, 1967: 201-226).

Własność a majątek i władza

W nowoczesnych naukach o społeczeństwie odróżnia się od dawna formalno-prawne i ekonomiczno-socjologiczne lub socjologiczne pojmowanie własności. Przyczyniła się do tego książka R. Dahrendorfa o klasie i konflikcie klasowym w społeczeństwie industrialnym. (Dahrendorf, 1969).

Prawnicy określają najczęściej własność jako prawo osoby do swobodnego i wyłącznego posiadania, korzystania i dysponowania rzeczą. Własność definiuje się też słowami: pełne władztwo prawne osoby nad rzeczą. Własność zostaje wówczas ujęta w kategoriach władzy. Wyrażniej uznaje władzę za najbardziej charakterystyczną cechę własności formuła prawa rzymskiego z epoki cesarza Justyniana (482-565). Powiada ona, że własność to plena in re potetas - pełna władza nad rzeczą. Ta pełna władza ma się jednak m.in. wyrażać w wolności i wyłączności posiadania, korzystania i dysponowania rzeczą. (Osuchowski, 1986: 258 - 262). Terminy "posiadanie", "korzystanie" i częściowo "dysponowanie" wyrażają często majątkowy aspekt własności. Nie dzieje się tak jednak zawsze. Pojęcia władzy nad rzeczą, prawa wyłączania innych z posiadania i korzystania oraz swobodnego urzeczywistniania swojej woli wobec posiadanych rzeczy bywają odnoszone do dominacyjnego, czyli władzowego aspektu własności. W formalno-prawnym pojmowaniu własność jest zbiorem stosunków majątkowo - dominacyjnych.

Angielskie słowo property oznacza nie tylko własność, lecz także majątek, mienie, bogactwo. W prawie angielskim i amerykańskim funkcjonuje ponadto kategoria ownership, którą można uznać za odpowiednik polskich terminów: pełna własność, absolutna własność, szeroko pojęta własność. Kategoria ta bywa rozumiana jako suma możliwych praw, przywile-

jów i władz, które ktoś ma wobec rzeczy. (D., 1991: 190-192). Własność typu ownership oznacza zespół stosunków majątkowych, dominacyjnych oraz stosunków będących następstwami posiadania majątku i warunkami jego powstania, zachowania i pomnażania. Przykładem ograniczenia praw własności jest dla prawników pozbawienie właściciela restauracji prawa odmowy usług dla Murzynów lub prawa niedopuszczenia wozów strażackich na miejsce pożaru. Do praw własności zalicza się też prawo wyznaczania przez prywatnego przedsiębiorcę kadr kierowniczych, sprawowania kontroli nad ich pracą oraz prawo kontroli robotników.

W tworzonych przez prawoznawców ogólnych określeniach własności akcentuje się bardziej albo jej majątkową albo dominacyjną naturę. Ale bywa, że własność jako majątek i własność jako władza są wyrażnie odróżniane i sobie przeciwstawiane. Niektórzy amerykańscy badacze uznają za osobliwe cechy własności ekskluzywne prawo do posiadania, korzystania, beneficyjnego (dochodowego) użycia i alienacji ( przekazywania innym) majątku w sposób zgodny z prawem. Beneficyjne użycie przeciwstawiają oni zarządzaniu majątkiem, czyli kontroli nad rzeczą nie przynoszącą dochodu dla kontrolującego. (Kelting, 1993: 662). Zarządzanie cudzym majątkiem, wykonywanie wobec niego funkcji managerskich nie jest przez nich traktowane jako stosunek własnościowy. Wśród prawoznawców angielskich występuje pogląd, że instytucja powiernictwa (trust) zakłada podział własności na prawną i beneficyjną. Powiernikowi, którym bywa osoba fizyczna, bank lub inna instytucja przypisuje się prawo posiadania, przywilej używania i władzę przekazywania rzeczy. Wszystkie jednak dochody i korzyści wynikające z zastosowania praw formalnej własności przypadają beneficjantowi. Powiernik, którego nazywa się też profesjonalnym managerem majątku otrzymuje tylko honorarium lub inne wynagrodzenie za swoje usługi. Sprawowanie władzy nad cudzym majątkiem, wykonywanie pracy służącej jego pomnażaniu, korzystanie z wszystkich uprawnień będących skutkiem określonej pozycji majątkowej zostaje tu jedynie uznane za własność prawną. (D., 1991: 194, Donahue, Kauper, Martin, 1993). Okazuje się więc, że samym prawnikom nie wystarcza formalno - prawne pojmowanie własności.

Formalno - prawne pojęcie pełnej władzy nad rzeczą jest do pewnego stopnia fikcją myślową. Ta fikcja polega na ujmowaniu określonych stosunków między ludżmi, powstających za pośrednictwem rzeczy tak, jak gdyby to były stosunki, które jedynie występują między jednostką ludzką a rzeczą. Posiadacz rzeczy ma nad nią "pełną władzę" wtedy, gdy może ją skonsumować albo zniszczyć, korzystać z niej albo niekorzystać, zachować przy sobie albo przekazać komuś innemu. Ale w każdym z tych przypadków władza nad rzeczą może się przekształcać nie tylko w stosunek społeczny pojęty jako uzależnianie od siebie zachowań innych ludzi, lecz także we władzę w sensie nadanym temu pojęciu przez Maxa Webera. Weber określał władzę jako każdą szansę przeprowadzenia swojej woli w danym stosunku społecznym, także w przypadku oporu ze strony innych uczestników tego stosunku. (Weber, 1956: 28). Majątek, bogactwo mają jako swój skutek władzę nad innymi ludżmi. Większość znawców prawa obejmuje mianem własności zarówno same stosunki majątkowe, jak i ich następstwa dla pozycji jednostki w stosunkach władzy nad innymi ludżmi. Władza, panowanie i rozkazodawstwo są obecne w zbiorowej pracy, w systemie politycznym, w życiu małżeńskim i rodzinnym, w licznych typach współżycia i współdziałania ludzi. Prawna koncepcja własności akcentuje mocno stosunki wzajemne między władzą a posiadaniem majątku uznając za właściciela tylko tego, komu przysługuje wolność w procesach posiadania, korzystania i dysponowania rzeczą. Wolność ta jest wolnością do czegoś i wolnością od czegoś. Jako wolność do czegoś oznacza urzeczywistniania swojej woli w procesach pracy, gospodarowania, w życiu publicznym, małżeńskim i rodzinnym. Wiedzieli już o tym myśliciele angielscy XVII i XVIII w. (Ottow, 1993). Jako wolność od czegoś przejawia się w niezależności od cudzej władzy i woli w większych lub mniejszych obszarach pracy, życia i działania. Ale wolność będąca następstwem własności zakłada też możliwość sprawowania władzy nad ludżmi pozbawionymi w ogóle majątku lub majątku określonego rodzaju. A nawet pozbawiania pewnych ludzi wolności lub ograniczania jej zakresu.

Objęcie przez prawo jednym pojęciem zarówno samych stosunków majątkowych, jak i następstw tych stosunków dla władzy i wolności ludzi zostało uwarunkowane historycznie. Wskazują na to dzieje pojęcia własności.

Historia słowa i historia własności

Termin "własność" pochodzi od łacińskiego słowa proprietas. W pismach powstałych po czasach Augusta (63 p.n.e-14 n.e) oznacza to słowo własność. Ale już w prawie rzymskim proprietas jest używane zamiennie z dominium dla nazywania własności. Dominium wysuwa na pierwszy plan władzę nad rzeczą i ludżmi jako atrybut własności. Nie pomija jednak majątkowej natury stosunków własnościowych. Albowiem odsyła do słowa dominus: pan domu, mąż, gospodarz, pan, właściciel. Dominium oznaczało też w łacinie posiadłość. Języki i prawo zachodnio-europejskie nawiązały jednak do łacińskiego proprietas dla oznaczenia własności. We francuskim nazywa się ją propriété, w angielskim - property, we włoskim - proprietá , w hiszpańskim - propiedad. Łacińskie proprietas zostało utworzone z przymiotnika proprius: własny, osobisty, wyłączny, osobny, specjalny. Jego przeciwieństwami były przymiotniki communis - wspólny, powszechny, ogólny i alienus - cudzy, do kogo innego należący, obcy. Z prawa rzymskiego wywodzi się odróżnienie własności i posiadania (possessio). Własność była pojęta jako usankcjonowane przez prawo posiadanie. Przez posiadanie rozumiano zaś rzeczywiste i wyłączne korzystanie i dysponowanie rzeczą. Przez długi czas oznaczano w Rzymie posiadanie słowem usus: użycie, używanie, przydatność, pożytek, korzyść, praktyczne wyćwiczenie, obcowanie, zażyłość, znajomość. Uważano więc - jak powie po wiekach Hegel - że użytkowanie, korzystanie (Gebrauch) jest realną stroną i rzeczywistością własności. (Hegel, 1969: 76, 1981: 92). Dopiero póżniej usus zaczęto odróżniać od possessio. Usus stał się wówczas synonimem prawomocnego posiadania i nieeliminowalnym jego składnikiem. Wieloznaczność słów dominium, proprietas, proprius, possessio, usus oraz terminów, które są ich przeciwieństwami ukrywa oraz wyraża historię i strukturę różnych rodzajów własności oraz pozawłasnościowe przyczyny i skutki powstania, istnienia i pomnażania się stosunków majątkowych. Pojęcie własności jako najwyższej formy posiadania i władania rzeczą pojawia się w prawie polskim dopiero w XVI w. a w Rosji w XVIII w. (Sójka - Zielińska, 1986: 114).

Własność a doktryny praktyczne i nauki empiryczne

Formalno - prawne myślenie obejmuje pojęciem własności trzy odrębne jakościowo kategorie stosunków ekonomiczno - społecznych: 1) same stosunki własnościowe, 2) stosunki uwarunkowane własnościowo, czyli nie będące własnością, lecz jej skutkami w gospodarce, systemach władzy, zróżnicowania społecznego, życiu rodzinnym, itp., 3) stosunki doniosłe własnościowo, czyli nie będące własnością, lecz wywierające wpływ na własność pojętą ekonomiczno - socjologicznie. Skutki i przyczyny istnienia w społeczeństwie określonych rodzajów własności stanowią ważny problem dla socjologa, ekonomisty, historyka, dla przedstawiciela innych empirycznych nauk o społeczeństwie. Dlatego m.in. kategorie formalno - prawne mogą pełnić ważne funkcje heurystyczne w ekonomiczno - socjologicznych analizach stosunków majątkowych. Kategoriami tymi nie tylko możemy, lecz i musimy posługiwać się we wstępnym i tymczasowym opisie oraz objaśnianiu własności jako zjawiska ekonomiczno - społecznego.

Naczelna funkcja istniejącego w danym społeczeństwie prawa nie polega jednak na opisie i objaśnianiu natury własności. Zasady i normy prawa mają sens praktyczny. Zostały sformułowane po to, aby sankcjonować, regulować i współtworzyć stosunki majątkowe, aby je ochraniać za pomocą przymusu materialnego o charakterze potencjalnym i rzeczywistym. Kategorie prawa muszą otaczać większą lub mniejszą tajemnicą i dyskrecją stan majątkowy obywateli. Albowiem tajemnica stanowi jeden z warunków zachowania i pomnożenia własności oraz skutecznego działania w życiu gospodarczym i pozagospodarczym. Obowiązujący w danym społeczeństwie system prawny jest zawsze współokreślony przez nauki empiryczne i wymaga dla swojego funkcjonowania większego lub mniejszego wykorzystania dorobku nauk przyrodniczych i społecznych. Nie można go jednak nigdy uwolnić od wpływów wiedzy pozanaukowej oraz tez problematycznych a nawet zupełnie fałszywych. Zbiór kategorii i zasad prawnych nie jest więc nauką, lecz doktryną praktyczną. (Durkheim, 1962: 51 - 52). W każdej doktrynie praktycznej występuje podporządkowanie pytania: jaki jest rzeczywiście świat? zapytaniu: jaki powinien być świat? Doktryna praktyczna ma zapewnić działania skuteczne. Dla wielu typów działania skutecznego nie jest niezbędna wszechstronna wiedza naukowa. Można działać skutecznie w oparciu o wiedzę zdroworozsądkową, jednostronną i uproszczoną, fikcyjną i częściowo tylko prawdziwą lub nawet fałszywą. (Durkheim, 1968: 43 - 77, Kozyr-Kowalski, 1982).

Momentem praktycznym i zasadą nienaruszalności sensu kategorii i zasad występujących w obowiązującym systemie prawnym jest też mocno obciążone prawoznawstwo. Sens ten ustala, narzuca i chroni środkami przymusu materialnego i duchowego władza ustawodawcza. Daleka od nieomylności. Dlatego niektórzy badacze, wśród nich M. Weber, uważają, że w odróżnieniu od socjologii, ekonomii i dziejopisarstwa nauki prawne nie są naukami empirycznymi, lecz tworzą wraz z logiką, etyką i estetyką rodzinę nauk dogmatycznych. (Weber, 1956: 2).

Dla prawnika własność istnieje tylko wtedy, gdy istnieje w prawie pojęcie własności, gdy wykonane zostały określone procedury i czynności prawne związane z jej uzyskaniem, gdy jest ona chroniona przez prawo i władzę państwową. Wedle ekonomiczno - socjologicznego pojmowania świata własność jest takim rzeczywistym stanem rzeczy, który może nie być ani rejestrowany, ani sankcjonowany, ani chroniony przez prawo. Dla określenia stosunków własnościowych i dla ich regulowania używali ludzie przez wieki i nadal używają kategorii języka codziennego, a zwłaszcza występujących w nim zaimków dzierżawczych: moje, twoje, nasze, ich oraz czasowników: mieć, posiadać, należyć do. Własność bywała i bywa sankcjonowana oraz chroniona przez obyczaj, moralność, magię i religię, interesy materialne i idealne oraz przez pozaprawne rodzaje przymusu fizycznego i duchowego. Pewne stosunki własnościowe nie były i często nie są w ogóle rejestrowane przez świadomość zbiorową jako własność. (Kozyr-Kowalski, 1977: 47-61). Wiele fundamentalnych - z ekonomiczno-socjologicznego punktu widzenia - zjawisk własnościowych traktuje prawo jako stosunki pozawłasnościowe: zobowiązania, ochrona środowiska naturalnego, higiena i bezpieczeństwo pracy, podatki, zasiłki dla bezrobotnych, dotacje państwowe.

Formalno-prawna koncepcja własności bywa używana i nadużywana zarówno przez prawników, jak i socjologów do tworzenia błędnych teorii miejsca i roli prawa w społeczeństwach ludzkich. W tego rodzaju teoriach utożsamia się system prawny społeczeństwa z tymi zjawiskami pozaprawnymi, które mogą być opisywane przez kategorie prawne. Niewłaściwą reakcją na to utożsamianie bywa eliminacja z analizy ekonomiczno-socjologicznej wszelkich pojęć obecnych w myśli prawniczej. Zastępuje się wówczas słowa własność czy posiadanie przez takie terminy jak władza, kontrola, decydowanie czy dysponowanie. Traktuje się czysto ekonomiczne stosunki jako prawne, półprawne lub państwowe tylko dlatego, że zostały one uwarunkowane przyczynowo przez prawo i władzę państwową. Nie odróżnia się odmiennych jakościowo mechanizmów wpływu prawa na gospodarkę i społeczeństwo. Myli się prawo jako konieczny warunek powstanie jakiegoś zjawiska gospodarczego z prawem jako koniecznym warunkiem jego dalszego istnienia i funkcjonowania. Miesza się okazjonalną i okresową efektywność prawa z efektywnością stałą i powszechną. Zaciera się różnice między wpływem wywieranym przez realno-materialny przymus prawny z wpływem urzeczywistniającym się przez idealno-wyobrażeniowy przymus prawny. To, co jest tylko zgodne z prawem bywa uważane za to, co jest określone przyczynowo przez system prawny społeczeństwa. Utożsamia się prawo jako podsystem społeczeństwa z ogółem produktów, które zostały wytworzone przez ten podsystem i stały się integralnymi składnikami gospodarki i innych podstruktur życia społecznego. Mimo iż produkty te przybrały tam postać intelektualnych środków produkcji dóbr materialnych lub intelektualnych środków pracy wykonywanej w pozagospodarczych instytucjach społeczeństwa. (Kozyr-Kowalski, 1985: 37 - 46).

Przedmioty własności w ujęciu prawniczym i socjologicznym

Formalno-prawne pojmowanie własności odznacza się skłonnością do reifikacji, czyli urzeczowienia świata. Redukuje ono do rzeczy ogół obiektów własności. Współczesne prawo zachodnio-europejskie uznaje za wyłączny obiekt własności rzecz zmysłową, fizyczną. Prawo anglo-amerykańskie dzieli obiekty własności na rzeczy zmysłowe i niezmysłowe (tangible - intangible things). Postępuje tak, jak prawo rzymskie, w którym występowały pojęcia res corporales - res incorporales: rzeczy cielesne, zmysłowe - rzeczy niecielesne, niezmysłowe. Przez rzeczy niezmysłowe rozumieją Anglicy i Amerykanie akcje, obligacje, konta bankowe, patenty, licencje produkcyjne, licencje uprawniające do wykonywania zawodu, prowadzenia handlu, emerytury, zapomogi dla bezrobotnych i biednych. Uważa się rzeczy niezmysłowe za twory prawa, symbole innych zjawisk. Takich, jak władza, przywilej, stosunek. W prawie rzymskim res incorporalis oznaczała takie stosunki jak zobowiązanie, dziedziczenie i użytkowanie.

Pojęcie rzeczy niezmysłowej ma charakter fikcyjny. Ujmuje ono określone stosunki gospodarcze i społeczne w taki sposób jak gdyby były to rzeczy. Przedstawia pewne rodzaje nowoczesnej własności materialnych i intelektualnych środków produkcji i pracy oraz własności siły roboczej tak, jak gdyby to była własność zupełnie innych rzeczy. E. Böhm-Bawerk zwracał uwagę na fikcyjną naturę pojęcia rzeczy niezmysłowej. Sądził on też, że zapoznawanie fikcyjności pojęć prawnych i przekształcanie ich w składniki i prawa gospodarki narusza u korzeni naukowy status teorii ekonomicznych. Powiadał, że wiele twierdzeń i praw ekonomicznych nie jest niczym więcej jak zbiorem nierozpoznanych fikcji prawniczych. Często porzuconych już dawno przez samą myśl prawną. (Böhm-Bawerk, 1924: 262-265).

W znacznym stopniu jest także fikcją prawne pojęcie rzeczy zmysłowej. Traktuje ono jako rzecz nie tylko przyrodę nieożywioną i rośliny, lecz także zwierzęta. Zwolennicy wprowadzenia do ustawodastwa karty praw zwierząt uzasadniają swoją propozycję twierdzeniem, iż istoty te mogą być nie tylko przedmiotami, lecz także podmiotami prawa, gdyż myślą, cierpią, odczuwają bół. Prawo rzymskie obejmowało mianem rzeczy ludzi: niewolników i członków rodziny. Natomiast współczesne prawo nie uważa ani człowieka, ani jego ciała, ani jego kwalifikacji i wykształcenia za obiekty jakiejkolwiek własności. Wielu prawników krytykuje już taki pogląd.

Formalno-prawna myśl nie zalicza do przedmiotów własności wiele sił i procesów przyrody. Umieszcza je wśród rzeczy niczyich, do nikogo nie należących. W pewnych systemach prawnych wyłączone zostają z obiektów własności tzw. wolne dobra, dobra powszechnie dostępne: powietrze, światło słoneczne, dzikie zwierzęta, wody rzek i oceanów, siła wiatru, opady deszczu i śniegu, dziko rosnące rośliny. W niektórych krajach uważa się państwo za prawnego właściciela niektórych z tych dóbr. Natomiast prawo rzymskie czyniło powietrze, płynące wody, morza, brzegi morskie i inne "wolne dobra" obiektami własności wspólnej. Św. Augustyn uważał za własność wspólną zarówno powietrze, jak i światło słoneczne. (Kornatowski, 1965: 91-100). W kulturach pozaeuropejskich wolne dobra są traktowane jako własność Boga lub bogów i duchów.

W analizach socjologicznych formalno-prawna koncepcja własności ulega nieraz uproszczeniu. Redukuje się w nich obiekty własności do dosłownie pojętych rzeczy fizycznych. Zapomina się o takich przedmiotach własności, które prawo anglo-amerykańskie oraz rzymskie oznaczają za pomocą fikcji myślowej - "rzecz niezmysłowa". Socjologowie i ekonomiści utożsamiają często obiekty własności z dobrami rzadkimi. Zdarza się, że umieszczają wśród rzeczy niczyich nie tylko to, co było dla prawa rzymskiego własnością wspólną, lecz nawet to, co stanowi dla współczesnego prawa obiekt własności publicznej i państwowej. Za obecną we współczesnym prawie wielu krajów islamskich kategorią własności Boga nie dostrzegają obiektów własności ludzkiej.

Autor hasła o prawie własności, które znajduje się w "New Encyclopedia Britannica" zauważa, że doktryna uznająca powietrze za własność niczyją, za "wolne dobro" prowadziła do tego, że każdy mógł je swobodnie zanieczyszczać. Dlatego wspólcześni prawoznawcy proponują objęcie powietrza prawami własności. (D., 1991: 187).

Prawne pojęcie rzeczy jako obiektu własności ma charakter formalny. Albowiem abstrahuje ono od efektywności ekonomicznej i społecznej rzeczy, od miejsca i funkcji rzeczy w gospodarce i pozagospodarczych strukturach społeczeństwa. Ekonomiczno-socjologiczna analiza przezwycięża ten formalizm prawniczy. Dzieli ona obiekty własności na środki bezpośredniej i pośredniej (handel, finanse) produkcji dóbr materialnych, środki pracy przebiegającej w pozaekonomicznych strukturach społeczeństwa oraz środki konsumpcji. Zakłada więc ta analiza naukową teorię gospodarki jako całości i społeczeństwa jako całości. Środki produkcji składają się z przedmiotów pracy: ziemia, woda, bogactwa mineralne, półfabrykaty oraz ze środków pracy. Tylko część środków pracy ma postać rzeczy. Środki pracy to nic innego jak wszystkie te siły i procesy przyrodnicze, które stosuje się w sposób świadomy i celowy w przystosowaniu jakiegoś obszaru przyrody do potrzeb ludzkich, za pomocą których wprowadza się zmiany przyrodnicze do przyrody zastanej lub przekształconej uprzednio przez pracę ludzką, za pomocą których ludzie współtworzą przyrodę. Środkami pracy są nie tylko rzeczy w pospolitym sensie tego słowa, lecz także procesy chemiczne, elektryczne, termonuklearne, fizjologiczne, zwierzęta, drobnoustroje (stosowane w produkcji wina, sera a nawet miedzi). Za prawniczą fikcją rzeczy niezmysłowych ukrywają się m. in.intelektualne środki produkcji: rysunki techniczne, projekty architektoniczne, technologie, programy komputerowe, instrukcje obsługi maszyn, przyrządy pomiarowe i kontrolne. Ważną odmianę intelektualnych środków produkcji stanowią metody organizacji pracy ludzkiej oraz stosowane w praktyce normy administracyjne i prawne, które regulują czas i warunki pracy, przyjmowanie i zwalniania z pracy, obowiązki i prawa pracowników. Intelektualne środki produkcji stanowią nie tylko ważny czynnik produkcji, lecz także ważny obiekt własności w sensie ekonomiczno-socjologicznym. Odpowiednikiem materialnych i intelektualnych środków produkcji dóbr materialnych są w instytucjach pozaekonomicznych materialne i intelektualne środki pracy sędziów, wojskowych, policjantów, uczonych, nauczycieli, duchownych i dziennikarzy. We współczesnym świecie wzrasta rola własności intelektualnej w gospodarce i pozagospodarczych instytucjach.

Ekonomiczno-socjologiczna analiza nie redukuje obiektów własności do rzeczy także dlatego, że czyni ona przedmiotem własności taki czynnik produkcji, pracy i życia, jakim jest siła robocza ludzi lub ich ergodynamis..

Siłę roboczą lub ergodynamis można określić jako ogół tych zdolności fizycznych i duchowych, będących częścią osobowości człowieka, które go czynią zdolnym albo niezdolnym do wykonywania pracy w ogóle albo pracy szczególnego rodzaju. Do elementarnych składników siły roboczej, a więc i obiektów własności ekonomiczno-społecznej, należą kwalifikacje, wykształcenie, doświadczenie, wychowanie, zdrowie fizyczne i psychiczne, talent. Ekonomiczno-socjologiczna teoria własności przezwycięża pozytywnie formalno-prawne pojęcie rzeczy zwracając uwagę, że ta sama rzecz w zależności od miejsca zajmowanego w stosunkach gospodarczych i społecznych oraz w życiu i działaniach jednostek ludzkich może być obiektem różnych typów własności. Samochód osobowy jest środkiem konsumpcji, gdy służy potrzebom pozapracowym swojego posiadacza i jego rodziny. Przekształca się on w środek pracy, środek usług, gdy jest używany przez taksówkarza w celach zarobkowych lub służy za środek dojazdu do pracy. Staje się środkiem produkcji materialnej, gdy przewozi się nim towary przeznaczone na sprzedaż.

Ekonomiczno-socjologiczna analiza dzieli poszczególne obiekty własności w zależności od stosunku, w jakim one pozostają do wymiany towarowo-pieniężnej i społecznego podziału pracy. Oznacza mianem własności osobistej te dobra konsumpcyjne, które służą wyłącznie potrzebom danej jednostki i nie mogą stać się w danych stosunkach gospodarczych i społecznych przedmiotem wymiany towarowo-pieniężnej. Te same dobra konsumpcyjne przekształcają się natomiast w obiekty własności prywatnej, gdy mogą w każdej chwili być sprzedane. Środki produkcji są obiektami prywatnego posiadania wtedy, gdy produkują dobra dla właściciela i jego rodziny, gdy nie można ani ich produktów, ani samych środków produkcji sprzedać. Stają się natomiast obiektami prywatnej własności, gdy wytwarzają towary rynkowe i same mogą być sprzedawane. Charakterystyczną cechę wielu obiektów wspólnej lub publicznej własności stanowi pozostawanie ich poza sferą stosunków towarowo - pieniężnych, niemożliwość ich sprzedaży. Pozostają w zasadzie poza stosunkami kupna-sprzedaży terytorium danego kraju, zabytki, ulice miast, kościoły, parki narodowe. Prawo rzymskie dobrze wyrażało pewną charakterystyczną cechę własności wspólnej za pomocą pojęcia res extra commercium: rzeczy pozahandlowe. Zaliczało do nich rzeczy wspólne, rzeczy publiczne, czyli drogi, rzeki, mosty, ulice, place, teatry, łażnie, rzeczy religijne i poświęcone lub nietykalne (bramy i mury miasta, okopy w czasie wypraw wojennych).

W większości ekonomiczno-socjologicznych koncepcji własności unika się określenia obiektów własności za pomocą formalno-prawnego lub zdroworozsądkowego pojęcia rzeczy. Nie zawsze jednak zostaje uwieńczona powodzeniem próba przezwyciężenia prawniczej reifikacji świata. Adam Smith i Dawid Ricardo za główne obiekty występującej w gospodarce własności uważali trzy czynniki produkcji: ziemię, kapitał i pracę. Szedł ich śladem Alfred Marshall. Rozszerzył on jednak listę przedmiotów publicznej i prywatnej własności o wiedzę i organizację. (Marshall, 1961: 115). Karol Marks zastępował pojęcie własności pracy przez pojęcie własności siły roboczej. U Maxa Webera obiektami apropriacji, własności i wolnej własności są szanse gospodarcze i pozagospodarcze. Wyrastają one z apropriacji i własności środków zaopatrywania (Beschaffungsmittel), czyli środków produkcji, transportu, handlu i finansów, apropriacji zastosowania siły roboczej i świadczeń dyspozycyjno-kierowniczych. Weber czyni też obiektem własności władzę dyspozycji, władzę polityczną, duchową, władzę reprezentowania, szacunek, rzeczowe środki trudnienia (Betriebsmittel): administrowania, walki, kultu religijnego. Wśród obiektów własności umieszcza też M. Weber człowieka, jego kwalifikacje, wykształcenie, wychowanie, rentę ludzką mającą żródło w posiadaniu niewolników i chłopów poddanych. (Kozyr-Kowalski, 1979). Przedstawiciele chicagowskiej szkoły praw własności (property rights school): A. Alchian, H. Demsetz, R. Coase, S. Pejovich, E. G. Furubotn, G. Tullock i inni (Strzelecki, 1984, Milewski, 1994: 41-56, McKenzie & Tullock, 1978: 75-92) czynią obiektami własności wszelkie lub tylko rzadkie zasoby (resources). Za zasoby uważają zaś dobra, usługi, własne ciało i rozum, głos, słuch. Pojęciem dobra obejmują wszystko, co przynosi korzyść lub satysfakcję: prawo do informacji, posiadania własnych poglądów, do głosowania, prawa człowieka. Związany ze szkołą praw własności, laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomiki Gary S. Becker za szczególnie ważny obiekt własności uważa posiadane przez pracownika kwalifikacje, jego wyszkolenie i wykształcenie, zdrowie, jego informacje dotyczące zatrudnienia, emeryturę, które - podobnie jak A. Marshall - nie nazywa siłą roboczą, lecz kapitałem ludzkim. (Becker, 1975: 13-45). Becker pisze, że robotnik ma "prawa własności do swoich kwalifikacji". (Becker, 1975: 26).

W skład obiektów własności zaliczają niektórzy socjologowie pewne stosunki gospodarcze i społeczne. K. Davis czyni obiektem własności wszystko, co jest rzadkie i cenne. A więc i praktykę lekarską, zaufanie klientów, dobre imię i szacunek. (Davis, 1957: 453-454).

Prawne i socjologiczne podmioty własności

Prawo dzieli podmioty własności na osoby fizyczne i osoby prawne. Osoby fizyczne to rzeczywiste jednostki ludzkie. Osoby prawne to takie instytucje jak przedsiębiorstwo, uniwersytet, kościół, korporacja, gmina, państwo, partia polityczna, stowarzyszenie. W dawnych społeczeństwach podmiotami własności były także istoty nadprzyrodzone. Ludy żyjące w systemach rodowo-plemiennych uważały, że ziemia jest własnością duchów, zmarłych przodków. Jahwe był właścicielem całej ziemi starożytnego Izraela. (Jaruzelska, 1992: 184-191). Bogów umieszczało prawo rzymskie wśród podmiotów własności. Do bogów należały specjalnie wydzielone pola w państwach Inków i Azteków. Bogom przyznaje status podmiotów własności współczesne prawo hinduskie. Do Boga należy majątek islamskich fundacji charytatywnych, zwanych wagf. Za formalno - prawne podmioty własności uważało się dawniej i uważa się w niektórych krajach nadal władców: faraona, cesarza, króla.

Dla socjologa i ekonomisty wszystkie te trzy typy podmiotów własności: instytucje, istoty nadprzyrodzone, władcy mają zbliżony status teoretyczny. Tylko pozornie pojęcie własności państwa jest bardziej jasne i racjonalne niż pojęcie własności duchów i bogów. Oba pojęcia zarówno wyrażają, jak i przesłaniają pewne rodzaje własności nieprywatnej, wspólnej oraz pewne typy współwłasności prywatnej. Ekonomiczno-socjologiczna analiza - podobnie jak wiele systemów prawnych - nie neguje istnienia własności wspólnej. Nie stawia ona znaku równości między własnością w ogóle a własnością prywatną. Nie utożsamiało pojęcia własności z indywidualną własnością prywatną prawo rzymskie. W charakterze podmiotu własności występowały w nim nie tylko jednostki, lecz także wspólnota, publiczność i lud rzymski. (Weber, 1976: 309). H. Spencer analizował różne typy własności wspólnej (common property), własności publicznej (public ownership), własności wspólnotowej i plemiennej (communal ownership) oraz badał rolę "agresorów zewnętrznych i wewnętrznych" w procesie przekształcenia własności wspólnej w prywatną. (Spencer, 1969: 469-487). A. Marshall odróżniał własność publiczną lub kolektywną od własności prywatnej. Za rodzaje własności publicznej uważał on własność wspólną mieszkańców miasta i wsi, własność narodową i własność kosmopolityczną. Chicagowska property rights school krytykuje właściwe wielu badaniom ekonomicznym założenie, że własność prywatna jest jedynym rodzajem własności. (De Alessi, 1983: 74). Przedstawiciele tej szkoły posługują się pojęciem własności wspólnej (communal property, common property) dla oznaczenia własności zarówno nieprywatnej, jak i niepaństwowej. Własność państwową uważają zaś za rodzaj własności publicznej. (Alchian & Demsetz, 1973: 16-27). Istnienie wspólnej i narodowej własności obok własności prywatnej uważa za rzecz oczywistą wielu współczesnych badaczy zachodnich. (Berkes, 1991, Haefele, 1975, Murdoch, 1994, Rudmin, 1991).

Coraz więcej prawników zdaje sobie sprawę, że pojęcie osoby prawnej jest fikcją myślową. (D., 1991: 189). Albowiem ujmuje ono różne typy prywatnej współwłasności środków produkcji oraz własności zespołowej, grupowej, tak, jak gdyby to była indywidualna własność prywatna. W wiekach XVII - XVIII, m. in. pod wpływem filozofii Johna Locke'a, prawo europejskie zostało zdominowane przez indywidualizm posesyjny, który głosi, że jedna tylko osoba może być właścicielem danej rzeczy. Ekonomiczno-socjologiczna teoria własności odsłania za pojęciem osoby prawnej personifikację struktur społecznych. Trzonem tych struktur są zawsze jednostki ludzkie oraz stosunki między jednostkami ludzkimi i działaniami poszczególnych ludzi. Wyłącznym podmiotem własności są dla empirycznego badacza życia gospodarczego i społecznego rzeczywiste jednostki ludzkie, które wchodzą w danym czasie i miejscu w określone zależności z innymi ludżmi oraz zajmują podobne lub różne miejsce w społecznej przestrzeni i czasie. Redukcja własności przypisywanej przez doktryny formalno-prawne osobom-instytucjom do własności przysługującej rzeczywistym ludziom stanowi charakterystyczną cechę analizy ekonomiczno-socjologicznej. Taka analiza nie może więc zastępować właściwej prawu personifikacji struktur społecznych przez nowy typ personifikacji owych struktur. Socjologowi nie wolno przekształcać pojęć narodu, społeczeństwa, klasy, miasta lub wsi w byty pozaludzkie i ponadludzkie oraz czynić z takich fikcyjnych bytów podmioty własności. Podkreślał to już M. Weber. V. Pareto zaliczał posługiwanie się w myśleniu o społeczeństwie fikcjami prawnymi i personifikacjami pojęć ogólnych do typowych derywacji. Derywacjami nazywał Pareto takie rozumowania fałszywe, sofizmatyczne i paralogiczne, które wyrażają sentymenty i resentymenty. (Pareto, 1919: 789-900). Derywacje można też nazwać - jak zauważa to R. Aron - ideologią. (Aron, 1976: 443). Własność narodowa, społeczna, własność miasta lub wsi powinny być pojmowane jako współwłasność poszczególnych jednostek ludzkich.

Podmiotami własności w sensie ekonomiczno-socjologicznym nie są wszakże fikcyjne jednostki ludzkie, lecz ludzie traktowani jako istoty społeczne i historyczne, czyli uzależnione wzajemnie od siebie i od dawnych pokoleń poprzez swoje prace i działania, dobra materialne i duchowe, po przez typy osobistych kontaktów. Rzeczywiste jednostki ludzkie różnią się m. in. od siebie i upodabniają się do siebie miejscem zajmowanym w społecznym podziale pracy lub nieobecnością wśród osób pracujących. Dlatego ekonomiczno-socjologiczna analiza wymaga identyfikacji miejsca, które podmioty zarówno własności prywatnej, jak i wspólnej zajmują w systemie wielkich społecznych podziałów pracy. Podmiotem prywatnej własności środków produkcji może być bezpośredni producent, który wykonuje równocześnie wszystkie związane z utrzymaniem i pomnożeniem własności prace pośrednio produkcyjne. Mamy wówczas własność prywatną bezpośrednich producentów: chłopów, rzemieślników. Przy większej własności środki produkcji muszą być obsługiwane przez bezpośrednich producentów-pracowników najemnych. Podmiotem własności staje się teraz pośredni producent, który wykonuje tylko prace kierowniczo-nadzorcze, koncepcyjne lub związane ze sprzedażą wyprodukowanych dóbr. Takim podmiotem własności bywa drobny i średni przedsiębiorca kapitalistyczny. Wielka własność kapitalistyczna wymaga przekazania większości prac pośrednio produkcyjnych w ręce różnych klas pracowników najemnych. Podmiotem własności może być wówczas nawet pracownik pozaprodukcyjny lub człowiek zupełnie niepracujący np. rentier. Ważnym elementem ekonomiczno-socjologicznej analizy jest określenie miejsca podmiotu własności w systemie własności siły roboczej, własności ergodynamis: m. in. poziom i typ wykształcenia, kwalifikacje zawodowe, płeć, wiek.

Nowoczesna własność materialnych czynników produkcji pozwala dostrzec fikcyjną naturę formalno-prawnego pojęcia wyłącznego właściciela. Wyłączny prawnie właściciel banku musi uczynić realno-ekonomicznymi jego współwłaścicielami tych wszystkich kapitalistów przemysłowych, handlowych, managerów, farmerów i rzemieślników a nawet prcowników najemnych, którzy złożyli w banku pieniądz przynoszący procent a więc kapitał finansowy. Wyłączny właściciel prawny dopuszcza też do współwłasności ekonomicznej banku właściciela tej ziemi na której budynki banku zostały wzniesione wtedy, gdy płaci mu czynsz dzierżawny. Ten sam bank staje się realno-ekonomicznym współwłaścicielem środków bezpośredniej i pośredniej produkcji, które formalnie stanowią wyłączną własność kapitalistów przemysłowych, handlowych, rzemieślników i drobnych kupców wtedy, gdy staje się ich wierzycielem, gdy otrzymuje od nich procent od wypożyczonego kapitału. Stosunki dzierżawy ustanawiają ekonomiczną współwłasność ziemi dwóch lub trzech osób tam, gdzie dla prawa istnieje jeden tylko podmiot własności. Dzierżawca może być nawet ekonomicznym właścicielem ziemi w większym stopniu niż jego wyłączny właściciel prawny. (Kozyr-Kowalski, 1984).

Ekonomicznym współwłaścicielem wszystkich typów prywatnej własności środków produkcji i siły roboczej jest w nowoczesnych społeczeństwach państwo, czyli w rzeczywistości wspólnota narodowa. Staje się ona takim podmiotem własności przede wzystkim za pomocą systemu podatkowego. Tworzona za pomocą podatków własność narodowa przekształca się w wydatki na środki pracy i płace robocze pracowników tworzących stany społeczne: wojskowych i policjantów, uczonych i nauczycieli, urzędników państwowych i lekarzy, prawników i duchownych. Korzystne zamówienia rządowe, premie eksportwe, tanie kredyty, subwencje, ulgi podatkowe czynią z części własności narodowej własność jednostek należących do klasy właścicieli kapitału lub klasy drobnomieszczańskiej. Istniejące we wszystkich krajach rozwiniętych subwencje dla rolnictwa przekształcają część własności narodowej we własność klas farmerskich i rolniczych. Część narodowego bogactwa staje się dzięki bezpłatnej służbie zdrowia, wydatkom rządowym na szkolnictwo, zasiłkom dla bezrobotnych i ubogich, tanim mieszkaniom, powszechnie dostępnym środkom rekreacji i rozrywki, dobrom kultury własnością różnych klas pracowników najemnych. Wg Centralnego Urzędu Statystycznego W. Brytanii podatki i transfery majątku zredukowały w 1992 r. różnice w dochodach między 20% najbogatszych obywateli a 20% najbiedniejszych z 25 do 7 razy. (Inequality, 1994: 20). Wydatki rządowe i samorządowe na tworzenie i utrzymanie dóbr, które są formalnie wszystkim dostępne: dróg i autostrad, ulic i placów miejskich, parków i lasów, środków ochrony środowiska, zabytków historycznych przekształcają się w realną i nierówną współwłasność ekonomiczną jednostek z określonych klas i stanów społeczeństwa. A także w obiekty własności wspólnot miejskich i wiejskich. Te zaś z kolei przekształcają się w realną własność ekonomiczną przede wszystkim jednostek z tych klas i stanów, które są obecne na terenie poszczególnych miast i wsi. (Marshall, 1961: 48 -49). Już 19-wieczni historycy francuscy wiedzieli, że formalna własność państwowa lub królewska może mieć dwie postacie: korporalną i niekorporalną. W pierwszej postaci własność ta istnieje obok własności prywatnej jako należące do państwa lub króla obszary ziemi i instytucje gospodarcze. Niekorporalna własność państwowa urzeczywistnia się natomiast poprzez określone powinności ekonomiczne obciążające własność prywatną. (Rutkowski, 1986: 273 - 278).

Chicagowska szkoła praw własności niesłusznie twierdzi, że wymienione wyżej obiekty własności są czystymi dobrami publicznymi, które przynoszą jednakowe korzyści wszystkim obywatelom danego kraju. Rzeczywiste korzystanie jednostek z dóbr formalnie dostępnych wszystkim jest określone przez miejsce jednostek w strukturach społecznego podziału pracy, który obejmuje także miejsca zamieszkania oraz przez miejsce tych jednostek w systemie własności środków produkcji i siły roboczej. A więc przez kondycję klasowo-stanową poszczególnych ludzi. Właściciele firm transportowych są w większym stopniu ekonomicznymi współwłaścicielami autostrad niż korzystający z nich dorażnie właściciele samochodów osobowych lub nieposiadający samochodów.

Prawniczą definicję własności jako prawa wyłącznego i swobodnego używania i nadużywania rzeczy krytykował twórca pojęcia socjologii, A. Comte. Podkreślał on fikcyjną i metafizyczną naturę tej definicji. Zwracał uwagę, że podatki są jedną z form udziału społeczeństwa w każdym prywatnym majątku. (Comte, 1973: 305-306).

Ekonomiczne podmioty własności, które ukrywają się za formalno-prawnym pojęciem korporacji-właściciela środków produkcji, można zidentyfikować traktując własność akcji, kapitał akcyjny jako nowoczesną postać własności środków produkcji. Ta nowoczesna własność rzeczowych czynników produkcji jest zapośredniczona społecznie przez własność pieniądza. Wśród ekonomicznych podmiotów własności środków produkcji należących formalno-prawnie do korporacji znajdą się wielcy akcjonariusze-posiadacze pakietu kontrolnego akcji, akcjonariusze-rentierzy, managerowie (ale o tyle tylko, o ile są właścicielami akcji i przeksztają swoje dochody - uchodzące formalnie za płace robocze - w kapitał przynoszący procent), średni i mali właściciele środków produkcji i wymiany, wreszcie formalni współwłaściciele środków produkcji a realno - ekonomiczni właściciele samej tylko siły roboczej. Dla tej ostatniej kategorii podmiotów własności korporacyjnej własność akcji jest formalnym wyrazem oszczędności, okresowych podwyżek płacy roboczej.(Kozyr-Kowalski, 1985, Demsetz, 1992: 39-51).

Autor hasła pt. Property Lawktóre występuje w New Encyclopaedia Britannica, podkreśla, że pojęcie korporacji- właściciela walorów produkcyjnych odsyła nas jedynie do fikcyjnej osoby prawnej. Osoba ta ukrywa pewne rodzaje własności zbiorowej. Autor ten podejmuje próbę wskazania rzeczywistych współwłaścicieli mienia korporacji. Ale czyni to za pomocą prawnego pojęcia własności. Prowadzi to do pośredniego odsłonięcia wieloznaczności tych kategorii, którymi posługuje się prawo w ujęciu osobliwości stosunków własnościowych. Autor sądzi, że posiadacze akcji nie mogą być uznani za właścicieli mienia korporacji. Wybierają oni wprawdzie dyrektorów, którzy dobierają sobie managerów. Do akcjonariuszy nie należy - zgodnie z formalno-prawnym pojmowaniem własności - mienie korporacji. Albowiem nie przysługuje im ani prawo posiadania, ani przywilej użycia, ani władza przekazywania majątku korporacji. Autor przypisuje w końcu posiadaczom akcji status właścicieli części korporacji. Nie wskazuje jednak podstawy teoretycznej, która umożliwia tego rodzaju określenie pozycji własnościowej akcjonariuszy. Nie są właścicielami majątku korporacji także jej dyrektorzy chociaż współautor encyklopedii brytyjskiej obdarzył ich prawem posiadania, przywilejem użycia i władzą przekazywania walorów produkcyjnych. Te prawa przysługujące dyrektorom są ograniczone przez konieczność zaspokojenia zobowiązań wobec takich nieposiadaczy akcji jak wierzyciele, pracownicy, publiczność jako całość. Trudno autorowi określić stosunek własnościowy managerów do korporacyjnych środków produkcji. Formalnie są oni pracownikami najemnymi. Podlegają kontroli dyrektorów. Ale w większych korporacjach zdobywają efektywne prawo posiadania, przywilej użycia i władzę przekazywania majątku korporacji. ( D., 1991: 190). Czy stają się dzięki temu właścicielami lub współwłascicielami korporacji?

Osobliwa cecha stosunku własnościowego

Ekonomiczno-socjologiczne pojmowanie własności ujmuje inaczej niż stanowione prawo i doktryny prawne nie tylko obiekty i podmioty własności, lecz także osobliwą cechę samego stosunku własnościowego.

Własność można określić jako taki zespół stosunków ekonomiczno-społecznych, w których pojawia się - trwale, okresowo lub tylko sporadycznie - gratisowe, darowe, bezwzględnie lub względnie niezależne od własnej pracy lub pracy ludzkiej w ogóle, uzyskiwanie dóbr materialnych i duchowych, które jest najczęściej związane z jakąś postacią rzeczywistego monopolu ekonomicznego i społecznego. Własność jest darem przyrody, historii ludzkiej i szczególnych okoliczności ekonomiczno - społecznych. Stanowi ona jakościowo różny od pracy czynnik produkcji, gospodarki, życia społecznego i działań pozagospodarczych. Występuje w każdym społeczeństwie jako inne niż aktualna praca ludzka żródło bogactwa oraz jako odrębny od pracy sposób uzyskiwania środków egzystencji biologicznej i społecznej. Teza o niemożliwości sprowadzenia darowego uzyskiwania dóbr do pracy ludzkiej lub pracy posiadacza nie oznacza negacji faktu, że koniecznym warunkiem powstania, zachowania i pomnażania własności bywa zwykle praca właściciela lub cudza praca. A często nawet bardzo ciężka praca.

Zarówno w dawnych, jak i we współczesnych społeczeństwach część przedmiotów pracy, które są pewnym rodzajem środków produkcji, zostało wytworzonych przez samą przyrodę, bez udziału człowieka i jego pracy. Właściciel otrzymuje jako dar natury takie czynniki produkcji jak ropa naftowa, węgiel, uran, miedż, siarka, bogactwo lasów dziewiczych, oceanów, mórz i rzek. Te podarowane przez przyrodę przedmioty pracy sprawiają, że naród będący ich właścicielem może mniej pracować, aby uzyskać taką samą liczbę dóbr materialnych i duchowych niż naród nie posiadający bogactw mineralnych. Własność jako niezależne od pracy uzyskiwanie dóbr przejawia się w czystej postaci wtedy, gdy kraj posiadający jakieś bogactwa naturalne powierza pracę związaną z ich odkryciem, wydobyciem i sprzedażą firmom zagranicznym, gdy obciąża te firmy wszystkimi kosztami i gdy przejmuje z samego tytułu własności określoną część dochodów uzyskanych przez kapitał zagraniczny. Gdy kamień stał się poszukiwanym materiałem budowlanym angielscy właściciele ziemi, dotąd bezużytecznej, bo pokrytej skałami, zaczęli uzyskiwać znaczne dochody bez żadnej własnej pracy i inwestycji. Siły przyrody przekazują regularnie właścicielowi darowo i bez udziału ludzkiej pracy określoną liczbę dóbr materialnych. Ma to nieustannie miejsce w rolnictwie i w pewnych gałęziach przemysłu spożywczego. Różnica naturalnej żyzności gleby, dobra lub zła pogoda często sprawiają, że większa i intensywniejsza praca ludzka przynosi nawet mniejszą liczbę dóbr materialnych niż praca mniejsza i mniej intensywna. Na podobieństwo sił przyrody działają w produkcji, jeśli nie zawsze, to na pewno w sytuacji ich monopolistycznego posiadania, maszyny i inne nowoczesne środki produkcji. Po określonym czasie funkcjonowania wytwarzają one więcej wartości użytkowych i pieniężnych niż te wartości, które zostały wydatkowane na ich zakup i na opłacenie uruchamiających je prac ludzkich. Zaczynają dostarczać właścicielowi pewnej liczby dóbr bezpłatnie, darowo. Ważnymi obiektami gratisowego korzystania i żródłami bogactwa bywają odkrycia nauki oraz dorobek materialny i duchowy a więc i praca dawnych generacji ludzkich. Właściciel materialnych czynników produkcji ma wiele możliwości darowego uzyskiwania części pracy zatrudnianych przez siebie ludzi. Kupuje tylko wtedy siłę roboczą, gdy wytwarza mu zysk i pomnaża jego majątek. Dąży do zmniejszenia wysokości wynagrodzeń za pracę. Jeśli podstawą płacy robotnika jest jego odosobniona praca lub przeciętny społecznie sposób jej kooperacji, to właściciel może uzyskać bezpłatnie produkty i funkcje pracy skooperowanej lub pracy skooperowanej w sposób przynoszący ponadprzeciętną produktywność. Jeśli opłaca się daną pracę jako prostą, niewykwalifikowaną, społecznie przeciętną a w procesie produkcji przekształca się ją w pracę złożoną, wykwalifikowaną i ponadprzeciętną, np. poprzez zastosowanie nowych maszyn, to uzyskuje się gratisowo część pracy i jej produktów. Jeśli praca intensywna opłacana jest jako ekstensywna, to różnica między tymi rodzajami pracy staje się darem dla właściciela środków produkcji. W przypadku rentiera czy właściciela ziemskiego, którzy odziedziczyli cały swój majątek własność staje się sposobem w pełni darowego i wyzwolonego od wszelkiej pracy uzyskiwania środków egzystencji. Jeszcze więcej stosunków darowego uzyskiwania dóbr materialnych łączy się często z własnością kapitału handlowego a zwłaszcza kapitału pieniężnego.

Ale nie tylko własność materialnych i intelektualnych środków gospodarowania, lecz także własność siły roboczej wyraża się przez gratisowe, względnie niezależne od własnej pracy, uzyskiwanie dóbr materialnych i duchowych.

Jeśli robotnik jakiegoś kraju otrzymuje przeciętnie za godzinę swojej pracy 3 razy więcej niż robotnik innego kraju, to poprzez tę różnicę przejawia się różna wielkość narodowej własności siły roboczej, czyli otrzymywania określonej liczby dóbr materialnych bez pracy, tylko z tytułu przynależności narodowej lub zatrudnienia w gospodarce danego narodu. Pojęcie wspólnej własności siły roboczej tłumaczy dlaczego otrzymuje się za taką samą pracę różne wynagrodzenie wtedy, gdy wchodzi się w skład różnych klas i stanów pracy najemnej, gdy jest się zatrudnionym w różnych gałęziach gospodarki, w różnych jej branżach, w różnych miejscowościach, wreszcie w różnych zakładach pracy: klasowa, stanowa, branżowa, lokalna i zakładowa własność siły roboczej. Od 1993 r. robotnicy i pracownicy amerykańscy, których płace robocze są tak niskie, że ich rodziny żyją w ubóstwie lub w okolicach ubóstwa otrzymują dodatki do płacy wynoszące 3.500 dolarów rocznie. (Economist, 1995: 53). Niższa od przeciętnej jakość posiadanej siły roboczej staje się w tym przypadku wyrazem wspólnej własności siły roboczej części klas pracowników najemnych.

Wśród klas i stanów pozarobotniczej pracy najemnej podstawą wynagrodzenie nie może być ilość i jakość wykonanej pracy, lecz siła robocza pojęta jako potencjalna praca, jako zdolność sprawnego pracowania wtedy, gdy potrzebne jest wykonywanie pracy. Pobieranie wynagrodzenia tylko za posiadanie określonego wykształcenia i wychowania, określonych kwalifikacji, za staż pracy, za podjęcie trafnych i szybkich decyzji, za zaufanie i szacunek - oto inne przykłady występowania siły roboczej w charakterze względnie niezależnego od pracy żródła dochodów.

Donacyjne i niedonacyjne pojmowanie własności

Zarysowana wyżej koncepcja może być nazwana donacyjnym pojmowaniem własności. Od łacińskiego słowa donatio - dar, darowizna. Występowała ona od dawna w myśli ludzkiej. Przebłyskiwała w prawie i doktrynach prawnych. Dużo uwagi poświęcili jej Adam Smith, Karol Marks, (Marks, Marx, 1964 - 1984, 1986, 1972 - 1982), Eugeniusz Böhm-Bawerk i Alfred Marshall. A częściowo także Max Weber. Liczne fakty potwierdzające teorię donacyjną zawiera studium H. De Soto o gospodarce nieformalnej. (De Soto, 1991). Obecność donacyjnego pojmowania własności możemy dostrzec w encyklice Jana Pawła II Centesimus Annus. (Giovanni Paolo II, 1991: 34 - 41). Donacyjne pojmowanie własności zostało nieświadomie przyjęte w wielu analizach szkoły praw własności oraz w pojęciu kapitału ludzkiego. Pojęcie to jest wieloznaczne w studium G. Beckera. Przez kapitał ludzki rozumie Becker nie tylko posiadane przez pracownika kwalifikacje, wykształcenie itp., lecz także kapitał jako pieniądz pomnażający się o nowy pieniądz. W odróżnienie od kapitału fizycznego kapitał ludzki powstaje wtedy, gdy pieniądze zainwestowane w istoty ludzkie, w pracowników, w ich wyszkolenie, wykształcenie, zdrowie, warunki pracy i życia przynoszą po pewnym czasie zarówno zwrot nakładów, jak i nadwyżkę. Nadwyżkę od włożonego w czynnik ludzki pieniądza lub przeliczalnych nań świadczeń materialnych i duchowych otrzymywać mogą poszczególne firmy prywatne lub rządowe. Ale przejawia się ona często dopiero w globalnym dochodzie narodowym. Odbiorcą pieniężnych i pozapieniężnych nadwyżek pochodzących z lokaty pieniądza i innych nakładów (czas, wysiłek, wyrzeczenia) w wykształcenie, szkolenie, naukę języków obcych, zdrowie, emerytury mogą być poszczególne jednostki ludzkie. Inwestując w swoją osobowość uzyskują one po upływie pewnego czasu nawet większe zyski od zysków przynoszonych przez lokatę pieniądza w kapitał fizyczny. (Becker, 1975).

W dawnych i wspólczesnych naukach społecznych spotykamy także inne niż donacyjne koncepcje osobliwości stosunków własnościowych. Można je sprowadzić do 2 typów idealnych: utylitarnego i dominacyjnego pojmowania własności. W pojmowaniu utylitarnym warunkiem koniecznym i wystarczającym dla uznania jakiegoś stosunku gospodarczo-społecznego za własność jest korzystanie i użytkowanie. W pojmowaniu dominacyjnym takimi warunkami są władza, decydowanie, dysponowanie, rozkazodawstwo, kontrola i kierownictwo.

F. Tönnies sądził, że własność to absolutna wolność dysponowania swoją rzeczą. Dzielił on własność na posiadanie i majątek, które sprowadzał z kolei do korzystania i używania rzeczy. (Tönnies, 1887: 55, 288). M. Weber rozumiał przez własność dziedziczną apropriację szans, przez wolną własność - apropriację dziedziczną i zbywalną. Zasadniczym znamieniem apropriacji jest dla niego monopolistyczne korzystanie z szans materialnych i duchowych, gospodarczych i pozagospodarczych. (Weber, 1956: 23, Kozyr-Kowalski, 1977: 122-134). W swojej analizie gospodarki Weber przypisywał fundmentalną rolę władzy dysponowania, którą sprowadzał do względnie swobodnego użytkowania dóbr, pracy lub innych świadczeń. (Weber, 1956: 36-37). Nie utożsamiał on władzy dysponowania z własnością, gdyż sama ta władza mogła być przedmiotem własności. Posiadanie ujmuje Weber jako stosunek jakościowo różny od wszelkiej pracy. Nazywa posiadaczem takiego właściciela rzeczowych środków zaopatrywania, który nie wykonuje żadnej pracy wykonawczej i kierowniczej oraz utrzymuje się z czystej własności (rentierzy, wierzyciele). (Weber, 1956: 70, Kozyr-Kowalski, 1979: 29-35). R. Dahrendorf, który uczynił popularnym wśród współczesnych badaczy rozróżnienie między prawnym a socjologicznym rozumieniem własności, sądzi, że charakterystyczną cechę stosunku własnościowego stanowi rzeczywista kontrola nad przedmiotem. Utożsamia on ją z efektywnym prywatnym posiadaniem. Takie posiadania uważa zaś za szczególny przypadek panowania lub władzy autoryzowanej (authority), gdyż oznacza ono władzę wyłączania innych z kontroli nad obiektem. Ale nie można, zdaniem Dahrendorfa, nazywać posiadaniem wszelkiej kontroli nad środkami produkcji i uważać managerów kontrolujących środki produkcji za właścicieli lub posiadaczy tych środków. (Dahrendorf, 1969: 136-138, 141). Realna kontrola nad środkami produkcji pojęta jako władza określania sposobu ich użycia i sposobu dysponowania wytworzonymi przez te środki produktami stanowi wg Ch. Bettelheima rdzeń ekonomicznej własności. Posiadanie określa natomiast badacz francuski jako władzę wprawiania w ruch środków produkcji, którą utożsamia on z wykonywaniem pracy kierowniczo - nadzorczej. Z koncepcji Bettelheima wynika wniosek, że dyrektorzy byli posiadaczami, aparat państwowo - partyjny był zaś właścicielem środków produkcji w ZSRR i innych krajach "realnego socjalizmu". (Bettelheim, 1972: 58-69). Podobnie pojmowali własność i posiadanie tacy neomarksiści jak N. Poulantzas, E. O. Wright, G. Carchedi. (Kozyr - Kowalski, 1988: 252-276). Chicagowska szkoła praw własności ujmuje osobliwość stosunków własnościowych bardzo szeroko. Jej reprezentanci określają prawa własności jako dozwolone użycie zasobów, dóbr i usług. Pojęcia zasobów i ich użycia są często w pracach szkoły chicagowskiej tak szerokie i wieloznaczne, że prowadzą do utożsamienia własności z wszelkim dozwolonym zachowaniem i wszelkim prawem. Prawem własności ma być m. in. użycie umysłu, zdolności do mówienia przez studenta poprzez wypowiedż na seminarium lub rozmowę z kolegami, chodzenie boso po plaży, ścinanie trawy w ogrodzie, słuchanie muzyki, prawo do głosowania i informacji oraz bezpieczeństwa osobistego. ( McKenzie, Tullock, 1978: 77-78). Nie wiadomo, co jest w tych ostatnich przypadkach zasobem i obiektem własności: wybory? demokracja? system polityczny? duchowe i fizyczne składniki osobowości? aparat policyjny i sądowniczy? Wyjście poza prawną koncepcję własności polega nieraz w szkole chicagowskiej na przekształceniu formuły o prawie do swobodnego posiadania rzeczy, korzystania z niej i decydowania o niej w formułę o prawie do swobodnego korzystania z czegokolwiek i robienia czegokolwiek. W prawnej koncepcji własności sprzedaż rzeczy przez jej właściciela jest zarówno wymianą rzeczy na inne rzeczy, jak i wyzbyciem się pewnych praw posiadania wzamian za inne prawa posiadania. Dla badaczy amerykańskich handel nie jest wymianą dóbr i usług, lecz jedynie sprzedawaniem i kupowaniem praw do rzeczy. Do prawnej koncepcji została wprowadzona opozycja pojęciowa: " własność-posiadanie" m. in. po to, aby odróżnić formalne i nominalne prawo do wyłączania innych z posiadania, korzystania i decydowania o rzeczy od rzeczywistego stosunku wyłączania, korzystania i decydowania. Natomiast dla A.A. Alchian'a i H. Demsetz'a własność urzeczywistnia się nie tyle przez uprawianie z korzyścią dla siebie ziemi i jej sprzedaż, co przez prawa do takiego postępowania z ziemią. Piszą oni nawet, że tym, co jest własnością nie jest używanie zasobów, lecz prawa do używania tych zasobów. (Alchian, Demsetz, 1973: 17). Wśród badaczy z property rights school występuje tendencja do uznawania za obiekt własności zarówno rzeczy, jak i praw do rzeczy, zarówno samych zasobów, jak i określonych stosunków do zasobów, które czynią z nich stosunki własnościowe. Szkoła chicagowska idzie w zasadzie za formalno - prawnym pojmowaniem stosunku własnościowego wtedy, gdy określa ten stosunek jako korzystanie i decydowanie. Niektórzy jej przedstawiciele wysuwają na pierwszy plan korzystanie z zasobów. Natomiast inni za rdzeń własności uważają decydowanie o użytkowaniu dobra. H. Demsetz traktuje jednak własność jako zjawisko odrębne od następstw własności, od decyzji dotyczących sposobu użytkowania zasobów, wyznaczania kierownictwa, kontroli managerów wtedy, kiedy dowodzi, że w korporacji współczesnej nie nastąpiło - jak sądzili Berle i Means - (Berle, Means, 1933) oddzielenie własności od kontroli, że koncentracja własności pociąga za sobą uzależnienie managerów od posiadaczy wielkiego kapitału akcyjnego. (Demsetz, 1992: 39-50).

Niektórzy socjologowie pragnąc uniknąć mylenia samego stosunku własności z różnymi jego następstwami ograniczają pojęcie dyspozycji rzeczą do sposobu jej pozbywania się za pomocą sprzedaży, spadku lub daru. Tak postępują T. Parsons i N. J. Smelser w pracy pt. Economy and Society.(Parsons, Smelser, 1957: 133). Pojmują oni własność jako stosunki używania, kontroli i dyspozycji. Traktują ją jednak także jako niezależny od własnej pracy sposób uzyskiwania dochodów. Parsons i Smelser definiują nawet własność (ownership) słowami: zaangażowanie praw majątkowych (property) w zamian za wzrost majątku. (Parsons, Smelser, 1957: 134). Bardziej zdecydowanie czyni własność jakościowo różnym od pracy środkiem utrzymania K. Davis. Podkreśla on, że dostatecznie duża własność pozwala posiadaczowi nie wykonywać żadnej pracy, utrzymywać się z samej własności. Wskazuje też, że jednym ze żródeł takiego stanu rzeczy jest prawo do cudzej pracy oparte na przymusie fizycznym (niewolnictwo) lub ekonomicznym (formalnie wolna umowa). (Davis, 1957: 375, 464).

Od sposobu rozumienia osobliwości stosunku własnościowego, czyli od odpowiedzi na pytanie: co stanowi warunek konieczny i wystarczający dla uznania określonej relacji między ludżmi a obiektami za własność, zależą metoda i rezultaty badań nad zjawiskami uwarunkowanymi własnościowo oraz doniosłymi własnościowo. Ważnym przedmiotem zainteresowań socjologów, ekonomistów, historyków, psychologów społecznych i politologów są zjawiska doniosłe własnościowo: przyczyny gospodarcze i pozagospodarcze powstawania i rozwoju własności: praca, nauka, konflikty społeczne, wojna, stosunki i działania klas i stanów, system polityczno-prawny, religia, życie małżeńskie i rodzinne, przyrost demograficzny, destrukcja i ochrona środowiska naturalnego. Nie mniej ważne są dla nauk społecznych następstwa stosunków własnościowych dla zbiorowego i jednostkowego życia ludzi. (Kozyr-Kowalski, Przestalski, Tittenbrun, 1993). Do zjawisk uwarunkowanych przez własność należą wydajność pracy i jej organizacja, rozkazodawstwo i zwierzchnictwo w procesach pracy, struktura klasowo-warstwowa, (Kozyr-Kowalski, Przestalski, 1992), udział we władzy politycznej, szacunek i pogarda społeczna, konflikt i zgoda w społeczeństwie, życie rodzinne i małżeńskie, naród i jego miejsce wśród innych narodów, sztuka, religia i nauka, obyczaje i moralność, osobowość, choroba i zdrowie, szczęście i nieszczęście jednostek ludzkich.

Literatura

Alchian, Armen A. and Demsetz, Harold, (1973), The Property Rights Paradigms, "Journal of Economic History", Vol. 33, s. 16 - 27.

Aron, Raymond, (1976), Les étapes de la pensée sociologique, Paris: Gallimard.

Beaglehole, Ernest, (1968), Property, W: International Encyclopedia of the Social Sciences, Macmillan Company & Free Press, s. 589 - 592.

Becker, Gary S., (1975), Human Capital: A Theoretical and Empirical Analysis, with Special Reference to Education, New York, London: Columbia University Press.

Berkes, F., (1991), Common Property Resources: Ecology and Community Based Sustainable Development, State Mutual Book and Periodical Service.

Berle, Adolf A. & Means, Gardiner C., (1932), The Modern Corporation and Private Property, New York: Macmillan.

Böhm-Bawerk, Eugenjusz, (1924), Kapitał i zysk z kapitału. Dział I, Historja i krytyka teorji zysku z kapitału, Warszawa... Zakopane: Gebethner i Wolff.

Bettelheim, Charles, (1972), Ökonomische Kalkül und Eigentumsformen. Zur Theorie der Übergangsgesellschaft, Berlin: Wagenbach, Rotbuch 12.

Comte, Auguste, (1973), Rozprawa o duchu filozofii pozytywnej. Rozprawa o całokształcie pozytywizmu, przeł. Barbara Skarga, Wanda Wojciechowska, Warszawa: PWN.

D. Ch., (1991), Property Law, [w:]: The New Encyclopedia Britannica, Vol. 26, Chicago, London: Encyclopedia Britannica Inc. s. 180 - 206.

Dahrendorf, Rolf, (1969), Class and Class Conflict in Industrial Society, London: Routledge & Kegan Paul.

Davis, Kingsley, (1957), Human Society, New York: Macmillan Company.

De Alessi, Louis, (1983), Property Rights, Transaction Costs and X-Efficiency: An Essay in Economic Theory, "American Economic Review", 1, 64 - 80.

Demsetz, Harold, (1988), Ownership, Control and the Firm: The Organization of Economic Activity, Vol. 1, Blackwell Publishers.

--------------- (1992), The Emerging Theory of the Firm, "Acta Universitatis Upsaliensis. Studia Oeconomiae Negotiorum"., 33, Uppsala: Lars Engwall & Jan Johanson.

De Soto, Hernando, (1991), Inny szlak. Niewidzialna rewolucja w Trzecim Świecie, Warszawa: Polskie Towarzystwo Współpracy z Klubem Rzymskim.

Donahue, Charles, Jr., Kauper, Thomas F. & Martin, Peter W., (1993), Property: An Introduction to the Concept and the Institution, West Publishing Company.

Durkheim, Émile, (1962), Socialism, New York, London: Collier - Macmillan.

--------------- (1968), Zasady metody socjologicznej, Warszawa: PWN.

Economist, (1994), Inequality, November 5th.

Economist, (1995), A Slap in the Face of the Working Poor, July 8th.

Giovanni Paolo II, (1991), Lettera enciclica Centesimus Annus, "Famiglia Cristiana", nr 21, s. 21 - 47.

Haefele, Edwin T. (Ed.), (1975), The Governance of Common Property Resources, Johns Hopkins University Press.

Hegel, Georg, Wilhelm, Friedrich, (1969), Zarys filozofii prawa,Warszawa: PWN.

------------------------------ (1981), Grundlinien der Philosophie des Rechtes oder Naturrecht und Staatswissenschaft im Grundrisse, Berlin: Akademie Verlag.

Jaruzelska, Izabela, (1992), Własność w prawie biblijnym, Warszawa: PWN.

Kelting, Herman, (1993), Property, [w:] The Encyclopedia Americana, International Edition, Vol. 22, Danbury, Connecticut: Grolier Inc., s. 662-663.

Kornatowski, Wiktor, (1965), Społeczno-polityczna myśl św. Augustyna, Warszawa: PAX.

Kozyr-Kowalski, Stanisław, (1977), Własność jako zjawisko ekonomiczno-społeczne w świetle badań Karola Marksa i Maxa Webera, [w: ] S. Kozyr-Kowalski (red.), Własność: Gospodarka a prawo, Warszawa: PWN.

---------------------------- (1979), Klasy i stany. Max Weber a współczesne teorie stratyfikacji społecznej, Warszawa: PWN.

---------------------------- (1982), O ideologii, Poznań: KAW.

---------------------------- (1984), Stosunki wierzycielsko-dłużnicze jako ekonomiczna współwłasność środków produkcji, "Studia Socjologiczne", nr. 4, s. 49-74.

---------------------------- (1985), Ekonomiczno-socjologiczna teoria własności a przednaukowo-ideologiczne sposoby pojmowania miejsca i funkcji prawa w globalnej strukturze społeczeństwa "Studia Filozoficzne", nr. 4, s. 37-57.

---------------------------- (1985a), Stock Capital and Two Models of the Means of Production Ownership, "Oeconomica polona", nr. 1, s. 21-45.

--------------------------- (1988), Struktura gospodarcza i formacja społeczeństwa, Warszawa: KiW.

Kozyr -Kowalski, Stanisław & Przestalski, Andrzej,(eds.). (1992), On Social Differentiation: A Contribution to the Critique of Marxist Ideology, Poznań: Adam Mickiewicz University Press.

Kozyr-Kowalski, Stanisław, Przestalski, Andrzej & Tittenbrun, Jacek, (1993), Ownership and Society, Poznań: Nakom.

Marks, Karol, (1968, 1977, 1984), Kapitał, t. 1-3, W: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 23-25, Warszawa: KiW.

------------ (1986), Zarys krytyki ekonomii politycznej, Warszawa: KiW.

Marx, Karl, (1977 - 1980, 1982), Zur Kritik der politischen Ökonomie (Manuskript 1861-1863), [w:] K. Marx, F. Engels "Gesamtausgabe (MEGA)", II Abteilung, Band 3, Teil 1-6, Berlin: Dietz Verlag.

Marshall, Alfred, (1961), Principles of Economics, London: Macmillan.

McDermott, John, (1994), Corporate Society: Class, Property and Contemporary Capitalism, Westview Press.

McKenzie, Richard & Tullock Gordon, (1978), Modern Pol

0
0
0
s2sdefault

Habent sua fata libelli. I książki mają swoje losy - powiadali Rzymianie. Miało je też studium Bronisława Misztala o teorii społeczeństwa jako praktyce społecznej. Zostało ono pięknie wydane przez zasłużone już dla polskiej nauki i socjologii wydawnictwo krakowskie Universitas. (Por. Misztal, 2000). Autor jest samodzielnym i dojrzałym badaczem, profesorem dwóch poważnych uczelni: The Catholic University of America w Waszyngtonie i Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Opublikował liczne rozprawy w języku angielskim i polskim.

Bez wielu socjologii nie ma jednej socjologii

Książka pt. Teoria socjologiczna a praktyka społeczna zawiera zarys samodzielnie wypracowywanego i interesującego paradygmatu socjologii ogólnej, czyli, jak powiadał Max Weber, socjologii teoretycznej. Żaden paradygmat współczesnej i klasycznej socjologii nie ma charakteru absolutnie nowego. Władzę tworzenia rzeczy absolutnie nowych posiadają jedynie bogowie, geniusze i hochsztaplerzy intelektualni. Misztalowskie pojmowanie socjologii ogólnej ma cechy wspólne z tworzonym przeze mnie i przez moich współpracowników neoklasycyzmem socjologicznym. (Kozyr-Kowalski, 1999: 7-25, 1999a). Więcej rzeczy łączy go jednak z popularnymi obecnie na Zachodzie stylami myślenia socjologicznego. Autor studium o teorii jako praktyce społecznej sporo zawdzięcza myśli wybitnego socjologa i filozofa Zygmunta Baumana. Jest otwarty na prace teoretyczne Piotra Sztompki, innych socjologów krakowskich i pozakrakowskich średniej generacji. Daje temu wyraz w przypisach. Otwartość ta nie oznacza rezygnacji ani z samodzielności myślenia, ani z dosyć umiarkowanego - jak na mój gust - krytycyzmu wobec naszej myśli socjologicznej. Tworzony przez prof. Misztala model socjologii ogólnej nie byłby ani samodzielny, ani nie znajdowałby się w "procesie stawania się", jak ostatnio lubi pisać Prof. Piotr Sztompka, gdyby nie zawierał tez odmiennych lub sprzecznych z poglądami innych teoretyków społeczeństwa. Autor nie rości sobie prawa do wypowiadania prawd najwyższej instancji, tez niepodlegających dyskusji lub pozbawionych wszelkiej jednostronności i wszelkiego błędu. Nie jest to jednak wadę, lecz zaletą pracy. Korzystając z inspiracji Hegla możemy dziś powiedzieć: socjologia jako nauka jest jedna nie mimo tego, lecz właśnie dlatego, że istnieje wiele różnych a nawet sprzecznych ze sobą socjologii.

Anomie w naukach społecznych współczesnej Polski

Ubocznym, lecz ważnym i możliwym do eliminowania, produktem kształtowania się w Polsce nowoczesnej gospodarki kapitalistyczno-rynkowej i demokracji oraz efektywnego przezwyciężania formalnego socjalizmu stały się liczne anomie. Nie ominęły one socjologii polskiej, chociaż wielu socjologów nie bardzo wie, co znaczy Durkheima pojęcie anomii i po co ono jest potrzebne współczesnym uczonym i intelektualistom. (Por. Cazaneuve, Victoroff, 1972: 11-13, Szafraniec, 1998: 32-35) Nie będziemy ułatwiać im życia. Zrezygnujemy więc na razie z próby budowy ogólnego określenia anomii. Wskażemy jedynie, korzystając z inspiracji pochodzącej z fundamentalnego dzieła Emila Durkheima, jednego z mistrzów neoklasycyzmu socjologicznego, typowe rodzaje anomii, które są obecne we współczesnych naukach społecznych. Dzieło to poświęcił nasz mistrz podziałowi pracy społecznej (Por. Durkheim, 1999).

Anomicznymi postaciami egzystencji i funkcjonowania socjologii oraz wszystkich innych nauk społecznych w nowej Polsce są takie zjawiska, jak: podporządkowywanie nauki i pracy duchowej temu, co doraźne, błyskawicznie nowe i błyskawicznie starzejące się. Anomią w klasycznym, Durkheimowskim sensie tego słowa, jest wciąż zmniejszający się odsetek wydatków z dochodu narodowego na naukę i oświatę. Anomią jest pauperyzacja materialna i duchowa stanów akademickich i nauczycielskich, systematyczne sprowadzanie tych stanów, jakby powiedział Max Stirner, do pozycji dziadów, którzy są poniżani i pogardzani na każdym kroku. (Por. Stirner, 1995: 137-140, 297-298, Kozyr-Kowalski, 1999a: 216-218). Tego obiektywnego, przejawiającego się w codziennym życiu społecznym zjawiska, nie przekreślą optymistyczne raporty, iż profesor uniwersytetu i nauczyciel uzyskują wciąż wysoką lokatę w odpowiedzi na do niczego nie zobowiązujące pytania kwestionariuszy ankietowych: jaki zawód otaczasz największym szacunkiem. Rodzajem anomii jest poświęcanie jakości badania, nauczania i przygotowywania do pracy zawodowej fikcyjno-biurokratycznym wskaźnikom ilościowym. Wyniki Tworzenie zwodniczej statystyki i nieustanna produkcja pozorów wypierają stopniowo, lecz zdecydowanie, rzeczywiste dokonania badawcze i dydaktyczne w uniwersytetach, które są przekształcane w "przedsiębiorstwa konkurencyjnego biznesu". Taką tendencję dostrzegł już w 1918 roku Thorstein Veblen w swoim memorandum poświęconym uniwersytetom amerykańskim. (Por. Veblen, 2000/1918). Zostało ono opatrzone dosyć nieciekawym tytułem i znacznie ciekawszym podtytułem: The Higher Learning in America: A Memorandum on the Conduct of Universities by Business Men. (Wyższe wykształcenie w Ameryce. Memorandum o zarządzaniu uniwersytetemi przez biznesmenów.) Niczym innym jak postacią anomii jest obniżanie wymogów niezbędnych do uzyskania tytułów i stopni naukowych. Niektórzy sądzą, że doszło do powtórzenia na nieco wyższym szczeblu operacji z marca 1968 r. Od dosyć dawna mówi się już w świecie akademickim o masowym zaludnieniu uniwersytetów i wyższych uczelni "neomarcowymi" profesorami i wykładowcami. Potrzebne są bardzo gruntowne badania teoretyczno-empiryczne, aby ustalić, czy w zdroworozsądkowym uogólnieniu dotyczącym "neomarcowych uczonych" są jedynie gramy, czy też kilogramy prawdy.

Formą anomii wyraża mechaniczne przenoszenie na teren nauki i pracy duchowej stosunków wciąż niedorozwiniętej gospodarki rynkowo-kapitalistycznej i niedorozwiniętej demokracji politycznej. Przekształca się profesorów i innych nauczycieli akademickich oraz pozaakademickich w sprzedawców usług, w służących i lokai studentów i uczniów. Zasadę wzajemnej współpracy i wzajemnego szacunku nauczycieli i studentów w realizacji celów merytorycznych i w służbie wspólnego dobra zastępuje się ideą takiej konkurencji między nauczycielami akademickimi, która pozwala studentom uzyskać przy najmniejszym wysiłku i największej przyjemności urzędowe certyfikaty ukończenia studiów wyższych. Zaciera się różnice jakościowe między znaczeniem dla nowoczesnego rynku, nowoczesnej gospodarki i nowoczesnej demokracji solidnej wiedzy naukowej, umiejętności wykonywania rzetelnej i wysokowykwalifikowanej pracy duchowej, pracy specjalistycznej, kierowniczej i wykonawczej a sprowadzeniem nauki i pracy duchowej do poziomu, jak pisał przed laty M. Weber, towaru. Towar ten sprzedaje się tak samo jak rzodkiewkę na straganie. (Por. Weber, 1968, 1989) Ze względu na wąsko i doraźnie pojętą orientację rynkową i zawodową nauka, wyższe wykształcenie i średnie tracą szanse przeobrażania się w realne siły gospodarcze i społeczne, w realne składniki "kapitału ludzkiego" i uniwersalnie wykwalifikowanej osobowości.

Nauka i wykształcenie a Veblena i Webera "prawo" mierności

Nauka i wykształcenie przestają być towarami o wysokich lub nawet przeciętnych walorach użytkowych i praktycznych. T. Veblen przedstawia poważne dowody na rzecz tezy, iż konsekwencją przekształcania uniwersytetów w "przedsiębiorstwa konkurencyjnego biznesu" będzie podporządkowanie "republiki uczonych i badaczy" zasadzie mediocrity czyli zasadzie: mierności i lichości. Podobne zależności między urynkowieniem uniwersytetów, przekształcaniem ich w "przedsiębiorstwa kapitalistyczno-państwowe" a jakością wytwarzanych przez nie dóbr zauważył Max Weber. (Por. Weber, 1968: 527, 1989: 42-44, Kozyr-Kowalski, 1967: 33-50)

Nierzadko dzieje się jeszcze gorzej. Sprzedaje się zamiast nauki i wiedzy uniwersyteckiej coś, co bardzo mało ma z nimi wspólnego. Co powiedzielibyśmy o właścicielu straganu, który chciałby nam sprzedawać ziemniaki jako pomarańcze? Programy prywatnych uczelni, a nawet poważnych uniwersytetów będących wciąż własnością publiczną, narodową, są coraz bardziej przeładowane przedmiotami pozornie i ciasno praktycznymi. Ich "praktyczność" skrojona została bowiem na miarę wiedzy, umiejętności i jakości wykonywanej pracy duchowej przez tych, których Platon nazwał "zarobnikami bez fachu". Owi zarobnicy bez fachu, z przymusu lub wyboru, nie mają czasu ani na samodzielne myślenie i pisanie, ani na solidne czytanie, ani na rozszerzanie i pogłębianie swojej wiedzy i kwalifikacji, ani na przygotowanie się do wykładów. W programach akademickich, na konferencjach i zjazdach socjologicznych obserwuje się coraz silniejszą tendencję do zapominania, że nauka to względnie niepodległa i suwerenna postać, jak wskazuje na to wyraźnie treść książki B. Misztala, praktyki społecznej, która nie może być ani redukowana, a tym bardziej podporządkowywana innym rodzajom praktyki społecznej: politycznej, gospodarczej, edukacyjnej, wyznaniowej, ideologicznej i propagandowej. Veblen utrzymuje nawet, że wypieranie bezinteresownego poszukiwania prawdy i merytorycznej wiedzy o świecie przez naukę-służebnicę biznesu i bezpośrednio pojętej użyteczności zawodowej stanowi o wiele większe niebezpieczeństwo dla cywilizacji współczesnej niż degradowanie nauki do roli służebnicy teologii i państwa. Tego rodzaju praktyczna orientacja nauki, ostrzega amerykański socjolog, wytworzy w świecie zachodniego chrześcijaństwa nową instytucję: the barbarian university. Czyż destrukcja wszystkiego, co nie ma bezpośredniej użyteczności praktycznej nie wyraża istoty barbarzyństwa?

Praktyczna teoria i niepraktyczna praktyka

Nauka pojęta jako praktyka to nauka traktowana jako ważny rodzaj pracy duchowej. Podobnie jak we wszelkiej innej pracy w pracy naukowej nie można się obejść nie tylko bez materialnych, lecz także bez intelektualnych środków pracy oraz bez ergodynamis, czyli takich duchowych i fizycznych zdolności i umiejętności pracowania, które są częścią osobowości ludzkiej. Gary Becker i Pierre Bourdieu niesłusznie nazwali ergodynamis kapitałem ludzkim i kulturowym, gdyż przekształcili wszystkich zdolnych do pracy we właścicieli kapitału, w kapitalistów. (Por. Kozyr-Kowalski, 1999a: 125-12). Jakość samej pracy duchowej i jej produktów oraz na dłuższą metę wartość rynkowa, gospodarcza, społeczna i polityczna produktów pracy naukowej i akademickiej jest w fundamentalny sposób zależna od jakości socjologii ogólnej, czyli teoretycznej. Socjologia teoretyczna funkcjonuje bowiem bezpośrednio lub pośrednio w badawczej i dydaktycznej pracy akademickiej zarówno jako zespół intelektualnych środków pracy, jak i składnik zdolności i umiejętności pracowej. Przysługuje jej także status podobnie uniwersalnych, powszechnych czyli jak zauważył Simmel w Filozofii pieniądza (Por. Simmel, 1997) wielofunkcyjnychintelektualnych środków wszelkiej pracy duchowej i materialnej jakimi są język, komputer, zdrowa osobowość biopsychiczna człowieka, jego ciało i duch, matematyka, mikroskop i teleskop. Oznacza to, że gorsza lub lepsza socjologia ogólna, czyli ogólna teoria społeczeństwa i wartościowych oraz pozbawionych wartości sposobów myślenia o społeczeństwie występuje we wszelkich typach pracy naukowej oraz we wszelkiej praktycznej działalności ludzi. Każdy badacz i każdy człowiek czynu jest socjologiem. Nie każdy jednak badacz i człowiek czynu jest dobrym i świadomym socjologiem. Za wielką zaletę książki prof. Misztala uważam przedstawienie interesujących argumentów na rzecz tezy, że jeśli się traktuje socjologię z punktu widzenia praktycznego, jako osobliwy rodzaj praktyki społecznej, to wymaga to poważnej i wolnej dyskusji nad fundamentalnymi problemami socjologii ogólnej. Takie fundamentalne i niemożliwe nigdy do ostatecznego i nieodwołalnego rozwiązania zagadnienia podejmuje Bronisław Misztal we wszystkich rozdziałach swojej książki.

Rozdział pierwszy przynosi prezentację i próbę pozytywnego przezwyciężenia argumentów wymierzonych przeciwko teorii socjologicznej. Pokazuje się w nim, że zarówno te argumenty, jak i całe "piękne paplanie" (Hegel, Ojciec Bocheński) o zmierzchu teorii socjologicznej, o zmierzchu socjologii teoretycznej wywodzą się z nieumiejętności poprawnego ujęcia natury samej teorii, natury praktyki społecznej oraz stosunków wzajemnych między socjologią teoretyczną jako osobliwym rodzajem praktyki społecznej a innymi dziedzinami praktycznego życia i działania ludzi. Prof. Misztal odsłania w tym pięknym paplaniu o zbędności socjologii ogólnej elementy słusznej krytyki dominujących w socjologii współczesnej sposobów pojmowania teorii socjologicznej. Krytyka ta godzi jednak nie we wszelką teorię poznania socjologicznego, lecz w złą teorię. Przez złą teorię rozumie prof. Misztal abstrakcyjny empirycyzm oraz ideologiczno-epigońskie postacie pozytywizmu, funkcjonalizmu, marksizmu i antymarksizmu. Słowa "ideologia" używamy tu w najprostszym i najstarszym sensie, w sencie Goetheańskim i Napoleońskim. (Por. Kozyr-Kowalski, 1997: 125-149, 1997a: 141-165). Wydaje mi się, że dokonana przez Bronisława Misztala próba pozytywnej krytyki współczesnej ucieczki od socjologii ogólnej i od teorii dosięga też pewnych postaci myśli postmodernistycznej oraz tego, co można nazwać ideologicznym heraklityzmem i ideologicznymkainotyzmem (od greckiego kainotes - nowość, osobliwość). Tego rodzaju heraklityzm stara się sprowadzić jak największe obszary rzeczywistości społecznej do pędu, ruchu i stawania się. Nie ma zaś w nim miejsca na to, co relacyjnie trwałe, spokojne i co nie jest żadnym stawaniem się, lecz tym, co już stało się.

Ideologiczny kainotyzm, mimo iż jest w nieustannej pogoni za absolutem nowości i oryginalności nigdy nie osiąga rzeczywistego kainotes. Platońskich i Arystotelesowskich dokonań w dziedzinie epistemologii i ontologii życia społecznego czy w teorii zróżnicowania społecznego i systemów społecznych nie pozbawił poważnej wartości teoretycznej a zwłaszcza heurystycznej ani upadek Grecji starożytnej, ani upadek wielkiego imperium rzymskiego, ani powstanie i wielowiekowe trwanie cywilizacji chrześcijańskiej. Ideologiczny kainotyzm żąda natomiast totalnie nowej teorii społeczeństwa, gdyż nie potrafi się uporać intelektualnie i rzetelnie z tak prozaicznymi faktami, jak upadek zdegenerowanego socjalizmu poststalinowskiego, pojawienie się informatyki i nowych postaci the world society, czyli osławionego globalnego społeczeństwa.

Bardzo ważnym elementem rozważań prof. Misztala jest analiza pojęcia faktu społecznego, która zakłada implicite wielką teorię faktu w ogóle, a więc rzeczy pozornie oczywistej i wszystkim dobrze znanej. I bardzo intymnie związanej z inną rzeczą równie prostą i pozornie oczywistą: z teorią prawdy i fałszu, prawdy i błędu. Od czasów Durkheimowskiej próby stworzenia zarysu teorii faktu społecznego, wciąż bezlitośnie upraszczanej i dogmatyzowanej w socjologii współczesnej, jest to problematyka wyjątkowo zaniedbana. A bez nowoczesnej, zawierającej pozytywne przezwyciężenie durkheimizmu, teorii faktów społecznych nie może być mowy o żadnej nowoczesnej socjologii teoretycznej. To samo można powiedzieć o innym fundamentalnym problemie socjologii ogólnej, którym jest pytanie: co to jest społeczeństwo? Rozdział drugi książki B. Misztala przynosi bogaty przegląd sposobów rozumienia pojęcia społeczeństwa i stosunku społecznego w socjologii współczesnej. I w tej dziedzinie badań teoretycznych panuje wyjątkowy zamęt. Konkurują tu ze sobą oraz stają się obiektem białego i czarnego marketingu różne punkty widzenia różnych panów Takwidzimisię. Szkoda, że proponowana przez prof. Misztala definicja społeczeństwa jest trochę za długa jak na definicję i trochę za krótka jak na syntetyczne ujęcie zasadniczych cech ogólnej teorii społeczeństwa. Zachętą do interesującej dyskusji może też stać się Misztalowskie ujęcie stosunków wzajemnych między kategoriami: społeczeństwo - naród - ludzkość. Pojawili się już wśród uczonych i intelektualistów tacy, którzy uważają się za przyjaciół "społeczeństwa " i "ludzkości" a za wrogów "narodu" oraz tacy, którzy przekształcają "naród" we wroga "społeczeństwa" i "ludzkości". A czyż można nie zauważyć praktycznych mężów czynu, którzy werbują "naród" do partii prawicowych a "społeczeństwo" i "ludzkość" do partii lewicowych i centrowych. Rozdział trzeci książki Bronisława Misztala powinien zmusić wszystkich jej czytelników do ponownego przemyślenia problemu relacji wzajemnych między monologiem a dyskursem teoretycznym, który zakłada zawsze dialog. Rozdział ten ma dużą wartość nie tylko poznawczą, lecz także dydaktyczno-informacyjną. Autor prezentuje w nim typowe w najnowszej socjologii zachodniej odpowiedzi na pytanie: co to jest teoria w ogóle a teoria socjologiczna w szczególności. Podejmuje próbę samodzielnej odpowiedzi na to pytanie. Zachęca do dyskusji nad przyczynami pojawienia się w socjologii współczesnej silnej tendencji do zastępowania dialogu przez takie monologi, które stygmatyzują odmiennie myślących i odmienne style lub paradygmaty teoretyczne.

Książka prof. Misztala sugeruje domysł badawczy, że wypieranie autentycznych dyskursów przez monologi ma szeroko rozumiane źródła praktyczne. Wchodzą tu jednak w grę radykalnie odmienne rodzaje praktyki. Wielu socjologów otaczających zgoła pogańskim kultem idola praktyki nie potrafi w swojej praktyce badawczej stosować zasad pozytywnego przezwyciężania stanowisk odmiennych i sprzecznych. Zabrakło im bowiem takich intelektualnych środków pracy duchowej, które uzyska się tylko wtedy, gdy rozwiąże się Heglowskie zadanie (nazwijmy je zadaniem quasi-matematycznym): wykazać, że socjologia jest jedna nie mimo istnienia, lecz dzięki istnieniu wielu różnych a nawet sprzecznych ze sobą socjologii.

Demokracja akademicka a tendencje oligarchiczno-autorytarne

Drugi rodzaj praktyki wypierającej dialog przez monolog odsyła nas do pewnych obyczajów i instytucji naukowych oraz pozanaukowych. Dogmatycznym monologom zawsze sprzyja brak lub niedorozwój autentycznej demokracji: otwarta ingerencja w dziedzinę nauki władzy politycznej, administracyjnej, władzy merkantylnej i stereotypów opinii publicznej. Ale dominacja monologu nad dialogiem może kształtować się też przez spontaniczne powstawanie w łonie demokracji akademickiej i kulturowej tendencji oligarchicznych i autorytarnych. Odkryli te tendencje dawno i wnikliwie opisali ich skutki dla nauki i dobra wspólnego mistrzowie myśli socjologicznej. Nie wywłaszczymy ich z dorobku całego życia, lecz wzbogacimy trochę ten dorobek i uczynimy go własnością wspólną, publiczną nadając szkicom teorii i kryptoteorii A. Tocqueville'a, K. Marksa, M. Webera, E. Durkheima, R. Michelsa, T. Veblena nazwy "praw" nauki i rzeczywistości społecznej. Zaliczymy do tych praw m. in. Tocqueville'a prawo tyranii większości, Marksa prawo spirytualizmu biurokratycznego, Webera prawo mikropartii i mikrowodzów, Durkheima prawo anomii w instytucjach naukowych, Michelsa prawo oligarchizacji systemów demokratycznych, Veblena prawo przekształcania się uniwersytetów w autorytarnie i biurokratycznie zarządzane przedsiębiorstwa biznesu konkurencyjnego. Skorzystamy też z okazji, by pozostawić Profesorowi Henrykowi Domańskiemu, całą przyjemność związaną z rozwiązywaniem zagadki lub zadania quasi-matematycznego: czy wyliczone przed chwilą "prawa" to informacje o tym, co napisali wcześniej inni, czy też informacje o tym, czego jeszcze nie zdążyli napisać lub nie potrafią jeszcze napisać inni? Czy mają te "prawa" coś wspólnego z uwłaszczaniem myśli klasycznej i współczesnej oraz z restytucją własności intelektualnej mistrzów myśli socjologicznej? Ci mistrzowie, jak donoszą nam postmoderniści, skarżą się od dawna na niektórych socjologów współczesnych, iż stworzone przez nich dobra intelektualne stają się obiektem anomicznej ekspropriacji i marnotrawstwa.

Etyka purytańska, klasa średnia i neoklasycyzm socjologiczny

Prof. Domański utrzymuje, że "klasę średnią zrodził protestantyzm", że bez upowszechnienia się etyki purytańskiej w naszym zdominowanym przez katolicyzm kraju będziemy mieli tylko potencjalną, nie zaś realną nową klasę średnią. (Por. Kowalik, 1996: 2). Tezę tę dzieli ponad siedemdziesiąt czy nawet osiemdziesiąt milowych kroków od przypisywanej M. Weberowi opinii, iż duch kapitalizmu, a nawet nowoczesny kapitalizm jako system ekonomiczno-społeczny był produktem etyki ascetycznych odłamów protestantyzmu. Opinię tę sam Weber odrzucił z właściwą sobie dosadnością. Nazwał ją "głupią i doktrynerską". (Por. Kozyr-Kowalski, 1995: 42-45).

Profesor Domański nie tylko propaguje, lecz także stara się praktykować osobiście etykę purytańską. Jedna z jej maksym głosi time is money, czas to pieniądz. H. Domański napisał wyjątkowo wnikliwą i rzetelną recenzję z książki o socjologii, społeczeństwie obywatelskim i państwie (Por. Domański, 2000: 22) bez straty takiej wielkości czasopieniądza, który jest konieczny do przeczytania lub przewertowania całej książki, do zrozumienia i intelektualnego przyswojenia zawartych w niej tez i argumentów o charakterze teoretycznym i empirycznym. Purytańska etyka czasopieniądza pozwoliła Profesorowi uniknąć jakiejkolwiek dezinformacji i czarnego marketingu. I to bez tego kwantum pracy, który jest potrzebny do przeczytania już nie całej książki, lecz tylko obecnego w niej spisu treści. Etyka "potencjalnej klasy średniej" powstrzymała też H. Domańskiego przed lekturą streszczenia zawierającego zwięzłą prezentację zasadniczych "celów strategicznych", które miały być osiągnięte w Socjologii, społeczeństwie obywatelskim i państwie. Recenzent tej książki nie zdążył zauważyć, że streszczenie prezentujące jej "cele strategiczne" nie zostało napisane ani w języku polskim, ani chińskim, ani japońskim, ani arabskim, lecz zakłada znajomość świetnie mu znanej łaciny współczesnego świata, angielskiego. Ale przecież czas to pieniądz. Gdyby Recenzent wiedział, że z recenzowanej książki można się "sporo dowiedzieć" nie tylko o tym, co napisali dawno przed nim i zdecydowanie gorzej od niego Platon, Arystoteles, Św. Augustyn, Hegel, Weber czy Simmel, lecz także o tym, czym jest panempiryzm (totalny empiryzm), to nie redukowałby w swojej praktyce i postawie badawczej etyki purytańskiej do maksymy czasopieniądza. Mógłby przypomnieć sobie, że fundamentem etyki purytańskiej jest obowiązek sprostania próbie świątobliwości i charakteru przez umiejętność solidnego wykonywania pracy w profesji, do której powołał nas Bóg. Wielką rolę w etyce purytanizmu, od której zależeć ma byt lub niebyt nowej klasy średniej i polskiego kapitalizmu, odgrywa doktryna predestynacji. Nawet przygotowanie i napisanie recenzji z liczącej ponad 350 stronic książki wymaga trochę pracy. Zgodnie z doktryną predestynacji nawet taka skromna i rzetelnie wykonana praca może być szansą sprostania próbie świątobliwości, prawdopodobnym znamieniem łaski Bożej i prawdopodobnym znakiem, iż nie zostaliśmy umieszczeni przez Opatrzność wśród skazanych na wieczny ogień piekła.

Mikropartie, mikrowodzowie i wolność nauki

Minęła już cała dekada od czasu, w którym rozstaliśmy się z formalną i realną zasadą hegemonii jednej partii. Czyż zniknęły jednak z naszego życia akademickiego i duchowego partie i hegemonie partyjne w sensie Weberowskim? Weber pojmował partie w sposób socjologiczny, nie zaś formalno-prawny. Stanowiły one dla niego zasadnicze składniki porządku politycznego, a ściślej szeroko pojmowanego porządku władzy i panowania. Ta władza i to panowanie mają wymiar zarówno makrosocjologiczny, jak i mikrosocjologiczny. Tak pojęte partie istnieją nie tylko w systemie politycznym, lecz w każdej instytucji społecznej, nawet w towarzystwach hodowców kanarków. A cóż dopiero w instytutach socjologicznych i instytucjach nauki akademickiej. Takie mikropartie wyłaniają swoich wodzów i gdy zdobędą hegemonię władczą potrafią tratować nie gorzej niż partie stalinowskiego i poststalinowskiego socjalizmu odmienność i samodzielność myślową, wolność i godność mniejszości i jednostki. Mają one skłonność do naruszania elementarnych, a zarazem fundamentalnych norm obyczajowych i prawnych. Funkcjonują więc jako siły anomii, nosiciele bezprawia i nieobyczajności. Mikropartie ulegają często pseudodemokratycznemu egalitaryzmowi: egalitaryzmowi wartości przeciętnej a nawet egalitaryzmowi najniższej wartości granicznej. Wymuszają równanie do poziomu średnich i najsłabszych przedstawicieli świata akademickiego. Veblen nazywa te mikropartie nawet juntami. To one walczą o przekształcenie republiki uczonych i rzetelnych badaczy w reżym mierności, pozornej pracy i pozornych osiągnięć naukowych, nieustannej kontroli, śledzenia, uniformizacji sposobu myślenia i wykładania. Te one wprowadzają do nauki zmechanizowane programy i harmonogramy nauczania i dążą do tego, aby wszyscy trzymali się tylko tego, co zostało napisane w jednej książce. (Por. Veblen, 2000/1918)

Wydaje mi się, że dziełem oligarchiczno-egalitarnych mikropartii było przeforsowanie w Konferencji Instytutów Socjologicznych (KIS) takiego "kanonu" obowiązkowych przedmiotów, w którym zabrakło miejsca dla socjologii teoretycznej (ogólnej) i klasycznej. Te fundamentalne przedmioty socjologiczne zostały wyparte przez przedmioty niesocjologiczne lub przez tzw. makrosocjologię i mikrosocjologię. Przygotowany przeze mnie program zajęć z socjologii ogólnej wyjaśnia dosyć dokładnie, dlaczego mówimy o tak zwanej makrosocjologii i mikrosocjologii. (Por. Kozyr-Kowalski, 2000). Twórcy a zwłaszcza realizatorzy kanonu mającego ustanowić formalno-biurokratyczną równość i "ujednolicenie" poziomu nauczania pojmują to ujednolicenie jako nakaz gęsiego myślenia i nauczania. Pojawiają się sytuacje, w których profesor i nauczyciel akademicki musi się tłumaczyć z tego, że ma trochę większą wiedzę niż studenci, że nie odtwarza w czasie wykładów "kanonicznych" podręczników i "kanonicznych" myśli, lecz pozwala sobie na samodzielność i korzystanie z oryginalnych prac socjologicznych, na studiowania prac dawnych i współczesnych klasyków socjologii w tych językach, w których te prace zostały napisane. Trzeba mocno podkreślić, że to lokalne mikropartie, nie zaś członkowie KIS-u i pomysłodawcy ogólnopolskiego "kanonu" obowiązkowych przedmiotów przekształcają ów "kanon" w nosiciela oligarchicznego autorytaryzmu. Pani Profesor Jolanta Kulpińska, przewodnicząca Konferencji Instytutów Socjologicznych, w swoim liście wysłanym w maju 1998 r. wyraźnie podkreślała, że opracowane w KIS-u programy, nie mają charakteru ani obowiązującego, ani doskonałego, ani nie roszczą sobie prawa do monopolu czy "kanonu". Zapraszała do dyskusji nad nimi i do opracowywania programów alternatywnych. Słyszałem o takiej placówce socjologicznej, w której aż do października 1999 r. nie były znane ani same programy "kanoniczne", ani list Pani Profesor Jolanty Kulpińskiej. Ukrywano nawet ich istnienie przed osobami najbardziej zainteresowanymi. Potem podjęto próbę narzucenia "kanonu" głosami dwu czy trzyosobowej większości. Nie miało to oczywiście nic wspólnego z Tocquevilleowską tyranią większości, gdyż mieliśmy do czynienia z mikrowiększością.

Rozstaliśmy się z zawodową cenzurą książek i innych produktów pracy duchowej. Mikropartie i mikrooligarchie stosują jednak coraz szerzej i brutalniej cenzurę z powołania. I w epoce poststalinowskiego socjalizmu i w nowej Rzeczypospolitej cenzorzy z powołania reprezentowali i reprezentują najgorszy gatunek - mówiąc zbyt ostrymi słowami K. R. Poppera - wrogów wolności nauki i autentycznej demokracji akademickiej. Sprzyja ich poczynaniom przyjęty bezkrytycznie i bezmyślnie z Zachodu, chyba od Amerykanów, obyczaj tajnych recenzji, instytucja anonimowych recenzentów uprawnionych do formułowania werdyktów jeśli nie najwyższej, to wysokiej instancji. Anonimowi recenzenci mają formalnie zapewnić maksymalną obiektywność w ocenie wartości nadsyłanych redakcjom i wydawnictwom rozpraw i studiów. Realnie mogą stać się i stają nosicielami stronniczości i jakby powiedział Max Stirner opętania przez swoje własne teoretyczne idee-upiory. A może się zdarzać, że ktoś przekształca funkcję urzędowego recenzenta w oręż anomicznej konkurencji.

Anomiczna konkurencja w świecie nauki i pracy duchowej

Sens takiej konkurencji świetnie odsłonił Durkheim pisząc, że stanowi ona przeniesienie na teren życia gospodarczego, społecznego i duchowego Darwinowskiej idei walki o byt. To przeniesienie krzywdzi Darwina, gdyż w epigoński sposób deformuje teorię wielkiego biologa. Jeśli instytucja recenzentów-anonimów łączy się z pozbawieniem autora prawa do odpowiedzi na wysunięte wobec produktu jego pracy zarzuty oraz prawa poznania przez dodatkowych recenzentów opinii jego innych recenzentów, to wówczas dochodzi do ograniczenia zasady wolności i obiektywizmu nie tylko w stosunku do autorów, lecz także wydawnictw. Monolog dogmatyczny odnosi miażdżące zwycięstwo nad teoretycznym dialogiem i dyskursem. I znowu Durkheim pozostaje starszy wiekiem, lecz staje się młodszy myślą od niektórych nowoczesnych socjologów. Pisał on słusznie, że rzeczywisty przymus pojawia się wtedy, gdy ktoś zostaje pozbawiony możliwości walki w obronie swoich interesów materialnych i duchowych, w obronie godności oraz swoich poglądów. Niezwykle wnikliwą analizę skutków badawczych, praktycznych i dydaktycznych wprowadzenia zasady wolnej konkurencji do nauki przynosi Veblanowskie memorandum o przekształcaniu uniwersytetów w przedsiębiorstwa konkurencyjnego biznesu. Amerykański socjolog podkreśla, że zasada opacznie pojętej konkurencji przekształca pracę naukową w pracę na akord. Upowszechnia ona robotę niedbałą. Kształtuje wśród ludzi nauki typowe dla pracownika najemnego postawy. Oddaje wspólnoty akademickie we władzę mistrzów intrygi administracyjnej, formalno-prawnej i obyczajowej. Czyni umiejętność organizowania i uczestniczenia w intrygach fundamentalnym warunkiem awansu naukowego. Podporządkowuje główną funkcję uniwersytetu: tworzenie bezinteresownej i merytorycznej wiedzy, traktowanie prawdy jako celu samego w sobie, nieprzebierającej w środkach konkurencji i walki o liczbę studentów i o notoryczność czyli o to, aby być jak najszerzej znanym. The vulgar, czyli gmin, pospólstwo, uzyskuje godność wysokiego sędziego prawdy. Zgodność wiedzy uniwersyteckiej z obiegowymi stylami myślenia, z opiniami, stereotypami i przesądami klientów staje się nieodzownym warunkiem przeżycia i sukcesu w walce konkurencyjnej. Uczeni, nieprzejednani konkurenci nie zasługują już na miano wychowawców młodzieży. W swoim studium Veblen konsekwentnie ujmuje w cudzysłów słowo "wychowawcy". Możemy o nich powiedzieć, że są to wychowawcy z cudzysłowem w herbie. Uniwersytet jako przedsiębiorstwo konkurencyjnego biznesu musi wychowywać młodzież w pogardzie dla prawdy, dobra wspólnego, solidarności międzyludzkiej, obiektywizmu, rzetelnej pracy, w pogardzie do wszystkiego, co nie ma wartości pieniężnej, bezpośrednio praktycznej i utylitarnej. Lata studiów uniwersyteckich stają się latami opanowywania kunsztu produkowania pozorów, wykonywania niedbałej pracy, zadawalania się miernością, wreszcie kunsztu bezceremonialnej walki o bogactwo, władzę i notoryczność. (Por. Veblen, 2000/1918).

Veblenowska analiza obecnych już w Ameryce początków XX stulecia tendencji do podporządkowywania nauki akademickiej zasadom konkurencyjnego biznesu inspiruje wiele hipotez roboczych. Pozwalają one m. in. zrozumieć, dlaczego wielu współczesnych socjologów i uczonych prowadzi bezlitosną walkę konkurencyjną nie tylko z osobami współczesnymi sobie, lecz także z wielką myślą przyszłości i z osobami zmarłymi. Każde społeczeństwo, pisał A. Comte, składa się nie tylko z osób obecnie żyjących, lecz ma w swoim gronie wielką grupę osób zmarłych fizycznie. Wspólnota socjologiczna współczesnej Polski, Europy czy świata ma w swoim gronie więcej osób zmarłych tylko fizycznie niż obecnie żyjących. Dlaczego więc nie traktować ojców założycieli nauk społecznych jako groźnych konkurentów i nie zwalczać ich za pomocą plotki, pomówienia, czarnego marketingu i czarnej propagandy? A najlepiej poprzez zmowę milczenia. Neoklasycyzm socjologiczny przeciwstawia się takiemu rodzajowi anomii, którym jest stosowanie zwodniczej, ogólnikowej statystyki jako rzekomo obiektywnej i wymiernej oceny pracy duchowej. Obcy jest mu też podrodzaj tej anomii, który polega na powiększaniu, na zasadzie wzajemności, pozycji w indeksie cytatów tych osób, których, jak powiadano w wojsku zaporoskim starej Rzeczypospolitej, uważamy za druhów oraz niedostrzeganiu tych, których traktujemy jako swoich niedruhów. Oto jedna, lecz bynajmniej nie jedyna i nie najważniejsza przyczyna właściwej neoklasycyzmowi socjologicznemu tendencji, by nie przepuścić żadnej okazji do cytowania i "promowania" dawnych mistrzów naszej dyscypliny. Zwłaszcza wtedy, gdy potrafimy wykazać, że wciąż górują oni pomysłowością, odwagą myślową, rzetelnością badania i myślenia, niezależnością od pozanaukowych autorytetów nad tymi , których anomiczna gospodarka towarowo-pieniężna skazuje na los zbliżony do doli i niedoli najemnych pracowników fabrycznych i handlowych, zmusza do mechanicznej pracy akordowej, przekształca uniwersytety i szkoły w sweatshops. W postmodernistycznej łacinie słowo to oznacza warsztaty zatrudniające robotników za niskie płace, na długie godziny i w złych warunkach pracy. Sweatshops to warsztaty wyciskania z pracowników siódmych potów. Czyż po napisaniu tych słów można wywłaszczyć Thorsteina Veblena z takiego obiektu jego własności intelektualnej jak Wyższe nauczanie w Ameryce: Memorandum o zarządzaniu uniwersytetami przez biznesmenów?

Anomiczna konkurencja powoduje wzrost trzech typowych dla ludzi nauki i intelektu chorób zawodowych. Osobom dotkniętych tymi chorobami stwarza też największe szanse zwycięstwa w walce konkurencyjnej. Podkreślimy zasługi tych, którzy je odkryli i gruntownie badali, gdy nazwiemy je chorobą Schopenhauera - Webera, chorobą Znanieckiego i chorobą Sorokina. Choroba Schopenhauera - Webera to próżność, choroba Znanieckiego to zawiść, choroba Sorokina to intelektualna kleptomania. Neoklasyczne podejście w socjologii może być jednym z ponowoczesnych środków zmniejszenia liczby chorób zawodowych, które są ubocznym skutkiem rynkowej orientacji dzisiejszej socjologii i innych nauk społecznych.

Czas społeczny, nuda teoretyczna i literacka

Wartościowe przemyślenia, pomysły teoretyczne i zaproszenia do poważnych dyskusji naukowych przynoszą te rozdziały książki prof. Misztala, które dotyczą miejsca teorii czasu w socjologii ogólnej, globalizacji, ryzyka i tożsamości oraz sposobu rozumienia zdolności eksplanacyjnej teorii. Autor unika błędu wielu współczesnych rozważań o czasie, które operują sofizmatem zacierającym jakościowe różnice między obiektywnym czasem astronomicznym i przyrodniczym a różnych w różnych epokach i miejscach wyobrażeniach ludzi o obiektywnym czasie. Obiektywny czas astronomiczny nie musi eliminować pojęcia czasu społecznego i historycznego. Prowadzi natomiast do szerszego i podmiotowego, społecznego ujęcia obiektywnego czasu przyrody. Obiektywny czas przyrody pozostaje przecież w różnych obiektywnych relacjach do sposobów egzystencji społeczno-historycznej ludzi, do sposobów pracy i działań pozapracowych ludzi różnych czasów i miejsc zajmowanych w światowym systemie społeczeństwa ludzkiego. Tak pojęta obiektywność czasu przyrodniczego przekształca ten czas w zjawisko przyrodniczo-historyczne, w czas przyrodniczo-historyczny. Nie wyklucza ona badań nad świadomościowymi, mniej lub bardziej konwencjonalnymi i arbitralnymi, psychologicznymi i jednostkowymi sposobami wyobrażania czasu przyrodniczo-społecznego. Zakłada raczej nowe fundamenty tego rodzaju badań. Czas przyrodniczo-historyczny czyni podmiotowość ludzką, życie społeczno-historyczne ludzi, relacje między pierwszą przyrodą (naturą) niezależną od ludzi a drugą przyrodą (naturą) - tworem i współtworem ludzi niepozbywalnym elementem obiektywności i prawdy.

Profesor Misztal wprowadza dwa ważne kryteria oceny walorów określonych teorii socjologicznych. Pierwszym z nich jest nuda teoretyczna. Drugie kryterium można określić jako kainotyzm przyszłościowy.

Nudna teoretycznie książka nie jest synonimem książki trudnej lub pozbawionej walorów estetycznych. Nudna teoria to teoria, która nie wnosi nic specjalnie nowego do naszego pojmowania społeczeństwa i sposobów myślenia o nim. Arystoteles, Kant, Hegel, Durkheim a zwłaszcza Simmel są myślicielami nienudnymi, lecz niezwykle ciekawymi, mimo iż wykładają swoje myśli w sposób trudny i zawiły. Niejeden socjolog współczesny potrafi natomiast zanudzić nas na śmierć, mimo, iż posiada dar pięknego i pozornie jasnego wypowiadania swoich myśli. Misztala pojęcie nudnej teorii jest także wymierzone przeciwko takim sposobom uprawiania socjologii ogólnej, które Hegel, a za nim Ojciec Bocheński, nazywali pięknym paplaniem.

Kainotyzm przyszłościowy to zdolność teorii socjologicznej do objaśniania nowych zjawisk i faktów. Ta zdolność jest wpisana w fundamenty epistemologii i ontologii świata społecznego. Wyraża się jako ich otwartość nie tylko na to, co jest i było, lecz również na to, co będzie i co może dopiero być. Kainotyzm przyszłościowy jest otwarty nie tylko na istniejący już, rzeczywisty kainotes (nowość, osobliwość), lecz także na kainotes potencjalny, nieoczekiwany, będący produktem katastrof i chaosu. Tym ostatnim słowom nadajemy sens nowoczesny, techniczny, nie zaś potoczny.. Kainotyzm przyszłościowy jest antytezą zarówno trafnego lub błędnego przewidywania przyszłości, jak i wywracania wielowiekowego dorobku nauk społecznych tylko dlatego, że zdarzyły się rzeczy tak teoretycznie nudne i prozaiczne jak upadek systemu zdegenerowanego, lub lepiej, anomicznego socjalizmu, pojawienie się informatyki, nowych elementów światowego systemu gospodarczego i elektronicznej wojny. Nie są to, oczywiście, rzeczy nudne i prozaiczne z punktu widzenia losu milionów ludzi. Pominiemy tu takie postacie anomicznego kainotyzmu, jak radykalna zmiana poglądów teoretyczno-metodologicznych pod wpływem nowych rodzajów barbarzyńsko pojętej praktyki. A więc: objęcie kierownictwa czołowych czasopism i wydawnictw socjologicznych przez nowe ekipy wydawnicze, powołanie nowego premiera rządu i ministra edukacji narodowej, wybór nowego dyrektoriatu takiego lub innego instytutu socjologii.

Książka Bronisława Misztala jest ciekawa, nienudna zarówno w sensie teoretycznym, jak i potocznym. Autor włada świetnie zarówno ideą teoretyczną, jak i słowem literackim.

Literatura:

Cazeneuve, Jean, Victoroff, David, 1972, La Sociologie, t. 1, Paris: Centre d'Etude et de Promation de la Lecture.

Domański, Henryk, 2000, Socjologia teoretyczna, "Nowe Książki", nr 3

Durkheim, Emile, 1999, O podziale pracy społecznej, tł. K. Wakar, redakcja naukowa E. Tarkowska, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.

Kowalik, Helena, 1996, Kupczyk - Wokulski. W klasie średniej się tkwi, a nie - bywa. Rozmowa z prof. Henrykiem Domańskim z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, "Prawo i Życie", 16 listopada.

Kozyr-Kowalski, Stanisław, 1967, Max Weber a Karol Marks. Socjologia Maxa Webera jako "pozytywna krytyka materializmu historycznego", Warszawa: Książka i Wiedza.

Kozyr-Kowalski, Stanisław, 1995, Weberowska socjologia religii a teoria społeczeństwa jako całości, [w:] M. Weber, Szkice z socjologii religii, Warszawa: Książka i Wiedza.

Kozyr-Kowalski, Stanisław, 1997, Ideologia i prawda, [w:] Ryszard Cichocki (red.), Teorie społeczne a możliwości praktyczne. Poznań: Wydawnictwo "Media G-T".

Kozyr-Kowalski, Stanisław, 1997a, Ideology and Truth, "Dialogue and Universalism", Vol. VII, No. 5-6.

Kozyr-Kowalski, Stanisław, 1999, Neoklasycyzm socjologiczny, wstęp do Kamil Kaczmarek, Prasocjologia Świętego Tomasza z Akwinu, Poznań : Wydział Teologiczny UAM, s. 7-25.

Kozyr-Kowalski, Stanisław, 1999a, Socjologia, społeczeństwo obywatelskie i państwo, Poznań: Wydawnictwo Naukowe UAM, ss. 375.

Kozyr-Kowalski, Stanisław, 2000, Socjologia ogólna. Paradygmatyczny program zajęć. Socjologia ogólna a makrosocjologia i mikrosocjologia. Maszynopis.

Misztal, Bronisław, 2000, Teoria socjologiczna a praktyka społeczna, Kraków: Universitas.

Simmel, Georg, 1997, Filozofia pieniądza, tł. A. Przyłębski, Poznań: Wydawnictwo Fundacji Humaniora.

Stirner, Max, 1995, Jedyny i jego własność, tł. J. i A. Gajlewiczowie, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN

Szafraniec, Krystyna, 1998, Anomia [w:] W. Kwaśniewicz i inni (red.) Encyklopedia Socjologii, t. 1, Warszawa: Oficyna Wydawnicza.

Veblen, Thorstein, 2000/1918, The Higher Learning in America: A Memorandum on the Conduct of Universities by Business Men, http:// www. ecn. bris. ac. uk/het/veblen/ higher

Weber, Max, 1968, Gesammelte Aufsätze zur Wissenschaftslehre, Tübingen: J.C. B Mohr (Paul Siebeck).

Weber, Max, 1989, Polityka jako zawód i powołanie , tł. P. Egel, M. Wander, Warszawa: Niezależna Oficyna Wydawnicza.

Poważne fragmenty tego eseju ukazały się w druku jako wstęp do książki Bronisława Misztala pt. Teoria socjologiczna a praktyka społeczna, Kraków, 2000, Universitas.

0
0
0
s2sdefault

Hegel a socjologia

[Summary ->]

Peter L. Berger, wybitny przedstawiciel fenomenologii w naukach socjologicznych i współtwórca nowego paradygmatu socjologii wiedzy, powiada w Zaproszeniu do socjologii, że wiele z tego, co uchodzi za socjologię słusznie zwane jest barbarzyństwem intelektualnym. Ten gatunek barbarzyństwa wyraża się poprzez ignorancję historyczną i filozoficzną, wąską specjalizację, sprowadzanie nauki do umiejętności mechanicznych i technicznych oraz poprzez brak wyczucia językowego. (Berger, 1995: 21). Berger podkreśla, że historia i filozofia to najbliższe socjologii dyscypliny badawcze. Odrobina wykształcenia historycznego i filozoficznego "pozwoliłyby na uniknięcie głupoty poniektórych prac socjologicznych". (Berger, 1995: 157).

Wielu socjologów współczesnych nie interesuje się nie tylko historią powszechną, lecz nawet historią własnej gałęzi nauki. Stronią oni od filozofii jak diabeł od święconej wody. Wiedzą jednak, że Hegel był filozofem. Sądzą natomiast, że nie miał on nic wspólnego z socjologią. Miano socjologa przyporządkowuje się natomiast bez wahań A. Comte'owi, H. Spencerowi, É. Durkheimowi. Niewielu badaczy społeczeństwa ośmieli się umieścić poza granicami socjologii M. Webera, G. Simmla, A. Schütza czy G. H. Meada. A przecież dzieła Hegla, zwłaszcza poświęcone filozofii dziejów, prawu i państwu oraz historii filozofii zawierają nie gorszą niż stworzył Comte ogólną teorię społeczeństwa. Spencer góruje nad Heglem jasnością języka, znajomością historii i etnografii. Ustępuje mu wyraźnie pomysłowością teoretyczną i obiektywizmem. Łatwo się o tym przekonać porównując analizy Rewolucji Francuskiej i czasów Napoleona dokonane przez obu myślicieli. (Por. Hegel, 1958: 332-359, Spencer, 1896: 139-145). Zarzuca się Heglowi spekulatywność i stronienie od faktów empirycznych. Czyż nie można obarczyć takim samym zarzutem słynnej koncepcji Durkheima, którą Florian Znaniecki nazywał kantyzmem socjologicznym. Koncepcja ta głosi, że zasadnicze kategorie myślenia: rodzaj, gatunek, przyczynowość, czas i przestrzeń są przedstawieniami zbiorowymi. Powstać one miały jako wyrazy i produkty życia grupowego i społecznego ludzi. Czyż rzeczywiście zasadnicze tezy socjologii wiedzy M. Schelera i K. Mannheima są jasne jak słońce? Natomiast zawarte w Wykładach z historii filozofii analizy uwarunkowania myśli ludzi przez ich świat społeczno-historyczny są ciemne jak filozofia Heraklita Ciemnego? Przyswojenie prac wpływowych socjologów współczesnych T. Parsonsa, G. H. Meada i A. Schütza wymaga więcej wysiłku niż lektura Hegla. Od Hegla nauczymy się jednak znacznie więcej niż od wspomnianych wyżej socjologów - teoretyków.

Lektura Hegla, podobnie jak czytanie klasyków nowoczesnej socjologii i dawnej myśli społecznej, nie może się sprowadzać ani do egzegezy, ani do wytykania mu rzeczywistych i rzekomych słabości, ani do ostatecznego obalania heglizmu. Takie obalanie zakłada często metodę, którą W. Gombrowicz nazywał tępą dosłownością. (Gombrowicz, 1985: 26). Max Weber wyrażał się z ironią, a nawet z gniewem, o wszelkich dążeniach do nieodwołalnego obalenia wielkiej myśli przeszłości. Zalecał on i sam praktykował stosowanie metody pozytywnej krytyki i pozytywnego przezwyciężania. Pozytywna krytyka to bliska krewna Heglowskiej Aufhebung. Ani Platon, ani Arystoteles - powiada nam Hegel - nie obalali ostatecznie myśli swoich poprzedników. Starali się je natomiast włączyć do własnych filozofii. Podejmowali dawne idee na nowo, na gruncie własnych zasad. Wprowadzali je do nowych struktur teoretycznych. (Por. Hegel: 1996: 16-17, 73-76, 173-174). Pozytywna krytyka wymaga przetwarzania dawnej teorii w nowoczesne środki produkcji intelektualnej, w narzędzia analizy najnowszych zjawisk i procesów społecznych. Zakłada ona konfrontację dawnej myśli z nową. Wyklucza dogmat, że wszystko, co nowe jest zawsze i pod każdym względem lepsze niż stare. Heglowską myśl, że rozum rządzi światem, iż duch ludu (Volksgeist) przejawia się w historii jako wspólna zasada, która przenika wszelkie systemy myślowe i struktury życia społecznego danego ludu przetworzył Weber w swoją teorię racjonalizmu. Hegel - badacz i teoretyk reformacji był współpracownikiem Webera w budowaniu teorii ducha kapitalizmu i roli, którą odegrała religia protestancka w genezie nowoczesnej cywilizacji mieszczańskiej. (Por. Kozyr-Kowalski, 1987: 83-101, 1995: 19-48). Obecność Heglowskiej analizy stanów społeczeństwa obywatelskiego spotykamy w pozostawionym nam przez autora Wirtschaft und Gesellschaft szkicu teorii klas. (Por. Kozyr-Kowalski, 1979: 205-208). Myśli Hegla poświęcone państwu i urzędnikom państwowym zostały wprowadzone przez Webera do wpływowej we współczesnych naukach o społeczeństwie teorii nowoczesnej biurokracji. (Por. Weber, 1956: 559-587). Występują dosyć ukryte i być może nie będące przedmiotem pełnej świadomości Webera podobieństwa między koncepcją typów idealnych a ideą Heglowską. Możliwe jest bowiem przekształcenie analiz Hegla, które dotyczą nie empirycznych, lecz zgodnych z pozaludzką ideą czy pojęciem, państw, organizacji urzędniczych, społeczeństw obywatelskich, rodzajów wolności w Weberowskie typy idealne. Z drugiej zaś strony słowa Hegla, iż idea to nie puste pojęcie, lecz pojęcie plus odpowiadająca jej zawsze realność, otwierają drogę do pojmowania typów idealnych jako kategorii, które nie są najbardziej oddalone od rzeczywistości, lecz są jej najbliższe. Dzieje się tak w warunkach eksperymentu przyrodniczego oraz quasi-eksperymentu społeczno - historycznego. Weberowski typ idealny przebudowany za pomocą ideii w rozumieniu Hegla staje się narzędziem analizy najbardziej dynamicznych i krótkotrwałych zjawisk i procesów życia społecznego. (Por. Kozyr-Kowalski, 1967: 272-286, 446-482). Przybiera on wówczas postać kategorii dialektycznej. Czyni zadość postulatowi G. Simmla, iż socjologia oraz inne nauki o kulturze powinny dysponować taką aparaturą pojęciową, która umożliwia mikroskopijną analizę rzeczywistości społecznej i może być traktowana jako odpowiednik mikroskopu.

 

Urzędnicy nie są sługami ani państwa ani ludu

 

Wielu uczonych określa mianem sług państwa zasadniczą rolę urzędników instytucji publicznych w życiu społecznym. Równie często uważa się ich za sługi ludu lub narodu. Ci, którzy widzą w obu tych określeniach jedynie prawnicze fikcje, retorykę lub ideologię traktują urzędników jako sługi ekonomiczno - społecznych oligarchii: klas uprzywilejowanych, klasy politycznej, klasy wykształconych, elity władzy, bogactwa i prestiżu. Hegel mógłby nazwać takiego rodzaju poglądy na naturę nowoczesnej organizacji urzędniczej myślą gminną, dziką i bezbożną. Urzędnicy są dla niego sługami obiektywnego rozumu, idei absolutnej, obecnego w społeczeństwach ludzkich ducha pozaludzkiego, którego nazywa też Bogiem. Państwo to najwyższa postać ducha obiektywnego i obyczajności (Sittlichkeit). Niższymi odmianami owego ducha są prawo formalne, moralność i obyczajność. Obok państwa, w skład obyczajnościowej dziedziny życia społecznego wchodzą rodzina i społeczeństwo obywatelskie. Każdy z tych 3 składników struktury globalnego społeczeństwa mało ma wspólnego z obiegowym pojęciem etyki. Bardzo wiele zaś - z zapomnianą dziś niesłusznie kategorią obyczaju. Zwracałem 10 lat temu uwagę, że oddawanie "Sittlichkeit" przez "etyczność" w polskich tłumaczeniach pism Hegla oraz w poświęconych filozofowi niemieckiemu rozprawach może prowadzić do głębokich deformacji sensu jego myśli. (Por. Kozyr-Kowalski, 1987a: 199-200). Światosław Florian Nowicki rezygnuje z tego niedobrego obyczaju w swoim znakomitym tłumaczeniu Heglowskich wykładów z historii filozofii. Przekłada Sittlichkeit na polskie "obyczajność", "obyczajowość", "obyczaje". (Por. Hegel, 1994, 1996).

Istotę ducha obiektywnego tworzą rozum, wolność i dobro wspólne. Urzędnicy państwowi nie mogą więc być sługami ducha obiektywnego jeśli nie są sługami rozumu, wolności i dobra wspólnego. Heglowska apologia urzędników państwowych wynika z deifikacji państwa. Apologia odnosi się nie do empirycznych państw, lecz do państw, które są zgodne z pozaludzką, obiektywną ideą państwa. Hegel ostro krytykuje tych, którzy sądzą, że państwo jest tworem wyłącznie ludzkim. Dzieli on instytucje społeczne na rzeczywiste i istniejące. W instytucjach rzeczywistych istnienie jest splecione z rozumem, wolnością, dobrem, duchem pozaludzkim. Instytucje nierzeczywiste, lecz istniejące charakteryzują się kiepską, złą egzystencją. Stanowią przeciwieństwo rozumu, wolności i dobra. Hegel nazywa je starymi, zużytymi trzewikami ducha świata, najwyższego podmiotu dziejów. Można o nich powiedzieć, że wprawdzie jeszcze istnieją, lecz już zostały opuszczone przez pozaludzki Rozum, przez Boga.

 

Społeczeństwo obywatelskie, mieszczańskie i cywilne

 

Urzędnicy są ważną częścią struktury zróżnicowania społecznego nowoczesnych narodów europejskich. Hegel opisywał ją i analizował za pomocą pojęcia stanów - Stände. Zbliżonym słowem: "order" posługiwał się Adam Smith, którego główne dzieło o naturze i przyczynach bogactwa narodu było dobrze znane filozofowi niemieckiemu. Podstawą stanów jest społeczeństwo obywatelskie, die bürgliche Gesellschaft. Ten element globalnej struktury społeczeństwa miał powstać i ukształtować się, wg. Hegla, dopiero w czasach nowożytnych. Przysługują mu cechy właściwe nowocześnie kapitalistycznemu systemowi pracy, własności i współżycia społecznego ludzi. Niemieckie określenie die bürgerliche Gesellschaft ma charakter strukturalny, wielowymiarowy. Oznacza zarówno społeczeństwo obywatelskie, jak i społeczeństwo mieszczańskie. Wyraża wzajemną zależność między pozycją mieszczanina i pozycją obywatela w jakościowo różnej od państwa dziedzinie rzeczywistości ekonomiczno - społecznej i prawno - obyczajowej. Identyczny sens zawiera angielskie pojęcie burgess society. Wywodzi się ono od słowa burgher, które oznacza i obywatela i mieszczanina. Sam Hegel wskazuje, że nazwę odmiennej od rodziny i państwa sfery obyczajności można wyprowadzić z francuskiego słowa le bourgeois, mieszczanin, obywatel, cywil. (Por. Hegel, 1969: 195, 1981: 228). Najlepszym polskim odpowiednikiem die bürgerliche Gesellschaft będzie chyba "społeczeństwo obywatelsko - mieszczańskie". Kategorii Heglowskiej można nadać sens uniwersalny zrywając jej więzy z czasami nowożytnymi. Po takim zabiegu społeczeństwo "obywatelsko - mieszczańskie" przekształci się w pojęcie społeczeństwa cywilnego. Społeczeństwo cywilne będzie oznaczać taką dziedzinę globalnej struktury społecznej, która jest jakościowo odmienna od państwa, podlega rzeczywiście lub tylko formalnie prawu cywilnemu. Nie stanowi w zasadzie przedmiotu zainteresowań i regulacji prawa państwowego. Opozycja pojęciowa społeczeństwo cywilne - państwo, the civil society - state funkcjonuje w anglojęzycznych tłumaczeniach i pismach poświęconych myśli Heglowskiej. (Por. Pelczynski, 1964: 56-69, 1984: 1-14). Odróżnianie społeczeństwa cywilnego i instytucji cywilnych od społeczeństwa politycznego i instytucji politycznych spotykamy też u A. de Tocqueville'a. (Por. Tocqueville, 1970: 63-64, 81). Nie trudno zuniwersalizować, czyli odnieść do innych niż to czynił sam Hegel typów społeczeństw, jego wstępne określenie die bürgerliche Gesellschaft jako substancji obyczajnej, która występuje w postaci "względnej całości względnych stosunków jednostek, które w formalnej ogólności występują wobec siebie jako samodzielne osoby" i tworzą system atomistyki społecznej. (Hegel, 1966: 404-405). Jeszcze bardziej jest dostępna uniwersalizacji Heglowska charekterystyka 3 zasadniczych składników społeczeństwa obywatelsko - mieszczańskiego. Społeczeństwo to obejmuje 1) system potrzeb, 2) ochronę własności przez organy sądowe, 3) załatwianie interesów szczegółowych jako wspólnych przez policję i korporacje. (Hegel, 1969: 193, 1981: 226). System potrzeb jest konstytuowany przez historyczno - społecznie uwarunkowane rodzaje potrzeb, środki, które służą ich zaspokojeniu, obecne w danym społeczeństwie typy pracy oraz stosunki posiadania i własności. Trzonem Heglowskiego systemu potrzeb jest struktura gospodarcza, system gospodarczy ujęty jako zespół szeroko pojętych stosunków produkcyjnych między jednostkami. Takie szerokie pojmowanie gospodarki jest właściwością socjologicznego myślenia, które pozytywnie przezwycięża słabości formalno - prawnych i wąsko ekonomicznych stylów myślenia o społeczeństwie. Wady formalno - prawnego i wąsko ekonomicznego myślenia o osobliwości i miejscu gospodarki w społeczeństwie ludzkim wnikliwie analizował już August Comte, ojciec - założyciel nauk socjologicznych i twórca pojęcia socjologii. Przeciwstawiał on historyczno - socjologiczną perspektywę poznawczą "znakomitego i rozsądnego filozofa" Adama Smitha "metafizyce" współczesnych sobie ekonomistów, którzy przekształcili ekonomię polityczną w naukę zupełnie niezależną od innych nauk społecznych oraz zapomnieli o społecznych treściach zjawisk gospodarczych. (Por. Comte, 1908: 139-150). Pisząc o systemie potrzeb Hegel nawiązywał do teorii gospodarki, tworzonej przez klasyczną ekonomię polityczną. Powołuje się on w Zasadach filozofii prawa na pracę Adama Smitha pt. An Inquire into the Nature and Causes of the Wealth of Nations (1776), na Traité d'économie politique J. B. Say'a (1803) oraz na główne dzieło Dawida Ricarda pt. On the Principle of Political Economy, and Taxation (1817). (Hegel, 1981: 479). Wszyscy ci badacze przezwyciężają programowo reifikację struktury gospodarczej. Nie sprowadzają jej wyłącznie do stosunków rzeczowych lub zorientowanych wyłącznie na rzeczy. Integralną częścią gospodarki jest dla nich wiele zjawisk, które myśl potoczna zalicza do pozaekonomicznych obszarów społeczeństwa, do jego podstruktury prawnej lub państwowej. Klasycy ekonomii politycznej uważają społeczny podział pracy, własność zasadniczych czynników produkcji i wymiany, stanowe i klasowe zróżnicowanie społeczeństwa, a częściowo nawet państwo, za fundamentalne dziedziny badać swojej dyscypliny naukowej. Ich studia wypełnione są analizami wzajemnych zależności między gospodarką a pozagospodarczymi podstrukturami globalnego społeczeństwa.

Hegel posługuje się w swojej filozofii prawa wąskim i szerokim rozumieniem państwa. Państwo w pierwszym sensie tego słowa jest czymś jakościowo różnym od społeczeństwa obywatelskiego i rodziny. Państwo szeroko rozumiane stanowi w zasadzie synonim globalnego społeczeństwa. Dlatego ekonomia polityczna uzyskuje u Hegla miano Staatsökonomie (1981: 227), ekonomia państwa. Społeczeństwo obywatelskie bywa nazywane państwem zewnętrznym. Podtytuł Zasad filozofii prawa brzmi natomiast Naturrecht und Staatswissenschaft im Grundrisse: Prawo naturalne i nauka o państwie w zarysie.

 

Urzędnicy a wielkie i małe stany społeczeństwa i państwa

 

Hegel za jeden z głównych składników systemu potrzeb uważa różnice stanowe (Unterschied der Stände) i stosunki między stanami. Jego analizę stanów społeczeństwa obywatelskiego i państwa inspiruje Adam Smith. Brytyjski ekonomista uważał, że ci, którzy utrzymują się z renty gruntowej, czyli z wielkiej własności ziemi, ci, których dochód pochodzi z płacy roboczej, czyli z własności własnej pracy oraz ci, którzy pobierają zysk z własności kapitału należą do "trzech wielkich, pierwotnych i konstytutywnych stanów (orders) każdego cywilizowanego społeczeństwa". (Smith, 1986: 356). Trzy wielkie stany właścicieli 3 odrębnych czynników produkcji Smith nazywa okazjonalnie różnymi klasami zatrudnienia (different classes of employments) lub rangami ludu (ranks of the people). (Smith, 1986: 108, 175, 181). Kryterium wyróżniania stanów są dla Smitha rodzaje dochodów, które zostają sprowadzone do własności trzech czynników produkcji: własności ziemi, własności kapitału i własności pracy. Hegel posługuje się szerszymi i dokładniejszymi niż Smith kryteriami identyfikacji położeń stanowych. Rozumie on przez stany takie zbiory ludzi, które różnią się między sobą 1) bazą utrzymania - Subsistenzbasis i odpowiadającymi jej 2) sposobami pracy - Weisen der Arbeit, 3) sposobami duchowego wykształcenia i zwyczajów, teoretycznego i praktycznego wykształcenia - Weisen der geistigen Bildung und Gewohnheit, der theoretischen und praktischen Bildung. ( Hegel, 1981: 235, 232, 1966: 407). Z położeniem stanowym łączy się zawsze zróżnicowanie w dziedzinie szacunku i godności (Ehre). Nie traktuje jednak Hegel tego rodzaju zróżnicowania - jak to później uczyni Weber - kryterium identyfikacji stanów. (Por. Kozyr-Kowalski, 1979: 184-205). Hegel wyodrębnia wszystkie stany społeczeństwa obywatelskiego za pomocą kryterium własności, miejsca w społecznym podziale pracy i wykształcenia. "Własność" jest zawarta w pojęciu "bazy utrzymania", miejsce w społecznym podziale pracy wyraża termin sposoby pracy. Wyraźnie wskazują na to uzupełniające nazwy i charakterystyka 3 zasadniczych stanów. Pierwszy stan nazywa Hegel stanem substancjalnym, bezpośrednim, (der substantielle Stand), drugi -stanem refleksyjnym, formalnym, (der reflektierende oder formelle Stand), trzeci - stanem ogólnym, myślącym. (der allgemeine, denkende Stand). Te pozornie czysto filozoficzne nazwy zostają przez niego uzupełnione przez pojęcia ekonomiczne. Stan substancjalny to nic innego, jak stan rolniczy, stan wszystkich właścicieli ziemskich, wielkich i małych. W skład stanu refleksyjno - formalnego wchodzą utrzymujący się z zajęć w przemyśle, rzemiośle i handlu. Określa go się także mianem stanu przemysłowego (der Stand des Gewerbs). Stan ogólny uzyskuje swoją nazwę stąd, że jego członkowie zajmują się ogólnymi interesami społeczeństwa, wykonują pracę dla ogółu. Mogą oni być uwolnieni od bezpośredniej pracy zaspakającej potrzeby, gdyż korzystają z prywatnego majątku lub są utrzymywani przez państwo, uzyskują środki utrzymania z dochodów państwa. W odróżnieniu od Smitha Hegel nie posługuje się pojęciem "wielkie stany", które zakłada istnienie małych stanów. Smithowskie małe stany wyróżnia się m. in. w ten sposób, iż za pomocą tych samych kryteriów identyfikacji, które ujawniły różnice między 3 wielkimi stanami (własność ziemi, własność pracy i własność kapitału) bada się różnice występujące wewnątrz każdego z tych stanów. Podobnie postępuje w praktyce badawczej Hegel. Jego 3 stany społeczeństwa obywatelskiego i państwa można nazwać wielkimi, gdyż każdy z nich obejmuje wiele małych stanów. Różnią się one między sobą ze względu na te same kryteria, które pozwalają wyodrębnić w rzeczywistości społecznej wielkie stany. Wiemy, że tymi kryteriami są baza utrzymania, sposoby pracy i sposoby wykształcenia. Podobnie jak Smith i Ricardo, Hegel nie podniósł analizy stanów wielkich i małych do poziomu teorii. Nie ma więc u niego ani pojęcia wielki i mały stan, ani pełnej świadomości wszystkich kryteriów, które pozwalają mu wyodrębniać wewnątrz każdego z 3 stanów nowe stany. Rozróżnienie wielkie i małe stany funkcjonuje więc u Hegla nie na poziomie teorii, lecz praktyki badawczej.

Hegel dzieli stan substancjalny na część wykształconą i na stan chłopski. Wykształcone stany substancjalne obejmują szlachtę i arystokrację. Nie ulega wątpliwości, że te 3 stany właścicieli ziemskich (szlachta, arystokracja, chłopi) różnią się między sobą nie tylko wykształceniem, lecz także bazą utrzymania i sposobami pracy. Wielki stan refleksyjny lub przemysłowy rozpada się na następujące małe stany: stan rzemieślniczy, stan fabrykantów i stan kupiecki. Mianem fabrykantów zdaje się obejmować Hegel nie tylko właścicieli kapitału, lecz także chałupników i robotników. Wewnątrz wielkiego stanu ogólnego Hegel wyróżnia takie małe stany, jak stan urzędników państwowych, stan wojskowych, stan prawniczy.

Dystynkcja pojęciowa ?wielki stan - mały stan? funkcjonuje w praktyce badawczej Hegla. Reprezentuje tam nie tyle w pełni uświadomioną teorię zróżnicowania społecznego, co wykraczającą poza świadomość i niekontrolowaną w pełni przez świadomość siłę duchową lub siłę intelektualną osobowości myśliciela.

Kategorię duchowych i fizycznych sił osobowości wprowadziłem dla odróżnienia teoretycznie pojętej świadomości społecznej i jednostkowej od tego, co mowa potoczna i obiegowy język socjologiczny niesłusznie utożsamiają ze świadomością. (Por. Kozyr-Kowalski, 1996). Tylko wiedza o regułach poprawnego pisania i mówienia jest świadomością. Gdy zdobywa ona status umiejętności poprawnego myślenia i pisania, z której korzystamy z coraz mniejszym udziałem świadomości, to staje się ona siłą duchową osobowości człowieka. Już Sokrates miał dowodzić, że zupełnie niewykształcony niewolnik myśli i działa zgodnie z zasadami geometrii. Nic nie wie jednak o tym, że stosuje zasady geometrii. (Por. Hegel, 1994: 42-43). Geometria byłaby zatem siłą duchową niewolnika, nie będąc składnikiem jego świadomości. Pojęcie siły duchowej osobowości jako przeciwieństwo świadomości zbiorowej i jednostkowej adekwatniej wyraża to zjawisko, które René Thom nazywa wiedzą ukrytą. Posługiwanie się mięśniami i układem kostnym zakłada wg. Thoma ukrytą znajomość praw mechaniki. (Por. Thom, 1991: 128). Należałoby raczej powiedzieć, że wszelkie posługiwanie się ciałem zakłada występowanie praw mechaniki jako siły duchowej osobowości ludzkiej. Przedstawiciele austriackiej szkoły w ekonomii politycznej nie znali matematyki. W swojej praktyce badawczej stosowali jednak zasadnicze reguły rachunku różniczkowego. Dokonali, nie wiedząc o tym, ponownego odkrycia rachunku różniczkowego. Dwieście lat po Newtonie i Leibnizu. (Por. Schumpeter, 1955: 18, 956, Lange, 1959: 204). Koncepcję sił duchowych i fizycznych osobowości wyprowadziłem ze sformułowanej w 1979 r teorii siły roboczej i duchowych (intelektualnych) środków pracy i działania jako zjawisk jakościowo odmiennych od świadomości społecznej. (Por. Kozyr-Kowalski, 1979: 5-34). Dopiero nie dawno zauważyłem, że M. Merleau-Ponty posługuje się okazjonalnie i w stosunku do języka pojęciami mocy i władzy organizmu. Powiada on, że kategorie języka stanowią jedynie ekspresję mocy, władzy mówienia, która wymyka się często myśli, wiedzy i kontroli świadomości. Tego rodzaju moc ma wyrażać intymny byt i więź psychiczną łączącą nas ze światem i innymi ludźmi. (Por. Merleau-Ponty, 1976: 40, 113, 135, 140). Bardzo często w naukach ekonomicznych i socjologicznych praktyczna analiza zróżnicowania społecznego nie osiąga poziomu w pełni uświadomionej teorii naukowej. Stosuje się w niej wiele kategorii i tez ogólnych nie tylko w sposób milczący, niedokładnie określony, lecz także w sposób nieświadomy lub nie w pełni świadomy. Analiza ta jest wówczas produktem nie tyle świadomości teoretycznej, co produktem siły duchowej, siły intelektualnej, która przysługuje osobowości poszczególnych badaczy. Tak się mają sprawy u ojców - założycieli socjologii: Comte'a, Spencera, Tocqueville'a, Marksa i Webera. (Por. Kozyr-Kowalski, 1979, 1988). To samo możemy powiedzieć o Heglu, Smithie i Ricardzie.

 

Urzędnicy a stan średni

 

Ważną rolę w Heglowskiej filozofii społeczeństwa obywatelskiego i państwa odgrywa pojęcie stanu średniego (Mittelstand). Nie składa się on jednak z ludzi średnio zamożnych, jak to ma często miejsce we współczesnej ekonomice i socjologii. Nie pokrywa się też zupełnie z tzw. nową klasą średnią. (Por. Giddens, 1994: 225-226). Główną część stanu średniego tworzą członkowie rządu i urzędnicy państwowi. Ale skupia on w sobie "wykształconą inteligencję i świadomość prawną masy danego ludu". Hegel dodaje, że stan średni jest tworzony przez tych, którzy mają najbardziej rozwiniętą państwową świadomość i najbardziej wybijające się wykształcenie. Nazywa go filarem państwa. Bez stanu średniego nie może istnieć w państwie praworządność i rozumne działanie. Nie powstanie on tam, gdzie nie ma niezależnej od państwa swobody działania i samodzielnego załatwianiA interesów partykularnych. W Rosji nie istnieje stan średni. Dlatego społeczeństwo rozpada się tam na dwie masy: masę, która jest sprowadzona do poziomu fizycznej własności (chłopi służebni, wykonujący pracę ujarzmioną) i masę, która rządzi. (Hegel, 1981: 341-342, 1969: 291-292).

Wielki stan średni można oczywiście podzielić na małe stany średnie. Pojęcie tego stanu funkcjonuje jednak najwyraźniej nie na poziomie świadomości teoretycznej, lecz jest kategorią, która wyraża siłę intelektualną osobowości Hegla. Stan średni zostaje przede wszystkim wyróżniony za pomocą kryterium wykształcenia. Obejmuje on więc większość członków stanu ogólnego. Pojęcie stanu średniego otwiera nowy wymiar analizy zróżnicowania społecznego. Zakłada podział ludzi na tych, którzy mają najwyższe wykształcenie i najwyższą wiedzę niezbędną do rządzenia i na pozostałą część społeczeństwa. Dlaczego nazywa się on jednak stanem średnim, a nie stanem najlepiej wykształconych i rządzących ? Być może dlatego, że obiegowa koncepcja, w której miano stanów wyższych przysługuje arystokracji i duchowieństwu, wdziera się, z braku świadomej kontroli teoretycznej, do Heglowskiej analizy zróżnicowania społecznego ?

Heglowska teza, że zasadniczymi determinantami zróżnicowania ekonomiczno - społecznego i nierówności społecznej są własność rzeczowych czynników produkcji, rodzaje pracy i wykształcenie ma dzisiaj o wiele większe znaczenie niż miała kiedykolwiek w przeszłości. Nie może ona być jednak pojmowana z tępą dosłownością. W czasach Hegla wśród klas i stanów ludowych dominował analfabetyzm. Elementarne wykształcenie teoretyczne określało wówczas różnice stanowe. W naszych czasach ważną determinantą zróżnicowania społecznego staje się wykształcenie wyższe, zwłaszcza wyższe wykształcenie specjalistyczne o charakterze technicznym, przyrodniczym, prawnym i ekonomicznym. Wykształcenie wyższe jest nadal monopolem mniejszości zatrudnionych. U schyłku formalnego socjalizmu, w roku 1987, było w Polsce 11 106,2 tys. pełnozatrudnionych w gospodarce uspołecznionej. Tylko 1078 tys., czyli 9,7% miało wykształcenie wyższe. Nawet wykształcenie średnie wyrażało i współtworzyło różnice między klasami robotniczymi a klasami pozarobotniczej pracy najemnej (pracownicy handlu, technicy, kierownictwo i nadzór niższych szczebli). Najbardziej upośledzonymi pod względem wykształcenia były klasy chłopskie i klasa robotników rolnych. Od 1970 r. pogłębiał się proces monopolizacji wykształcenia wyższego. W 1970 r. było w Polsce 126 studentów na 10 tys. ludności, w 1986 - 119 studentów. W 1970 r. mieliśmy więcej studentów na na 10 tys. ludności niż Austria - 80,3 studenta, RFN - 83, Szwajcaria - 82,1, W. Brytania - 108, Grecja - 97, Hiszpania - 66,6, Portugalia - 58,1 studenta. Dzielił Polskę niewielki dystans od Belgii - 130 studentów na 10 tys. ludności, Finlandii - 130, Norwegii - 126 i Włoch - 128 studentów. W roku 1986 zostaliśmy zdystansowani przez Austrię - 229, RFN - 254, W. Brytanię - 178, Szwajcarię - 170, Grecję - 151, Hiszpanię - 217, Belgię - 251, Finlandię - 261, Norwegię - 227, Włochy - 207 studentów na 10 tys. ludności. (Por. Kozyr-Kowalski, 1990: 144- 147). Pod koniec 1992 r. aktywna zawodowo ludność liczyła 28391 tys. osób. Tylko 1996 tys. miało wykształcenie wyższe. (GUS, 1993: 105). Wyższy odsetek przypadał na posiadaczy wyższego wykształcenia - 1003,7 tys. wśród ogółu pracowników pełnozatrudnionych - 7888,4 tys. (GUS, 1993: 116).

Z Heglowskiej analizy małych i wielkich stanów społeczeństwa można wytworzyć zdecydowanie lepszą naukowo i zdecydowanie mniej deformującą strukturę ekonomiczno - społecznego zróżnicowania i nierówności w Polsce teorię niż "teoria", która funkcjonuje na stronicach naszych roczników statystycznych. W 1994 r. badano różnice zamożności wśród gospodarstw domowych w Polsce w sposób, który Hegel określiłby mianem myślenia rezonerskiego. Rezonowanie polega na mniej lub bardziej arbitralnym podporządkowywaniu materiału empirycznego jakimś bezspornym lub pozornie bezspornym kategoriom ogólnym lub nawet ogólnikowym. Ogół gospodarstw domowych podzielono w Roczniku Statystycznym na 1) pracownicze, 2) rolnicze, 3) pracujących na własny rachunek, 4) pracowników użytkujących gospodarstwa rolne, 5) emerytów i rencistów, 6) utrzymujących się z niezarobkowych źródeł. (GUS, 1994: 112-115). Dopiero rozbicie każdej z tych kategorii, chociażby wg. kryteriów, które służyły Smithowi i Heglowi do wyróżniania małych i wielkich stanów lub klas, pozwoliłoby nam uczynić pierwsze kroki na drodze do rzetelnego poznania struktury zróżnicowania ekonomiczno - społecznego Polski i jej wpływu na rozwój i funkcjonowania gospodarki narodowej i społeczeństwa jako całości. Przez rezonerską naturę aparatury pojęciowej naszej oficjalnej statystyki prześwieca się prawia taka sama tonacja ideologiczno -apologetyczna, której nosicielami była w epoce formalnego socjalizmu Stalinowska trójca. Redukowano wówczas bogate stosunki zróżnicowania własnościowo - pracowego do jednej klasy robotniczej, jednej klasy chłopskiej i jednej warstwy inteligencji pracującej lub uzupełniano tę trójcę o chłopo - robotników, emerytów, pracowników na stanowiskach robotniczych i nierobotniczych.

 

Stany w sensie archaicznym i współczesnym

Poheglowscy badacze zróżnicowania społecznego wprowadzili pojęcie klasy tam, gdzie Hegel używał słowa "stan". Wyposażyli kategorię stanu w sens archaiczny. Zaczęli jej używać jedynie do oznaczania przedkapitalistycznych, zwłaszcza europejsko - feudalnych, systemów podziału pracy i własności. Odrzucając porządek społeczno - gospodarczy, który był oparty na ujarzmionej pracy i ujarzmionej własności oraz na podporządkowaniu praw jednostki prawom przeróżnych wspólnot i kolektywów odrzucili też oni wyrażającą, współtworzącą i regulującą ten porządek doktrynę stanów. A wraz z nią łacińskie słowo ordo. Dla wielu starszych od Hegla, współczesnych mu i późniejszych od niego ekonomistów, historyków i prawoznawców mogło się wydawać, że analiza nowoczesnego społeczeństwa wymaga takiej kategorii, która wyrazi adekwatnie zasadniczą osobliwość nowej sytuacji pracowo - własnościowej ludzi. Osobliwością nowoczesnego systemu gospodarowania miała być wolność. (Por. Marshall, 1961: 9, 602-623). Miał on jedynie obejmować stosunki występujące między wolną pracą i wolną własnością, miedzy wolnymi pracownikami i wolnymi właścicielami. Nie ulega wątpliwości, że nowocześnie kapitalistyczny ład zakłada formalno - prawną i realno - ekonomiczną wolność w wyborze i zmianie pozycji jednostki w społecznym podziale pracy, wolność w dziedzinie własności rzeczowych czynników gospodarowania, wreszcie wolność w sposobie korzystania z posiadanych zdolności pracowych, czyli wolną pracę najemną. Dobrze wyrażała te nowe formy wolności starożytna kategoria classis. Posługiwali się nią Rzymianie w opisie zróżnicowania majątkowego, które występowało wśród ludzi wolnych. Czynili to w okresie, w którym nie niewolnictwo, lecz wolna własność chłopska i rzemieślnicza, odgrywała wielką rolę w gospodarowaniu. Rzymska classis odsyłała do epoki, w której plebejusze uzyskali zwycięstwo nad patrycjuszami, stworzyli republikę, stanowili trzon zwycięskich armii, uczestniczyli aktywnie w życiu publicznym oraz mieli dopiero przed sobą cesarstwo i cezarów. (Alföldy, 1991: 37-41). "Classis" uważano za odpowiednik słowa meriV, (meris), którym posługiwali się Grecy, a także Arystoteles, w opisie różnic majątkowych, występujących wśród wolnych obywateli. (Por. Arystoteles, 1964: 156, 172-173).

Pojęcie stanu zostało dziś prawie zupełnie wyparte w socjologii zachodniej przez pojęcie klasy. Niesłusznie. Przedkapitalistyczne i niekapitalistyczne sposoby pracy, organizacji życia społecznego i własności nie zostały nigdy całkowicie wyeliminowane z nowoczesnych społeczeństw. Okazało się, że nie można przebudować pozagospodarczych struktur i instytucji, a zwłaszcza państwa, kościoła, uniwersytetu, sposobów pracy duchowej w nauce i sztuce na obraz i podobieństwo kapitalistycznej fabryki i przedsiębiorstwa kapitalistycznego. Nie wszędzie realna praca najemna mogła przynieść najlepsze wyniki. Nawet czysto gospodarcze. Uwarunkowania techniczne, ekonomiczne i społeczne czyniły niemożliwym lub wyjątkowo trudnym przekształcenie wszystkich kategorii zatrudnionych w czystych pracowników najemnych, w najemników. Z roli odgrywanej we współczesnych społeczeństwach kapitalistycznych przez przedkapitalistyczne i nowocześnie niekapitalistyczne stosunki podziału pracy i własności zdawali sobie sprawę ci uczeni, którzy wyróżniali w strukturze zróżnicowania społecznego nie tylko klasy, lecz także stany. Należeli do ich grona Karol Marks i Max Weber. Obaj obejmowali mianem klas nowoczesnego społeczeństwa tylko tych ludzi, którzy funkcjonują w strukturze gospodarczej. Dla jednego i drugiego badacza miejscem istnienia i funkcjonowania stanów było państwo i inne instytucje pozaekonomiczne. Podążał ich śladem Oskar Lange. Zastąpił on jednak "staroświeckie" pojęcie stanów przez pojęcie "warstw społecznych". (Por. Lange, 1959: 46). Przez wiele lat postępowałem podobnie. Nazywałem warstwą społeczną Marksowski i Weberowski stan (Por. Kozyr-Kowalski, 1969, 1970). Potem zdecydowałem się na to, aby uznać za typowych członków nie klas i nie warstw, lecz wielkich i małych stanów społeczeństwa nowoczesnego takie kategorie osób jak: urzędnicy państwowi i samorządowi, pracownicy wymiaru sprawiedliwości: sędziowie, prokuratorzy i adwokaci, policjanci i wojskowi, personel więzienny, uczoni i nauczyciele, duchowni i artyści, dziennikarze i zawodowi politycy. Nie można też zapominać o starych jak świat stanach lekarzy i inżynierów oraz związanymych z nimi stanach pracowników niższej rangi. Określona liczba członków stanów społeczeństwa może równocześnie, mniej lub bardziej stale, funkcjonować w charakterze członków poszczególnych klas. Będzie ona wówczas tworzyć heterogeniczne kategorie zróżnicowania pracowo - własnościowego: stano - klasy (zawodowy polityk - właściciel ziemi lub kapitału ) lub klaso - stany (manager przemysłowy - inżynier). (Por. Kozyr-Kowalski, 1990: 137, 1994: 131, 1995a: 342-343).

Urzędnicy państwowi, których Hegel zaliczał do stanu ogólnego, pozostają stanem także w społeczeństwach współczesnych. Dokonana przez mędrca berlińskiego analiza położenia społeczno -ekonomicznego, zachowań i ethosu urzędników zawiera ważne pomysły i inspiracje, które warto uwzględnić zarówno w procesie tworzenia nowoczesnych teorii biurokracji, jak i w budowie ogólnej teorii stanów, które istnieją we wszystkich społeczeństwach współczesnych. I pozostają wobec ekonomiczno - klasowej struktury w stosunkach wzajemnego oddziaływania i wzajemnej zależności. Nie będziemy więc eliminować klas ze wspólczesnej struktury zróżnicowania społecznego, ani też nazywać klasami duchowieństwa, nauczycieli, prawników, uczonych, dyplomatów, dziennikarzy - jak to czynili Comte i Spencer.

 

Urzędnicy - stan ludzi wykształconych

Podobnie jak wszelki stan społeczny, urzędnicy stanowią zbiorowość względnie zamkniętą. Warunkiem wejścia do stanu ogólnego i pozostawania w jego szeregach jest wg. Hegla wykształcenie (Bildung). Zajmowanie się sprawami ogólnymi i wspólnymi, pełnienie roli sług rozumu i dobra wspólnego jest tak samo niemożliwe bez odpowiedniego wykształcenia, jak niemożliwe byłoby bez specjalistycznej wiedzy dokonywanie przez lekarza skomplikowanych operacji lub dowodzenie przez oficera oddziałami artylerii. Stan urzędniczy jest zamknięty przed tymi, którzy nie posiadają odpowiedniego wykształcenia. Nie mogą być sługami pozaludzkiego ducha ci, którzy nie obcowali z nim i nie poznali dobrze jego najwyższej postaci. Najwyższą postacią ducha absolutnego jest dla Hegla szeroko rozumiana filozofia, która obejmuje nowożytne nauki przyrodnicze i społeczne. Stan urzędniczy to stan ludzi wykształconych. Obiektywnymi miernikami wykształcenia są - zdaniem Hegla - nie tylko oficjalne certyfikaty, uzyskane w uniwersytetach i szkołach, lecz także specjalny egzamin. Wykształcenia jako konieczny warunek wejścia do stanu urzędniczego zamyka ten stan przed prostym ludem. Ale chroni też społeczeństwo przed podporządkowaniem państwa i dobra wspólnego bezpośredniej i nagiej władzy dobrego urodzenia i pieniądza. Pozbawiony stosownego wykształcenia arystokrata, ziemianin, bankier, kupiec i przemysłowiec nie może wejść do stanu urzędniczego. A tym bardziej zajmować najważniejszych stanowisk i urzędów państwowych. Pod tym względem dobrze urodzeni i najbardziej zamożni są równi niepiśmiennemu chłopu i rzemieślnikowi. Hegel uważa, że wykształcenia jako obiektywna podstawa obejmowania i sprawowania urzędów nie daje się zastąpić ani przez rzeczywiste umiejętności i zdolności, ani przez charakter. A tym bardziej przez dawne zasługi lub odpowiednie przekonania ideowe i polityczne. Co nie znaczy, że talent, rzeczywiste umiejętności i obyczajność są bez znaczenia w procesie wyboru najlepszych kandydatów do stanowisk i urzędów państwowych oraz publicznych. Ale wybór ten jest dokonywany tylko wśród ludzi znakomicie wykształconych, Hegel mocno podkreśla, że wykształcenie urzędnika nie może mieć charakteru wyłącznie formalno - prawnego. Rzeczywisty urzędnik i członek rzeczywistego stanu ogólnego i myślącego nieustannie przekształca wykształcenie w obyczajność, w autentyczną znajomość rzeczy, w swoją drugą naturę. Wykształcenie przeobraża się w element obyczajów urzędnika wtedy, gdy staje się antytezą zwykłej kompetencji, a zwłaszcza "kompetencji mechanicznej" i bezmyślnej. Wykształcenie jako obyczajność wyraża się poprzez czynienie użytku z umiejętności samodzielnego myślenia, odróżniania prawdy od fałszu oraz z umiejętności dochodzenia do prawdy. Szacunek wobec prawdy, dążenie do uzyskania najbardziej adekwatnej wiedzy o rzeczywistym stanie rzeczy, o stanie gospodarki i państwa, o stanie spraw powszechnych i publicznych stanowi kardynalną powinność stanową urzędnika. Narusza obyczaje i obowiązki stanu urzędniczego ten, kto świadomie wprowadza w błąd zwierzchników. Kto podporządkowuje prawdę interesom partykularnym dobrze urodzonych, zamożnych lub pospólstwa. Kto oszukuje innych lub samooszukuje się. Kto mówi nie to co jest, lecz to, co sprawić może przyjemność zwierzchnikom i obywatelom. Nadanie wykształceniu rangi obyczajności wymaga nie tylko wyeliminowania kłamstwa z osobowości i ze stosunków wzajemnych między członkami stanów urzędniczych.

 

Prawda jako kwalifikacja profesionalna

 

Sługa rozumu i ducha obiektywnego powinien dysponować podstawową kwalifikacją ludzi wykształconych - umiejętnością dochodzenia do prawdy. Bez takiej umiejętności nigdy nie będzie wykonywać dobrze, a nawet dostatecznie, swojej pracy nie tylko sędzia i prokurator, oficer armii i policjant, lekarz i inżynier, uczony i dziennikarz. Umiejętność ustalania prawdy ma nie mniejsze znaczenie wśród składników urzędniczych kwalifikacji zawodowych. Urzędnik państwowy nieustannie obcuje z wiedzą dotyczącą spraw ogólnych i publicznych. Współkształtuje ona życie zbiorowe i jednostkowe oraz losy całego społeczeństwa. Dlatego elementem obyczajów urzędników państwowych i zasadą funkcjonowania stanu ogólnego stać się powinna niechęć do wszelkiego myślenia opartego na pustosłowiu, sofizmatach i paralogii. Wykształcenie przekształca się z wiedzy formalno - prawnej w obyczajność także wtedy, gdy stan urzędniczy zdobywa umiejętność odróżniania wszelkiego rodzaju fikcji prawnych i administracyjnych od empirycznej rzeczywistości, rezonowania od poprawnego uogólniania faktów empirycznych i odkrywania takich zależności między faktami, które są ważne dla uzyskania zarówno ogólnego, jak i szczegółowego obrazu rzeczywistości. Jeśli urzędnik nie chce być sługą fałszu, błędu lub manipulacji, to powinien opanować praktycznie sztukę przezwyciężania rezonerstwa. Przypomnę, że rezonerstwem nazywa Hegel arbitralne podporządkowywanie faktów empirycznych jakiejś bezspornej lub tylko pozornie bezpornej prawdzie ogólnej, a zwłaszcza ogólnikowym kategoriom i formułom. W rzeczywistej organizacji urzędniczej przejawia się, mniej lub bardziej wyraźnie, Arystotelesowski, totalny empiryzm. Arystoteles, powiada Hegel, w swoich Wykładach z historii filozofii jest całkowitym empirykiem, gdyż myśli wtedy, gdy znajduje się w obliczu danych doświadczenia. Jego empiria jest totalna, gdyż nie odrywa on od siebie poszczególnych kategorii opisujących zjawiska empiryczne, gdyż używając jednego określenia rzeczywistości nie zapomina natychmiast o innych jej określeniach. (Hegel, 1996: 200).

Jedna z ważnych funkcji nowoczesnej organizacji urzędniczej polega na dostarczaniu i opracowaniu rzetelnych i wartościowych danych statystycznych. Jeśli statystyka narusza zasady totalnego empiryzmu, przesiąknięta jest formalizmem i rezonowaniem, to nowoczesne państwo oraz jego obywatele pozbawioni są prawdziwej wiedzy o funkcjonowaniu i rozwoju gospodarki jako całości i społeczeństwa jako całości. Zła statystyka współokreśla szkodliwe dla dobra wspólnego i milionów zwykłych ludzi decyzje praktyczne. W sytuacjach losowych płaci się za fikcje, błędy i kłamstwa statystyczne śmiercią, głodem i cierpieniem milionów. Stalin wierzył w maju 1941 r., w czasie przygotowań do ataku na Niemcy hitlerowskie, iż dysponuje 300 dywizjami. Znakomicie uzbrojonymi. Czwarta część tych dywizji istniała jednak tylko na papierze. W pierwszych tygodniach wojny niemiecko - radzieckiej ta fikcja statystyczna motywowała bezsensowne rozkazy atakowania nieprzyjaciela oraz rezygnację z szybkiego organizowania obrony. Wspóluwarunkowała ona olbrzymie klęski, zniszczenie 3 milionowej armii i szybkie pojawienie się przeciwnika u wrót Moskwy. (Por. Radziński, 1996: 479-480). Fałszywa lub rezonerska statystyka, którą bezpośrednio tworzą członkowie stanu urzędniczego, pozbawia nauki ekonomiczne i socjologiczne ważnego źródła badań i refleksji teoretycznej. Wyraża ona zamknięcie się ludzi zajmujących się sprawami współnymi przed nauką, a więc przed rozumem oraz zamknięcie się rozumu naukowego przed życiem społecznym. Wyrażająca się przez statystykę nieumiejętność przekształcania wykształcenia w obyczajność degraduje stan myślący i ogólny do poziomu współfałszerzy dziejów danego narodu. Heglowska koncepcja wykształcenia jako obyczaju, który wyraża się przez umiejętność uzyskiwania prawdziwej, uwolnionej od ogólników, fikcji i rezonerstwa wiedzy o gospodarstwie i społeczeństwie nie jest tylko ideałem, a tym bardziej pobożnym życzeniem. Pośrednio przekonuje nas o tym praca Maxa Webera z 1892 pt. Die Lage der Landarbeiter im ostelbischen Deutschland. Zawiera ona niezwykle dokładny obraz położenia gospodarczo - społecznego robotników rolnych w 7 prowincjach Niemiec. Przedstawia pozycję majątkową licznych kategorii robotników i chłopów, typy wynagrodzenia, warunki pracy i mieszkania, organizację wypoczynku, sytuację rodzinną, pracę wykonywaną przez kobiety i dzieci. W ponad 1000 stronicowym studium Webera funkcjonują bardzo subtelne, formalno - prawne oraz ekonomiczno -socjologiczne teorie własności, podziału pracy i zróżnicowania społecznego. Książka Webera o robotnikach rolnych pozostaje nadal paradygmatem, wzorem heurystycznym dobrej teoretycznie i empirycznie statystyki. (Por. Weber, 1984). Zawdzięcza ona swoje walory poznawcze nie tylko myśli Webera i uczonych, którzy byli skupieni w Der Verein für Sozialpolitik, lecz także urzędowej statystyce pruskiej.

 

Sposoby przekształcania rzeczywistego państwa w państwo o złej egzystencji

 

Formalno - prawne wykształcenie przybiera postać obyczajności stanowej wtedy, gdy urzędnik czyni z niego składnik swojej kultury obcowania z obywatelami. Osoba, która sprawuje urząd, pisze Hegel, powinna odnosić się do obywatela w sposób uczciwy, łagodny i wolny od mącących umysł namiętności. Narusza obyczaje stanu urzędniczego ten, kto jest niegrzeczny, zdenerwowany, znudzony i pozbawiony zainteresowania sprawą, którą ma załatwić. A tym bardziej ten, kto czyni wszystko, co możliwe, aby odwlec decyzję lub rozstrzygnąć na niekorzyść obywatela jakąś kwestię natury prywatnej lub publicznej. Urzędnik, który w taki sposób odnosi się do obywateli lekceważy nie tylko zasady grzeczności i regulaminu służbowego. Popełnia ciężkie grzechy wobec istoty państwa. Narusza fundamentalną zasadę rzeczywistego państwa, która głosi, że "jednostki o tyle mają obowiązki wobec państwa, o ile mają prawa". (Hegel, 1969: 246). Zapomina, że państwo wyraża jedność dobra wspólnego i interesów szczegółowych. Podporządkowuje interes osobisty i prywatny obywateli nie tyle dobru wspólnemu, co własnemu egoizmowi. Wnosi swój wkład do tego, że podatki przestają służyć dobru samych obywateli. Nierzeczywisty urzędnik dostarcza obywatelom dowodu praktycznego, iż państwo nie jest jednością wolności ogólnej i jednostkowej, wyrazem szacunku wobec podmiotowości jednostek. Czyni on z państwa siłę bezduszną, obcą i wrogą ludziom. Przekształca w ten sposób państwo rzeczywiste, w którym zadomowiony jest rozum, dobro, duch i Bóg w państwo tylko istniejące, w państwo kiepskiej egzystencji. A więc w instytucję, którą opuszcza Bóg i która staje się starym trzewikiem ducha świata. Hegel nigdy nie mówił, że wszystko, co istniejące jest rozumne. Jego słynny aforyzm z przedmowy do Zasad filozofii prawa zakłada opozycję między tym, co rzeczywiste a tym, co istniejące i brzmi: co jest rozumne, jest rzeczywiste, a co jest rzeczywiste jest rozumne. (Hegel, 1969: 17). Urzędnik nie może oczywiście rozstrzygać wszystkich spraw na korzyść poszczególnego obywatela lub ulegać egoizmowi członków społeczeństwa cywilnego. Należy przecież do stanu sług wspólnego dobra. Podobnie jak uczonego obowiązuje go przy ujmowaniu stosunków między interesem publicznym a interesem prywatnym i osobistym oraz między różnymi, często sprzecznymi, interesami prywatnymi Tacytowska zasada: sine ira et studio, bez gniewu i przychylności oraz stronniczości. Wiele lat przed M. Weberem Hegel uznał formułę Tacyta za kardynalną zasadę funkcjonowania nowoczesnej organizacji urzędniczej i ethosu stanu urzędników państwowych. (Por. Weber, 1958: 512, 1989: 14). Nie trudno wyobrazić sobie, co stałoby się ze współczesnym państwem, z pracą sądów i policji, lekarzy i inżynierów, gdyby zasada sine ira et studio stała się tylko frazesem, zaleceniem moralnym lub pięknym ideałem. Jakie wielkie lanie, jak powiadał dzielny wojak Szwejk, czekałoby bez niej walczącą armię, kadry wywiadu i kontrwywiadu, profesjonalnych polityków, managerów, ekonomicznych ekspertów oraz dostojników kościelnych.

Urzędnik, podobnie jak przedstawiciel każdego innego stanu, nie może traktować swojej pracy jako zwykłego środka zarobkowania i utrzymania. Praca jest dla niego powołaniem, wartością samą w sobie, nieredukowalnym do czegoś innego żródłem satysfakcji i radości. Pod tym względem urzędnik u Hegla, podobnie jak i u Webera, przypomina kapłana, uczonego, artystę i wychowawcę. (Por. Weber, 1956: 561). Bez powołania nie uczynią nikogo rzeczywistym urzędnikiem państwa ani najlepsze wykształcenie i doświadczenie, ani wielkie zdolności i talent, ani największe materialne i idealne przywileje.

 

Urzędnicy a praca najemna

 

Jednym z największych przywilejów urzędników jest ochrona ich położenia pracowo - własnościowego przed statusem realnych pracowników najemnych, przed przekształceniem pozycji należnych stanom społeczeństwa w pozycje, które są właściwe klasom pracowników najemnych i drobnomieszczaństwu: drobnym rzemieślnikom, kupcom oraz ludziom świadczącym samodzielne usługi materialne i duchowe. Urzędnik nie może być, wg. Hegla, pracownikiem kontraktowym, przyjmowanym i zwalnianym z pracy po wygaśnięciu umowy o pracę. Nie wchodzi on ani z urzędem, ani z obywatelami w stosunek kontraktu (Vertragsverhältniss). (Hegel, 1981: 339). Stany odróżnia od klas pracy najemnej i klas wolnego rynku zdecydowanie większa pewność i trwałość zatrudnienia, wykazująca tendencję do dożywotniego wykonywania określonej pracy. (Por. Weber, 1956: 563). Osobom należącym do stanu przysługuje stała pensja, niezależna od wahań mechanizmów rynkowych. Wysokość pensji jest określona nie przez quantum wykonanej pracy i jej intensywność, jak to ma miejsce w przypadku klasy robotników fabrycznych, rolnych i dniówkowych wyrobników, lecz przez staż pracy i rangę służbową. Urzędnik państwowy, podobnie jak ludzie innych stanów, nie wykonuje pracy, której wartość jest określona wysokością uzyskanych dochodów i zysków. Tym się różni on od klas najemnych pracowników handlowych i finansowych. Nie zostaje wyrzucony na bruk w wypadku choroby i po nadejściu sędziwego wieku. Korzysta z zapewniającej zachowanie odrębności stanowej i odpowiadającej roli danego stanu w społeczeństwie renty i emerytury. Ma prawo do płatnego urlopu.

Każdy stan jest wg. Hegla i Webera uprzywilejowany ekonomicznie w stosunku do typowych klas społeczeństwa mieszczańskiego. Ekonomiczne przywileje urzędników państwowych mają im zapewnić niezależność od prywatnych interesów rządzonych. Niskie uposażenie łatwo przekształci urzędników w sługi dobrze urodzonych i bogatych. Pozbawi ich godności, szacunku i dystansu stanowego wobec klas wyższych. Może ono też uzależniać stany urzędnicze od klas niższych. Prowadzić do utraty w ich oczach szacunku. A nawet kształtować wśród stanów państwa sympatie i postawy populistyczne, rebelianckie i wywrotowe.

Ochrona urzędnika przed statusem realnego pracownika najemnego ma zachęcać go do rzetelnej pracy. Urzędnik pozostaje i będzie chyba musiał pozostać w państwie nowoczesnym jedynie formalnym pracownikiem najemnym. Pisałem już wiele o różnicach między realnym i formalnym pracownikiem najemnych. (Por. Kozyr-Kowalski, 1988: 550-571, 594-610). Tutaj poprzestanę na uwadze, że formalny pracownik najemny funkcjonuje w stosunkach własnościowych i pracowych, które mają charakter mniej lub bardziej niekapitalistyczny. Łączą się te stosunki z pewnymi typami partycypacji w ekonomicznej własności i współzarządzania. Trwająca ponad dwa stulecia walka robotników i innych klas pracy najemnej przeciwko właściwej kapitalizmowi tendencji do ekspropriacji pracujących z własności zasadniczych czynników gospodarowania współokreśliła zjawisko rozszerzania na cały świat pracy tego, co Hegel i Weber uważali za przywileje stanów społecznych. To rozszerzenie nie doprowadziło jednak ani do likwidacji zasadniczych przywilejów stanowych, ani do całkowitego wyeliminowania realnej pracy najemnej, ani do przezwycieżenia fundamentalnych różnic między stanami i klasami społeczeństwa. Po II wojnie światowej ukształtowały się dwa odrębne rodzaje, typy idealne kapitalizmu, które nazwano shareholder capitalism stakeholder capitalism, kapitalizm posiadaczy akcji i kapitalizm posiadaczy udziałów. Oba te kapitalistyczne łady produkcji są związane z korporacją, najbardziej nowoczesną instytucją gospodarki. Obejmują jednak całą strukturę ekonomiczną. Najczystszy typ kapitalizmu posiadaczy udziałów istnieje w Japonii i Niemczech, kapitalizmu posiadaczy akcji - w USA i Anglii. Kapitalizm posiadaczy udziałów jest przezwyciężaniem kapitalistycznych stosunków pracy i własności wewnątrz społeczeństwa kapitalistycznego. Interes właścicieli kapitału akcyjnego i akcji przestaje być zasadniczym celem korporacji. Kapitalizm posiadaczy udziałów urzeczywistnia zasadę dożywotniego zatrudnienia, zapewnia pracownikom bezpośredni udział w zarządzaniu przedsiębiorstwem. Przekształca ich we współwłaścicieli miejsc pracy. Tworzy system maksymalnie korzystnych warunków pracowania, opieki zdrowotnej i odpoczynku. Chroni robotników i pracowników przed samowolą przełożonych. Korzysta z ich wiedzy, pomysłowości i inicjatywy. Organizuje ich kształcenie się zawodowe i ogólne. Utrzymuje bezrobocie na najniższym poziomie. Przeznacza duże części zysków na rozwój badań naukowych i wprowadzanie ich wyników do produkcji, na R & D - Research and Development. Podejmuje działania na rzecz dobra wspólnego: ochrony środowiska, interesów średnich i drobnych właścicieli przemysłowych i handlowych, rolników i rolnictwa. Kapitalizm posiadaczy udziałów wprowadził do dziejów cywilizacji mieszczańskiej, nieznaną jej dotąd i długą, epokę pokoju społecznego i aktywnej współpracy różnych klas i stanów.

Właściwe kapitalizmowi posiadaczy udziałów przezwyciężanie pracy najemnej i upowszechnianie pozakapitalistycznych sposobów pracowania nie pozostawało w sprzeczności z rozwojem gospodarczym. Przez 40 powojennych lat uzyskiwał on zdecydowanie lepsze wyniki niż kapitalizm posiadaczy akcji w takich dziedzinach gospodarowania, jak: roczna stopa wzrostu globalnego produktu narodowy, wydajność pracy, dochód na głowę jednego mieszkańca, stopa bezrobocia, wielkość inwestycji, nakłady na R & D. Dopiero w ostatnich dwóch dekadach zaczął mu stopniowo dorównywać kapitalizm posiadaczy akcji. Obecnie ten kapitalistyczno - pozakapitalistyczny ład produkcji zaczął przeżywać trudności. Ich źródłem jest globalizacja gospodarki, ucieczka kapitału do krajów o taniej sile roboczej. (Por. Economist, 1996: 21-26).

Powstanie i rozwój stakeholder capitalism dostarcza mocnych argumentów na rzecz tezy, że ochrona stanu urzędników i wszystkich innych stanów społecznych przed losem realnych pracowników najemnych może prowadzić do spotęgowania jakości ich pracy oraz przynosić wymierne korzyści czysto ekonomiczne.

Szacunek stanowy urzędników 

Szacunek i godność jest dla Hegla i Webera charakterystyczną cechę położenia stanowego. Szacunek wyraża się nie tylko wewnętrznie, lecz także zewnętrznie. Zewnętrznym wyrazem szacunku stanowego jest monopolizacja prawa do pracy w budynkach i gabinetach o wysokich walorach użytkowych, humanistycznych i estetycznych. Nieraz w pałacach i innych budowlach mających charakter zabytków. Monopol szacunku stanowego obejmuje prawo do korzystania z niedostępnych ogółowi środków transportu, miejsc wypoczynku, rozrywki, uzdrowisk i szpitali. Do przywilejów stanowych, do zewnętrznych wyznaczników szacunku i dystansu społecznego, zaliczymy prawo do specjalnej ochrony życia i zdrowia, korzystania z pracy służby domowej. Członkom stanów zapewnia się monopol noszenia specjalnych strojów (np. mundury, szaty duchownych), posługiwania się tytułami. Wymagany jest określony sposób zwracania się do przedstawicieli stanów i zachowywania się w ich obecności. Pewne rodzaje szacunku są chronione przez przymus prawny, administracyjny i obyczajowy. Stany społeczne, a zwłaszcza stan urzędniczy, pozwalają swoim członkom korzystać z szacunku instytucjalnego, z przeniesienia na osobę sprawującą urząd szacunku, którym jest otaczana w społeczeństwie dana instytucja: państwo, sądy, uniwersytety, kościół, armia, policja. Urzędnik musi jednak zdobywać szacunek także osobiście i pomnażać szacunek całego stanu i instytucji. Przede wszystkim przez pracę i służbę dobru wspólnemu.

 

 

Stan urzędniczy a prywatyzacja urzędów i funkcji publicznych

Stan urzędników państwowych ma za podstawę swojej działalności własność publiczną, pewien rodzaj własności wspólnej. Urzędnik poświęca całą swoją pracę i wysiłek służbie publicznej. Funkcja urzędowa nie może być oddzielona od konieczności zdobywania własną pracą środków utrzymania. Nowoczesne, rzeczywiste państwo, podkreślają Hegel i Weber, wyklucza przekształcanie urzędów i czynności urzędowych we własność prywatną. Nikt nie może kupować i sprzedawać, dziedziczyć lub oddawać w dzierżawę urzędów państwowych. Sprzeniewierzeniem się obyczajom stanu urzędników państwa jest taka postać samouwłaszczania się i prywatyzacji, która polega na przyjmowaniu łapówek, darów, zasiadaniu we władzach spółek akcyjnych. Obyczaje stanowe urzędników państwowych wykluczają też łączenie funkcji urzędowych ze współwłasnością prywatnych przedsiębiorstw.

Wbrew obiegowym opiniom, Hegel nie uważał Prus za ostateczny i najdoskonalszy szczebel wolności, którą uzyskała ludzkość. Opinia wybitnego skądinąd myśliciela, K. R. Poppera, że Hegel to filozof totalitaryzmu, wróg otwartego społeczeństwa, przeciwnik odwiecznych ideałów demokracji ateńskiej i wczesnego chrześcijaństwa, które odnowiła Rewolucja Francuska, wreszcie płatny agent rządu pruskiego (the paid agent of the Prussian government) jest nie tylko niesłuszna, lecz także niemądra. (Por. Popper, 1967: 30, 33). Przekonamy się o tym jeszcze nie jeden raz.

Filozof z Berlina zaliczył Anglię i Francję do krajów, wśród których duch świata nadał swojej istocie postać względnie adekwatną. Postać ta jednak została przybrana przez ducha na pewien tylko czas, a nie na wieki wieków. Niektóre elementy życia współczesnych Heglowi ludów europejskich nie zadawalają jeszcze lub już natury Absolutu.

Angielska, rzeczywista wolność wyrażała się, zdaniem Hegla, w swobodzie związanej z własnością, w swobodzie wyboru zajęć zarobkowych, w publicznych obradach parlamentu, w swobodzie organizowania zebrań publicznych wszystkich stanów, w wolności prasy, w rozwoju samorządów, dzięki którym interes ogólny staje się czymś konkretnym. Angielska wolność to system, w którym wszystkie "stany i klasy" same dbają o swe interesy, "tak że właściwie nigdzie rząd nie ma tak mało do roboty, jak w Anglii". Angielska wolność odróżnia się korzystnie od wolności francuskiej. We Francji administracja jest tak mocno zcentralizowana, że minister lub podlegający mu urzędnicy mianują merów najmniejszych nawet miasteczek. Rząd tego kraju "nie może ścierpieć, aby inni sami coś robili". Wadą angielskiego systemu wolności, a raczej wyrazem antywolności, jest dla Hegla handel urzędami i funkcjami publicznymi. Istnieje tam kupno i sprzedaż stopni oficerskich i prebend duchownych, sprzedaż głosów wyborczych i kupowanie foteli w parlamencie. (Hegel, 1958: 345, 353-357).

 

Urzędnicy jako stan państwa nieklasowego

Ani rząd, ani urzędnicy państwowi nie mogą być sługami partykularnych interesów stanowych i klasowych, zwłaszcza interesów klas i stanów bogatych i uprzywilejowanych. Poglądy Hegla w kwestii stosunków wzajemnych między państwem a klasamai bliskie są koncepcji Adama Smitha. Szkocki ekonomista twierdził, że władza państwowa powstała nie dla obrony życia i zdrowia jednostek, lecz dla obrony bogatych przed biednymi, posiadaczy przed pozbawionymi własności. (Por. Smith, 1954: 423-425, 430-431). Miało to jednak miejsce w czasach dawnych i barbarzyńskich. Powinnością państwa społeczeństw cywilizowanych jest obrona także biednych i nieposiadających przed bogatymi i właścicielami oraz przed niekorzystnymi dla "prostego ludu" następstwami społecznego podziału pracy i wymiany towarowo - pieniężnej. (Por. Smith, 1954: 520-529).

Hegel umieszcza wśród trzech znamion państwa, które jest "zdolne do życia", troskę rządu o dobro państwa i "wszystkich klas obywateli". Powiada on, że nie wystarczy dać każdemu z pracujących ludzi wolność wyboru pracy i zawodu. Rząd musi dbać także o to, aby obywatel uprawiający dany zawód "miał z tego jakiś dochód" oraz aby mógł znależć pracę. (Hegel, 1958: 345). W tych słowach przebłyskuje idea zapowiadająca welfare state, konieczność interwencji państwa w życie gospodarcze, po to, aby zapewnić dostatek wszystkim klasom społeczeństwa oraz zlikwidować lub zmniejszyć bezrobocie. Rząd i jego urzędnicy nie mogą pozostawać bezczynni wobec istniejącej w społeczeństwie obywatelskim tendencji do złej nieskończoności (schlechte Unendliche). Takim mianem Hegel określa nigdy nie mające kresu bogacenie się i pozbawione ostatecznej miary niedostatek i nędzę. (Hegel, 1969: 398, 1981: 223). Społeczeństwo mieszczańskie nie potrafi samodzielnie poradzić sobie z tendencją do polaryzacji ekonomiczno - społecznej. Występuje w nim nieustanny wzrost bogactwa z jednej strony oraz ciągły wzrost jednostkowości i ograniczoności pracy, a wraz z tym wzrost zależności i nędzy przypisanej do tej pracy klasy (an diese Arbeit gebundenen Klasse) z drugiej strony. (Hegel, 1969: 229, 1981: 268). Urzędnikom państwowym, a nade wszystko dobru wspólnemu i wolności, nie może nie zagrażać spychanie wielkich mas ludności do poziomu nędzy. Taka nędza powoduje utratę poczucia prawa, prawości i godności (Ehre). Godność człowieka w społeczeństwie obywatelskim przejawia się jako duma z tego, że własną pracą i wysiłkiem zdobywa sobie środki egzystencji oraz jako pogarda wobec jałmużny i życia z cudzej łaski. Z nędzy i ubóstwa powstaje motłoch (Pöbel). Nie są dla Hegla motłochem wszyscy ludzie ubodzy, lecz tylko tacy ubodzy, którzy nie chcą pracować oraz darzą oburzeniem i nienawiścią bogatych, społeczeństwo, rząd i wszelkie władze. Podobnie jak A. Smith, Hegel powierza urzędnikom państwowym liczne obowiązki gospodarcze. Nawet policja nie powinna poprzestawać na zapewnieniu ochrony życia, ciała i mienia obywateli. W państwie rzeczywistym nakłada się na nią powinność troski o oświetlenie ulic, budowę mostów, ustalanie cen na dobra codziennego użytku oraz o stan zdrowotny. Przez te pospolite czynności policyjne przejawia się wielka zasada ogólna rzeczywistego państwa. Głosi ona: wolność zajęć gospodarczych (Gewerbefreiheit) nie może narażać dobra ogólnego na niebezpieczeństwo. A także zasada świadomej regulacji kolizji między różnymi interesami producentów i konsumentów, zasada obrony przez władzę publiczną konsumentów przed oszustwem dotyczącym jakości i ceny towarów.

Hegel dostrzegał zalety związane z autonomią gospodarki towarowo - pieniężnej, podziałem pracy i zróżnicowaniem własnościowym społeczeństwa mieszczańskiego. Odrzucał zdecydowanie ideę całkowitego podporządkowania państwu spontanicznych mechanizmów gospodarowania. Sądził jednak, że państwa nie można pozbawić wpływu na regulowanie procesów, przebiegających w gospodarce i społeczeństwie obywatelskim. Utrzymywał, że społeczeństwo obywatelskie jest wielkim polem bitwy każdego interesu prywatnego ze wszystkimi innymi interesami partykularnymi. Interes prywatny prowadzi tu również walkę ze sprawami zbiorowymi, z wyższym punktem widzenia i zarządzania państwem. W społeczeństwie obywatelskim jest praktykowana zasada, że każdy jest dla siebie celem i wszystkim, wszystko inne i wszyscy inni są niczym lub tylko środkami egoizmu.

Heglowska krytyka społeczeństwa mieszczańskiego nie straciła dziś na znaczeniu. George Soros, znany milioner i filantrop, założyciel Fundacji im. S. Batorego opublikował niedawno artykuł w amerykańskim Atlantic Monthly. Dowodzi w nim, że wolny rynek, pozbawiony regulacji i kontroli organów publicznych, stał się dziś, po upadku faszyzmu i komunizmu, głównym i potężniejszym od nich wrogiem społeczeństwa otwartego. Z poglądami Sorosa ostro polemizuje Economist. Ale i ta polemika potwierdza słuszność Heglowskiego ujmowania stosunków wzajemnych między państwem i wolnością gospodarczą oraz między państwem a klasami społeczeństwa. Krytyk Sorosa wskazuje, że doktryna kapitalizmu opartego na zasadzie laisser - faire i czystych stosunków wolnorynkowych, której tak się obawia znany milioner i obrońca demokracji, nigdzie nie jest praktykowana. Stanowi ona ideologię najczystszej wody. Nigdzie nie istnieje taki kapitalizm, który wykluczałby wszelką interwencję państwa w dziedzinę wolnego rynku. Nigdzie państwo nie wyrzeka się redystrybucji bogactwa na rzecz interesu zbiorowego oraz niezamożnych. Nawet najbardziej liberalne teorie ekonomiczne wskazują na sytuacje, w których zawodzą mechanizmy rynkowe i staje się konieczna interwencja państwa. (Por. Economist, 1997: 16-17).

Heglowi obca była jakakolwiek idea bezpośrednich lub pośrednich rządów ludu. A tym bardziej idea zniesienia wszelkich podziałów klasowych i stanowych. Był on jednak zdecydowanym przeciwnikiem państwa jawnie i jednostronnie klasowego. W takim państwie władza należy do bogatych i dobrze urodzonych. Takie państwo nie interesuje się losem klas niższych. W takim państwie łamie się chrześcijańsko - germańską zasadę wolności, która głosi, że wszyscy ludzie są wolni, że każdy człowiek jest wolny. Państwu klasowemu jest obcy pogląd, że rządzić powinni ci, którzy posiadają wiedzę, aristoi - najlepsi. Obejmuje w nim władzę ignorancja i próżność ludzi, którym się wydaje, że wiedzą wszystko lepiej od innych. (Hegel, 1958: 358). Państwom klasowym zagrażają niepokoje społeczne i rewolucje. Hegel nie protestuje przeciwko twierdzeniu, że filozofia była pierwszym bodźcem do rewolucji. Nie objaśnia jednak rewolucji francuskiej jako prostego i koniecznego skutku jakiejś doktryny filozoficznej. Tego rodzaju ujęcie stosunków wzajemnych między rewolucją a ideami zawierają słowa Heinego, że Robespierre był tylko ręką Rousseau. Dla Hegla zasadniczymi przyczynami rewolucji francuskiej były bezrozumne przywileje stanów wyższych, "straszliwie ciężki ucisk" ludu, niezdolność przeprowadzenia przez rząd koniecznych reform. (Hegel, 1958: 342-343). Ze wszystkich krajów, które ukształtowały się w Europie po upadku Napoleona, Heglowi najmniej podoba się Austria. Przede wszystkim dlatego, że w monarchii austriackiej lud pozostał w stanie przymusowej służebności, że tylko w Czechach utrzymywano magnatów w ryzach. Natomiast na Węgrzech zachowany został despotyzm przywilejów możnowładczych. (Hegel, 1958: 353).

Heglowski pogląd na stosunki wzajemne między państwem a klasami i stanami społecznymi stał się dziś prawie powszechnie przyjęty. Już od dawna nie tylko urzędnicy państwowi, lecz także członkowie klas zamożnych i kierowniczych ubiegają się o rolę gospodarczych leaders,dobrowolnie uznawanych i naśladowanych przywódców. Tacy liderzy dążą, jak pisał F. Znaniecki, do przezwyciężenia konfliktów klasowych oraz budowania zgody i współpracy klas poprzez wykorzystanie swojej wiedzy i majątku dla opieki nad klasami niższymi i dla ich dobrobytu. (Znaniecki, 1990: 44-45, 65).

"Kapitaliści angielscy, francuscy, niemieccy, włoscy i amerykańscy otwarcie lub milcząco uznali ideę, że obowiązkiem ich jest podnoszenie poziomu ekonomicznego całej zbiorowości należącej do ich społeczeństwa narodowego i twierdzili, że obowiązek ten skutecznie wypełniają". (Znaniecki, 1990: 89).

Te słowa Znanieckiego pochodzą z wydanej w 1952 r. pracy pt. Modern Nationalities. A nasi socjologowie, filozofowie i politolodzy wciąż cierpią na logofobię. Boją się słowa klasa jak diabeł święconej wody. Wierzą głęboko, że jest ono wyłączną własnością marksistów, socjalistów i komunistów. Wydaje się im, że uznanie bezspornego faktu, jakim jest istnienie klas musi nieuchronnie prowadzić do rozruchów społecznych i gilotyny. W takiej sytuacji Heglowskie analizy zróżnicowania społecznego objawiają nie tylko swoje walory teoretyczno - heurystyczne, lecz także terapeutyczne. Chronią wolność myślenia i badania naukowego oraz powszechną wolność myśli i słowa przed przymusem przeróżnych fobii: logofobii, faktofobii, imionofobii, problemofobii. A więc przed najbardziej obcym i wrogim nauce i filozofii mechanizmem "określania świadomości społecznej przez byt społeczny". Warto przy okazji zwrócić uwagę, że wszystkie ujęte przed chwilą w cudzysłów słowa stały się dziś podejrzane i mogą wywoływać lęk. Lękogenne właściwości zaczęły przysługiwać nie tylko " bytowi społecznemu" i "świadomości społecznej", lecz nawet "określaniu", "środkom produkcji", "produkcji" i "gospodarce".

 

Urzędnik - błędny rycerz

 

Hegel wprowadza dwa pojęcia dla oznaczenia nierzeczywistych, chociaż często istniejących, rodzajów urzędników. Możemy ich także nazwać antyurzędnikami. Pierwszy rodzaj reprezentują błędni rycerze (fahrende Ritter), drugi - służący, lokaje państwa (Staatsbedienten). (Hegel, 1981: 339).

Błędni rycerze to nie tylko ci, którzy dorywczo i na własne życzenie wykonują jakieś funkcje urzędowe. Błędnymi rycerzami są przede wszystkim tacy wyższej lub niższej rangi urzędnicy, którzy działają w systemach dopuszczających duży stopień subiektywizmu, dowolności i samowoli w podejmowaniu decyzji, w ocenie rzeczywistości, w nagradzaniu lub karaniu podwładnych, w uszczęśliwianiu obywateli lub w sprowadzaniu na nich nieszczęścia. Błędny rycerz ma wiele cech wspólnych z sympatycznym Don Quijote. Uważa on często, że wiatraki nie są wiatrakami, lecz rycerzami spod wrogich znaków. Myli miednicę balwierza z bojowym hełmem. Właściwą krainę działania błędnych i ponurych rycerzy stanowią jednak takie społeczeństwa, które nie znają sprawiedliwych, rozumnych i dobrych praw oraz obyczajów. Los, wolność, dobrobyt obywateli i samych urzędników zależy w tych społeczeństwach od samowoli, dobrej lub złej woli osób sprawujących władzę. Powstałe po upadku Napoleona państwo niemieckie ma wg. Hegla rozumne ustawodastwo. "Przyczynił się bez wątpienia" do powstania takiego ustawodawstwa "francuski ucisk". Monarcha pruski nie musi, i co ważniejsze, nie może już być błędnym rycerzem. Sprawy pozostawione do jego wyłącznej decyzji nie mają wielkiego znaczenia, gdyż istnieje w Niemczech ustawodastwo o ustalonej treści i oparty na obiektywnych zasadach system polityczny. Hegel powiada, że szczęśliwy jest ten lud, który ma szlachetnego monarchę. Ale jeszcze bardziej szczęśliwy jest taki lud, którego państwo jest oparte na rozumie, na niezależnych od cech osobowości władcy prawach i obyczajach. Pojęcie urzędników - błędnych rycerzy pozostaje u Hegla w ścisłym związku z jego negatywną oceną wszelkiego despotyzmu, autokratyzmu i bezprawia. Z perspektywy historycznej możemy powiedzieć, że właściwe błędnym rycerzom sposoby rozwiązywania spraw publicznych reprezentowała faszystowska i nazistowska organizacja państwowo - partyjna. Wielkimi błędnymi rycerzami byli Hitler i Stalin. W utworzonym przez Stalina systemie sprawowania władzy błędni i ponurzy rycerze wykopali przepaść między sobą a dobrym i biednym bohaterem powieści Cervantesa. Zasadnicze właściwości stalinowskiego ustroju lepiej ujawnia obecne u Marksa określenie "komunizm despotyczny" niż obiegowe pojęcie totalitaryzmu. (Marks, Engels, 1960: 577). Termin "błędni rycerze" obejmie także dyktatury rewolucyjne typu jakobińskiego oraz wszelkie dyktatury współczesnego świata. Heglowski opis dyktatury jakobinów to opis władzy sprawowanej przez błędnych rycerzy. Rycerze ci sądzą, że nadeszła epoka rządów cnoty. Muszą więc być odsunięci najpierw od władzy, a później od wpływu na życie społeczne, wszyscy, którzy swoją "demoralizacją i służeniem dawnym intreresom, albo nadużywaniem wolności i dawaniem upustu swym namiętnością sprzeniewierzyli się cnocie". Cnotliwych odróżnia od niecnotliwych posiadanie właściwych przekonań. Pospolite ideologie współczesne mogłyby zastąpić "właściwe przekonania" przez "właściwe wartości". Ale nie każdy o właściwych przekonaniach ma rzeczywiście właściwe i słuszne przekonania. Istnieje przecież wiele farbowanych i przemalowanych lisów. Każde właściwe i słuszne przekonanie, a więc i każdy ubiegający się o status cnotliwego człowieka obywatel, staje się więc podejrzane. Rządy cnoty, powiada Hegel, przekształcają się w rządy sprawowane przez podejrzenie. Sama cnota staje się podejrzana. Przekształca się w terror i najstraszliwszą tyranię. (Hegel, 1958: 148-149). Tacy błędni rycerze zostaną później obdarzeni przez Sorela przydomkiem: guillotineurs, gilotyniarze. (Sorel, 1921: 435). Ale nie zawsze muszą oni posuwać się aż tak daleko. Mogą wyposażyć przemoc w wartości bardziej humanistyczne i rycerskie.

 

Służący i lokaje państwa

 

Rzeczywisty urzędnik jest dla Hegla przeciwieństwem służącego państwa, lokaja państwaRzeczywisty urzędnik wie, że istotę państwa tworzy wolność, rozum i dobro ogólne. Traktuje on też państwo jako wcielenie idei absolutnej, pozaludzkiego rozumu i ducha. Hegel deifikuje państwo. Nazywa je rzeczywistym Bogiem, pierwiastkiem Boskim na ziemi, Boską ideą w jej ziemskiej postaci, istniejącym samym w sobie i dla siebie pierwiastkiem Boskim, wyrazem absolutnej wolności, wyrazem tego, co jest samo w sobie i dla siebie rozumne, odbiciem wiecznego rozumu. Ta deifikacja państwa stała się m. in. podstawą zarzutu K. R. Poppera, iż państwo jest dla filozofa niemieckiego "wszystkim, jednostka zaś niczym". Hegel miał też utrzymywać, że obowiązki wobec państwa powinny być wyniesione ponad wszelką moralność i sumienie. (Por. Popper, 1967: 31). Tymczasem z Heglowskiej deifikacji państwa wynika coś radykalnie innego niż sądzi Popper.

Rzeczywisty urzędnik staje się sługą Boga, a przestaje być służącym i lokajem państwa, nie wtedy, gdy demonstruje publicznie swoje związki z takim lub innym kościołem. Nie wolno mu bowiem wlewać w państwo "religię wiadrami i kadziami". Uzyskuje on pozycję sługi Ducha Świata dopiero wtedy, gdy jego obyczajem stanowym staje się służba wolności, rozumowi i dobru wspólnemu. Służący i lokaj państwa nieustannie wzbogaca swego pana darami, które pochodzą z uszczuplania i ograniczania wolności i praw jednostek. Rzeczywisty urzędnik czyni natomiast elementami swojej obyczajności idee, które głoszą, że państwo nie jest instytucją wyrażającą sprzeczność między wolnością subiektywną i obiektywną, lecz stanowi organiczną jedność obu tych rodzajów wolności, że jednostki mają o tyle obowiązki wobec państwa, o ile przysługują im prawa wobec władzy państwowej. Lokaj państwowy nieustannie zmusza obywateli do wyrzeczenia się interesów osobistych i prywatnych na rzecz państwa lub na rzecz interesu ogólnego i wspólnego dobra. Często bywa, że interes wspólny ma charakter fikcji, która ukrywa partykularyzm. Elementem obyczajności rzeczywistego stanu urzędników państwowych jest natomiast umiejętność czynienia interesów osobistych i prywatnych niepozbywalnym elementem wszelkiego interesu ogólnego i wspólnego dobra. Rzeczywisty urzędnik dysponuje więc kunsztem przezwyciężania sprzeczności i wrogości między interesami osobistymi i prywatnymi a interesami ogólnymi. Dla służącego państwa praca jest tylko sposobem zdobywania środków utrzymania. Dla rzeczywistego urzędnika jest ona także i przede wszystkim powołaniem oraz sposobem poszerzania w świecie ludzkim wolności, rozumu i dobra. Rzeczywisty urzędnik, podobnie jak członkowie pokrewnych mu stanów wykształcenia, podporządkowuje się swoim zwierzchnikom i przełożonym o tyle, o ile takie podporządkowanie jest równocześnie podporządkowaniem się prawu, wolności, rozumowi i dobru i o ile tym ponadosobowym ideom podporzątkowują się jego zwierzchnicy. Służący państwa wykonuje wszystkie polecenia przełożonych. Spełnia wszelkie ich zachcianki i kaprysy. Zgaduje ich myśli. Poświęca woli i samowoli przełożonych prawdę o rzeczywistości, rzetelność i bezstronność. Uważa przychylność przełożonych za najlepszy środek awansu i kariery. Traci w obliczu osób wyżej postawionych godność i szacunek. Zachowuje się jak najczystszej wody służący i lokaj. Usłużność wobec zwierzchników łączy się w przypadku przekształcenia stanu urzędniczego w stan służących i lokaji państwa z upokarzaniem i poniżaniem tych, którzy znajdują się na niższych piętrach hierarchii służbowej, z pozbawianiem ich godności. W opuszczonym przez ducha i Boga państwie urzędnikowi nie przysługuje żadna prawna, moralna i obyczajowa ochrona przed samowolą, gniewem i brutalnością zwierzchników. Historycy informują, że Stalin potrafił bić po twarzy wysokich rangą oficerów i funkcjonariuszy cywilnych. Przełożeni lokaji państwa tracą zasadnicze cechy ludzi wykształconych i obyczajnych. Wywłaszczając podporządkowanych sobie urzędników z godności, szacunku i honoru stanowego przekształcają ich w bezrozumną, zastraszoną i posłuszną masę. Ale i sami stają się masą, masą rządzących.

Można traktować analizowane przez Georga Simmla różnice między podporządkowaniem się osobie a podporządkowaniem się pozaosobowej, idealnej zasadzie jako świadome lub niezamierzone rozwinięcie i nawiązanie do Heglowskiej koncepcji Staatsbediente. Jeszcze większe znaczenie dla zrozumienia socjologicznej doniosłości Hegla mają subtelne rozważania o podporządkowywaniu innych i podporządkowywaniu się (Über - und Unterordnung), które wypełniają wielki rozdział Simmlowskiej Socjologii. (Simmel, 1922: 101-185, 1975: 229-383). Natomiast stworzona przez Spencera teoria społeczeństwa wojowniczego (militant society) i industrialnego (industrial society), która wciąż góruje - ze względu na swoje walory teoretyczne i heurystyczne - nad Popperowską teorią społeczeństwa zamkniętego i otwartego, pozwala nam uznać bez wahań Heglowską apoteozę rzeczywistego państwa, a zwłaszcza krytykę służących i lokaji państwa, za wyraz pośredniego odrzucenia wojowniczego społeczeństwa. W społeczeństwie wojowniczym, do którego, zdaniem Spencera, zmierzają współcześni mu socjaliści i komuniści, jednostka jest własnością państwa. Zostaje ona całkowicie podporządkowana społeczeństwu i interesom wspólnym. Organizacja polityczna i system administracyjny oraz całe życie ludzkie opierają się na zasadzie, że każdy jest zarówno despotą, jak i niewolnikiem. Niewolnikiem w stosunkach z tymi, którzy znajdują się na górze. Despotą wobec tych, którzy są na dole. (Spencer, 1969: 127, 500-534).

Typowymi społeczeństwami wojowniczymi, które są oparte na przymusowej współpracy, były dla Spencera ludy afrykańskie, zwłaszcza Dahomej, imperium Inków, Sparta, Rosja carska i Niemcy cesarskie. (Spencer, 1969: 515-523). Podobne systemy społeczno -polityczne, a zwłaszcza wszelkie despotyzmy i autokratyzmy, uważał Hegel za przykłady nierzeczywistych państw. Tam dochodzi do wyrażnego przekształcenia stanu urzędników w stan służących państwa.

O Rosji swoich czasów - jak już o tym wspominałem - powiada filozof niemiecki, iż społeczeństwo dzieli się w tym kraju na masę ujarzmionej pracy i masę rządzącą. Heglowi nie podoba się Platoński ideał państwa, gdyż znosi on wolny wybór zajęć zarobkowych, podmiotowość jednostki i wolną własność prywatną. (Hegel, 1969: 415). Ustrój demokratyczny Aten czasów Peryklesa jest zdecydowanie bliższy rzeczywistemu państwu niż ustrój Sparty. Hegel z pogardą pisze o despotyzmie i tyranii. Zauważa, że despotyzm ma często za podstawę swojej władzy lud i jego interesy. Istnieją w despotyzmie jedynie książęta i lud, a nawet tylko despota i lud. Ale lud staje się tam destrukcyjną masą i siłą. Despota stara się oszczędzać lud. Jego gniew kieruje umiejętnie przeciwko swemu otoczeniu.

Urzędnicy a lud

 

Urzędnicy rzeczywistego państwa nie są wg. Hegla sługami ludu. I nie powinni nimi być. Lud znajduje się często we władzy partykularnych interesów. Nie troszczy się o sprawy ogólne. Nie ma obiektywnej wiedzy o całości życia społecznego. Potrafi zachowywać się w sposób, który potwierdza słuszność sądu, że lud to ta część państwa, która nie wie czego chce. Hegel odrzuca pogląd, że deputowani ludu i sam lud mają zawsze najlepszą wiedzę o tym, co służy ich dobru. Szydzi z gminnej opinii, że władza kieruje się zawsze złą wolą. Mówi, iż ten zarzut można odwrócić twierdząc, iż stany społeczeństwa obywatelskiego są bardziej uwarunkowane przez taki interes partykularny, który wyrządza szkodę interesowi ogólnemu. A jednak rzeczywisty urzędnik, w przeciwieństwie do służącego państwa, nie może ludu lekceważyć i wynosić się ponad lud.

W pismach Heglowskich funkcjonuje wąskie i szerokie pojęcie ludu (Volk). Szeroko rozumiany "lud" odpowiada "narodowi". Obejmuje wszystkich członków danego społeczeństwa. Lud w węższym znaczeniu tworzą przede wszystkim ludzie pospolitej pracy zarobkowej, prości i niewykształceni. Ci, którzy nie mają wielkich majątków i nie utrzymują się z trudnienia sprawami publicznymi i państwowymi. Tak pojęty lud stanowił zdecydowaną większość wszystkich narodów epoki Heglowskiej.

Lud, zdaniem Hegla, nie ma wiedzy i umiejętności, niezbędnych do bezpośredniego sprawowania władzy państwowej. Nie znaczy to, że nie dysponuje żadną wiedzą, która jest potrzebna w rzeczywistym państwie do rządzenia. Urzędnicy górują nad ludem większą wiedzą o potrzebach państwa, większym kunsztem i rutyną. Lud ma jednak zwykle lepszą niż urzędnicy znajomość szczegółów. Bez jego wiedzy i udziału nie jest możliwa skuteczna kontrola pracy urzędników, którzy mają skłonność do przekształcania się w "nową arystokrację". Arystokracja ta czyni z monopolu swojego wykształcenia i kunsztu pracowego środek samowoli i panowania. Urzędnicy pragną stać się stanem zamkniętym przed obywatelami i zwierzchnikami. Wytwarzają oni taki interes wspólnotowy, który jest sprzeczny z interesami rządzonych i przełożonych. Stan jurystów, pisze Hegel, uważa prawo za swój monopol. Sądzi, że mają zamilknąć wszyscy ci, którzy nie są znawcami prawa i ekspertami. Zapomina on jednak, podobnie jak pozostali członkowie nowej arystokracji, że nie trzeba być szewcem, aby wiedzieć, czy but pasuje do nogi i czy jej nie kaleczy. Hierarchia urzędnicza jest - zdaniem Hegla - potrzebna m. in. po to, aby powstrzymywać tendencję do przekształcenia obywateli w sługi nowej arystokracji. Hierarchia ma utrudniać powstawanie stanu nowych panów, nowego stanu, który panuje nad społeczeństwem obywatelskim i nad ludem. Sama hierarchia nie zapewni jednak dostatecznej ochrony przed nadużywaniem władzy przez urzędy i urzędników. W rzeczywistym państwie służą temu celowi prawa gmin i korporacji. A także zdolność ludu do wydawania sądu o tym, czy uszyty przez stan urzędniczy but nie kaleczy nogi. Wreszcie współudział ludu w zarządzaniu sprawami publicznymi oraz rozwój jego umiejętności myślenia o sprawach publicznych. Stany społeczeństwa obywatelskiego nie są dla Hegla ucieleśnieniem czystego egoizmu. Prawa i obowiązki, zwłaszcza przyjęte świadomie i dobrowolnie, sprawiają, że stany reprezentują łączność egoizmu z dobrem ogólnym i państwem.

 

Urzędnicy a opinia publiczna

Rzeczywisty urzędnik wykazuje niezależność od opinii publicznej. Niezależność od opinii publicznej i myśli gminnej stanowi nawet pierwszy warunek dokonania czegoś wielkiego i rozumnego zarówno w sferze rzeczywistości, jak i w nauce oraz sztuce. Ale jest to tylko warunek formalny. W rzeczywistym państwie istnieje opinia publiczna. Stan urzędniczy nie tylko liczy się z opinią publiczną, ale do jego kunsztu profesjonalnego należy umiejętność uczenia się od opinii publicznej.

Opinię publiczną określa Hegel jako zbiorowość, w której przejawia się wolność subiektywna. Ta wolność polega na prawie jednostki jako takiej do posiadania i wyrażania własnego sądu w sprawach ogólnych i do radzenia nad sprawami publicznymi. Nie ma więc rzeczywistego państwa tam, gdzie nie ma opinni publicznej. Nie jest rzeczywistym, lecz tylko egzystującym państwem, takie państwo, w którym człowiek wypowiadający niewłaściwe poglądy o systemie społecznym i rządzie, o poczynaniach władcy lub wodza jest karany za to śmiercią, torturami, więzieniem, obozem koncentracyjnym, utratą majątku i miejsca pracy. Nie można więc -wbrew temu, co głosi Popper - przypisać Heglowskiego miana "państwo rzeczywiste" ani faszyzmowi, ani hitleryzmowi, ani stalinizmowi, ani nawet formalnemu socjalizmowi epoki poststalinowskiej. Opinia publiczna to nie tylko prawo do swobodnego i publicznego wyrażania własnego poglądu o sprawach ogólnych. Obejmuje ona jeszcze ważniejsze prawo wolności: radzenie nad sprawami publicznymi. Opinię publiczną tworzą, zdaniem Hegla, nie tylko poglądy i rady ludzi wykształconych, zamożnych, posiadających właściwe przekonania i wartości. Jej niezbywalną częścią są opinie i działania doradcze każdej jednostki, jednostki jako takiej. Głos opinii publicznej jest więc dla Hegla przede wszystkim głosem ludu.

Opinia publiczna wypowiada się o sprawach wspólnych i ogólnych językiem zdrowego rozsądku i przesądów. Mowę opinii publicznej przesyca ignorancja, nieskończony błęd i prostactwo. Ale biada urzędnikowi, politykowi, mężowi stanu i ekspertowi, jeśli nie potrafi on dostrzec prawdy i mądrości, które są ukryte za przesądem i fałszem. Zdroworozsądkowe racje, przesądy i ignorancja opinii publicznej są wyrazem wiecznych i substancjalnych zasad sprawiedliwości. Zawierają one prawdziwą treść i rezultat całego ustroju państwa i ustawodastwa, cały stan rzeczy ogólnych. Reprezentują prawdziwe potrzeby i słuszne tendencje rzeczywistości. Stan urzędników przekształci się w stan służących i lokaji państwo wtedy, gdy sprowadzi sądy opinii publicznej jedynie do fałszu, przesądów i ignorancji. Urzędnikom i stanom wykształcenia nie wolno zapominać, że w stosunku do opinii publicznej słuszne są nie tylko słowa Ariosta i Goethego, lecz także aforyzm, który powiada Vox populi vox Dei, głos ludu głosem Boga.

Ariosto pisał,

che il Volgare ignorante ogn' un riprenda

E parli pi? di quel che meno intenda.

Goethe zaś zauważał:

Zuschlagen kann die Masse,

Da ist sie respektabel,

Urteilen gelingt ihr miserabel.

W wolnym przekładzie strofy Ariosta i Goethego oznaczają, że prostak i ignorant każdego krytykuje i mówi najwięcej o tym, co najmniej rozumie, że masa budzi szacunek, gdy uderza, okazuje zaś swoją mizerię wtedy, gdy wydaje sądy.

W opinii publicznej - powiada Hegel - prawda i nieskończony błąd są ze sobą bezpośrednio złączone. Dlatego zasługuje ona zarówno na szacunek, jak i na pogardę. Przedmiotem pogardy rzeczywistego urzędnika mogą być jedynie konkretna świadomość i konkretne wypowiedzi obywateli, którzy tworzą opinię publiczną. Musi on jednak otaczać szacunkiem podłoże opinii obywatelskiej, to, co jedynie przebłyskuje w jej myśleniu i wypowiedziach. (Hegel, 1969: 308-310, 1981: 359-362).

 

Czy można oszukać lud?

 

Lokaje państwa często sądzą, że do obowiązków służbowych dobrego urzędnika należy umiejętność wprowadzania ludu w błąd. Odpowiadają oni pozytywnie, zwięzłym "tak", na pytanie konkursu ogłoszonego przez Akademię Berlińską w 1778 r. Zostało ono podpowiedziane przez Fryderyka Wielkiego i brzmiało: S'il peut ętre utile de tromper un peuple? Czy może być użyteczne oszukiwanie ludu?

Hegel uważa to pytanie za ogólnikowe i niezbyt sensowne. Istnieje taka dziedzina rzeczywistości, w której lud nie pozwoli nikomu oszukać się oraz taka dziedzina, w której urzędowe oszustwo jest zupełnie zbędne, gdyż lud w sposób doskonały oszukuje samego siebie. Lud nie pozwoli żadnemu urzędnikowi, uczonemu, politykowi czy ekspertowi oszukać się w sprawach, które dotyczą jego substancjalnego, czyli majątkowego, podłoża oraz istoty i określonego charakteru swojego ducha. Lud oszukuje natomiast sam siebie, i to lepiej niż wszelkie rządy i urzędnicy byliby w stanie to uczynić, w dziedzinie sposobu tworzenia wiedzy o samym sobie, o swoich czynach, zdarzeniach, słabościach. Ważną przesłanką samooszukiwania się ludu jest lękliwość refleksji. Lęk przed strasznym losem skłania lud do najgłupszego samooszukiwania się. (Hegel, 1969: 310, 1981: 549).

Nikt nie wmówi ludowi, który cierpi głód i niedostatek, że żyje w kraju mlekiem i miodem płynącym. Profesjonalni producenci

i dystrybutorzy idei głosili w epoce stalinizmu i poststalinizmu, że ZSRR jest najbardziej wolnym i bezklasowym krajem świata, że robotnicy stali się tam klasą panującą, że dobra wyprodukowane w kraju socjalistycznym mają wyższą jakość niż towary kapitalistyczne. Lud radziecki wiedział jednak swoje. Kołchożnicy nazywali siebie rabami, niewolnikami. Powszechnie uważano, że krajem rządzi nie klasa robotnicza, lecz naczalstwo, naczelnicy. Lud radziecki wiedział, że wolność istnieje tylko na papierze, że bogactwa i zamożności należy poszukiwać wśród ludzi władzy, dyrektorów, elit nauki i kultury, spekulantów, nie zaś wśród robotników, chłopów i zwykłych pracowników.

 

Idea stanu urzędniczego a typ idealny biurokracji

 

Heglowska analiza stanu urzędniczego krytykowana była za silną tonację apologetyczną. Podobny los spotkał zarysowaną przez M. Webera teorię biurokracji. Najważniejsze zastrzeżenia budziły obecne zarówno u Hegla, jak i u Webera tezy o racjonalizmie funkcjonowania i działania nowoczesnej organizacji urzędniczej. Stawiano wielki znak zapytania przy twierdzeniu, że urzędnicy państwowi są sługami dobra wspólnego i wolności. Młody Marks wskazywał w Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa, że biurokracji, jej działaniu i myśleniu, przysługują takie właśnie cechy, które są radykalnym zaprzeczeniem cnót, które Hegel przypisuje stanowi urzędników państwowych. Marks uważał biurokratyczny system rządów za przeciwieństwo demokracji. Rządy te opierają się on na przekształceniu interesu ogólnego w coś, co istnieje w sobie i dla siebie i występuje wobec interesów członków społeczeństwa obywatelskiego jako siła im obca i wroga. Istotną cechą biurokracji jest dla Marksa taka monopolistyczna władza, która prowadzi nieustanną wojnę, ukrytą lub jawną, z własnym ludem lub przygotowuje się do takiej wojny. Rządy biurokratyczne stanowią przeciwieństwo rządów opartych na rozumie i nauce. Forma dominuje w nich nad treścią, środki do celów służących dobru obywatelskiemu przekształcają się w cele same w sobie. Służba państwu przeobraża się w działalność antypaństwową. Podstawą myślenia i działania biurokracji są fikcje, urojenia, wprowadzanie w błąd dolnych ogniw hierarchii urzędniczej przez ogniwa górne oraz okłamywanie góry przez doły. Za dalsze charakterystyczne cechy biurokracji uważa Marks nadużywanie tajemnicy państwowej, kult autorytetów, bezmyślną rutynę, płaski materializm, który przejawia się w pogoni za karierą, dochodami i zaszczytami. Ale biurokracja wyznaje też płaski spirytualizm. Polega on m. in. na przypisaniu sobie cech Boga: zdolności do tworzenia świata z niczego, powoływanie rzeczywistości do istnienia za pomocą samego słowa (uchwały, przepisu, decyzji) lub woli. Po przypisaniu tego rodzaju cech myśleniu i działaniu urzędników i polityków Marks dochodzi do wniosku, że biurokracja jest nie tylko niezależnym od społeczeństwa stanem, lecz że jest to stan wrogi społeczeństwu obywatelskiemu. (Marks, 1960a: 298-307).

U krytyków koncepcji Maxa Webera nie spotykamy na ogół tak radykalnych i ostrych sformułowań, które występują w Marksowskiej charakterystyce władzy biurokratycznej, Ale sposób merytorycznej krytyki jest jednak u nich zbliżony do młodomarksowskiego. Wybitny socjolog amerykański Robert K. Merton podważa Weberowską tezę o racjonalizmie i sprawności działania machiny biurokratycznej poprzez typologię właściwych tej machinie dysfunkcji, przejawów irracjonalizmu i nieefektywności. (Merton, 1982: 255-267). Zbliżony sens mają uwagi krytyczne wobec Weberowskiej teorii biurokracji, które są zawarte w monumentalnej książce socjologa angielskiego Anthony Giddensa pt. Sociology. (Giddens, 1993: 287-296).

Wszystkie wskazane trafnie przez Marksa tendencje irracjonalne, które występują w funkcjonowaniu empirycznych państw nie podważają walorów poznawczych Heglowskiej teorii stanu urzędniczego. Teoria ta dotyczy idei stanu urzędniczego idei państwa, rzeczywistego stanu urzędniczego i państwa, nie zaś istniejących, empirycznych organizacji urzędniczo - państwowych. Tezy Hegla mają charakter typów idealnych. Nie wykluczają one, lecz wyraźnie zakładają występowanie w empirycznie danych państwach i organizacjach urzędniczych sprzeczności między racjonalizmem a irracjonalizmem, między służbą dobru wspólnemu a służbą partykulanym i egoistycznym interesom, między służbą duchowi obiektywnemu i Bogu a myśleniem i działaniem "gminnym, dzikim i bezbożnym". Idea rzeczywistego stanu urzędniczego pozwala rozpoznawać i mierzyć siłę występowania tendencji irracjonalnych w funkcjonowaniu empirycznie danych systemów polityczno - prawnych. Heglowska idea stanu urzędniczego nie może też być pojmowana jako czysty ideał, zbiór czystych powinności moralnych i prawnych, którym mają zadość czynić urzędnicy i członkowie innych stanów społecznych. Heglowska idea wyraża zawsze realne tendencje empirycznej rzeczywistości. Można to sprawdzić porównując funkcjonowanie organizacji urzędniczych i państwa w różnych krajach współczesnego świata lub badając różne zachowanie się urzędników wobec osób z różnych klas i stanów społecznych, wobec zwierzchników. Nawet najbardziej nierzeczywisty, zdemoralizowany urzędnik ma takie dni lub godziny w życiu, w których zachowuje się i myśli zgodnie z Heglowską ideą państwa i stanu urzędników państwowych.

Zbiorem typów idealnych jest też Weberowski zarys teorii biurokracji. Ten, kto krytykuje ten zarys wskazując na obecność w rzeczywistości empirycznej tendencji sprzecznej z założeniami typu idealnego nie obala i nie przezwycięża Webera. Wraz z Weberem i zgodnie z jego dyrektywami metodologicznymi czyni taki krytyk tylko pierwszy krok, chociaż bardzo ważny krok, na drodze, która prowadzi do naukowej i empirycznej teorii organizmów urzędniczych i biurokratycznych.

 

State Officialdom as a Modern Social Estate

Author transforms Hegelian analysis of a state official's estate (Stand) into an outline of theory concerning modern bureaucratic and state organisations. Hegel's categories have been elaborated by their confrontation with modern sociology and empirical realityThus Hegelianism has become Neo-Hegelianism. Officialdom is regarded in the treatise as a part of modern estate structure which is qualitatively different from estates in the archaic sense and from classes of modern societies. The main features of social position and estate ethos of officialdom have been analysed. Author emphasises an important role played by that social estate in protecting civil society from the non-democratic and openly class partial state. State officials contribute to overcoming real hired labour in all fields of economic and social life. In the paper Hegel's concepts of "non-real state officials": fahrende Ritter (knights - errant) and Staatsbedienten (lackeys of state, state's valets) have been transformed into theoretical categories. The paper demonstrates that K. R. Popper's opinion that Hegel was a theoretician of totalitarianism and an enemy of open society is entirely wrong.. The article points out that young Marx? valuable and profound remarks on bureaucracy can not be regarded as a good critique of Hegel's approach to rationalism of bureaucratic organisation. Marx overlooked that Hegelian categories and theses were a set of ideal types.

Literatura:

 

Alföldy, Géza, 1991, Historia społeczna starożytnego Rzymu, tł. A. Gierlińska, Poznań: SAWW.

Arystoteles, 1964 Polityka, tł.L. Piotrowicz, Warszawa: PWN.

Berger, Peter L., 1995, Zaproszenie do socjologii, tł. J. Stawiński, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.

Comte, Auguste, 1908, Cours de Philosophie Positive. La partie dogmatique de la philosophie sociale, Paris: Schleicher Frčres, Éditeur.

Economist 1996, Stakeholder Capitalism, February 10th.

------------- 1997, Palindrome repents, January 25th.

Giddens, Anthony, 1994, Sociology, Second Edition, Fully Revised & Updated, Cambridge: Polity Press.

GUS, 1993, Rocznik Statystyczny 1993, Warszawa: Główny Urząd Statystyczny.

------- 1994, Mały Rocznik Statystyczny 1994, Warszawa: Główny Urząd Statystyczny.

Gombrowicz, Witold, 1985, Dziennik 1953-1956. [w:] "Dzieła" t. VII, Kraków: Wydawnictwo Literackie.

Hegel, Georg, W. F., 1958, Wykłady z filozofii dziejów, t. II, tł. J. Grabowski, A. Landman, Warszawa: PWN.

-------------------------- 1966, Enzyklopädie der philosophischen Wissenschaften im Grundrisse (1830), Berlin: Akademie Verlag.

---------------------------- 1969, Zasady filozofii prawa, tł. A. Landman, Warszawa: PWN.

-------------------------- 1981, Grundlinien der Philosophie des Rechts oder Naturrecht und Staatswissenschaft im Grundrisse, Berlin: Akademie Verlag.

--------------------------- 1994, Wykłady z historii filozofii, t. 1, tł. Ś. F. Nowicki, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.

--------------------------- 1996, Wykłady z historii filozofii, t. II, tł. Ś. F. Nowicki, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.

Kozyr-Kowalski, Stanisław, 1969, Marksowska teoria klas i warstw społecznych w świetle "Kapitału", "Studia Socjologiczne", nr. 2.

--------------------------------- 1970, Marx's Theory of Classes and Social Strata and "Capital", "The Polish Sociological Bulletin", No. 1.

---------------------------------- 1979, Klasy i stany. Max Weber a współczesne teorie stratyfikacji społecznej, Warszawa: PWN.

---------------------------------- 1979a, Gospodarka a państwo i świadomość społeczna, "Studia Socjologiczne", nr. 3, s. 7-31.

---------------------------------- 1987, Weber and Hegel, "Dialectics and Humanism", No. 2.

--------------------------------- 1987a, Paradygmat ideologicznego pojmowania społeczeństwa, "Ruch Prawniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny", z. 1.

--------------------------------- 1988, Struktura gospodarcza i formacja społeczeństwa, Warszawa: KiW.

---------------------------------- 1990, Klasy i stosunki klasowe we współczesnej Polsce. W świetle badań empirycznych, "Nowe Drogi", nr. 1, s. 134 - 154.

---------------------------------- 1994, Lud i nowe elity w wyborach do parlamentu, [w:] K. Zamiara (red.), Społeczna transformacja w refleksji humanistycznej, Poznań: Wydawnictwo Fundacji Humaniora.

----------------------------------- 1995, Weberowska socjologia religii a teoria społeczeństwa jako całości, [w:] M. Weber, Szkice z socjologii religii, Warszawa:KiW.

---------------------------------- 1995a, Klasy, stany, quasi-klasy i podklasy społeczeństwa polskiego [w:] A. Sułek, J. Styk, I. Machaj (red.), Ludzie i instytucje. Pamiętnik IX Ogólnopolskiego Zjazdu Socjologicznego. Lublin, 27-30 VI 1994, Lublin: Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej.

---------------------------------- 1996 Świadomość społeczna, hasło w Encyklopedia Socjologii, (w druku).

Lange, Oskar, 1959, Ekonomia polityczna. Zagadnienia Ogólne, t. 1, Warszawa: PWN.

Marks, Karol, 1960, Rękopisy ekonomiczno - filozoficzne z 1844 r.. [w:] K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 1, Warszawa: KiW.

----------------- 1960a, Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa, [w:] K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 1, Warszawa: KiW.

Marshall, Alfred, 1961, Principles of Economics, London: Macmillan.

Merleau-Ponty, Maurice 1976, Proza świata. Eseje o mowie, Warszawa: Czytelnik.

Merton, Robert, K., 1982, Teoria socjologiczna i struktura społeczna, tł. E. Morawska, J. Wertenstein-Żuławski, Warszawa: PWN.

Pelczynski, Zbigniew, A., 1964, An Introductory Essay, w: Hegel's Political Writings, translated by T. M. Knox, Oxford: Oxford University Press.

------------------------------- 1984, Introduction: The Significance of Hegel's Separation of the State and Civil Society, w: Z. A. Pelczynski (ed.), The State and Civil Society. Studies in Hegel's Political Philosophy, Cambridge... Sydney: Cambridge University Press.

Popper, Karl, Raimond, 1967, The Open Society and its Enemies. The High Tide of Prophecy: Hegel, Marx and the Aftermath, vol. 2, London: Routledge and Kegan Paul.

Radziński, Edward, 1996, Stalin, tł. I. Lewandowska, M. Jagiełło, Warszawa: Wydawnictwo Magnum.

Schumpeter, Joseph, A., 1955, History of Economic Analysis, New York: Oxford University Press.

Simmel, Georg, 1922, Soziologie. Untersuchungen über die Formen der Vergeselschaftung, München und Leipzig: Verlag von Duncker & Humblot.

---------------------- 1975, Socjologia, tł. M. Łukasiewicz, Warszawa: PWN.

Smith, Adam, 1954, Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów, t. II, Warszawa: PWN.

---------------- 1986, The Wealth of Nations, Books I - III, Edited by A. Skinner, London, New York: Penguin Books.

Sorel, Georges, 1921, Réflexions sur la violence, Paris: Marcel Rivičre.

Spencer, Herbert, 1896, The Study of Sociology, New York: D. Appleton and Company.

-------------------- 1969, Principles of Sociology, Edited by Stanislav Andreski, London: Macmillan.

Thom, René, 1991, Parabole i katastrofy. Rozmowy o matematyce, nauce i filozofii, Warszawa: PIW.

Tocqueville de, Alexis, 1970, Dawny ustrój i rewolucja, tł. A. Wolska, Warszawa: Czytelnik.

Weber, Max, 1956, Wirtschaft und Gesellschaft. Grundriss der Verstehenden Soziologie, Tübingen: J. C. B. Mohr (Paul Siebeck).

---------------- 1958, Gesammelte Politische Schriften, Tübingen: J. C. B. Mohr (Paul Siebeck).

----------------- 1984, Die Lage der Landarbeiter im ostelbischen Deutschland. 1892, [w:] Max Weber Gesamtausgabe, Abteilung I, Band 3, Tübingen: J. C. B. Mohr (Paul Siebeck).

----------------- 1989, Polityka jako zawód i powołanie, tł. P. Egel, M. Wander, Warszawa: Niezależna Oficyna Wydawnicza.

Znaniecki, Florian, 1990, Współczesne narody, tł. Z. Dulczewski, Warszawa: PWN.

 

0
0
0
s2sdefault