Oblicza rozumu socjologicznego

 

 

Immanuel Kant należał do ulubionych filozofów Tadeusza Szczurkiewicza. W ciągu swego życia wielokrotnie powracał on do ksiąg napisanych przez głównego ojca założyciela nowoczesnej filozofii i kultury myślenia teoretyczno-metodologicznego. Wygłosił o mędrcu z Królewca wiele wykładów. Pracował nad obszerną monografią filozoficzno-socjologiczną, której przedmiotem miała być myśl Kantowska. Nie udało się, jak dotąd, odnaleźć tej monografii wśród tekstów T. Szczurkiewicza, które nie zostały opublikowane za jego życia. 

 

O rozumie socjologicznym i jego krytyce

 

Kant nazwał Krytyką czystego rozumu swoje dzieło o fundamentalnych kwe­stiach filozofii i nauki. Czytamy w nim, iż istnieją dwa pnie ludzkiego poznania: rozum i zmysły. Dzięki zmysłowości przedmioty są nam dane w doświadczeniu. Natomiast rozum pozwala nam myśleć o przedmiotach. W myśleniu o świecie możemy nawet tworzyć idee, które wykraczają poza granice ludzkiego rozumu i dostępnej człowiekowi władzy poznania. Notorycznie owe granice były prze­kraczane przez tradycyjną filozofię i metafizykę. Kant podkreśla, że krytyka czystego rozumu oczyszcza nasz rozum i uwalnia go od błędów. Zajmuje się ona nie przedmiotami, lecz sposobami ich poznawania. Nie rozszerza poznania, ale je poprawia. Pozwala wykreślić wyraźne linie demarkacyjne między wiedzą wartościową a bezwartościową (Kant, 1957: 85-90).

T. Szczurkiewicz nie był oczywiście ani kantystą, ani neokantystą w filozofii. Nie budował swoich poglądów socjologicznych na podstawie żadnej filozofii. [13] Zgadzał się z Florianem Znanieckim, że jedyną podstawę socjologii powinno stanowić doświadczenie. Nawet najwyższej próby filozofia może wystąpić jedy­nie w charakterze narzędzi poznawczych, czyli środków i hipotez heurystycznych (Znaniecki, 1988: 5-7). T. Szczurkiewicz nie przekształcał też zasadniczych teorematów filozofii Karnowskiej w heurystyczne hipotezy socjologii. Mimo to zawarta w jego rozprawach analiza problemów socjologii teoretycznej zasługuje na miano krytyki rozumu socjologicznego.

Siedzibą rozumu socjologicznego jest przede wszystkim epistemologia i ontologia życia społecznego ludzi. Na przedmiot epistemologii społecznej składają się problemy typu: co to jest nauka, w jakim stosunku pozostaje wiedza naukowa do wiedzy pozanaukowej, takiej jak filozofia, myślenie zdroworozsądkowe i pra­ktyczne. Epistemologia zawiera też pytania: co to jest teoria, fakt, przyczynowość, wreszcie, co to jest socjologia, w jakim stosunku pozostaje ona do innych nauk społecznych. Przedmiot zainteresowań i analiz epistemologicznych można krót­ko określić jako teorię nauk o społeczeństwie oraz teorię wartościowych i po­zbawionych wartości sposobów myślenia o życiu społecznym ludzi. Epistemolo­gia współwarunkuje poglądy, które dotyczą natury bytu społecznego, czyli ontologię życia społecznego. Ontologia jest obecna w każdej świadomie lub milcząco przyjmowanej odpowiedzi na pytania: co to jest społeczeństwo, z jakich zasadni­czych składników jest ono zbudowane, co to jest państwo, gospodarka, religia, rodzina, w jakich pozostają one wzajemnie stosunkach. Dlaczego trwają, zmie­niają się, powstają i giną określone społeczeństwa ludzkie? Na przedmiot ontologii życia społecznego składają się więc, lepsze lub gorsze, ogólne teorie budo­wy, funkcjonowania i zmiany społeczeństw ludzkich.

T. Szczurkiewicz — w odróżnieniu od swego mistrza Floriana Znanieckiego — nie pozostawił nam systematycznej teorii poznania socjologicznego i ontologii tej części życia społecznego, którą bada socjologia. W jego analizach dominuje nie teoria rozumu socjologicznego, lecz krytyka tego rozumu: oczyszczanie i uwalnianie go od typowych błędów. Oczywiście zakłada ona milcząco zarys teorii. Szczurkiewiczowska krytyka ma charakter pozytywny. Jej właściwym przedmiotem nie są poszczególne osoby, lecz względnie uniwersalne style myśli teoretyczno-metodologicznej. Krytyk nie wykonuje jedynie pracy destrukcyjnej. Kreśli drogi pozytywnego ujęcia fundamentalnych problemów socjologicznych. Często przebywa duże kawałki tych dróg.

Zasadnicze znamiona Szczurkiewicza krytyki rozumu socjologicznego przed­stawił Jan Szczepański w artykule pt. Poglądy teoretyczno-metodologiczne Ta­deusza Szczurkiewicza (Szczepański, 1976: 1-8). Artykuł ten został też opubliko­wany [14] w zredagowanej przez Andrzeja Kwileckiego pracy zbiorowej; 60 lat socjologii poznańskiej (Kwilecki: 1981: 145-153). O właściwym Szczurkiewiczowi sposobie ujmowania problemów socjologii teoretycznej pisałem w tatach 1969 i 1976 (Kozyr-Kowalski, 1969:137-148; 1976:9-18). W 1975 roku ukazał się mój artykuł sprzed sześciu lat w języku angielskim (Kozyr-Kowalski, 1975 169-179).

 

 

Rozum kryptometafizyczny

 

Warunkiem koniecznym ukonstytuowania się socjologii jako nauki empiry­cznej było określenie jej pozycji wobec filozofii. Wybiegające śmiało poza granice doświadczenia systemy filozoficzne obciążała wieloznaczność i przed­wczesne uogólnienia. Panowała w nich metoda pozornej dedukcji, która ukrywała sofizmaty i paralogię. Taka dedukcja prowadziła do pustosłowia, mniej lub bardziej wyrafinowanego intelektualnie. Opierała się ona na arbitralnie obiera­nych założeniach. Tradycyjne systemy filozoficzne reprezentowały ten typ wie­dzy pozanaukowej, którą Znaniecki nazywał metafizyką. Socjologia nie mogła wystąpić jako nauka empiryczna bez wyzwolenia się od trzech głównych typów metafizyki: materialistycznej, idealistycznej i przeróżnych doktryn istoty czło­wieka lub natury ludzkiej (Znaniecki, 1971:112-197).

Rozprawy T. Szczurkiewicza przestrzegają nas, że nie przekształci się socjo­logii w wiedzę empiryczną poprzez rezygnację z lektury dzieł dawnych i współ­czesnych filozofów. Takiego rezultatu nie uzyska się też, eliminując wiedzę filozoficzną z programu studiów socjologicznych i z dziedziny zainteresowań socjologów. Byłyby to najprostsze drogi do zniewolenia teorii społeczeństwa i praktyki badań empirycznych przez najbardziej ujemne właściwości myśli meta­fizycznej. Nie może być dobrej socjologii, powiada słusznie Peter L. Berger, bez znajomości historii i filozofii. I dodaje, że odrobina wykształcenia w tych dwóch dziedzinach „pozwoliłaby na uniknięcie głupoty poniektórych prac socjologicz­nych” (Berger, 1995: 157). Jeśli wiedza filozoficzna nie jest składnikiem zawo­dowych kwalifikacji badaczy współżycia społecznego ludzi, to łatwo ulegają oni wpływom filozofii tradycyjnych oraz najbliższych myśleniu zdroworozsądkowe­mu. Taka lub inna filozofia przenika wówczas nieświadomie i do teorii socjologi­cznych, i do praktyki badań empirycznych. Przybiera tam formę struktury ukrytej lub —jak powiada T. Szczurkiewicz —zakapturzonej. Przekształca się w kryptofilozofię czyli w mimowolne, a nawet bezmyślne, stanowcze i arbitralne rozstrzyganie [15] fundamentalnych problemów filozoficznych w procesie analizy zagad­nień konkretnych, mniej lub bardziej szczegółowych, a także w czasie przygoto­wywania i prowadzenia badań empirycznych oraz opracowywania uzyskanych wyników.

Tadeusz Szczurkiewicz przedstawia w swoich Studiach socjologicznych (Szczurkiewicz, 1969) argumenty na rzecz tezy, że wszystkie analizowane i kry­tykowane przez niego wielkie kierunki i systemy socjologiczne — determinizmy naturalistyczne i psychologizm — występują w nowoczesnej socjologii w postaci kryptoteorii. Wraz z tymi systemami egzystują też, jako składniki socjologiczne­go rozumu, wyróżnione przez Znanieckiego typy metafizyki materialistycznej, idealistycznej i antropologicznej. Nowoczesna socjologia nadała im jedynie nowy status werbalny. Stały się one w niej kryptometafizyką. Samo dostrzeżenie kryptometafizyki, która ukrywa się za refleksją teoretyczną i praktyką badań empirycznych, wymaga znacznej wiedzy i kultury filozoficznej. Ale krytyka kryptometafizyki nie może polegać tylko na identyfikacji jakiegoś rozumowania lub analizy w kategoriach ogólnoteoretycznych lub filozoficznych. Doprowadzi to bowiem do przekształcenia takich pojęć jak determinizm geograficzny, determinizm demograficzny, antropologizm rasowy, psychologizm, ewolucjonizm, a tym bardziej nominalizm, realizm, materializm, idealizm, metafizyka w środki piętnowania i stygmatyzacji określonych stylów myślenia. Wówczas zatrzymamy się u progu nawet krytyki czysto filozoficznej i teoretycznej jakiegoś stanowiska lub poglądu występującego w socjologii. Upodobnimy teoretyczne i filozoficzne narzędzia krytyki naukowej do „stempelków na łeb", o których mówi Ballada o głupcach Bułata Okudżawy. Nawet zakapturzone rodzaje filozofii, które są obecne w socjologii, nie są krytykowane przez T. Szczurkiewicza w języku wyłącznie filozoficznym i teoretycznym. Zawsze konfrontuje on mimowolnie przyjmowane tezy filozoficzne z faktami i tezami ustalonymi przez nauki o spo­łeczeństwie i nauki przyrodnicze. Krytyka filozofii i kryptofilozofii socjologów za pomocą argumentów naukowych i merytorycznych to probierz powagi, z jaką traktuje się tezę, że socjologia stanowi dyscyplinę empiryczną. Jeśli ktoś zaczyna i kończy krytykę poglądów socjologicznych na przeciwstawieniu tez jednej filozofii tezom jakiejś innej filozofii, to dostarcza w ten sposób praktycznego dowodu, że nie bierze na serio deklaracji, iż socjologia uzyskała już status naukowy. Stają się wówczas pustymi słowami zapewnienia, że socjologia dyspo­nuje takimi metodami postępowania empirycznego, które pozwalają skutecznie odróżniać prawdę od fałszu, twierdzenie uzasadnione od nieuzasadnionego, teorię od hipotezy, wartościową pracę badawczą od badań pozbawionych wartości. [16]

Rozum ideologiczny i empirycystyczny

 

Znaniecki krytykuje często metafizykę idealistyczną za pomocą racji w zasa­dzie filozoficznych. Niejako zewnętrznych wobec myślenia socjologicznego Natomiast Szczurkiewicz odsłania kryptometafizykę idealistyczną w takich sposobach myślenia, które ojcowie założyciele socjologii: Marks, Tönnies, Durkheim, Weber, Pareto, Scheler nazywali ideologią (por. Kozyr-Kowalski, 1982). Ideo­logia od wieków towarzyszyła myśli ludzkiej i przez wieki zwalczano ją jako przeciwieństwo rzetelnego i materialnie prawdziwego myślenia. Nie nazywano jej jednak ideologią. Nie posługiwano się tym terminem do oznaczenia fałszywe­go ujęcia miejsca i roli idei w świecie ludzkim i przyrodniczym oraz w procesach poznawania rzeczywistości pozamyślowej. Ideologię identyfikowano za pomocą takich pojęć jak sofistyka, werbalizm, rezonowanie (Hegel), dialektyka erystyczna, erystyka (Schopenhauer: 1976,1994), retoryka, scholastyka pojęciowa (por. Kozyr-Kowalski, 1984: 11-37).

Obejmująca te wszystkie określenia ideologia jest nadal składnikiem rozumu socjologicznego. I będzie nim chyba zawsze. Podobnie jak wykroczenia socjolo­gów przeciw logice poprawnego formalnie myślenia. Poznanie teorii typowych błędów logicznych lub gramatycznych nie wyzwala automatycznie nikogo od grzechów wobec logiki formalnej i gramatyki. Ułatwia natomiast powstrzymy­wanie się od tych grzechów. Wiedza o właściwej sofistyce, paralogii, erystyce i retoryce sztuce przedstawiania fałszu jako prawdy, a prawdy jako fałszu, pra­wdopodobieństwa jako pewności, a pewności jako prawdopodobieństwa nie stanowi od dawna składnika wykształcenia i zawodowych kwalifikacji socjolo­gów. Nie znając teorii ideologicznego myślenia, które występuje w naukach społecznych oraz w praktyce życia publicznego i codziennego, popełniają oni znacznie więcej wykroczeń przeciw logice materialnej niż przeciw logice formal­nej i gramatyce. Rozróżnienie „logika formalna — logika materialna", do którego się tutaj odwołujemy, występuje już w pracy doktorskiej T. Szczurkiewicza (Szczurkiewicz, 1931: 51).

Rozprawy T. Szczurkiewicza mają bardzo mocną tonację antyideologiczną. Nie przepuszcza on żadnej okazji, aby oczyszczać rozum socjologiczny z wyra­finowanych często postaci pustosłowia, sofistyki, paralogii i aprioryzmu. Wska­zuje, że badacze dosyć często ujmują grupy społeczne w kategoriach radykalnego realizmu. Ten realizm polega m. in. na traktowaniu państwa, narodu, instytucji jako jakichś bytów lub osób pozaludzkich czy ponadludzkich. Kryje się za nim właściwa ideologii tendencja do reifikacji i personifikacji pojęć i kategorii. [17] Nie chroni nas przed kryptometafizyką idealistyczną ucieczka w nominalizm lub fikcjonizm, albowiem konstruuje się wówczas fałszywe wizerunki natury współ­życia społecznego ludzi. Szczurkiewicz ostro zwalcza werbalizm, tę odwieczną skłonność ideologów do zastępowania myśli przez słowa, mniej lub bardziej piękne, namaszczone i udające uczoność. Nie okazuje też wyrozumiałości myśli wyniesionej ponad rzeczywistość empiryczną, ponad fakty i stosunki między faktami realnego świata. Podkreśla mocno, że pojęcia i tezy są precyzyjnie określone i tracą mętność tylko wtedy, gdy pozwalają nam odnaleźć w realnej rzeczywistości te zjawiska i procesy, których istnienie zakładają, oraz odróżnić je od siebie. Nie można więc wypowiadać np. tezy o dominacji w jakiejś dziedzinie życia ludzkiego zjawisk politycznych nad gospodarczymi lub religij­nymi wtedy, gdy nie potrafi się względnie dokładnie odróżnić w empirycznej rzeczywistości tych trzech rodzajów zjawisk, zwłaszcza tam, gdzie przeplatają się one wzajemnie i wchodzą w dynamiczne i krótkotrwałe związki przyczynowo-skutkowe. Szczurkiewiczowskie pojmowanie precyzji zakłada budowę tego, co później nazwałem teorią identyfikacji i dyferencjacji struktur społecznych (Kozyr-Kowalski, 1988: 7-25). Szczurkiewicz zauważa, że socjologowie zbyt często kierują się w analizach teoretycznych i badaniach empirycznych zasadą, która pozwala im zupełnie arbitralnie ustalać sens określonych pojęć i terminów, a zwłaszcza przekształcać takie kategorie, jak: grupa społeczna, tłum, sugestia społeczna, opinia publiczna, stosunek społeczny, przemoc, stereotyp we „wszech­ogarniające formuły egzegetyczne".

Bardzo często rozum socjologiczny pragnie uniknąć ideologicznego aprioryzmu poprzez ucieczkę w faktolatrię i zdroworozsądkowy empiryzm. Płaci za to, wg Szczurkiewicza, nie tylko uzależnieniem się od potocznych banałów, lecz także pomieszaniem tez ogólnych z ogólnikowymi oraz swoistym oślepieniem. Badacz nie mający dobrej teorii socjologicznej nie może w ogóle dostrzec licznych faktów, a przede wszystkim różnorodnych relacji między faktami. Wiele z tych relacji ma charakter bardzo dynamiczny lub pojawia się w warunkach quasi-eksperymentu społecznego. I właśnie im przysługuje często duża donio­słość sprawcza. Sprowadzanie teorii socjologicznej do poziomu zdroworozsądko­wego empiryzmu powoduje, że socjologowie posługujący się kwestionariuszem ankietowym lub metodą wywiadu wykazują pośrednio, że rozum socjologiczny nie dorównuje mądrością rozumowi osób badanych. Nie jest on nawet w stanie dotrzeć i usystematyzować tej wiedzy o społeczeństwie, którą dysponują obiekty badań socjologicznych. Wiele lat przed C. Wright Millsem (Mills, 1959) i P. Sorokinem (Sorokin, 1958), R. Boudonem, A. Gouldnerem i R. K. Mertonem (por. Markiewicz-Lagneau, 1982: 218-219) Szczurkiewicz wykazywał, że obiegowy [18]  empiryzm lub, lepiej, empirycyzm jest nosicielem aprioryzmu i metafizyki filozoficznej. Ten gatunek wiary w niezawodność poznania zmysłowego, który gardzi refleksją teoretyczną ma skłonność do produkowania iluzji. Przez iluzje rozumie autor Studiów socjologicznych każde postrzeżenie, w którym wyobrażenia odtwórcze i wytwórcze tak warunkują wyobrażenia spostrzegawcza, że uzyskujemy zdeformowany, a więc w dużym stopniu nieprawdziwy wizerunek obiektywnych właściwości przedmiotu (Szczurkiewicz, 1969: 291). Obiegowy empirycyzm, któremu ulega wciąż niejeden socjolog, łączy mniej lub bardziej udolnie to, co Hegel nazywał zmysłowym gapieniem się i apriorycznym rezonerstwem (Hegel, 1994: 96). Inna postać metafizyki ideologicznej, która uniezależ­nia teorię socjologiczną i aparaturę pojęciową od rzeczywistości empirycznej, wyrasta wg Szczurkiewicza z pomieszania domysłu badawczego z hipotezą roboczą. Domysł badawczy może być jedynie potwierdzony lub zaprzeczony w procesie badań. Tego rodzaju afirmacja lub negacja nie wywiera jednak naj­mniejszego wpływu na wyjściowe założenia teoretyczno-metodologiczne. Tylko domysłem badawczym będzie teza, że większość rolników polskich odda w wy­borach parlamentarnych swoje głosy na stronnictwa ludowe wtedy, gdy jej prawdziwość albo fałszywość nie wprowadzi najmniejszej zmiany do sensu kategorii „rolnicy” i innych kategorii oznaczających tzw. grupy społeczno-zawo­dowe. Główna funkcja hipotezy roboczej polega na odkrywaniu nowych proble­mów teoretycznych i empirycznych oraz na sprawdzaniu, poprawianiu i rozwija­niu przyjętych na początku badań przesłanek teoretyczno-metodologicznych. Jeśli ktoś nie odróżnia domysłu badawczego od hipotezy roboczej, to będzie skłonny do przekształcania, przyjętej świadomie łub mimowolnie, teorii socjo­logicznej w aprioryczny, a więc i w ideologiczny składnik wszystkich etapów empirycznego poznawania rzeczywistości. Teoria współokreśla przecież cele badawcze, wybór technik postępowania empirycznego, dostrzeganie lub zapo­znawanie pewnych faktów i zależności strukturalnych między faktami. Wywiera też ona wpływ na zbieranie, opracowanie, analizę i syntezę danych empirycznych.

Szczurkiewicza krytyka rozumu socjologicznego obejmuje nieumiejętność dotarcia do rzeczywistych zachowań i działań ludzkich, do rzeczywistej świado­mości ludzi, a więc do takich rodzajów świadomości, które nie są jedynie deklarowane i wyznawane, lecz są praktykowane w dniu codziennym i w sytu­acjach niezwyczajnych. Do zawodowych kwalifikacji socjologów i innych bada­czy społeczeństwa zalicza Szczurkiewicz znajomość historii własnej dyscypliny i tworzących tę historię klasycznych dzieł. Ale znajomość la powinna się łączyć z umiejętnością wytwarzania z surowca pozostawionego przez dawnych myśli­cieli własnych, i lepszych niż te, którymi oni się posługiwali, środków produkcji [19] nowych dóbr naukowych i kulturowych. Wobec ojców założycieli socjologu nie zaleca Szczurkiewicz postawy kultu przodków. Rozum socjologiczny powinien wystrzegać się epigoństwa. Jeszcze bardziej niebezpieczne jest dla niego nieuc­two, ujawniane w stosunku do klasyków socjologii. Prowadzi ono do odkrywania dawno odkrytych Ameryk, prymitywizmu myślowego, uległości wobec mody i ducha czasu oraz „stadnego myślenia". Podobne do Szczurkiewiczowskich myśli wypowie później Merton (Merton, 1982:25-60). Hegel słusznie krytykował tych, którzy zajmują się historią filozofii tylko po to, aby znaleźć w niej dowody na rzecz tezy, iż wszystkie systemy starych mędrców to nic innego jak zbiory arbitralnych mniemań oraz wyrazy błądzenia umysłu ludzkiego po bezdrożach. Odrzucał też traktowanie dziejów myśli filozoficznej jako dowodu nicości samej dyscypliny. Uważał, że badanie dawnej myśli powinno być niezbędnym składni­kiem samej filozofii, środkiem formułowania i rozwijania własnych poglądów filozoficznych (Hegel, 1994: 31-47). Podobnie odnosił się do mistrzów myśli socjologicznej Szczurkiewicz. W przedwojennych wykładach dzielił on socjolo­gię na dwa wielkie i wzajemnie zakładające się działy: socjologię systematyczną i historię socjologii. Mógł to czynić, gdyż — jak pisał J. Szczepański — należał do nielicznego grona socjologów polskich, którzy stworzyli odrębny styl upra­wiania swojej dyscypliny badawczej (Szczepański, 1976: 1).

Warunkiem koniecznym oczyszczenia rozumu socjologicznego z tendencji ideologicznych były dla Szczurkiewicza kompetencje w dziedzinie tych nauk empirycznych, które zajmują się badanym przez socjologa wycinkiem rzeczywi­stości: biologii, ekonomii politycznej, antropologii fizycznej, etnografii, geogra­fii, historii. Rozum socjologiczny powinien, zdaniem Szczurkiewicza, rozstać się ostatecznie z uproszczonymi koncepcjami przyczynowości w życiu społecznym, zarówno z wszelkimi monokausalizmami, jak i z werbalnymi polikausalizmami. Szczurkiewicz podkreślał, że nie będzie dobrym socjologiem ten, kto nie potrafi ujmować rzeczywistości społecznej ze współczynnikiem historycznym i kulturo­wym oraz ze współczynnikiem zróżnicowania społecznego. Badaczom życia społecznego zagraża zwłaszcza skłonność do przedstawiania tego, co „inteligenc­kie” jako tego, co powszechnie klasowe, a nawet ogólnoludzkie. Elementarną a zarazem fundamentalną cechą teorii socjologicznej jest dla Szczurkiewicza jej trans aktualność: możliwie duża niezależność od „aktualnych zainteresowań szer­szej publiczności oraz aktualnie dominujących prądów społeczno-politycznych” (Szczurkiewicz, 1969:18). Rozum socjologiczny nigdy nie uwolni się całkowicie od presji otaczającego go świata. Ale można tylko współczuć badaczom, którzy podporządkowują myśl teoretyczną maksymie: omnia pro tempore, nihil pro veritate wszystko dla czasu, nic dla prawdy. [20]

Samodzielność i zależność rozumu socjologicznego

 

Wiele nowego światła na prowadzoną przez T. Szczurkiewicza krytykę rozu­mu socjologicznego rzucają te jego rozprawy, które publikujemy tu po raz pierwszy oraz jego recenzje z lat 1925-1937. Nie były dotąd drukowane fragmenty tezy doktorskiej poświęconej sugestii społecznej oraz rozdział pochodzący pra­wdopodobnie ze skryptu pt. Historia socjologii, cz. 1, który miał być opubliko­wany w 1932 roku w Poznaniu. W rozdziale tym są omówione poglądy Saint-Simona i Comte'a. Całego skryptu nie udało się, jak dotąd, odnaleźć.

Rozprawę doktorską Szczurkiewicza pt. Sugestia społeczna uważano dotąd za zaginioną w czasie wojny. Tak też sądził do końca życia jej autor. Dopiero po jego śmierci Maciej Wojtaszek odkrył w zbiorach Uniwersytetu im. A. Mickie­wicza maszynopis Sugestii społecznej. Omówił jej niektóre tezy w swojej pracy magisterskiej, której promotorem był Andrzej Kwilecki (Wojtaszek, 1987: 58-69). Sugestia społeczna wskazuje, że ważną rolę w kształtowaniu się poglądów teoretycznych Szczurkiewicza odegrała socjologia fenomenologiczna Maxa Schelera, a zwłaszcza Alfreda Vierkandta. Vierkandtowskie pojęcie Unterordnung, podporządkowanie, czyni Szczurkiewicz punktem wyjścia swojej analizy uległości. Właściwe metodzie fenomenologicznej podejście do zastanych w na­uce i języku potocznym terminów dostrzega się wyraźnie w tych partiach Sugestii społecznej, które zostały poświęcone stosunkowi społecznemu. Szczurkiewiczowskie rozważania o stosunku społecznym mają za podstawę studium Wilhelma Stocka pt. Das Wesen der sozialen Beziehung. Wskazują one, że większość socjologów współczesnych nie zdaje sobie sprawy z bogactwa problemów teore­tycznych i empirycznych, które łączą się z tak często używanym i nadużywanym przez nich pojęciem. Można przypuszczać, że fenomenologia współwarunkowała właściwą Szczurkiewiczowi tendencję do odsłaniania za pozornie prostymi kate­goriami i tezami psychologii ogólnej wielowarstwowej problematyki socjologi­cznej. Wycisnęła ona także swoje piętno na prowadzonej przez autora Studiów socjologicznych krytyce psychologizmu oraz na całym jego stylu myślenia. So­cjologia fenomenologiczna stanowi po dziś dzień ważny, a nawet modny, kieru­nek teoretyczno-metodologiczny. Interesujące wyniki mogłoby więc przynieść porównanie socjologii Szczurkiewicza ze szkołami współczesnej socjologii feno­menologicznej.

Fragment wydanego przed wojną skryptu opatrzyłem tytułem Saint-Simon i Comte. Ten tekst Szczurkiewicza nie jest dopracowany literacko. Przypomina raczej konspekt i zbiór notatek do wykładu. Świadczy jednak o powadze, z jaką traktował jego autor swoje powinności akademickie. Wykłady Szczurkiewicza [21] poświęcone Saint-Simonowi i Comte'owi wymagały o wiele więcej pracy i prze­myśleń niż niejedna drukowana dzisiaj rozprawa naukowa. Dostępne są już w języku polskim tłumaczenia pism Comte'a (Comte, 1961, 1973). Mamy też wartościowe prezentacje jego poglądów filozoficznych i socjologicznych, które wyszły spod pióra L. Kołakowskiego (Kołakowski, 1966), B. Skargi (Skarga, 1966, 1973) i J. Szackiego (Szacki, 1981). Mimo to powinien zapoznać się z analizą myśli Comte'a, której dokonał Szczurkiewicz, każdy, kogo interesuje krytyka ideologii oraz fikcji obecnych w myśleniu obiegowym i socjologicznym, a zwłaszcza ci, którzy nie bardzo wiedzą, co mówią wtedy, gdy rozprawiają o statyce i dynamice społecznej, o strukturach i podejściu strukturalnym, o teo­riach konfliktu i zgody. Szczurkiewicz powstrzymuje się celowo we fragmencie skryptu z lat trzydziestych od krytyki słabych stron socjologii Comte'owskiej, ale jego własny dorobek badawczy zawiera dowody, że socjologia Comte'a nie składa się wyłącznie z błędów i wypaczeń. Występują w niej wartości trwałe i nie przemijające. Nie można uporać się z nimi za pomocą etykietki „pozytywizm".

Czas, który dzieli nas od epoki międzywojennej, nie tylko nie pomniejszył, lecz poważnie zwiększył wartość recenzji Szczurkiewicza z lat 1925-1937. Z wy­jątkiem jednej, zostały one opublikowane w poznańskim „Ruchu Prawniczym, Ekonomicznym i Socjologicznym". Niesłusznie zapomniano o nich. W Krytyce rozumu socjologicznego czytelnik znajdzie prawie 50 recenzji Szczurkiewicza. Opatrzyłem je tytułami, które podkreślają ich znaczenie dla socjologii współczes­nej oraz ujawniają ich transaktualny sens teoretyczno-metodologiczny. Recenzje T. Szczurkiewicza nie są ani prezentacją treści przeczytanych książek, ani zbio­rem mniej lub bardziej arbitralnych, belferskich ocen o charakterze pozytywnym łub negatywnym. Stanowią zawsze tylko pretekst do samodzielnego postawienia jakiegoś problemu socjologii teoretycznej lub stosowanej. Szczurkiewicz traktuje lekturę cudzych książek jako proces wypracowywania własnego stanowiska poznawczego, sprawdzania walorów uzyskanych dotąd przez siebie wyników teoretyczno-metodologicznych i przekształcania własnych kategorii, tez i pomy­słów w składniki eksperymentów myślowych. Jego krótkie recenzje są często zapisem dosyć długich eksperymentów myślowych. Przypominają taki sposób pisania o tym, co się przeczytało, który był właściwy S. Brzozowskiemu, M. Hei­deggerowi, A. Gramsciemu i H. Arendt. Brzozowski pisał o Marksie nie po to, aby mniej lub bardziej trafnie przedstawić poglądy autora Kapitału na temat pracy ludzkiej. Korzystał on jedynie z inspiracji i pomocy Marksa przy tworzeniu własnej teorii pracy i określaniu roli takiej teorii w epistemologii nowoczesnej. B. Croce był tylko inspiratorem i współpracownikiem Gramsciego w procesie tworzenia oryginalnej koncepcji marksizmu. Nie filozofia Kanta, lecz problem [22] nowej, egzystencjalistycznej koncepcji metafizyki stanowi główny przedmiot rozważań M. Heideggera w studium pt Kant a problem metafizyki (Heidegger 1989). W podobnym stosunku pozostaje teoria totalitaryzmu Arendt do jej lektur pism Marksa, które dotyczą biurokracji, alienacji, państwa, ideologii waz klas społecznych (Arendt, 1993).

Przekształcanie dorobku innych badaczy w składnik własnych poglądów teoretycznych nie wyklucza, lecz zakłada oddanie im pełnej sprawiedliwości, albowiem wymaga ono wzbogacania, nie zaś zubażania i deformowania myśli swoich inspiratorów i pomocników. Stanowi radykalne przeciwieństwo postawy polegającej na czytaniu prac badaczy współczesnych i dawnych przede wszy­stkim po to, aby uzyskane przez nich wyniki teoretyczne i empiryczne przedsta­wiać jako własne odkrycia i przemyślenia. Taką postawę ostro krytykuje Szczur­kiewicz w recenzjach sprzed wojny. W swoich pracach powołuje się nawet na wykłady Znanieckiego i Bystronia oraz na zaczerpnięte z nich inspiracje. 

 

Rozum zbiurokratyzowany i urynkowiony

 

Recenzje Szczurkiewicza przenika problematyka, którą Janusz Ziółkowski (Ziółkowski, 1976: 143-154) i Janina Markiewicz-Lagneau (Markiewicz-Lagneau. 1982: 214-221) nazywają socjologią socjologii. Przedmiot tej dyscypliny socjologicznej, która nie jest wciąż uprawiana systematycznie, obejmuje m.in. wpływ pozycji zajmowanej przez uczonych w społecznym podziale pracy i instytucjach akademickich na właściwy im sposób myślenia i uprawiania nauki. M. Weber słusznie podkreślał, że uniwersytety i uczelnie wyższe, a wraz z nimi nauka, ulegają procesom biurokratyzacji (Weber, 1968: 582-613, 1989: 40-61). Proce­som tym towarzyszy urynkowienie wiedzy naukowej, sprzedawanie jej tak, jak straganiarka sprzedaje kapustę na targowisku (Weber, 1989:55). Wyrazem biu­rokratyzacji i urynkowienia pracy naukowej jest pojawienie się w naukach spo­łecznych takich sposobów postępowania badawczego i stylów myślenia, które przekształcają naukę i prawdę z celów samych w sobie w środki kariery akade­mickiej i społeczno-politycznej, a nawet sukcesu ekonomicznego. Nazwałem je w 1967 roku technikami awansu biurokratycznego. Próbowałem też wówczas dokonać wstępnej klasyfikacji zarówno prostych, jak i dosyć wyrafinowanych technik awansu biurokratycznego (Kozyr-Kowalski, 1967:39-50). Ważne uwagi o ujemnych stronach biurokratyzacji i urynkowienia socjologii zawiera Zaprosze­nie do socjologu Bergera, które ukazało się w języku angielskim już w 1963 roku (Berger, 1995). [23]

Recenzje Szczurkiewicza pozwalają postawić pytania ujawniające ujemne strony biurokratyzacji i urynkowienia rozumu socjologicznego. Czy tylko popu­laryzatorom i publicystom może być przydatne mistrzowskie opanowanie metod banalizacji socjologii? Czy w warunkach gospodarki rynkowej i wolnej konku­rencji warto tracić bezcenny czas i dodatkowe dochody na uważną lekturę współczesnych i dawnych socjologów? Czyż nie lepiej zastąpić to cytowaniem nie czytanych nigdy książek i autorów? Po co przejmować się maksymą, która głosi, że nauka to nie wyniki, lecz drogi prowadzące do wyników? Przecież przyniosłoby to wymierną pieniężnie szkodę efektywności pracy naukowej i dy­daktycznej. Czyż nie zwiększa takiej efektywności wypowiadanie formuł i defi­nicji pozbawionych myśli lub tez oderwanych od argumentów i dowodów? Czyż nie zagraża wolności słowa i demokracji w nauce zakaz zastępowania merytory­cznych argumentów osobistymi opiniami, mniemaniami, wyznaniami, powoływaniami się na autorytety oraz mniemania i opinie innych socjologów, zwłaszcza reprezentujących podobny paradygmat myślowy i bliski nam krąg towarzyski? Kto będzie brać na serio archaiczne twierdzenia Szczurkiewicza, iż zwięzłość nie zawsze jest cnotą, gdyż zmusza często do mówienia nieprawdy, że socjologia nie jest nauką krótką, lecz długą? Przecież żadne czasopismo socjologiczne nie opublikuje nam tekstu dłuższego niż jeden arkusz autorski. I po co pisać jedną grubą książkę, jeśli można z niej zrobić pięć cienkich książek? Gdy uznamy pojęcie opinii publicznej za fikcję werbalną, to co się stanie z naszymi instytutami badania opinii publicznej? Jak osłabimy nasze pozycje na rynkach konkurencji naukowej i politycznej, jeśli zrezygnujemy z tego, co Szczurkiewicz nazywa wszechogarniającymi formułami egzegetycznymi? Pozwalają one przecież na szybką i masową produkcję socjologicznych wizerunków otaczającego nas świata bez potrzeby dokładnego poznania tego świata i pracochłonnej nad nim refleksji teoretycznej.

Proces urynkowienia i biurokratyzacji rozumu socjologicznego dosadnie charakteryzuje P. L. Berger. Pisze on, że walka konkurencyjna na uniwersytecie by­wa bardziej okrutna niż walka między bankierami. Za skuteczne środki zwy­cięstwa w tej walce autor uważa m.in. pisanie tego, co ma szanse publikacji we właściwych miejscach, kontakty osobiste z ludźmi zbliżonymi do źródeł aka­demickiego poparcia, polityczną prawomyślność, obdarzanie skrytą nienawiścią kolegów i studentów (Berger, 1995: 160). M. Weber zwracał wcześniej uwagę, że rezultatem konkurencji w nauce nie musi być zwycięstwo najlepszych. Może ona prowadzić do przewagi przeciętności, uniżoności i pozbawionej skrupułów przebiegłości nad siłą dokonań duchowych i nad oryginalnością myśli (Weber, 1956: 20). [24]

T. Szczurkiewicz posługuje się w swoich recenzjach językiem barwnym i dosadnym. Dzisiejszy rozum socjologiczny często czyni atrybutem naukowości styl kancelaryjny i urzędowy, ociężały i dostojny. Wielu badaczy nie potrafi odróżnić eufemizmu biurokratycznego od naukowej obiektywności. Myli im się urzędnicze i badawcze przestrzeganie starej zasady sine ira et studio, bez gniewu i przychylności. Nosiciele eufemizmu biurokratycznego czysto werbalnie elimi­nują z rzeczywistości społecznej wszystkie ostre barwy, wszelką ira i wszelkie studium. Uwalniają świat od kontrastu czerni i bieli, od sprzeczności i konflik­tów. Sprowadzają wszystko do szarości, umiaru i kompromisu.

Nie spotkamy nawet grama gniewu w haśle ,,Polish Sociology", które widnieje w trzecim tomie Encyclopedia of Sociology (Borgotta, 1992:1471-1477). Auto­rem tego hasła jest Jacek Szmatka, niezły polski socjolog młodszej generacji. Jego spokojny styl wyraża jednak zbyt słabo poskromioną stronniczość i subiekty­wizm. W tekście mającym prezentować światu socjologię polską jest wprawdzie nieobecna ira, ale nie brakuje w nim studium. To ostatnie słowo oznaczało w łacinie nie tylko przychylność, lecz także sprzyjanie, osobiste upodobanie, predylekcje, stronniczość. Autor bardzo nierównomiernie obdarza swoim stu­dium socjologów polskich. Największą przychylność objawia wobec badaczy młodszych, piszących po stanie wojennym, pracujących w Krakowie, zajmują­cych ważne pozycje w akademickim życiu instytucjonalnym, znanych sobie osobiście i sympatycznych. Taka zasada dystrybucji przychylności nie pozwoliła mu wprowadzić do hasła encyklopedycznego ani nazwiska, ani najmniejszej wzmianki o Tadeuszu Szczurkiewiczu. I nie tylko o nim. Za największe dokona­nie naukowe ponad 100-letnich dziejów socjologii polskiej uznaje chyba autor pracę zbiorową pt. Crisis and Tradition: Polish Society in the 1980s (Korałewicz, Białecki, Watson, 1987). W References (wykorzystanej w haśle i zalecanej do studiowania literaturze) znalazło się ogółem 35 pozycji: aż 6 z nich (16,66%) to teksty pochodzące z ww. pracy zbiorowej; 6 dalszych pozycji przypada na autorów 1 artykułu, który został opublikowany po angielsku za granicą lub w Polsce. Ponad 33,33% References zajmują więc pozycje, które nie są wpraw­dzie pozbawione określonych walorów naukowych, lecz nie dorównują pod żadnym względem ani innym pracom uprzywilejowanych autorów, ani rozpra­wom, z którymi sąsiadują. A ich sąsiadami są m.in. książki J. Szczepańskiego. S. Nowaka , J. Szackiego, A. Kłoskowskiej, P. Sztompki, J. Staniszkis. E. Mo­krzyckiego, W. Wesołowskiego i J. J. Wiatra. Literatura zalecana przez autora odsyła wyłącznie do publikacji z lat osiemdziesiątych. A przecież w haśle o so­cjologii polskiej miały prawo znaleźć się obcojęzyczne, a przynajmniej anglo­języczne, wydania książek i artykułów Stanisława i Marii Ossowskich czy Józefa [25] Chałasińskiego. A może niektórych czytelników Encyclopedia zainteresowałaby opublikowana w 1934 roku, po angielsku, praca L. Krzywickiego pt. Primitwe Society and its Vital Statistics? Bardzo ją cenił Znaniecki.

Autor hasła o socjologii polskiej stwarza sugestię, że wszystkie pozycje ulokowane w References ukazały się w języku angielskim. Podaje bowiem tylko po angielsku tytuły 6 książek, które są, jak dotąd, dostępne jedynie w języku polskim. Dotyczy to też pracy J. Szmatki pt. Małe struktury społeczne.

Przychylność J. Szmatki dla epoki, w której wystąpił on w charakterze teoretyka małych struktur, jest tak wielka, że poświęcił jej więcej miejsca (dwie i pół strony) niż pozostałym dziejom socjologii polskiej, (ok. dwóch stron). Te pozostałe dzieje obejmują okres od początków socjologii polskiej w XIX w. aż po rok 1981. Autor uznał swoją książkę za próbę (chyba wreszcie udaną?) „osiągnięcia tych samych celów, które jego wspomniani wyżej poprzednicy próbowali osiągnąć". Wspomniani wyżej poprzednicy to Paweł Rybicki i Andrzej Malewski. Do socjologów teoretyków Największej Epoki socjologii polskiej zaliczył nie tylko siebie, lecz także Piotra Sztompkę i Jadwigę Staniszkis. Dobrze, że nie pominął Antoniny Kłoskowskiej i jej książki pt. Socjologia kultury. Ze zrozumiałych względów o książkach Sztompki i Staniszkis musi autor hasła Polish Sociology mówić krótko. Podkreśla, że socjologowie ci napisali „ważne teoretycznie książki". Informuje socjologów świata, że Sztompka jest wielce abstrakcyjny, natomiast Staniszkis — mniej abstrakcyjna, i że oboje pozostają wewnątrz tradycji Marksowskiej. Nie wiadomo jednak, czy nie chcą czy też nie mogą tej tradycji opuścić i przekroczyć? Czy nawiązują jakoś do myśli samego Marksa czy też do nienajlepszej często tradycji stworzonej przez uczniów autora Kapitału, których Róża Luksemburg określiła dosadnym mianem epigonów. Nie wiadomo, czy Sztompka i Staniszkis osiągnęli czy też nie osiągnęli swego wspólnego celu. Tym celem jest produkcja pojęć teoretycznych, które mogłyby tłumaczyć „napięcia, problemy i procesy polskiego społeczeństwa". Wśród osiąg­nięć socjologii polskiej lat osiemdziesiątych autor słusznie umieszcza prace Jerzego Szackiego, Stefana Nowaka, Antoniny Kłoskowskiej, Edmunda Mo­krzyckiego i Marka Ziółkowskiego. Potrafi też krótko scharakteryzować walory tych prac. Eliminuje jednak z pola swoich zainteresowań dorobek uczonych polskich, którzy w tym czasie pracowali za granicą. Wydaje mi się, że np. książki Marii Hirszowicz (Hirszowicz, 1980, 1986) o realnym socjalizmie nie są gorsze, a może są trochę lepsze, od wielu prac promowanych przez autora. J. Szmatka wykreśla samowolnie z dziejów naszej socjologii lat osiemdziesiątych Jana Strzeleckiego i jego znakomitą książkę o lirycznym modelu socjalizmu. Zabrakło autorowi miejsca nawet na kilka słów charakteryzujących badania empiryczne, [26] których przedmiotem był Sierpień 1980, walka polskiej klasy robotniczej przeciw socjalizmowi poststalinowskiemu oraz powstanie Solidarności.

Wymogi marketingu i promocji prac tych badaczy, których J. Szmatka darzy przychylnością, zmusiły go nie tylko do uznania lat, które rozpoczął stan wojenny, za Największą Epokę socjologii polskiej, lecz także do poświęcenia socjologii powojennej mniej niż pół strony. Doprowadziło to wszystko do radykalnego przewartościowania wszystkich wartości, a nawet do zrewidowania daty zakoń­czenia II wojny światowej. Sądziliśmy dotąd, że dzieje powojennej socjologii polskiej należy zaczynać od roku 1945. J. Szmatka obala ten przestarzały sąd. Wprowadza do swego hasła śródtytuł: Postwar Years to Martial Law, 1949-1981, który może zasugerować młodszym czytelnikom encyklopedii, że II wojna świa­towa zakończyła się na świecie lub w Polsce dopiero w 1949 roku. Jeśli za miarę wielkości uczonego uznamy liczbę poświęconych mu zdań, to pod wpływem tekstu J. Szmatki może pojawić się za granicą opinia, że Piotr Sztompka uważany jest w Polsce za czterokrotnie większego socjologa niż Józef Chałasiński i Stani­sław Ossowski lub dwukrotnie większego niż Chałasiński i Ossowski razem wzięci. Krakowskośrodowiskowy punkt widzenia, który dominuje w haśle Polish Sociology, może kreować wyobrażenie, że to nie Leszek Kołakowski, lecz An­drzej Flis jest autorem najpoważniejszej w Polsce próby krytyki Marksa, i najle­pszym znawcą myśli autora Kapitału. Nie można wykluczyć hipotezy, że wśród czytelników zredagowanej przez Borgottów Encyclopedia of Sociology znajdą się tacy, którzy uznają książki Marii Ossowskiej o moralności mieszczańskiej i soc­jologii moralności — jeśli się z nimi spotkają — za dzieła napisane przez uczoną czeską lub bułgarską, a Studia socjologiczne Tadeusza Szczurkiewicza i rozprawy Kazimierza Dobrowolskiego umieszczą wśród prac należących do socjologii serbskiej, chorwackiej lub słowackiej. Zabrakło bowiem dla tych nazwisk i dzieł miejsca w informacji o socjologii polskiej. W artykule encyklopedycznym nie ma słowa o socjologach związanych z katolickimi instytucjami naukowymi, o księ­żach F. Mirku — uczniu Znanieckiego — J. Mariańskim, W. Piwowarskim. Przesłania ich wszystkich i reprezentuje dyskretnie Elżbieta Hałas, którą redakto­rzy encyklopedii ukryli pod pseudonimem Chałas (angielska wymowa: „szałas”). Tylko w stosunku do badaczy swojego środowiska i generacji oraz B. Malino­wskiego przekracza autor instytucjonalno-akademickie granice między socjolo­gią a innymi dyscyplinami. Nie wspomina Oskara Langego. A przecież Langego interpretacja materializmu historycznego wywierała poważny wpływ, i to do ostatnich lat istnienia realnego socjalizmu w Polsce, na myśl socjologów marksi­stowskich i na pozamarksistowskie interpretacje Marksa. Gdyby autora intereso­wała promocja w świecie socjologii polskiej, nie zaś przede wszystkim artykułów [27] i książek napisanych przez jego znajomych, to — zgodnie z elementarnymi zasadami sztuki marketingu — powinien był przytoczyć opinię o Krzywickim znanego na świecie ekonomisty i teoretyka nauk społecznych. Lange uważał, że jako badacz społeczeństwa Krzywicki dorównuje Kautskiemu, Plechanowowi, Mehringowi, Cunowowi i Labrioli (Lange, 1961: 71). Rangę socjologii polskiej podniosłoby też ujawnienie faktu, że Znaniecki był współautorem księgi zbioro­wej poświęconej Krzywickiemu (por. Kowalik, 1965).

Prezentacja na dwóch stronach druku dziejów socjologii polskiej, które obej­mują okres: połowa XIX w. - stan wojenny 1981, wymaga od tego, kto podejmuje się tak trudnego zadania, wyjątkowo dużej wiedzy i kwalifikacji teoretyczno-metodologicznych. Odnosi się wrażenie, że autor Polish Sociology nie najlepiej zna zarówno polską socjologię, jak i klasyczną oraz współczesną socjologię światową. Musi więc selekcjonować badaczy sprzed Największej Epoki w historii socjologii polskiej wg kryterium: piszę tylko o tych, których czytałem lub o któ­rych słyszałem. Jego kryterium selekcji jest poza tym uwarunkowane konieczno­ścią łączenia sztuki informacji i analizy krytycznej ze sztuką marketingu. Wydaje mi się, że w tekście J. Szmatki występuje mniemanie, iż najbardziej będzie służyć podniesieniu prestiżu socjologii lat osiemdziesiątych obniżenie rangi socjologii uprawianej wcześniej. Autor utrzymuje, że najbardziej charakterystyczną cechę naszej socjologii dziewiętnastowiecznej i przedwojennej stanowiła recepcja do­minujących tendencji myśli europejskiej. Materiał empiryczny buntuje się prze­ciwko takiemu punktowi widzenia. Można z tym sobie jednak poradzić przez sprowadzanie samodzielnej myśli dawnych autorów do ogólników. J. Supiński zostaje przedstawiony jako spencerysta. Jego samodzielność ma natomiast pole­gać na postawieniu, rzekomo po raz pierwszy w Polsce, problemu stosunków wzajemnych między państwem a narodem. L. Gumplowicz to dla J. Szmatki klasyczny przedstawiciel „tradycji konfliktu” oraz ten, który głosił przed Durkheimem socjologizm. Autor być może słusznie, a może niesłusznie — z promo­cyjnego punktu widzenia — przemilcza, że należał on do grona badaczy, którzy wprowadzali Marksa do nauki akademickiej. Bardzo słusznie natomiast postę­puje, nie wspominając, iż Gumplowicz stworzył jedną z najbardziej uproszczo­nych wersji materializmu historycznego. L. Petrażycki dokonał, wg autora hasła, odkrycia, iż obserwacja stanowi podstawową metodę badania, chociaż ulegał, podobnie jak E. Abramowski, wpływom psychologizmu G. Tarde'a i G. Le Bona. Za główną tezę socjologiczną Abramowskiego zostaje uznany ogólnik do setnej potęgi: rozwój społeczny jest oparty na stałej interakcji między zjawiskami obiektywnymi i świadomością. Narusza się elementarne zasady marketingu przy prezentacji myśli Krzywickiego. Uczony ten, w ujęciu J. Szmatki, przynosił ra­czej [28] wstyd niż chwałę socjologii polskiej, ponieważ mieszał materializm history­czny z pozytywizmem, darwinizmem i comteizmem oraz wierzył w „żelazne prawa historii". K. Kelles-Krauz zostaje sprowadzony do wyjątkowego ogólnika, do „prawa retrospekcji rewolucyjnej", które głosi, że ideały służące przebu­dowie społeczeństwa są zawsze podobne do norm z dalszej lub bliższej przeszło­ści. Groźnym konkurentem dla obdarzonych przez autora łaską przychylności młodszych socjologów współczesnych mógłby być Stanisław Brzozowski. Prze­cież to nie tylko poprzednik Lukacsa i Gramsciego, lecz także nie gorszy od nich i od niektórych symbolicznych interakcjonistów teoretyk świata ludzkiego. Wy­kreślamy go więc z dziejów socjologii polskiej. Nie wypada tak postąpić ze Stefanem Czarnowskim. Załatwiamy się z nim za pomocą pojęcia kontynuatora idei Durkheima i zacytowania niezbyt ciekawej definicji kultury. Aby Irlandczy­kom nie wpadła do głowy myśl przetłumaczenia na angielski Czarnowskiego pracy o św. Patryku dodajemy jeszcze, że jego koncepcje, podobnie jak koncepcje wszystkich wymienionych przed nim badaczy, charakteryzują się otwartym wpły­wem „aktualnych społeczno-politycznych warunków na treść teorii społecznej". Nie warto też tracić wiele czasu na promowanie myśli Znanieckiego i Malino­wskiego. Czyż sami nie wypromowali się już wystarczająco? Czytelnik Encyclo­pedia. of Sociology może dojść do wniosku, że marksizm był dominującym nur­tem w socjologii polskiej XIX w. A przecież socjologią zajmowało się wówczas trochę więcej niż trzech niemarksistów. Do szeroko pojmowanej socjologii moż­na chyba zaliczyć historyków krakowskiej szkoły konserwatywnej, J. Szujskiego i M. Bobrzyńskiego, którzy niezależnie od A. Tocqueville'a i Marksa sformuło­wali bardzo wiele bliskich obu tym myślicielom koncepcji dotyczących społe­czeństwa. Zupełnie znikają marksiści z życia socjologicznego Polski lat 1918-1939. Prawdopodobnie przepędził ich na cztery strony świata marszałek Piłsud­ski, mimo iż chylił czoło przed Marksem jako wielkim uczonym w swojej polemice z M. Tuchaczewskim. Dopiero po wojnie, po 1949 czy 1956 roku (w tym punkcie hasła J. Szmatka jest wyjątkowo wieloznaczny) pojawia się silna grupa (strong group) pod wezwaniem Marksa, czyli silna grupa socjologów marksistowskich. W jej skład wchodzą m.in. Z. Bauman, J. Hochfeld, W. Mar­kiewicz i J. J. Wiatr. Autor ma jednak za mało miejsca i czasu, aby coś powiedzieć o ich dorobku naukowym. Podąża szybko do Największej Epoki socjologii polskiej. Ale i nad Największą Epoką unosi się charakterystyczny dla dziejów naszej socjologii duch zależności twórczej. Ma on jednak wreszcie przeciwnika w osobie ducha nowości.

„W dziedzinie teorii — pisze J. Szmatka — najbardziej charaktery styczną cechą obecnej socjologii polskiej jest raczej wielka liczba prac, które są w pew­nym [29] sensie wtórnymi, jakkolwiek nowymi, interpretacjami współczesnych teorii socjologicznych”.

Po tych słowach pojawia się dosyć długa lista nazwisk i książek reprezentu­jących „wtórno-nowe” interpretacje funkcjonalizmu i symbolicznego interakcjonizmu oraz „dobre, innowacyjne” prace z dziedziny teorii konfliktu, wymiany społecznej i tożsamości jednostki. Wydaje mi się, że w co trzeciej z tych książek cała nowość sprowadza się do zdeformowanej w stosunku do oryginału prezen­tacji cudzych poglądów.

Tadeusz Szczurkiewicz mógł się mylić, gdy powtarzał, iż często nie można mówić prawdy, gdy musi się mówić krótko. Mniejsze ryzyko pomyłki pojawi się wtedy, gdy powiemy: często nie można pisać jednoznacznie i dowodzić swoich tez, gdy musi się pisać krótko. 

 

Rozum detektywistyczny i współczynnik humanistyczny

 

Przedwojenne recenzje Szczurkiewicza ułatwiają zrozumienie jego postawy wobec powojennej rzeczywistości. Postawą tą zajmuje się Włodzimierz Wincławski w artykule poświęconym łódzkiej konferencji socjologów, która odbyła się w kwietniu 1949 roku (Wincławski, 1994). Tekst W. Wincławskiego ma liczne zalety. Przekazuje nam sporo wiedzy o Polsce i socjologii polskiej lat 1945-1949. Opisuje metody administracyjnego i politycznego wprowadzania stalinowskiego marksizmu do nauki oraz zapewniania mu za pomocą tych metod „hegemonii” akademickiej. Ujawnia prymitywizm ówczesnej biurokracji zarządzającej nauką. Artykuł W. Wincławskiego dobrze świadczy o uzdolnieniach pisarskich, praco­witości i pomysłowości autora, ale zasługuje też na uwagi krytyczne.

Z tekstem W. Wincławskiego powinni się zapoznać ci poloniści, którzy chyba niesłusznie doszli do wniosku, że nie ma sensu spór o to, kto był największym poetą polskim XIX stulecia: Mickiewicz, Słowacki czy Norwid. W socjologii spory podobnego typu rozstrzyga się niezwykle łatwo. W. Wincławski za pier­wszego socjologa Polski lat 1945-1949 uważa Józefa Chałasińskiego. Stanisła­wowi Ossowskiemu przyznaje miejsce drugie. Obu uczonych nazywa liderami socjologii powojennej. Pojęcie leader, czyli przywódca, wódz, zakłada pojęcie mas. T. Szczurkiewicz powinien więc być zaliczony przez autora do socjologicz­nych mas większych i mniejszych miast. Nie ulega wątpliwości, że Chałasiński może być uznany za pierwszego socjologa powojennej Polski wtedy, gdy bierze się pod uwagę liczbę wydanych książek oraz liczbę przeprowadzonych badań empirycznych i zajmowanych pozycji w instytucjach naukowych. Ale czy zasto­sowanie [30] takich kryteriów, jak samodzielność teoretyczno-metodologicza i wkład do rozwoju teorii socjologicznych nie spowoduje, ze Ossowski zostanie Zeusem „socjologicznego Olimpu", a Szczurkiewicz opuści szeregi mas socjologicznych? A co się stanie z nominacjami profesora Wincławskiego Wtedy, gdy za miernik rangi naukowej przyjmiemy siłę analizy i krytyki rozumu socjologicznego? To ostatnie pytanie nie ma jednak znaczenia dla naszego autora, ponieważ odkrył on w archiwum uniwersyteckim dokumenty, które sprawiły, że profesor Szczurkiewicz zjawił mu się „jako osobowość neurotyczna", która pracuje równocześnie na trzech etatach i nie spełnia pokładanych w niej przez władzę akademicką nadziei. Nie tylko nie przejawia „większego zaangażowania na rzecz rozwoju socjologii w Toruniu", lecz nie zdobywa się nawet, i to nie pierwszy raz, na „pełną identyfikację z tą Uczelnią” (Wincławski, 1990: 168). Pragnie podjąć pracę w Uniwersytecie Wrocławskim. Z dokumentów ma również wynikać, że T. Szczurkiewicz miał wówczas słuszne i nieskazitelne, a dziś niesłuszne i podej­rzane, zapatrywania ideologiczne i filozoficzne. Takie oceny formułuje autor, który zupełnie słusznie piętnuje komunistów stalinowskich za dyskryminację i pozbawianie pracy uczonych z powodu ich przedwojennych poglądów polity­cznych i ideowych: sanacyjnych, endeckich, chadeckich, ludowych, socjalistycz­nych. Artykuł W. Wincławskiego, opublikowany w „Kulturze i Społeczeństwie", świadczy o jego niepospolitym talencie detektywistycznym. To temu talentowi zawdzięczamy wiedzę, że „pierwsza osoba” w socjologii polskiej była najpierw na „ty” z osobą, która zajmowała „drugie miejsce na socjologicznym Olimpie”. Potem przyjacielskie stosunki między liderem nr 1 a liderem nr 2 socjologii polskiej „stały się kategorią historyczną". Stały się zaś kategorią historyczną m.in. dlatego, że osoba druga miała udane małżeństwo z wyboru, z Marią Niedźwiecką. Natomiast zawarte „z myślą o zabezpieczeniu socjalnym” małżeństwo osoby pierwszej z córką kupca łódzkiego, Esterą Lewinson, okazało się zupełnie nie­udane. Powodem przekształcenia się przyjaźni liderów w kategorię historyczną było też to, że osoba pierwsza skarżyła się ministerstwu, iż osoba druga zaniedbuje swoje obowiązki, gdyż uwielbia „przyjemnościowe podróże” zagraniczne. Dzięki talentowi detektywistycznemu socjologa z UMK zostanie chyba wyjaśniona ostatecznie sprawa pędzli do golenia, którą podniósł w swoim czasie T. Szczur­kiewicz w piśmie do władz tej uczelni. Artykuł W. Wincławskiego wzbogaca nas także o wiedzę, że naczelnik Ministerstwa Szkolnictwa, Janina Żurawicka, nie tylko należała z dyr. Żanną Kormanową do grona ludzi, których nazywano „wściekłymi", lecz nosiła w okresie panieństwa nazwisko Fischer. A może miała też inne imię? Wydaje mi się, chociaż dopuszczam możliwość głębokiej pomyłki, że zastosowana przez profesora Wincławskiego metoda analizy socjologii polskiej [31] w dramatycznym okresie dziejów narodowych pozostaje w niepokojąco bliskim pokrewieństwie z takim stylem myślenia, który — pod wpływem inspiracji Hegla, Goethego i Marksa — nazwałem w 1972 roku — kamerdynerskim pojmowa­niem społeczeństwa i historii (por. Kozyr-Kowalski, Ładosz, 1972: 124-127).

W. Wincławski kończy swoją enumerację liderów socjologii polskiej na liczbie 2. Zalicza więc T. Szczurkiewicza do mas socjologicznych. Poświęca mu jednak wiele miejsca w swoim artykule. Pisze, że T. Szczurkiewicz „uczestnicząc w życiu środowiska socjologicznego, podjął realizację zadań temu środowisku obcych i wrogich, co prowadziło do naruszenia jego integracji”. Autor arty­kułu stwierdza też, że opisywana przez niego konferencja odsłoniła wewnętrzne rozbicie środowiska, które okazało się zupełnie nie przygotowane „do oporu wobec etatystycznych zakusów władzy polityczno-państwowej”. Ta polityczno-państwowa władza miała pozyskać dla swoich etatystycznych zakusów „fun­kcjonariusza w osobie profesora Szczurkiewicza” (Wincławski: 1994: 79, 91, podkreślenie — S.K.K).

Z treści całego artykułu wynika, że Tadeusz Szczurkiewicz był funkcjonariu­szem nie byle jakiej władzy, lecz władzy totalitarnej, reżimowej, komunistycznej i narzuconej narodowi, że nie był to jakiś zwykły profesor nadzwyczajny, lecz partyjny profesor nadzwyczajny. Taka dosadna charakterystyka postawy polity­cznej T. Szczurkiewicza w latach powojennych, a zwłaszcza obecne w niej słowo „funkcjonariusz", nasuwają domysł badawczy, że profesor Wincławski miał w swoim domu, przed napisaniem artykułu dla „Kultury i Społeczeństwa", dwóch gości. Pierwszy gość to duch epoki, o której pisze. Drugi gość to duch Marca 1968 r. Dobrze się jednak stało, że wizyta obu tych gości trwała krótko.

Szkoda, że żaden marcowy „funkcjonariusz władzy” nie znał przedwojennych recenzji autora Rasy, środowiska, rodziny i nie miał tak dobrego pióra, jakie ma profesor Wincławski. Kultura narodowa nie straciłaby wówczas szansy wzboga­cenia swojego dorobku o rozprawę, dzięki której zostalibyśmy poinformowani, że T. Szczurkiewicz już w latach 1925-1937 naruszał siłę, zwartość i gotowość nie tylko środowiska socjologicznego, lecz także narodu. Przyczyniał się pośred­nio do tego, że we wrześniu 1939 roku nie mogliśmy być ani silni, ani zwarci, ani gotowi w obliczu wroga. Marcowy lub jeszcze starszy styl myślenia pozwoliłby też stwierdzić, że już przed wojną T. Szczurkiewicz był funkcjonariuszem władzy. Wprawdzie nie polityczno-państwowej, lecz kościelno-duchownej, albowiem pracował w Wyższym Katolickim Studium Społecznym w Poznaniu. Studium to założył kardynał August Hlond, by przygotowywać kadry dla Akcji Katolickiej i katolickich instytucji społecznych (patrz s. 586). Można by było tę informację wykorzystać i napisać, że ta władza pozyskała dla swoich reakcyjno-klerykalnych [32] i watykańsko-antypolskich zakusów „funkcjonariusza w osobie profesora Szczurkiewicza”. Po wojnie zastąpił on jedynie służbę jednej władzy przez służbę innej władzy.

Kamerdynerskie pojmowanie dziejów może przybrać postać niezwykle aktu­alną i pozwolić na to, aby socjologia polska została wreszcie oddana nie w służbę władzy, lecz w służbę społeczeństwa, a przynajmniej tej jego części, która znaj­duje się na szczytach hierarchii bogactwa, władzy i prestiżu. Kamerdynerskie i detektywistyczne myślenie dopuszcza możliwość uznania przedwojennych re­cenzji i całego dorobku naukowo-dydaktycznego T. Szczurkiewicza za dowód peł­nienia przez niego roli tajnego funkcjonariusza, jeśli nie III, to na pewno II Mię­dzynarodówki. Spójrzmy tylko na obecny w ówczesnych tekstach Szczurkiewicza stosunek do marksizmu, dogmatów marksistowskich oraz katolicyzmu i narodu.

Szczurkiewicz odrzuca wprawdzie materializm historyczny, nawet w wersji poprawionej przez Ludwika Krzywickiego. Nazywa jednak Krzywickiego umy­słem samodzielnym, krytycznym i twórczym. Chwali go za krytykę socjologii tłumu. Wypowiada się o nim z pietyzmem i szacunkiem. A kim był właściwie ten Krzywicki? Współpracownikiem „Walki klas", człowiekiem związanym z niepatriotycznymi organizacjami „robotniczymi” i tłumaczem Kapitału (por. Kowalik, 1965; Kozyr-Kowalski, Ładosz, 1972: 32-33); Kapitału, czyli tej Biblii socjal­demokratów, socjalistów, komunistów, marksizujących myślicieli chrześcijań­skich, przeróżnych teologów rewolucji i wyzwolenia oraz wszelkiej hołoty lewi­cowej całego świata. Słowa hołota użył po wojnie S. Grabski w wypowiedzi prywatnej. W. Wincławski podniósł je prawie do rangi kategorii analitycznej.

Marksizmem zarażony był także Edward Abramowski, a przecież Szczurkie­wicz podkreśla znaczenie socjologiczne jego pism. Dlaczego tak wiele miejsca zajmują wśród recenzji Szczurkiewicza książki Roberta Michelsa? Przecież ten socjolog był nie tylko socjalistą, ale nawet rewolucyjnym socjalistą wtedy, gdy formułował spiżowe prawo oligarchii działające w systemach demokratycznych. Występuje ono w towarzystwie tez, które przypominają, i to bardzo, opinie Lenina i bolszewików (Michels, 1911, 1968). Tenże Michels został zresztą później zwolennikiem Mussoliniego i totalitaryzmu faszystowskiego. Jakże ostro kryty­kuje Szczurkiewicz R. Mauniera Wprowadzenie do socjologii, a z jaką wyrozu­miałością odnosi się do Stefana Czarnowskiego, który nie tylko ulegał wpływowi Marksa i materializmu historycznego, lecz miał nawet komunistę wśród swoich doktorantów. Napisał też rozprawę o jakiejś tam kulturze robotniczej, ale istnieje przecież jedna i tylko jedna kultura narodowa. Robole i prole (Orwell) nie są zdolni do tworzenia żadnej własnej kultury. Już przed wojną Szczurkiewicz ulegał, podobnie jak jego starsi koledzy: Tocqueville, Comte i Spencer, marksistowskiemu [33] i komunistycznemu dogmatowi, który głosi, że istnieją klasy i że ich istnienie wywiera wpływ na myśl socjologiczną. Dobrze, że nie przejął od tych swoich starszych kolegów marksistowsko-leninowskiej teorii walki klas i nie powtarzał za jakimś Spencerem, iż źródłem poważnych błędów w socjologii bywają najczęściej następujące rodzaje stronniczości (bias): educational bias, bias of patriotism, class-bias, political bias, theological bias (Spencer, 1896: 161-286). Ale Szczurkiewicz zwracał jednak uwagę, że u młodzieży chłopskiej proces dojrzewania przebiega inaczej niż u młodzieży inteligenckiej. Powołując się na badania niejakiego P. Bode twierdził, że występujące w podręcznikach psychologii prawa dojrzewania młodzieży nie zasługują na tę nazwę, albowiem przekształca się w nich to, co tylko inteligenckie, w to, co powszechnie klasowe i ogólnoludzkie. Szczurkiewicz zgodnie z marksistowskim dogmatem o podziale klasowym zarzucał środowisku naukowemu, że utożsamia często dzieje obycza­jów szlacheckich z dziejami obyczajów dawnej Polski. Czyż można uznać za dzieło czystego przypadku, że w recenzjach przedwojennych pisze on o tzw. bezrobotnych, tzw. robotnicach fabrycznych i ich mądrości, a nawet o „młodzieży proletariackiej” oraz o występujących wśród niej „postawach burżuazyjnych” w najgorszym sensie tego słowa.

Jak profesor wyższej uczelni katolickiej mógł sądzić, że kościół protestancki, a także katolicki, stają się obcy tzw. młodzieży proletariackiej, gdyż czynią z religii ideologię drobnomieszczańską! I jak mogła ówczesna władza duchowna tolerować takie opinie!

Nie jest to jeszcze pełna lista absurdów, do których może doprowadzić detektywistyczne myślenie o społeczeństwie oraz opisywanie dramatycznych dziejów socjologii polskiej w okresie stalinizmu za pomocą pojęć, które zostały zaczerpnięte ze skrajnych ideologii antykomunistycznych lat dziewięćdziesią­tych. Już w latach siedemdziesiątych byłem przeciwnikiem usuwania z tłumaczo­nych na język polski dzieł socjologów zachodnich sformułowań i wartościowań antykomunistycznych i antyradzieckich. Próbowałem skłonić PWN, aby pozosta­wiono w książce R. Bendixa o Weberze rozdział, który zawierał pewną wersję teorii totalitaryzmu, niezbyt zresztą wyrafinowaną (por. Kozyr-Kowalski, 1975: 511). Profesor Ładosz napisał w tym czasie cały artykuł, który był wymierzony przeciw eliminowaniu z prac antykomunistycznie usposobionych socjologów i filozofów śladów właściwej im postawy ideowej. Cenzura nie dopuściła do jego publikacji. Artykuł ten ukazał się w „Studiach Socjologicznych” dopiero po Polskim Sierpniu. Wiele zawdzięczam antykomunizmowi takich badaczy i pisa­rzy, jak M. Weber, F. Tonnies, W. Sombart, R. Aron, K.R. Popper, H. Marcuse, S. Andreski, L. Kołakowski, marksiści zachodnioeuropejscy, M. Wańkowicz, [34] S. Cat Mackiewicz, Cz. Miłosz, G. Herling-Grudziński, A. Sołżenkyn, S. Kisie­lewski. Ale różne są antykomunizmy.

W. Wincławski powołuje się w swoim artykule wielokrotnie na Znanieckiego. Nie wie jednak, co to jest współczynnik humanistyczny jako metoda obiektywi­zmu naukowego i poznania obiektywnej rzeczywistości humanistycznej. Ta metoda wymaga m.in. ujmowania rzeczywistości z punktu widzenia wszystkich tych podmiotów, którzy ową rzeczywistość doświadczali i którzy w niej działali, a nie tylko z punktu widzenia tych, którzy z różnych względów są bliscy warto­ściom naszej ideologii i wiary politycznej (Znaniecki, 1973: 27-43). Trzeba przyznać, że W. Wincławski stara się częściowo uwzględnić współczynnik huma­nistyczny przy interpretacji zachowań S. Ossowskiego i J. Chałasińskiego w okre­sie poprzedzającym II konferencję socjologów polskich. Traktuje jednak związa­ne ze Znanieckiego koncepcją obiektywizmu naukowego rygory jako łaskę, której niegodni są dostąpić T. Szczurkiewicz i ludzie PPR. Wypierająca obiektywność badawczą łaska profesora Wincławskiego jest zupełnie arbitralna i kapryśna. Wystarczy wzbogacić jego dyskurs, zgodnie z duchem tego dyskursu, o pojęcie „bezpartyjny kolaborant z narzuconą przez Moskwę władzą PPR” i odpowiednio spreparować odpowiednie cytaty, aby na liście czarnych charakterów powojennej socjologii polskiej znaleźli się obaj wielcy uczeni: S. Ossowski i J. Chałasiński. Po dalszych manipulacjach pojęciowych czarnym charakterem okaże się każdy, kto w 1945 roku nie poszedł z karabinem do lasu.

Artykuł W. Wincławskiego odznacza się niewystarczającą znajomością cza­sów, o których pisze. Przesądza sprawy, które nie były w latach bezpośrednio powojennych jednoznacznie przesądzone. Nawet przez samego Stalina. Zakłada, że T. Szczurkiewicz walcząc o obecność S. Ossowskiego na konferencji likwidu­jącej socjologię polską realizował zalecenia władz partyjnych. A może tym władzom, które tak sprawnie i w wygodnym dla siebie czasie potrafiły już zorganizować Zjazd Literatów w Szczecinie (20-23 stycznia 1949 roku), Zjazd Plastyków w Nieborowie (12-13 lutego) i Posiedzenie Rady Głównej do Spraw Nauki i Szkolnictwa Wyższego (14-15 lutego) zależało specjalnie na tym, aby konferencja inicjująca stalinizm w socjologii polskiej odbyła się bez udziału tak surowego krytyka stalinowskiego marksizmu, jakim był Stanisław Ossowski? 

 

Realne istnienie socjologii, która nie istniała formalnie

 

Zamieszczone w Krytyce rozumu socjologicznego rozprawy i wspomnienia pozwalają stworzyć bliższy prawdzie i sprawiedliwości niż to ma miejsce w artykule [35] W. Wincławskiego obraz postawy T. Szczurkiewicza wobec stalinizmu i marksizmu stalinowskiego. Przeprowadzony w czasie wojny przez Tadeusza Trzcińskiego wywiad z ówczesnym profesorem tajnego uniwersytetu w Warsza­wie wskazuje, że Szczurkiewicz odrzucał wówczas zarówno komunizm, jak i bolszewizm. Ale równie obca była mu postawa apologetyczna wobec kapitali­zmu. Sądził on, że kapitalizm znalazł się w stadium zwyrodnienia (patrz s. 617). Można zasadnie przypuszczać, że Szczurkiewicz opowiedziałby się po wojnie za jakąś postacią socjalizmu demokratycznego i wielopartyjnego. Tego rodzaju socjalizm był do zaakceptowania także dla Ossowskiego i Chałasińskiego, a na­wet dla Znanieckiego, jak świadczy o tym jeden z jego powojennych listów do Chałasińskiego. Żaden z trójcy naszych wybitnych socjologów nie pragnął nato­miast powrotu porządków społeczno-gospodarczych i politycznych, które pano­wały w przedwrześniowej Polsce. Nie był to jakiś pogląd odosobniony. Podzielał go rząd polski w Londynie oraz Stanisław Mikołajczyk i jego PSL. Cała powo­jenna Europa była wówczas dosyć czerwona. Nawet angielscy konserwatyści urzeczywistniali hasło: nie będzie powrotu do kapitalizmu międzywojennego! Laburzyści mówili zaś otwarcie o zamiarze tworzenia socjalistycznej Wielkiej Brytanii. W pierwszych latach powojennych występowała na całym świecie nadzieja, że sojusz ZSRR z mocarstwami zachodnimi będzie trwałym fenomenem i że pociągnie to za sobą stopniową ewolucję systemu radzieckiego w kierunku demokratycznym. Także PPR, której członkiem został T. Szczurkiewicz, nie była ani formalnie, ani realnie partią komunistyczną. Komuniści typu stalinowskiego odgrywali w niej rolę kierowniczą. Ale mówili oni, bezpośrednio po wojnie, o polskiej drodze do socjalizmu, o gospodarce mieszanej, o prawie do istnienia różnych partii robotniczych i wielu partii demokratycznych. Podkreślali, że demokracja ludowa nie jest dyktaturą proletariatu w ogóle, a dyktaturą proleta­riatu typu radzieckiego w szczególności. Odrzucali kołchozy jako perspektywę rozwojową wsi polskiej. Demonstrowali swoje przywiązanie do tradycji narodo­wych. Czerwone sztandary PPR i PPS uświetniały nabożeństwa niedzielne. Było w tym wszystkim wiele wyrachowania taktycznego i obłudy, lecz nie można do tego sprowadzić postawy nie tylko wszystkich członków wielotysięcznej PPR, ale nawet postawy komunistycznego kierownictwa tej partii. Wierzyło ono bar­dziej w towarzysza Stalina niż w komunizm. Gdyby Stalin kazał im przekształcić PPR w partię chrześcijańsko-demokratyczną i budować kapitalizm z ludzką twarzą, wg wskazań encyklik papieskich, to gorliwie i z głębokim przekonaniem wewnętrznym uczyniliby to natychmiast. Podjęliby też natychmiast walkę z marksistowsko-lewicowymi wrogami z PPS.

T. Szczurkiewicz, będąc członkiem PPR i do końca życia członkiem PZPR, [36] nigdy nie stał się marksistą, ani w pejoratywnym, ant w pozytywnym sensie tego słowa. Przez cały okres socjalizmu stalinowskiego i poststalinowskiego Szczurkiewicz pozostał wierny poglądom socjologicznym, które wypracował już przed wojną. Zasadnicze treści teoretyczno-metodologiczne Studiów socjologicznych. wydanych w latach 1969 i 1970, pokrywają się z treściami Rasy. środowiska, rodziny opublikowanej w 1938 roku (Szczurkiewicz, 1938). Zawarta w Studiach rozprawa pt. Wpływ Lenina na socjologię zachodnią jest pracą o marksizmie, nic zaś rozprawą marksistowską. Prezentuje się w niej raczej opinie socjologów zachodnioniemieckich o Leninie niż myśl autora Państwa a rewolucji. Więcej poświęca się w niej uwagi poglądom G. Sorela i V. Pareta niż Lenina (por. Szczurkiewicz, 1969: 208-235).

Dla zrozumienia losów socjologii polskiej w okresie socjalizmu stalinowskie­go i poststalinowskiego oraz postaw uczonych tej epoki o wiele większą wartość ma stosowane w Zniewolonym umyśle przez Czesława Miłosza pojecie Ketmana niż upraszczające bezlitośnie rzeczywistość schematy dzisiejszej propagandy i ideologii (por. Miłosz, b.d.w,: 36-50). Dla Szczurkiewicza marksizm stalinowski i poststalinowski był niczym więcej jak Ketmanem pracy zawodowej i środkiem obrony samodzielnie i rzetelnie wypracowanych idei socjologicznych przed — jak pisał Gobineau — zaślepieniem, szaleństwem i złośliwością tych, których Bóg wprowadził w błąd (Miłosz, b.d.w.: 37). Ci, którzy pretendują dziś do roli prokuratorów oskarżających ludzi dramatycznej epoki, powinni przynajmniej pamiętać, że wypowiedzi pochodzących z takiej epoki nie powinno się interpre­tować z „tępą dosłownością” (Gombrowicz, 1985:26).

W okresie stalinowskim nie utożsamiano bynajmniej socjologii z socjologią marksistowską i nie dokonywano pozytywnej krytyki zastanej socjologii z pozycji materializmu historycznego, z zachowaniem prawa do istnienia i rozwoju innych kierunków teoretycznych, co postulował i zakładał jako rzecz oczywistą (być może naiwnie) Szczurkiewicz na łódzkiej konferencji, i co tak gorszy Wincła­wskiego. Wyeliminowano natomiast wszelką socjologię z programu studiów aka­demickich. Nazywanie materializmu historycznego socjologią, jak to czynił Szczur­kiewicz w Łodzi, mogło nawet pociągnąć za sobą oskarżenie o bucharinizm.

„Za zbędną lub wręcz szkodliwą — zauważa Jerzy Szacki — uznano socjo­logię jako taką, czego dodatkowym świadectwem jest to, że przedmiotem ideo­logicznego ataku stała się również socjologia marksistowska, mająca w Polsce świetną tradycję” (patrz s. 462).

Stalinizm obawiał się wszelkich badań empirycznych, albowiem właściwa mu ideologia zaludniała pozamyślowy świat idolami, tworami czystej myśli i fantazji. Zanim stalinizm przystąpił do krytyki prac empirycznych, prowadzonych w Pol­sce [37] za pomocą przesłanek teoretyczno-metodologicznych wypracowanych przez Znanieckiego i jego uczniów, rozprawił się w ZSRR — i to za pomocą tak prostych środków jak kula i Gułag — ze wszelkimi próbami badań terenowych, które były inspirowane przez marksizm i materializm historyczny. Umieścił też wśród ksiąg wyklętych dzieła tych marksistów radzieckich, którzy usiłowali w pierwszym porewolucyjnym dziesięcioleciu nadać materializmowi historycz­nemu charakter mniej lub bardziej naukowy oraz konfrontować teorię Marksa z rzeczywistością empiryczną. Ale nawet w latach stalinizmu istniały w Polsce pewne sposoby zapewniania realnego istnienia socjologii, która została urzędowo zniesiona i potępiona. Stosował je Tadeusz Szczurkiewicz w swojej działalności naukowo-dydaktycznej. Świadczą o tym zarówno opublikowane w Krytyce wspo­mnienia jego studentów, jak i dokumentacja opracowana przez Ewę Kiełczewską i Aurelię Szafran (Kiełczewską, Szafran, 1981: 285-329). Jeden ze sposobów zapewniania realnego istnienia nie istniejącej formalnie socjologii polegał na prowadzeniu badań empirycznych i przygotowywaniu studentów do prowadzenia takich badań. Z ww. dokumentacji dowiadujemy się, że Szczurkiewicz nie za­przestał w okresie stalinizmu promowania prac opartych na badaniach empirycz­nych. W 1950 roku powstały pod jego kierunkiem dwie prace doktorskie. Obie miały charakter teoretyczno-empiryczny. Józef Kwiatek poświęcił swoją tezę doktorską klasowemu charakterowi procesów integracyjnych i dezintegracyjnych wśród ludności wiejskiej Ziem Odzyskanych. Autorem drugiej pracy doktorskiej był Janusz Ziółkowski. Miała ona tytuł: Rozwój demograficzny Katowic i Sosnow­ca na tle warunków gospodarczych i społecznych. Pierwszą rozprawę doktorską uważał promotor do końca swego życia za słabą. Stalinowska teoria klas, po­dobnie jak jej późniejsze modyfikacje, które przetrwały w naszej socjologii i ekonomii politycznej do ostatnich dni realnego socjalizmu, nadawała się raczej do fałszowania niż poznawania rzeczywistości społecznej. O drugiej pracy do­ktorskiej Szczurkiewicz wypowiadał się zawsze z uznaniem. Wcześniej, w 1947 roku doktorem Szczurkiewicza został Józef Burszta. Tytuł jego pracy brzmiał: Ruchliwość społeczna na wsi małopolskiej. Studium wsi Grodzisko w powiecie łańcuckim. W latach stalinizmu uczyli się w Uniwersytecie Poznańskim dobrego rzemiosła badań empirycznych liczni studenci. W 1949 roku pod kierunkiem Szczurkiewicza prace magisterskie napisało 8 osób; aż 7 prac było opartych na badaniach empirycznych. W 1950 roku 7 spośród 16 prac przypadało na prace empiryczne. W 1951 roku za prace empiryczne uzyskało magisterium 13 spośród 29 studentów. W 1952 roku, a więc w szczytowej fazie stalinizmu, prof. Szczur­kiewicz wypromował aż 49 magistrów, z tego 12 na podstawie prac empirycz­nych. [38]

Analiza tematów prac magisterskich, pisanych u Szczurkiewicza w lalach stalinizmu, wskazuje na inne formy realnego istnienia socjologii w Uniwersytecie Poznańskim w epoce formalnoprawnej likwidacji studiów socjologicznych w Polsce. Studenci Szczurkiewicza nie zostali wówczas pozbawieni możliwości poznania klasycznych dokonań socjologii nowoczesnej. Pisali prace magisterskie o socjologii Pareta i Vierkandta, o teorii przyezynowości MacIvera. o socjologii Spencera. W 1950 roku Andrzej Malewski obronił u prof. Szczurkiewicza prace magisterską pt. Socjologia wiedzy K. Mannheima a problemy socjologicznych badań nad nauką. Prowadzone były seminaria poświecone socjologii wiedzy i B. Malinowskiemu. Nie wszędzie jednak udało się ocalić tak znaczny jak w Poznaniu zakres swobody wyboru problematyki i zainteresowań badawczych. Nikt nie wymierzy tego, pisze Antonina Kłoskowska, co niektórzy młodzi bada­cze zyskali, a co stracili „zajmując się w ciągu sześciu lat najlepszych dla intelektualnego rozwoju zagadnieniami, do których nie byli najlepiej przygoto­wani (historia Odrodzenia, historia czasopiśmiennictwa XIX w.). Ale w końcu po 1956 roku do socjologii wrócili” (Kłoskowska, 1994:96).

Nie tylko Szczurkiewicz, lecz także Jan Szczepański zapewniał w okresie stalinizmu realne istnienia nieistniejącej formalnoprawnie socjologii. Świadczy o tym jego Socjologia. Została ona opublikowana w 1961 roku, ale oparta była na wykładach z lat 1947-1956. I nadal zasługuje ta książka na to, aby poznawać z niej fundamentalne tezy mistrzów myśli socjologicznej (Szczepański, 1961).

Przez cały okres stalinowski Szczurkiewicz zachowuje ukształtowane jeszcze przed wojną, krytyczne, ale i nie pozbawione życzliwości, zainteresowanie ory­ginalnym i twórczym marksizmem polskim. Przekazuje je studentom. Powstają więc pod jego kierunkiem prace magisterskie o L. Krzywickim i E. Abramowskim, o K. Kelles-Krauzie i S. Brzozowskim.

Kres totalitaryzmowi stalinowskiemu kładzie w ZSRR czas rządów Chruszczowa i Breżniewa. Dowodzi tego błyskotliwie Andrzej Walicki (Walicki, 1993: 344-399,1993a: 1-5). Radziecki system przechodzi do fazy, którą Arendt nazwała detotalitaryzacją (Arendt, 1993: 342-345), Z. Brzeziński zaś — autokratyzmem. (Brzeziński, 1989:252-258). Październik 1956 roku łamie w Polsce kręgosłup nie ukształtowanego jeszcze w pełni systemu totalitarnego. Stalinowski, katechizmo­wy marksizm nie tylko traci administracyjno-polityczną hegemonię w nauce, lecz staje się przedmiotem kpin. W naukach społecznych uzyskują stopniowo domi­nację szkoły i kierunki niemarksistowskie. Podlegają one oczywiście kontroli urzędowej doktryny partyjno-państwowej. Doktryna ta współokreśla proporcje między analizą obiektywną, krytyką oraz apologetyką socjalną i polityczną. Wyklucza jawny antykomunizm, antysowietyzm, antymarksizm i antysocjalizm. [39] Wykazuje jednak znaczną tolerancję, a nawet życzliwość, zwłaszcza po Marcu 1968, wobec prób przekształcenia obiegowych kierunków zachodniej socjologii akademickiej zarówno w główne narzędzie badań empirycznych, jak i w środek apologetyki socjalnej i politycznej. Istnieją wprawdzie w programach studiów akademickich obowiązkowe „przedmioty ideologiczne". Zalicza się do nich m.in, filozofię i socjologię. Jednak sposób ich wykładania zależy w rzeczywistości od przekonań teoretyczno-metodologicznych i ideowych samych wykładowców oraz ich bezpośrednich zwierzchników akademickich. Gdy moim przełożonym był w Toruniu T. Szczurkiewicz, mogłem całkowicie ignorować w czasie wykła­dów urzędowe wówczas podręczniki marksistowskiej filozofii i socjologii, a na­wet je krytykować. Po przejściu Szczurkiewicza na emeryturę, musiałem się tłumaczyć, dlaczego zastąpiłem na polonistyce wykład o podstawowych prob­lemach filozofii marksistowskiej analizą estetyki Oświecenia, Kanta, Hegla, Lukacsa, Ossowskiego (Ossowski, 1966) i modnego wówczas francuskiego strukturalizmu. Zarzucano mi też, że nie prowadzę wykładów wg zatwierdzonych przez ministerstwo podręczników.

Po Polskim Październiku Tadeusz Szczurkiewicz dystansuje się od wszelkich sporów, które przebiegały między marksistami i niemarksistami oraz wśród różnych kategorii marksistów. Nie odpowiadało mu polityczne i ideologiczne uwikłanie owych sporów. Pod różnymi szyldami, w tym także pod szyldem marksizmu, prezentuje na wykładach swoje własne, wypracowane jeszcze przed wojną i w czasie wojny, poglądy socjologiczne i filozoficzne. W wielu punktach są one bliskie, podobnie jak socjologia Znanieckiego (por. Kozyr-Kowalski, 1981:107-135), myśli Marksa i materializmowi historycznemu. Nie przepuściłem żadnej okazji, aby podkreślać to w swoich publikacjach. Szczurkiewicz odnosi się krytycznie do dominującego u nas po roku 1956 sposobu pojmowania i upra­wiania socjologii. Świadczą o tym jego rozprawy o ankietach i problemach socjologii ogólnej (Szczurkiewicz, 1969: 41-54, 327-447). Nie przepada jednak za marksizmem Polski popaździernikowej. Wie jednak, po doświadczeniach epoki stalinowskiej, że otwarta krytyka tego marksizmu nie będzie mogła być prowadzona w kategoriach czysto naukowych i teoretycznych. Doprowadzi do uwikłania się w sprawy doraźnie ideologiczne. Trzeba będzie się też liczyć z interwencją czynników partyjnych oraz z możliwością zastosowania sankcji politycznych i administracyjnych. Wkrótce własne doświadczenia przekonały mnie o trafności tych opinii. Poświęcę teraz trochę uwagi poznanym osobiście obyczajom epoki jakościowo odmiennej i stosunkowo łagodnej w stosunku do epoki, w której przyszło Tadeuszowi Szczurkiewiczowi wypowiadać różne sądy o marksizmie i o kwestiach ideologiczno-politycznych, m.in. po to, aby nie [40] pojmować niczyich słów pochodzących z czasów stalinowskich w sposób, który Gombrowicz nazwał tępą dosłownością. 

 

Obyczaje epoki i przygody dialektyki

 

Marzec 1968 i Grudzień 1970 spowodowały zamieszanie na froncie ideologicz­nym. Wykorzystałem to, by napisać podręcznik materializmu historycznego. Opatrzyłem go tytułem: Dialektyka a społeczeństwo. Los nie pozwolił mi ukoń­czyć tego podręcznika. Nie ukazałby się on zapewne w ogóle w druku bez pomocy i współautorstwa profesora Jarosława Ladosza. Napisane przeze mnie części Dialektyki zostały zaaprobowane przez współautora. Stanowiły one próbę zasad­niczej, aczkolwiek pozytywnej i pośredniej krytyki dominujących w okresie poststalinizmu w Polsce i ZSRR sposobów pojmowania marksizmu i natury „realnego socjalizmu". Zakwestionowane zostały w Dialektyce m.in. idee, które głosiły, że socjalizm polski i radziecki znajdują się u progu bezklasowej wspól­noty, że pozbawione są one sprzeczności, że panuje w nich zasada jedności moralno-politycznej narodu, że klasa robotnicza Polski i ZSRR zapewniły sobie już dawno nie tylko godziwe i należne im miejsce w gospodarce i całym życiu społecznym, lecz nawet hegemonię społeczno-polityczną, że zmęczeni rolą „kla­sy panującej i dyktatorskiej” robotnicy podzielili się władzą z chłopami i inteli­gencją pracującą, tworząc państwo ogólnonarodowe, że kapitalizm nie ma już w Polsce żadnych zwolenników. Dialektyka była próbą zerwania teoretycznych i politycznych więzi, które ustanowił stalinizm, a wcześniej także Lenin, Trocki i Bucharin, między takimi pojęciami Marksa jak klasy, walka klas, dyktatura proletariatu, polityczni i literaccy przedstawiciele klas a terrorem, bezprawiem, ograniczaniem demokracji, praw obywatelskich, wolności robotników i innych klas ludowych, swobody wypowiedzi i badań naukowych, stosowaniem przemo­cy policyjnej, administracyjnej i ekonomicznej wobec nieprawomyślnych. Zosta­ła w tej książce przypomniana i rozwinięta Marksowska koncepcja humanistycz­nych i racjonalnych mediów wałki klasowej. Tak pojęta walka klasowa nie jest wymierzona przeciw ludziom, lecz jest walką o ludzi, i nie ma nic wspólnego nie tylko z policyjno-administracyjnym, lecz także z obiegowym pojęciem walki. Odniosłem do wszystkich ludzi sztuki i nauki rubaszne i zaprawione zbyt ciężkim dowcipem, lecz humanistyczne i wolnościowe w treści słowa Marksa, że poetów, nawet najlepszych, trzeba pieścić, aby mogli śpiewać. Wiele lat później stwier­dziłem z satysfakcją, że już V. Pareto krytykował utożsamianie walki klas z jej najbardziej barbarzyńskimi i zakładającymi przemoc przejawami. Socjolog ten [41] starał się też wykazać, że wałka klas nie musi wcale zakładać naruszania wolności i wartości prawnych, moralnych, humanistycznych i religijnych (por. Kozyr-Ko­walski, 1990: 197-214). Właściwe gilotyniarzom (guillotineurs) pojmowanie walki klasowej i dyktatury proletariatu ostro zwalczał przyjaciel Pareta, Georges Sorel (Sorel, 1921: 435). Po Marksowsku i Sorelowsku rozumiał walkę klas A. Waligórski, gdy wprowadził do swojego tekstu piosenki pt. Sierpień 80 słowa: „[…] gdy przestała nagle być sloganem dyktatura proletariatu, są w ojczyźnie rachunki krzywd, lecz nie obca dłoń je przekreśli [...]”.

Dialektyka została ukończona po grudniowym wystąpieniu polskiej klasy robotniczej przeciw socjalizmowi poststalinowskiemu. Miała charakter wyzywa­jąco prorobotniczy i propracowniczy, ale i antykapitalistyczny. Nie była jednak pozbawiona wiedzy teoretycznej i empirycznej o nowoczesnym kapitalizmie. Zawierała aluzyjną i bezpośrednią krytykę urzędowego nacjonalizmu i pałkarskiego „patriotyzmu", które rozpanoszyły się w ideologii i propagandzie czasów Gomułki oraz w okresie największych wpływów generała Moczara. Krytyka i pozytywne przezwyciężanie poststalinowskiego marksizmu i znacznej części urzędowej doktryny społecznej nie mogły łączyć się z szaleństwem politycznym. Musiały być okupione i osłaniane przed marksistami z urzędu i obowiązku służbowego zbyt częstym cytowaniem klasyków i powoływaniem się na polskie i radzieckie autorytety polityczne. To cytowanie klasyków prowadziło jednak do nieświadomego urzeczywistniania i wyposażania w humanistyczny sens hasła: The best Marxist is the dead Marxist. Każdy inteligentny czytelnik książki wiedział, że słowa, iż PZPR skupia politycznych i literackich przedstawicieli klasy robotniczej nie oznaczają, że tak jest rzeczywiście, lecz że tak być powinno. Przywołanie opinii Leonida Breżniewa i Edwarda Gierka, że w ZSRR i w Polsce istnieją klasy i różnice klasowe, stanowiło w Dialektyce jedynie punkt wyjścia analizy, która wykazywała prymitywizm urzędowej, przejętej od Stalina, konce­pcji zróżnicowania klasowego w społeczeństwach socjalistycznych. W koncepcji tej sprowadzano bogatą strukturę klasowo-warstwową Polski i ZSRR do jednej klasy robotniczej, jednej klasy chłopskiej i jednej warstwy inteligencji. Po sło­wach Gierka o „zaciekłej walce klasowej” w sferze nauki i ideologii pojawiały się rozważania podkreślające, że właśnie w nauce i kulturze walka klasowa nie może mieć nic wspólnego ani z zaciekłością, ani z walką w sensie policyjno-administracyjnym, a nawet potocznym (por. Kozyr-Kowalski, J. Ładosz, 1972: 250-256,272). Nie ukrywam, że w dniach grudniowych 1970 roku darzyłem szacun­kiem i sympatią Gierka i Breżniewa. Pierwszego za odsunięcie od władzy ekipy Gomułki, która przelała krew robotniczą „w imię reformy gospodarczej, dobra państwa i narodu". Drugiego za odmowę —jak powszechnie wówczas mówiono [42] — użycia Armii Radzieckiej w obronie Gomułki oraz odrzucenie Gomułkowskiej opinii, że strajki i manifestacje polskiej klasy robotniczej mają charakter kontr­rewolucyjny i są w swojej istocie dziełem wrogów socjalizmu, porządku społe­cznego, państwa i narodu. Jeśli ujmiemy sprawę w kategoriach czysto merytory­cznych, to pogląd Breżniewa i Gierka, iż w ZSRR i w Polsce istniały w tatach siedemdziesiątych klasy i różnice klasowe, był bliższy prawdzie niż sofizmaty gorliwych apologetów partyjnych i bezpartyjnych, z których miało wynikać nieistnienie w realnym socjalizmie stosunków i konfliktów klasowych.

Powoływanie się na wysokie autorytety polityczne nie przeszkodziło genera­łowi Szlachcicowi, w czasie, gdy pełnił nieoficjalnie funkcję li sekretarza KC PZPR, zaatakować Dialektyki jako książki zawierającej błędne i szkodliwe poli­tycznie idee, które rozbijają jedność moralno-polityczną narodu, osłabiają pań­stwo i szerzą lewactwo. Szlachcic uczynił to w przemówieniu wygłoszonym na zorganizowanej w KC naradzie pracowników nauki — członków PZPR. Zawiódł on jednak nadzieje grupy najbardziej zaufanych socjologów i filozofów warsza­wskich, która przygotowywała mu przemówienie. Liczyła ona na znacznie suro­wszą krytykę, wycofanie książki z obiegu wydawniczego oraz przykładne ukara­nie wydawców. Potem mówiono mi, że Szlachcic oskarżał jeszcze Dialektykę, na jakiejś wojewódzkiej naradzie partyjnej, o maoizm. Przedmiotem publicznej krytyki sekretarza KC była w tym samym czasie książka J. J. Wiatra, poświęcona marksistowskiej teorii rozwoju społecznego. Dla zachowania równowagi politycz­nej obciążono ją zarzutem odchylenia rewizjonistycznego i „prawicowo-burżuazyjnego".

Dzisiaj myślę, że to jakiś dobry duch podsunął mi wówczas pomysł powoły­wania się w Dialektyce na radzieckich badaczy i polityków. Po grudniu 1970 filozof z Uniwersytetu Warszawskiego, który miał w swoim czasie monopol na oficjalne, podręcznikowe ujęcie problemów marksistowskiej filozofii, a po Pol­skim Sierpniu lub nawet później stał się działaczem opozycji solidarnościowej, zarzucał mi na łamach bydgoskich „Faktów i Myśli", iż w książce o Weberze i Marksie cenię tych marksistów, których nie cenią towarzysze radzieccy, a nie cenię tych, których ceni się w ZSRR. Wytknął mi nawet jedno dobre zdanie poświęcone pracom francuskiego historyka filozofii, L. Goldmanna. Dowiedział się bowiem od bułgarskiego filozofa, iż Goldmann reprezentuje marksizm dosyć podejrzanej próby; równie podejrzanej, jak marksizm Gramsciego, Lukacsa i Brzozowskiego. Powiedziano mi wkrótce, że artykuł krytyka mojej książki został napisany dla „Nowych Dróg", co miało dodać powagi i mocy politycznej argumentom w nim zawartym. Nie został tam jednak opublikowany. Artykuł nie został też przyjęty do druku przez „Studia Filozoficzne". Ukazał się w bydgoskim [43] piśmie m.in. dzięki mojemu poparciu i prośbie. Nie ukrywam, że autor tego artykułu otrzymał w tymże piśmie taką odprawę polemiczną, na jaką sobie zasłużył.

Dialektyka zainteresowała Jana Strzeleckiego, o którym profesor Kłoskowska pisze w uwagach krytycznych o artykule Wincławskiego, że jest to jedyny znany jej socjolog-członek partii, który wychylał się „poza wszystkie linie wszystkich okresów” (Kłoskowska, 1994: 96). Muszę tu wtrącić uwagę, że miałem więcej szczęścia niż profesor Kłoskowska. Spotkałem kilka osób, członków i aktywistów PZPR, które bardziej reprezentowały interesy nauki i socjologii w partii niż interesy aparatu partyjnego w nauce i socjologii. Późniejszy autor książki pt. Socjalizmu model liryczny (Strzelecki, 1989) ocenił pozytywnie zawarte w Dia-lektyce ogólne określenie sprzeczności życia społecznego. Zgodził się z moją opinią, że zapewnienie współwłasności i współzarządzania robotnikom i pracow­nikom, bez utraty ogólnonarodowego charakteru własności środków produkcji, stanowi fundamentalny problem teoretyczny i praktyczny socjalistycznego spo­sobu produkcji. Zaaprobował tezę Dialektyki, że sprzeczność między mandatariuszami własności ogólnonarodowej a robotnikami i pracownikami jest typową dla socjalizmu sprzecznością. J. Strzeleckiego nie zadowoliła w pełni moja analiza pięciu sposobów przejawiania się tej sprzeczności, mimo że uznawał jej wartość empiryczną. Sądził on, że ukazuję rolę sprzeczności nie tyle w procesie rozwoju, ile regresu socjalizmu. Proponował, aby nadać problematyce sprzecz­ności w socjalizmie nową postać, zgodną z ogólnym, obecnym w Dialektyce, określeniem pojęcia sprzeczności w życiu gospodarczym i społecznym.

„Stanisław Kozyr-Kowalski —pisał w zakończeniu swojej recenzji Strzelecki —jest niewątpliwie jednym z najlepszych specjalistów z socjologicznego grona zdolnym do podejmowania tej problematyki. Dlatego mój niecierpliwy komen­tarz zwraca się, z krytyczną prośbą, właśnie do niego” (Strzelecki, 1973).

Wkrótce dostrzegłem w napisanych przeze mnie rozdziałach Dialektyki wiele wad, dotyczących nie tylko sposobu ujęcia socjalizmu, lecz także fundamental­nych kwestii teoretycznych. Przystąpiłem do pracy nad nowym podręcznikiem. Bieżące obowiązki sprawiły, że skończyło się wszystko na napisaniu dwóch rozdziałów. Dialektyka a społeczeństwo stanowiła jedynie krótki etap na drodze tworzenia własnego modelu materializmu historycznego i socjologii teoretycznej. Dosyć wcześnie przestałem z niej korzystać, przygotowując wykłady z socjologii teoretycznej oraz zalecać ją studentom jako lekturę do egzaminu.

W łatach 1972-1979 Dialektyka miała jednak cztery wydania. Musiało w niej być coś atrakcyjnego dla części wykładowców przedmiotu, który nosił urzędową nazwę: Filozofia i socjologia marksistowska. Nie byli to wykładowcy najgłupsi, [44] ani najbardziej konformistyczni wobec otaczającej rzeczywistości, ani tacy, którzy zdejmowali czapkę wtedy, gdy przechodzili nie tylko obok KC i KW, lecz także obok biura komitetu zakładowego PZPR. Dialektyka nie miała ani urzędo­wego, ani rzeczywistego monopolu na materializm historyczny, a tym bardziej na socjologię teoretyczną i prawdę. Wykładowcy socjologii marksistowskiej mieli do wyboru wiele innych podręczników. Mogli korzystać i korzystali z Filozofii marksistowskiej pióra dziesięciu autorów, z Głównych pojęć materializmu his­torycznego Z. Cackowskiego, z Marksistowskiej teorii rozwoju społecznego J.J. Wiatra, z Filozofii marksizmu-leninizmu A. Szeptulina lub Zarysu filozofii marksistowskiej A. G. Spirkina. We wszystkich prawie uczelniach funkcje pod­ręcznika filozofii i socjologii marksistowskiej pełniły też Elementarne pojęcia socjologii i Socjologia J. Szczepańskiego, prace L. Nowaka i J. Kmity, Współ­czesne społeczeństwo polskie. Wstęp do socjologii R. Dyoniziaka, J. Mikułowskiego-Pomorskiego i Z. Pucek, Ekonomia polityczna O. Langego, Społeczno-filozoficzne idee marksizmu L. Gilejki, R. Rudzińskiego i T. Stępnia, a także Studia socjologiczne T. Szczurkiewicza. W latach 1970-1980 funkcjonowało ponad dwadzieścia lokalnych podręczników i skryptów do przedmiotu: Filozofia i socjologia marksistowska (por. Czamota, Zybertowicz, 1984). Opracowywane one były na podstawie koncepcji bardzo różnych socjologów marksistowskich i niemarksistowskich, nie wyłączając koncepcji obecnych w wyklętych oficjalnie książkach Z. Baumana. Jego idee przejmowano bez powoływania się na nazwi­sko. Dialektyka uchodziła wśród części wykładowców za nosiciela tendencji „lewicowo-dogmatycznych", ale można było prowadzić i prowadzono wykłady i ćwiczenia na podstawie książki profesora Wiatra, której zarzucano odchylenie „prawicowo-burżuazyjne". Jeśli ktoś pragnął korzystać z podręcznika, który był pozbawiony wszelkich odchyleń teoretycznych, ideologicznych i politycznych, to miał do dyspozycji Filozofię marksistowską napisaną przez kolektyw dziesięciu autorów oraz książki autorów radzieckich.

Wbrew temu, co głoszą dzisiaj obiegowe ideologie, marksizmowi w Polsce popaździernikowej nie przysługiwała ani realnie, ani formalnie hegemonia aka­demicka. Nawet tam, gdzie usiłowano ją urzędowo ustanowić, wprowadzając obowiązkowe „przedmioty ideologiczne", marksizm, i to w przeróżnych swoich odmianach, był tylko jednym z wielu kierunków w polskich naukach społecznych. Nie uzyskał nigdy w naszym życiu akademickim takiej pozycji, jaka mu przysłu­giwała w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych na Zachodzie.

Jako współautor Dialektyki mogłem korzystać na wykładach z większej wol­ności niż inni badacze. Wiele lat przed Sierpniem 1980 wprowadziłem pojecie quasi-sposobów produkcji i posługiwałem się nim w przedstawianiu hitlero­wskich [45] i stalinowskich obozów pracy przymusowej. Po Polskim Sierpniu w ana­lizie systemu produkcji występującego w hitlerowskich i stalinowskich obozach koncentracyjnych powoływałem się systematycznie na Archipelag Gułag A. Soł­żenicyna. Książka Sołżenicyna była też empiryczną podstawą prezentacji klas obecnych w obozach pracy zniewolonej. Dopiero gdy urządziłem otwarte semi­narium poświęcone dyskusji nad Archipelagiem Gułag, a na tablicy ogłoszeń Instytutu Socjologii UAM ukazało się zaproszenie do udziału w tej dyskusji, sprawą zainteresowały się władze uczelni i służby specjalne. Padły zarzuty o            prowadzenie działalności antyradzieckiej i prowokację antyradziecką, gdyż termin seminarium zbiegł się przypadkowo z terminem otwarcia kolejnego zjazdu KPZR. Ale sekretarzem generalnym tej partii był już Michaił Gorbaczow, a wła­dze pozauniwersyteckie i uniwersyteckie nie składały się z gorliwych głupców. Mogłem więc bez żadnych trudności poświęcić problemom podjętym przez Sołżenicyna kilka wykładów. Nie były one bezkrytyczne wobec autora Archipe­lagu. Zaczynały się jednak od wielkiej pochwały jego książki i jego zasług w walce o to, aby ludobójstwo stalinizmu nigdy nie mogło się już powtórzyć.

Zainteresowań Marksem nie zawdzięczam T. Szczurkiewiczowi. Nie był on też inspiratorem moich prób pozytywnego przezwyciężania postmarksowskiego marksizmu, zwłaszcza ery poststalinowskiej, i prób tworzenia własnego modelu materializmu historycznego i socjologii teoretycznej. Szczurkiewicz ukazał mi jednak wielkość klasycznej socjologii niemieckiej. Wprowadził do bogatego świata myśli M. Webera i G. Simmla, F. Tönniesa i W. Sombarta, E. Troeltscha i K. Mannheima. To ci krytycy materializmu historycznego ujawnili mi siłę, niebezpieczeństwa i słabości teorii Marksa. Pomogli także dostrzec istnienie jakościowej różnicy między Marksem a późniejszym marksizmem i antymarksizmem z zawodu i powołania. Dopiero niedawno uświadomiłem sobie w pełni, że starałem się w swoich publikacjach urzeczywistniać, lepiej lub gorzej, taki typ podejścia do myśli Marksa, który zalecał Ossowski w zbiorze artykułów opubli­kowanych w Biblioteczce „Po prostu” pt. Marksizm a twórczość naukowa w spo­łeczeństwie socjalistycznym (Ossowski, 1957). Będąc jeszcze studentem Uniwer­sytetu Warszawskiego, napisałem o Ossowskiego pojmowaniu marksizmu ob­szerny i entuzjastyczny esej, który w ostatniej chwili został zdjęty przez cenzurę ze szpalt tygodnika studenckiego. Tygodnikiem tym było chyba „ITD"; jego redaktorem naczelnym był wtedy K. Dąbrowa. Nie znaczy to oczywiście, że uzyskiwałem takie same jak Ossowski wyniki dotyczące pojmowania myśli Marksa, a zwłaszcza jej znaczenia dla współczesnej socjologii. Swoje rozumienie materializmu historycznego i teorii Marksa określałem często pojęciem marksi­zmu „ortodoksyjnego". Traktowałem to pojęcie jako wyzwanie zarówno wobec [46] dogmatyzmu marksistowskiego i antymarksistowskiego, jak i wobec zależnej wciąż myślowo od dogmatycznych i epigońskich formuł heterodoksji marksistowskiej, a także jako wyzwanie wobec „wulgarnych", niesamodzielnych i apologetycznych wobec realnego socjalizmu i kapitalizmu tendencji myślowych, które występowały w polskiej i zachodniej socjologii niemarksistowskiej. W czasie wieloletniej współpracy i przyjaźni z Tadeuszem Szczurkiewiczem łączyło nas przekonanie, że przed epigonami i uproszczeniami należy bronić nie tylko Mar­ksa, lecz także każdego wielkiego myśliciela przeszłości i współczesności: Pla­tona i Arystotelesa, św. Augustyna i św. Tomasza, Kanta i Hegla, Comte’a i Spencera, Rickerta i Webera, Tönniesa i Sombarta, Parsonsa, Warnera i szkołę frankfurcką. 

 

Rozum marksizmu stalinowskiego

 

Jedynym publicznym zaangażowaniem się, w okresie popaździernikowym, Szczurkiewicza w sprawy o bezpośrednim znaczeniu politycznym był jego arty­kuł pt. W związku z referatem prof. J. Chałasińskiego na międzynarodowym kongresie socjologicznym. Tekst Szczurkiewicza został wydrukowany w „No­wych Drogach", w listopadzie 1959 roku. Publikujemy go w całości, aby utrudnić manipulacje jego treścią. Nadałem mu nowy tytuł: Socjologia polska a stalinizm.

Artykuł Szczurkiewicza powstał w niefortunnych okolicznościach. Opubliko­wano go kilka miesięcy po międzynarodowym kongresie socjologów w Stresie. Profesor Józef Chałasiński wygłosił tam referat pt. Sociology and Social Mythology in Post-war Poland. Treść tego referatu wywołała histeryczną reakcję tej części aparatu partyjnego, który zajmował się naukami społecznymi. Doprowa­dzono do podjęcia uchwały PAN, która pozbawiała Chałasińskiego pełnionych w tej instytucji funkcji. Odebrano mu chyba w tym czasie także stanowisko redaktora naczelnego „Kultury i Społeczeństwa". Większość moich kolegów — studentów Wydziału Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego — przyjęła zacho­wanie się władz jako dowód odwrotu od Polskiego Października i wyraz ograni­czenia wolności nauki. Nie przypadł nam też do gustu konformizm części środo­wiska naukowego ujawniony w obliczu decyzji kierowników frontu ideolo­gicznego.

Artykuł Szczurkiewicza nie wywarł żadnego wpływu na „sprawę Chałasiń­skiego", albowiem został napisany i opublikowany po wszczęciu i zakończeniu awantury o referat w Stresie. Nie inicjował też nowej nagonki na Chałasińskiego. Artykuł ten nie odznacza się specjalnymi walorami naukowymi. Nie jest on [47] w rzeczywistości merytoryczną krytyką tez zawartych w referacie Chałasińskie­go. Ma przecie wszystkim wartość dramatycznego dokumentu dramatycznej epoki. Wstępną jego część wypełnia typowo polityczne mumbo-jumbo. Odnoszę wrażenie, że słowa typu: paszkwil na przemiany społeczne w kraju, jakiemu celowi służył referat, dotyczący spraw rozstrzygniętych już przez partię — nie pochodzą od Szczurkiewicza, lecz zostały dopisane przez redakcję „Nowych Dróg". Takie bywały wówczas i później obyczaje. Szczurkiewiczowskie jest natomiast potępienie gorliwości w manifestowaniu stanowiska marksistowsko-leninowskiego, w wyklinaniu socjologii Znanieckiego. Znaczenie artykułu Szczurkiewicza z „Nowych Dróg” nie powinno być redukowane do roli faktu, który podważa stereotyp opisujący „realny socjalizm” w kategoriach podziału uczonych na partyjnych belzebubów i bezpartyjnych archaniołów. Artykuł ten jest przede wszystkim świadectwem przerażającej nędzy ówczesnej myśli mar­ksistowskiej oraz całkowitego podporządkowania abecadła materializmu histo­rycznego doraźnej propagandzie i walce politycznej. Rzuca on interesujące świa­tło na naturę marksizmu stalinowskiego. Wymagał ów marksizm narzucenia Chałasińskiemu, wybitnemu badaczowi losu klas chłopskich w przedwojennej Polsce i krytykowi ówczesnego systemu kapitalistycznego, opinii, że jego badania socjologiczne nie miały nic wspólnego z reprezentowaniem punktu widzenia poniżanych i znieważanych (Dostojewski), z występowaniem w roli teoretyczne­go przedstawiciela najbliższych proletariatowi klas społecznych. Wmawia mu się, że prawie cały jego dotychczasowy dorobek naukowy stracił w nowej rzeczywi­stości wszelką wartość. Nie tylko nie wznawia się Młodego pokolenia chłopów, lecz uważa się za wielki sukces marksistowskiego frontu ideologicznego to, iż autor tej książki wypisuje o niej „samokrytyczne” nonsensy. Nazywa ją dziełem antyrewolucyjnym, burżuazyjnym i idealistycznym. Artykuł Szczurkiewicza po­kazuje nam, że wybitni uczeni lękają się pojęcia „idealizm” jak diabeł święconej wody. Zgodnie dopatrują się w idealistycznym rodowodzie i charakterze socjo­logii F. Znanieckiego źródła nie jej siły, lecz tylko słabości. Miałem szczęście należeć do generacji, dla której zarzucanie idealizmu jakimś myślicielom, np. Deborinowi, Gramsciemu, Brzozowskiemu, nie mówiąc już o Platonie, Fichtem czy Heglu, stanowiło najlepszą zachętę do poznania ich pism. Bardzo podobały się nam słowa Lenina z Zeszytów Filozoficznych, że mądry idealizm jest o wiele bliższy marksizmowi niż głupi materializm. Sam Znaniecki podkreślał, że warun­kiem powstania empirycznych nauk o kulturze było uwolnienie się od wpływu metafizyki idealistycznej, odrzucenie „naukowo bezpłodnego stanowiska ideali­stycznego” (Znaniecki, 1988:31). Miał też prawo do budowania swojej socjologii dialektycznej (por. Kozyr-Kowalski, 1986), posługując się filozofią idealistyczną [48] jako heurystycznym narzędziem. I nie tylko jemu, lecz także Marksowi, nie mówiąc już o Marksowskich uczniach, zdarzały się idealistyczne poślizgi myślo­we. I zawsze będą się zdarzać każdemu teoretykowi społeczeństwa. Ale uwzględ­nijmy współczynnik historyczny. W latach stalinizmu nie była możliwa obie­ktywna i przychylna ocena Znanieckiego, tego w jednej osobie Gramsciego i Lukacsa, polskiej socjologii akademickiej, albowiem zarówno Lukacs. jak i Gramsci, a nawet Platon, Kant, Fichte i Hegel zostali umieszczeni na liście imion wyklętych. Nie jest chyba rzeczą czystego przypadku, że w tym samym roku, i tak późno, ukazuje się zarówno pierwsze wydanie w języku polskim Geschichte und Klassenbewusstsein (Lukacs, 1988), jak i wznowienie Wstępu do socjologii (Znaniecki, 1988). Na nie okrojone wydanie słynnych zeszytów więziennych Gramsciego musieliśmy czekać aż do upadku „realnego socjalizmu” (Gramsci. 1991). 

 

O Szczurkiewiczu i nie tylko o Szczurkiewiczu

 

Trwałe miejsce w dziejach socjologii polskiej zapewniła Szczurkiewiczowi wydana w 1938 roku książka pt. Rasa, środowisko, rodzina. Współczesnych socjologów zainteresują zapewne recenzje z tej książki, napisane przez Floriana Znanieckiego i Aleksandra Hertza. Włączyliśmy je do tej pracy zbiorowej. Dokumentem do badań nad socjologią polską lat powojennych są dwa listy Stanisława Ossowskiego do Szczurkiewicza, które dotyczą planów wydawania biblioteki socjologicznej.

Krytyka rozumu socjologicznego ukazuje się z okazji 100-lecia urodzin Ta­deusza Szczurkiewicza, które przypadło 20 listopada 1995 roku Nie jest ona jednak zwykłą księgą pamiątkową poświęconą zasługom osoby zmarłej. Stanowi próbę wykazania, iż myśl Szczurkiewicza pozostaje wciąż żywa i nadal może inspirować socjologię współczesną. Wielkie obszary tej myśli pozostawały dotąd nie znane większości naszych badaczy współżycia społecznego ludzi. Dlatego autorem części pierwszej Krytyki rozumu socjologicznego jest w zasadzie sam Szczurkiewicz. Część druga zawiera natomiast rozprawy, które ukazują aktual­ność określonych aspektów dorobku naukowego Szczurkiewicza lub korzystają z bezpośredniej i pośredniej inspiracji jego stylu myślenia. Janusz Ziółkowski podejmuje problematykę społecznych i instytucjonalnych impulsów i barier rozwoju socjologii. Władysław Markiewicz i Jerzy J. Wiatr podkreślają zbieżno­ści, które występują między Szczurkiewiczowską krytyką kierunku rasowo-antro­pologicznego a właściwym współczesnej nauce podejściem do kwestii roli czynnika [49] rasowego i biologicznego w życiu społecznym. Franciszek Krzykała próbuje włączyć myśl teoretyczną autora Studiów socjologicznych do proponowanego przez siebie modelu socjologii gospodarczej. Mirosław Nowaczyk przerzuca pomost miedzy dorobkiem Szczurkiewicza a etnocentryzmem krytycznym jako kierunkiem dzisiejszej teorii kultury. Krzysztof Kostyrko pokazuje znaczenie Szczurkiewiczowskiego pojęcia grupy społecznej dla badań nad sztuką. Konfron­tacji pewnych aspektów dorobku Szczurkiewicza z nauką współczesną dokonuje Jan Włodarek. Problemy bliskie zainteresowaniom Szczurkiewicza i jego stylowi myślenia podejmują w swoich rozprawach Jan Danecki i Janusz Goćkowski. Jerzy Szacki w artykule przedstawionym na konferencji poświęconej pytaniu: W służ­bie społeczeństwa czy władzy? — która odbyła się 9-10 listopada 1995 roku w UMK w Toruniu — analizuje z niepospolitym obiektywizmem losy socjologii polskiej w latach 1944-1989. Piszący te słowa stara się systematycznie sformuło­wać zasady socjologicznej analizy własności oraz ujawnić destrukcyjny wpływ fikcji prawniczych na myślenie socjologiczne. Paweł Ruszkowski przedstawia swoją drogę do odkrycia właściwego sensu dokonanej przez Szczurkiewicza krytyki badań ankietowych. Artykuł Jacka Tittenbruna poświęcony jest modzie na sondaże. Przedmiot rozważań Andrzeja Przestalskiego stanowi obyczaj jako kategoria teoretyczna socjologii Tönniesa. Socjologię tę Szczurkiewicz dobrze znał i cenił. Jerzy Heymann dokonuje charakterystyki własnościowego paradyg­matu zróżnicowania społecznego.

Krytyka rozumu socjologicznego zawiera rozprawy uczonych polskich zwią­zanych z uczelniami zagranicznymi. Po raz pierwszy publikujemy w tłumaczeniu polskim fragment książki Janiny Markiewicz-Lagneau pt. La formation d'une pensée sociologique. Autorka, przedwcześnie zmarła profesor Uniwersytetu Pa­ryskiego, opatrzyła swoje rozważania poświęcone Tadeuszowi Szczurkiewiczo­wi śródtytułem: Socjologia socjologii. Córka Floriana Znanieckiego i profesor uniwersytetu, Helena Znaniecka Łopata zajmuje się w swoim studium m.in. ideologicznie i klasowo zdeformowanymi wyobrażeniami, które dotyczą kobiet, ich roli społecznej i zajęć zarobkowych. Takie wyobrażenia wytwarzają w Ame­ryce zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy współczesnego ruchu feministyczne­go. Stanisław L. Andreski, profesor uniwersytetu w Reading oraz autor Social Sciences as Sorcery, książki, w której krytykuje się rozum socjologii zachodniej w stylu przypominającym styl Szczurkiewicza (Andreski, 1972), dokonuje tym razem analizy nowych dogmatów, które pojawiły się w świadomości społecznej i w nauce po upadku „realnego socjalizmu". Feliks Gross z City University of New York, autor głośnej przed wojną i wznowionej w 1986 roku książki o kulturze proletariatu (Gross, 1986), zastanawia się w swoim studium nad pytaniem: Gdzie [50] i kiedy zatrzymała się rewolucja rosyjska? oraz nad pytaniem ogólniejszym: Gdzie i kiedy zatrzymują się rewolucje?

Na trzecią część tej książki składają się wspomnienia współpracowników, uczniów i w swoim czasie studentów Tadeusza Szczurkiewicza. Zawierają one wiele ważnych informacji nie tylko o życiu i osobowości intelektualnej wybitnego polskiego socjologa, lecz także o czasach, w których uprawiał on socjologię. Teksty pióra Tadeusza Alka-Kowalskiego, Przemysława Bystrzyckiego, Zyg­munta Dulczewskiego, Stefana Słonińskiego, Teodora Śmiełowskiego, Janusza Tomaszewskiego, Tadeusza Trzcińskiego i Aleksandra Wesołowskiego dostar­czają nowych racji, które przemawiają na rzecz decyzji, aby tę pracę zbiorową opatrzyć tytułem: Krytyka rozumu socjologicznego.

Krytyka rozumu socjologicznego nie znalazłaby się w rękach czytelników bez współpracy i życzliwości wielu osób. Przynajmniej niektórym spośród nich chciałbym w tym miejscu serdecznie podziękować. Prof. dr hab. Stanisław Kowalik z Uniwersytetu im. A. Mickiewicza napisał recenzję wydawniczą, w której sformułował wnikliwe uwagi i propozycje. Dr Tadeusz Zysk, wychowa­nek Instytutu Socjologii UAM, udzielał nam życzliwej i skutecznej pomocy w przezwyciężeniu licznych trudności łączących się z przebyciem przez książkę drogi od idei do materializacji wydawniczej idei. Niemało zawdzięcza ta książka pracy edytorskiej pani redaktor Zofii Domańskiej i pani redaktor Anny Kowal­skiej . Także staranna korekta, wykonana przez panią Halinę Golkę i panią Renatę Stachowiak, przyczyniła się do nadania książce jej ostatecznej postaci.

 

Poznań, luty 1996

 

Bibliografia

 

Andreski Stanisław (1972), Social Sciences as Sorcery, London.

Arendt Hannah (1993), Korzenie totalitaryzmu, t. 1-2, przeł. M. Szawiel, D. Grinberg, Warszawa:

Niezależna Oficyna Wydawnicza. Berger Peter L. (1995), Zaproszenie do socjologii, przeł. J. Stawiński, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.

Borgotta E. F., Borgotta M. L. (1992), Encyclopedia of Sociology, New York.

Brzeziński Zbigniew (1989), The Grand Failure: The Birth and Death of Communism in the Twentieth Century, New York: Charles Scribner's Sons. Comte Auguste (1961), Metoda pozytywna w szesnastu wykładach, przeł. W. Wojciechowska, Warszawa: PWN.

Comte Auguste (1973), Rozprawa o duchu filozofii pozytywnej. Rozpraw, o całokształcie pozytywi­zmu, przeł. B. Skarga, W. Wojciechowska, Warszawa: PWN.

Czarnota Andrzej, Zybertowicz Andrzej (1984), Marksizm polski w świetlepodręczników. „Warsztat". nr 5.

Gombrowicz Witold (1985), Dziennik 1953-1956, w: Dzieła, t. 7, Kraków: Wydawnictwo Literackie,

Gramsci Antonio (1991 ), Zeszyty filozoficzne, Warszawa: PWN.

Gross Feliks (1986), Proletariat i kultura. Warunki społeczne i gospodarcze kultury proletariatu, Warszawa: LSW.

Hegel Georg Wilhelm Friedrich (1994), Wykłady z historii filozofii, t. 1, Warszawa: PWN.

Heidegger Martin (1989), Kanta problem metafizyki, przeł. B. Baran, Warszawa: PWN.

Hirszowtcz Maria (1980), The Bureaucratie Leviathan: A Study in the Sociology of Communism, Oxford: Martin Robertson and St. Martin's Press.

Hirszowicz Maria (1986), Coercion and Control in Communist Society: The Visible Hand of Bure­aucracy, Brighton: Wheatsheaf Press.

Kant Immanuel (1957), Krytyka czystego rozumu, 1.1, Warszawa: PWN.

Kiełczewska Ewa, Szafran Aurelia, (1981), Działalność naukowa i dydaktyczna Katedry Socjologii i Instytutu Socjologii UP — UAM, w: A. Kwilecki (red.), 60 lat socjologii poznańskiej, Poznań: UAM.

Kołakowski Leszek (1966), Filozofia pozytywistyczna (Od Hume'a do Koła Wiedeńskiego), Warsza­wa: PWN.

Koralewicz Jadwiga, Białecki I., Watson (red.), (1987), Crisis and Transition: Polish Society in the 1980s, Oxford: Berg.

Kowalik Tadeusz (1965), Krzywicki, Warszawa: Wiedza Powszechna.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1967), Max Weber a Karol Marks. Socjologia Maxa Webera jako „pozytywna krytyka materializmu historycznego", Warszawa: KiW.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1969), Tadeusza Szczurkiewicza krytyka rozumu socjologicznego, „Studia Filozoficzne", nr 5.

Kozyr-Kowalski Stanisław, Ładosz Jarosław (1972), Dialektyka a społeczeństwo. Wstęp do materia­lizmu historycznego, Warszawa: PWN.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1975), Tadeusz Szczurkiewicz's Critique of Sociological Reason, „Dia-lectics and Humanism", No. 1.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1975a), „Gesellschaft ohne Wirtschaft": formy recepcji Maxa Webera w socjologii amerykańskiej, w: R. Bendix, Max Weber. Portret uczonego. Warszawa: PWN.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1976), Socjologia a filozofia w rozprawach Tadeusza Szczurkewicza, „Ruch Prawniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny", nr 1.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1981), Socjologia Floriana Znanieckiego a materializm historyczny, w: A. Kwilecki (red.), 60 lat socjologii poznańskiej, Poznań: UAM.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1982), O ideologii, Poznań: KAW.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1984), Marksizm a scholastyka pojęciowa, „Studia Socjologiczne", nr 1.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1986), The Dialectical Sociology of Florian Znaniecki and Historical Materialism, “Dialectics and Humanism", No. 1.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1988), Struktura gospodarcza i formacja społeczeństwa, Warszawa: KiW.

Kozyr-Kowalski Stanisław (1990), Pareto jako krytyk Marksa i ideologicznego pojmowania społe­czeństwa, „Ruch Prawniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny", nr 3-4.

Kwilecki Andrzej (red.), (1981 ), 60 lat socjologii poznańskiej, Poznań: UAM.

Lange Oskar (1961 ), Pisma ekonomiczne i społeczne 1930- i960, Warszawa: PWE.

Lukâcs György (1988), Historia i świadomość klasowa. Studia o marksistowskiej dialektyce, przeł. M. J. Siemek, Warszawa: PWN.

Markiewicz-Lagneau Janina (1982), La formation d'une pensée sociologique. La société polonaise de l'entre-deux- guerres, Paris: Edition de la Maison des Sciences de l'Homme.

Michels Robert (1911), Zur Soziologie des Parteiwesens in der modernen Demokratie. Untersuchun­gen [52] Uber die oligarchischen Tendenzen des Gruppenlebens, Leipzig: Verlag von Dr Wer?«, Klinkhardt.

Michels Robert (1968), Political Parties: A Sociological Study of the Oligarchial) Ttneemäet of Modern Democracy, New York, London: The Free Press, Collier-MacmiHan.

Merton Robert K. (1982), Teoria socjologiczno i struktura społeczno, przeł. E. Morawska, Wertenstein-Żuławski, Warszawa: PWN.

Mills C. Wright (1959), The Sociological Imagination. New York: Oxford University Press.

Miłosz Czesław (b.d.w), Zniewolony umysł, wydanie powielaczowe.

Ossowski Stanisław (1957), Marksizm i twórczość naukowa w społeczeństwu socjalistycznym. (Arty­kuły z lat 1947-1956), Biblioteczka „Po Prostu", Warszawa: KiW.

Ossowski Stanisław (1966), U podstaw estetyki. Dzieła, 1.1, Warszawa: PWN.

Schopenhauer Arthur (1976), Erystyka czyli sztuka prowadzenia sporów, Kraków: Wydawnictwo Literackie.

Schopenhauer Arthur (1994), Świat jako wola i przedstawienie, 1.1, przeł. Jan Garewicz, Warszawa: PWN.

Skarga Barbara (1966), Comte, Warszawa: Wiedza Powszechna.

Skarga Barbara (1973), Wstęp, w: A. Comte, Rozprawa o duchu filozofii pozytywnej. Rozprawa o całokształcie pozytywizmu. Warszawa: PWN.

Sorel Georges (1921), Réflexion sur ła violence, Paris: Marcel Rivière.

Sorokin Pitirim A. (1956), Fads and Foibles in Modem Sociology and Related Sciences, Chicago: Regnery.

Spencer Herbert (1896), The Study of Sociology, New York: D. Appleton and Company.

Szacki Jerzy (1981 ), Historia myśli socjologicznej, cz. 1, Warszawa: PWN.

Strzelecki Jan (1973), Nienasycenie, „Literatura", nr 5.

Strzelecki Jan (1989), Socjalizmu model liryczny. Założenia o rzeczywistości w mowie publicznej. Polska i 975- J 979, Warszawa: Czytelnik.

Szczepański Jan (1961 ), Socjologia. Rozwój problematyki i metod. Warszawa: PWN.

Szczepański Jan (1976), Poglądy teoretyczno-metodologiczne Tadeusza Szczurkiewicza, „Ruch Pra­wniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny", nr 1.

Szczurkiewicz Tadeusz (1931), Sugestia społeczna, Poznań: maszynopis pracy doktorskiej.

Szczurkiewicz Tadeusz (1938), Rasa, środowisko, rodzina. Szkice socjologiczne. Warszawa, Poznań: Polski Instytut Socjologiczny.

Szczurkiewicz Tadeusz (1969), Studia socjologiczne. Warszawa: PWN.

Walicki Andrzej (1993), Zniewolony umysł po latach. Warszawa: Czytelnik.

Walicki Andrzej (1993a), Zrozumieć przeszłość, „Nowe Książki", nr 10.

Weber Max (1956), Wirtschaft und Gesellschaft. Grundriss der verstehenden Soziologie. Tübingen J.C.B. Mohr (Paul Siebeck).

Weber Max (1968), Gesammelte Aufsätze zur Wissenschaftslehre, Tübingen: J.C.B. Mohr (Paul Siebeck).

Weber Max (1989), Polityka jako zawód i powołanie, przeł. P. Egel. M. Wander. Warszawa: Niezależna Oficyna Wydawnicza.

Wincławski Włodzimierz (1990), Socjologia w Toruniu (Rozwój instytucjonalny), cz. 1, „Acta Universitatis Nicolai Copemici: Socjologia Wychowania” IX, Toruń: UMK.

Wincławski Włodzimierz (1994), Druga konferencja socjologów (w Łodzi 3-4 kwietnia 1949 roku). Przyczynek do sytuacji nauki polskiej w okresie stalinowskim, „Kultura i Społeczeństwo", nr 1, s. 73-93.

Wojtaszek Maciej (1987), Życie i działalność Tadeusza Szczurkiewicza Proca magisterska [53] napisana pod kierunkiem prof., dr hab. Andrzeja Kwileckiego, Poznań: Instytut Socjologii maszynopis.

Ziółkowski Janusz (1976), Socjologia socjologii, „Ruch Prawniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny nr 1.

Znaniecki Florian (197 i ), Nauki o kulturze. Narodziny i rozwój, przeł. Jerzy Szacki, Warszawa: PwN

Znaniecki Florian (1973), Socjologia wychowania, t. 2, Warszawa: PWN.

Znaniecki Florian (1988), Wstęp do socjologii, Warszawa: PWN.

[54]

0
0
0
s2sdefault